czwartek, 23 kwietnia 2015

22 kwietnia 2015


1. Mam dwie historyjki na później. Jedną strasznie śmieszną, drugą trochę straszną. Ani jednej, ani drugiej teraz nie opiszę. Ale postaram się to zrobić za jakiś czas. Gdybym zapomniał – w tym miejscu zostawię sobie podpowiedź. „Problem wykrywaczy metali”

Zacząłem czytać „Ubeka” red. Rymanowskiego. Mam poważne obawy, że Molke (pod takim poznałem go nazwiskiem) zrobił w konia autora. I to jest zła informacja. Chyba, że później coś się zmieni. Nie mam za bardzo czasu na czytanie, więc dokończenie chwilę mi zajmie. I to jest jeszcze gorsza informacja.

2. Naszła mnie dziwna konstatacja. W Nowej Soli stoi największy na świecie krasnal. Ma nawet certyfikat Guinnessa. Jest – nie bójmy się tego słowa – brzydki. Jak krasnal. Tylko bardziej. Bo jest wielki.
Wpadłem kiedyś na pomysł, żeby zrobić sobie krasnala większego o pięć centymetrów. Postawić w parku i złośliwie chichotać na myśl o prezydencie Nowej Soli, który w okolice swojego krasnala zainwestował jakieś worki pieniędzy.

Z sześćdziesiąt kilometrów na północ, w Świebodzinie stoi inna, przez jakiś czas największa na świecie figura. Też estetycznie dyskusyjna. Choć nie aż tak jak krasnal.
Obie figury generują ruch turystyczny. Z tym, że ta druga bardziej. O wiele bardziej W powstanie tej drugiej nie zaangażowano publicznych pieniędzy. I teraz zgadnijcie, która powoduje większy hejt. Której sensowność powstania jest bardziej podważana?
Krasnal vs Chrystus? Problem jak z pilotowego odcinka „South Parku”. Tylko pozbawiony właściwej serialowi głębi.

O świebodzińskim Chrystusie wszyscy opowiadają ten sam dowcip. Z tym, że nikomu się nie chce sprawdzić kiedy zbudowano „Tesco”. I to jest zła informacja.


3. Od rana było wiadomo, że MON podjął decyzję o zakupie Patriotów i francuskich helikopterów. Przy takich przetargach strasznie trudno jest cokolwiek ogarnąć, bo dziewięćdziesiąt procent dostępnych informacji generowane jest przed lobbystów. Nauczyłem się nie zastanawiać nad tym, co jest technologicznie lepsze, co gorsze, bo często się okazuje, że na dłuższą metę nie ma to znaczenia.
Dziesięć lat temu byłem redaktorem naczelnym serii „II wojna światowa [coś tam dalej w tytule było, ale nie pamiętam]”. Do książek dodawane były filmy produkcji Discovery. Jeden był o PzKpfw VI i M4. Znaczy o tym jak wyglądały pojedynki Tygrysa z Shermanem. Znaczy trudno to nazwać pojedynkami, bo na jednego Tygrysa potrzeba było trzech Shermanów. A może nawet czterech. Nie pamiętam. Wydawać by się więc mogło, że Tygrys był lepszym czołgiem. Ale z filmu wynikało, że niekoniecznie. Bo czasem najlepsza broń wcale nie jest najlepsza.

Kiedyś, po informacjach że będziemy się starać o Tomahawki. Mój wewnętrzny trol kazał mi się wdać w dyskusję z jednym z twitterowych specjalistów od bezpieczeństwa, kiedy ten załamał ręce nad decyzją i zaczął wychwalać jakieś francuskie odpowiedniki. Wieloletnie doświadczenie odebrało mi wiarę we francuską myśl techniczną. Francuscy inżynierowie potrafią zrobić ładne i ciekawe rzeczy. Ale jakoś zawsze się później okazuje, że jest z nimi coś nie tak.
Mój oponent wychwalał francuskie rakiety pisząc o ich bojowych zastosowaniach. Ja poddawałem je pod wątpliwość na podstawie przeczuć związanych z francuską elektroniką użytkową. W końcu doszło do wojny o Falklandy, kiedy Argentyńczycy z starszych francuskich rakiet zatopili jakieś brytyjskie okręty. Wypadało już sięgnąć do źródeł. No i przeczytałem, że obie rakiety okazały się być niewybuchami. Znaczy walnęły w okręty. Nie wybuchły. Tylko wylało się z nich paliwo i wybuchły pożary, który okręty zatopił.

No i właściwie tyle chciałem napisać o pomyśle kupowania francuskich śmigłowców. Które – jakby nie były świetne, są francuskie. I to jest zła informacja.
Gdyby były francusko-polskie to bym się pewnie nie czepiał.


Gdyby były francusko-polskie to bym się pewnie nie czepiał.



środa, 22 kwietnia 2015

21 kwietnia 2015


1. Zapomniałem już, że istnieją normalne samochody. I to jest zła informacja. Nie dość, że normalne, to jeszcze zużyte. Otóż wieziony byłem spory kawałek chyba ośmioletnią Octavią. Z dość dużą prędkością. Bardzo dobry kierowca. Ale chwilę mi zajęło zanim po każdym uderzeniu wiatru przestałem się oblewać zimnym potem.
Gdyby się ktoś zastanawiał‚ nad kupnem samochodu: zamiast siedmioletniej skody sugerowałbym dwudziestopięcioletnie BMW.

2. Zatonął kolejny kuter pełen uchodźców. Wielka tragedia. Kobiety, dzieci. Zginęło więcej ludzi niż mieszka w Wyśmierzycach – mazowieckim mieście. Całym mieście.
Z siedem lat temu, mój kolega naonczas strażnik graniczny wysokiej szarży próbował mi tłumaczyć, że istnieje problem imigracji z południa. Że my sobie nie zdajemy z tego sprawy, że granica morska Unii jest praktycznie nie do ochrony. I że, kiedy ktoś postawi nogę na europejskiej ziemi, to już nic go z tej ziemi nie usunie.
Z siedem lat temu. Kiedy na południe od morza Śródziemnego był względny spokój. Kiedy kraje leżące nad tym morzem z tamtej strony, miały swoje straże graniczne, którym się zdarzało strzelać do tych, którzy próbowali się przez strzeżone przez niech granice nielegalnie przedostać.
Z tego, co mówił można było wyciągnąć smutny wniosek, że tak, czy inaczej czeka nas utrata części naszych europejskich wartości. Bo albo imigranci nas zaleją. I przez to nasza rzeczywistość się zmieni na ich modłę. Albo zaczniemy strzelać do nielegalnych imigrantów, co jest sprzeczne z naszymi europejskimi wartościami. Tak, czy inaczej – jest słabo.
Z siedem lat temu to mówił. Zanim się wszystko pozmieniało.
Co teraz będzie? Zobaczymy. Południowa część Unii nie chce się sama zajmować tym problemem. Żąda solidarności. Kiedy Polska żądała solidarności w kwestii bezpieczeństwa wschodniego – ci z południa niespecjalnie się do niej kwapili.
Trudno. Nie możemy być małostkowi. Zwłaszcza, że Donald Tusk może mieć drugą kadencję. Więc może przyjmiemy sto tysięcy Syryjczyków. Wszyscy narzekają, że się kraj wyludnia. A tak – będzie jak znalazł. Tak, to jest sarkazm.
Unia Europejska powinna zrobić porządek w Syrii. Nie zrobi, bo do tego by trzeba wojsko wysłać jakieś. Decyzje podjąć. Plan mieć.
Łatwiej zapytać, które kraje na ochotnika przyjmą tych uchodźców. I to jest zła informacja.

3. Zużyłem cały internet T-Mobile. I to jest zła informacja. Znaczy dostałem SMS, że prędkość została ograniczona w związku z wykorzystaniem pakietu. Bez internetu się nie da, więc natychmiast zadzwoniłem do biura obsługi. Mówię, że chcę sobie dokupić jakiś pakiet danych, Pan sprawdza i mówi, że to niemożliwe, bo zużyłem cały maksymalny pakiet. No i się okazało, T-Mobile uważa, że nie da się więcej potrzebować niż 15GB. Chyba im, tam w tym T-Mobile, doradza minister Boni.  

wtorek, 21 kwietnia 2015

20 kwietnia 2015



1. W „Kawie na ławę” można było zaobserwować, że poseł Mastalerek odrobił pracę domową. Profesorowi Nałęczowi wypomniał, że ten wstępował do PZPR na chwilę po antysemickich czystkach. Protasiewiczowi [nie, nie burdę na lotnisku we Frankfurcie] sojusz Donalda Tuska z Januszem Korwin-Mikkem.
Poseł Kłopotek żądał telefonu prezydenta Komorowskiego do prezydenta Obamy. Prof. Nałęcz nazwał prezydenta Komorowskiego „zawodowym historykiem”. Chyba w „Stawiam na Tolka Banana” używano określenia „zawodowo”. Afirmatywnie.
Złą informacją jest, że nie mogę sobie przypomnieć kto z SLD brał udział w programie. Nie wiem tylko dla kogo ta informacja jest gorsza. Dla mnie, czy dla SLD.

2. Jacek Żakowski w „Loży prasowej”. I to jest zła informacja. Więcej nawet nie chce mi się pisać.

3. Ambasador Mull wygłosił oświadczenie w sprawie tego, co powiedział pan Comey. Nie jest to oficjalne zdanie amerykańskiej administracji.

Pan przywiózł samochód zastępczy dla Bożeny. Pan był bardzo miły. Samochód to Insignia. Z dieslem, który chyba ktoś wymontował z mercedesa beczki. Jeżeli Insignia to szczyt marzeń pracownika korporacji, to nie nadaję się na pracownika korporacji.
Zasadniczo wiedziałem o tym wcześniej, ale Insignia mnie jakoś w tym utwierdziła.
W Lidlu sprzedają precle piwne. Nie są najlepsze. I o jest zła informacja.

Komitet wyborczy Bronisława Komorowskiego wykupił reklamy na Niezależnej. To się nazywa determinacja.  

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

19 kwietnia 2015


1. Tak jakoś wyszło, że wczesne popołudnie spędziłem zerkając na trzy telewizory, na których szło TVN24, TVP Info i Polsat News. Telewizory były wyciszone. Przez cały czas wszystkie kanały puszczały zdjęcia faceta wleczonego przez policjantów nazywanych w sensacyjnych serialach kominiarzami.
Wlekli go z wykręconymi rękami, tak, jak się powinno niebezpiecznych ledwo opanowanych bandytów. Szedłem po wodę, pogłośniłem. Usłyszałem, że to jakiś narkoman, który zatłukł swoją córeczkę. Więc niby wszystko w porządku. Zły, niech ma za swoje. Niech mu jeszcze żebra połamią, albo jeszcze lepiej – niech go zastrzelą podczas próby ucieczki. Tylko może nie przed kamerami. Bo jeżeli robią to przed kamerami – ktoś z MSW mógłby to zobaczyć i zrobić im kłopot.
Przypomniało mi się, kiedy lat temu ponad dwadzieścia i trzy, jako młody fotoreporter „Gazety Krakowskiej” robiłem reportaż o nocnej pracy policjantów ze sklepu z policją na krakowskim Rynku. Kierował tam stary milicjant. Jak tylko przyszedłem, to zaczął narzekać, że przez dziennikarzy to on ma przegwizdane, bo ktoś go opisał, że źle traktuje zatrzymanych. I teraz ani premii, ani awansu. Ponarzekał. A później pilnował, żebym nie zauważył niczego, co jest nie tak.
Przyprowadzili jakąś pijaniusieńką awanturującą się babę. Był problem z jej opanowaniem. Któryś z wprowadzających chciał ją walnąć, stary milicjant w ostatniej chwili go zablokował, wziął na siebie jej ciosy i z uśmiechem na ustach powiedział: panowie, kujcie z tyłu.
Dziś – mam wrażenie, że obecność mediów nie działa w taki sposób. I to jest zła informacja.

2. Poszedłem do sklepu Perełka, który nazywamy w domu „Przy Pięknej”, choć front ma przy Koszykowej. Rozczulił mnie gej, który robił w sklepie szoł. Z każdą ekspedientką był po imieniu. Każdej powiedział coś miłego. Jednej na ucho powiedział, że ma żydowskich przodków. Z drugą umawiał się na papierosa. Trzeciej coś szepnął o fryzurze. Cały sklep był jego. Muszę przyznać, że swoim świergotaniem poprawił mi nastrój.
Dlaczego piszę, że to był gej? Heteroseksualny mężczyzna nie byłby w stanie tak się zachowywać. Kobieta też. Jeden taki młodzieniec więcej może zrobić dla zwiększania akceptacji dla „odmienności” niż dwadzieścia marszy równości wspartych kolorową niepodległą i konwencją o zapobieganiu przemocy.
Mam wrażenie, że mało kto to rozumie. I to jest zła informacja.

3. Nagle wszyscy się dowiedzieli, że szef FBI dopisał Polskę do krajów współdziałających w Hololauście. Znakomita większość rodaków postanowiła wypowiedzieć wojnę USA.
Politycy zaczęli się licytować, kto bardziej walnie w Jamesa Comey'a. Debil, dureń, nieuk, idiota – określeń było więcej, wypowiadali je również ludzie pełniący wysokie funkcje państwowe.
Kandydat Palikot napisał list do prezydenta Obamy z żądaniem dymisji. Bogu dzięki nie prezydenta USA, ale jedynie szefa FBI.
Nie słyszałem – choć się bym nie zdziwił, gdyby takie zostały wygłoszone – żądań usunięcia amerykańskich żołnierzy z Polski. Słowem – zrobiło się ostro.
Stała się bardzo zła rzecz. Pan Comey może spróbować to naprawić. Może spróbować to naprawić amerykańska administracja. W poniedziałek pewnie pojawi się jakieś oświadczenie. Pytanie: na ile ta zła rzecz zmieniła coś w USA. Śmiem twierdzić, że miała zdecydowanie mniejszą siłę rażenia niż wyprodukowany po części za publiczne pieniądze film „Ida”.
Żyjemy w czasach, w których prawda ma mniejsze znaczenie niż narracja. Czasy te trwają już dość długo, ale dopiero teraz ludzie zaczynają sobie z tego zdawać sprawę.
Czy to, że szef FBI nie zna polskiej historii to wina amerykańskiej edukacji, czy raczej zupełnego odpuszczenia przez Polskę polityki historycznej? Czy mamy wieszać psy na ambasadorze Mullu, bez którego udziału nie pojawiłyby się w pod Warszawą Patrioty (sprawne), i (w sumie) tysiące żołnierzy i czołgami, transporterami, samolotami, śmigłowcami.
Czy raczej ktoś powinien zapytać co robi minister Omilanowska, Instytut Mickiewicza, PISF, MSZ? Co robi Ministerstwo Edukacji, bo obawiam się, że gdyby zrobić sondę wśród polskich gimnazjalistów to by się okazało, że wielu myśli jak pan Comey. Rodzice przeczytali im to w „Wyborczej”.
[A rodziny nie miały doświadczeń, jak kuzyni mojego dziadka, którzy pomagali ukrywającej się w lesie pod Lipnicą żydowskiej rodzinie. I rzecz nie skończyła się jak w „Idzie”.
Po wojnie się zrewanżowali. Kiedy jednego z kuzynów zwinęło UB, to jakiś krewny tej ukrywającej się rodziny, który był w tym UB jakimś kierownikiem, wziął mniejszą łapówkę i kuzyna udało się wyciągnąć.
Kiedyś pisał o tym red. Biedroń, który któregoś z tych kuzynów jest wnukiem.
]

Jeżeli Niemcy potrafią o nazizmie opowiadać w swoich szkołach przez historię Sophie Scholl, to nam powinno być łatwiej. U nas walczących z faszyzmem było tylu, że nie musimy po kilka szkół w jednym mieście obdarzać tym samym patronem.

Odpuściliśmy politykę historyczną. Chyba jedynym, który ją teraz rozsądnie prowadzi jest dyrektor Ołdakowski. Skromny urzędnik Stołecznego Miasta Warszawy. I to jest zła informacja.


niedziela, 19 kwietnia 2015

18 kwietnia 2015


1. Wstałem rano. Dość – jak na mnie – wcześnie. Metrem i autobusem dojechałem do Nissana przy Puławskiej.
Strasznie zadowolony z siebie pan, w spodniach koloru jednego ze sweterków Włodzimierza Czarzastego, za ponad 700000 zł. kupił sobie nissana GTR NISMO. Bardzo porządne auto. 600 koni. Strasznie z siebie zadowolony pan miał ładnie rozbudowaną masę mięśniową. Nie nabijam się. Zazdroszczę. Dostał od Nissana butelkę szampana. Chyba chodziło o to, żeby auto ochrzcił. Strasznie zadowolony z siebie pan głupi nie jest. Nie wylał. Schował. Jakoś te 700 tys. zarobił.

Red. Śliwa zauważył, że inne marki nie robią fet z okazji przekazania kluczyków. A niektóre sprzedają droższe auta.
NISMO pochodzi od Nissan Motor Sport. Można sobie kupić Juke NISMO. Ale w pakiecie nie ma zdjęcia na fejsbukowym profilu polskiego Top Gear. Juke NISMO jest za to z sześć razy tańszy i ma pięć razy mniej koni. Mimo wszystko wolę jednego GTR niż sześć Juke'ów. Ale gdyby posiadanie GTR-a wiązało się z koniecznością latania na siłkę, to chyba jednak bym zrezygnował.

Wracałem z red. Śliwą. Narzekał na 435i, że po mercedesie za słabe, za miękkie, za ciche i nie kręci. Wracaliśmy Dolinką Służewiecką. Zakorkowaną. Powiesiliśmy kilkanaście psów na polityce komunikacyjnej Miasta Stołecznego Warszawy. Odpowiedzialny za nią człowiek ponoć uchyla się przed udzieleniem red. Śliwie wywiadu. Właściwie nie powinien się bać, bo o tym, że jest idiotą i zajmuje się czymś, o czym nie ma specjalnego pojęcia wie chyba każdy w Warszawie kierowca. I to jest zła informacja.


2. Dzięki redaktorowi Śliwie zwiedziłem agorowy garaż. Nigdy wcześniej tam nie byłem i raczej się nie zanosi, żebym tam kiedyś trafił.
W holu grupa ludzi wciągała ponadnaturalnej wielkości figurę Wiedźmina walczącego z jakąś brzydką panią. Strasznie się męczyli.

Wpadłem do Faster Doga. Pawełek dyskutował z małżonką o tym, czy emigracja nie byłaby najlepszym wyjściem dla wokalisty Szpaka (który właśnie od nich wyszedł). Dyskutowaliśmy o wyborach i kandydatach. Pawełek logicznie doszedł do tego, że należy głosować na kandydatkę Ogórek. Z powodów seksistowskich. Oglądaliśmy różne zdjęcie i filmy. Z różnych czasów pani Ogórek.
No i później prześladowały mnie różne jej wersje. Czyli idąc ulicą ciągle jakąś widziałem. I to jest zła informacja.

3. Okazało się, że po 23 z Berlina przyjeżdżają dziewczyny. Przespacerowałem się na Centralny. Pociąg spóźnił się trochę. Przyjechało Pendolino z Krakowa nie wiem czy wysiadło 100 osób. Chyba taniej by było przywieźć ich wszystkich samolotem.
Makieta w piwnicy teatru Kamienica przypomniała mi jak wyglądał dworzec w 1939 roku. Kawał porządnej architektury. Lepszej niż dzisiejszy Centralny. To, że nie przetrwał to zła informacja.  

sobota, 18 kwietnia 2015

17 kwietnia 2015


1. Odwiozłem Bożenę i pojechałem na Głębocką, żeby odebrać regał. Łazienkowy. Wymyśliłem, że nie pojadę przez Targową i Radzymińską, tylko przez chyba Ząbki. I jakoś trafię.
No i zasadniczo się udało. To jednak były Ząbki, bo tam się zgubiłem. I znalazłem. Później pomylił mi się „Park Handlowy Targówek” z „Centrum Handlowym Targówek”. I to kilka razy. W końcu trafiłem. Pan w Jysku był miły, wszystko poszło szybko. 
Wracałem przez Bródno, koło cmentarza. Przypomniało mi się, że poprzednim razem byłem tam na pogrzebie pani Bodeckiej, naszej sąsiadki. Pani Bodecka co jakiś czas odbierała od kurierów kocie żarcie. Ja ze dwa razy zaprogramowałem jej dekoder Cyfrowego Polsatu. Co jakiś czas zamieniliśmy ze dwa słowa. No i pewnego dnia zachorowała i szybko umarła. Teraz w jej mieszkaniu jest biuro. Łażą jacyś ludzie po schodach. Palą papierosy. Generalnie dom schodzi na psy. Bo biuro jest jeszcze więcej. A sąsiadka z góry wynajmuje jakiejś obcej rasowo młodzieży, która czasem robi naprawdę poważną imprezę.
Pani Bodecka by te imprezy słabo znosiła. Bo przeszkadzały jej hałasy. Choć na nasze domowe, dość głośne wymiany zdań jakoś nie narzekała.
Teraz to się nawet spokojnie pokłócić nie można, bo za ścianą siedzą pracownicy biurowi.
W dzień śmierci pani Bodeckiej byłem na torze w Poznaniu na Porsche Roadshow. Udało mi się osiągnąć chyba największą prędkość w życiu. Nienacki w „Panu Samochodziku” kłamał. Znaczy opisy prędkości są excusez le mot – z dupy. Zresztą podobnie jak opinie o tym, jak się zachowuje porządne auto powyżej 280 km/godz. serwowane przez ludzi, którzy nigdy 140 nie przekroczyli.
Strasznie dawno nie jeździłem porsche. I to jest zła informacja.

2. Wpadłem do Faster Doga. Pawełek wyprowadził już ze sklepu motocykl. Niestety podczas pierwszej przejażdżki odchromił mu się świeżo chromowany wydech. I jest niepocieszony z tego powodu. Będzie musiał oddać wydech do ponownego pochromowania. A motorem bez wydechu nie da się jeździć.
Sąsiada z lombardem zuchwale okradziono. Przyszedł młody człowiek, szukał pierścionka zaręczynowego, jak znalazł fajny, to go wziął i uciekł. Zmodyfikował w ten sposób pomysł na pozyskanie finansowania na land rovera dla Pawełka. W oryginalnej wersji złodziej miał porzucać łup, a myśmy mieli zarabiać na znaleźnym. Młodzieniec plan uprościł. A może to było to przestępstwo z miłości. Może się faktycznie chciał oświadczyć, a nie stać go było na odpowiedni pierścionek? Kto wie.

W końcu, po ponad dwóch tygodniach uaktywnił się likwidator z Hestii. Było bardzo miło. Ale padło hasło „szkoda całkowita”. I to jest zła informacja. Bez adwokata ani rusz.

3. Pojechałem na prezentację Galaxy S6. W związku z tym, że przeczytałem chyba wszystkie materiały prasowe Samsunga na temat tego telefonu nic mnie nie było w stanie zaskoczyć. No dobra, wrażenie robił wodzirej Prokop rzucający telefonem po podłodze. Wrażenie uczestniczenia w czymś idiotycznym.
Bo chyba nie o rzucanie chodzi. Raczej o ten moment, kiedy telefon wypada z rąk, spada na podłogę i rozlatuje się na trzy do czterech części. S6 tak nie zrobi. Bo S6 to taki iPhone. Pewnie lepszy, tylko z gorszym systemem operacyjnym. Bardzo dobrze leży w ręce. No i odpowiednio waży. I wygląda. Wieszczę sukces.
Wszystkich zaniepokojonych moją abstynencją uspokajam – już mi przeszła. Tylko zamiast mieszanek piłem Jacka Danielsa, którego zapijałem wodą. Wieloletnie doświadczenie imprezowego pijaka nauczyło mnie, że to najlepszy dla mnie sposób, by następnego dnia nie cierpieć.
Jedzenie dostarczał pan kucharz Sowa. Były nawet jakieś policzki, ale nie wiem jak smakowały, bo nie jem mięsa.
Krzysztof Ibisz, za każdym razem jak go spotykam wygląda młodziej. Ciekawy przypadek zupełnie jak Benjamina Buttona.
Wśród gości była pani przebrana za kandydatkę Ogórek. Nawet z podobnie rozwiązaną grzywką. Wszyscy ją nazywali Magda Ogórek, a ona protestowała. Mówiła, że jest kimś innym – sobą.

Ludzie są jednak strasznie dziwni. I to jest zła informacja.  

piątek, 17 kwietnia 2015

16 kwietnia 2015



1. Obudziłem się martwy. Znaczy żywy, bo bolało. Strasznie mi się chciało spać, ale spać się nie dało. Do tego wyraźnie czułem, że część z komórek nerwowych, które wykończyłem alkoholem jeszcze nie zdążyła odrosnąć. W końcu się zwlokłem z łoża boleści. Z Twittera wynikało, że pan Prezydent miał jakieś przemówienie, ale nie zdążyłem zobaczyć ni kawałka.
Kiedy włączyłem TVN24 na ekranie było napisane, że co piąty Polak chce uciec za granicę. Śmiesznie się to zestawiło z paskiem, na którym było, że Bronisław Komorowski podsumował swoją kadencję.
Jakiś czas później był Hangout z panem Prezydentem. Znaczy pan Prezydent odpowiadał na pytania, jakie zadawali mu eksperci przez youtubowy chat. Zacząłem słuchać, ale zasnąłem. Spałem póki nie obudził mnie dzwoniący telefon Przemysława Pająka. I to jest zła informacja, bo się obudziłem i słyszałem jak pan Prezydent próbuje nie powiedzieć, że zapomniał tytułu książki, jaką właśnie czyta.

2. Przez pewien zbieg okoliczności odwiedziłem Teatr Kamienica. Aktor Emilian mnie (z ekranu) denerwuje. Na żywo go nie widziałem, ale też by mnie pewnie denerwował. Mam tak z dwoma polskimi aktorami. Drugim jest taksówkarz z „Klanu”. Zagranicznych jest więcej, ale najbardziej – Eric Roberts.
W piwnicy teatru jest makieta kawałka Warszawy w sierpnia 1939 roku. Teraz miasto wygląda zupełnie inaczej. I trudno powiedzieć, że lepiej.
Makieta kończy się na alejach Jerozolimskich, więc nie ma moich okolic. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem doszedłem do siebie. Dolałem SVX-owi litr oleju Należało mu się. I to jest zła informacja. Pojechałem po Bożenę. Później odwiozłem auto bratu na Wiejską.
Wieczorem okazało się, że pani aktorka Dykiel pojechała prezydentowi Komorowskiemu w telewizorze. W tym, co mówiła nie było zbyt wiele odkrywczych rzeczy, ale przez chwilę cały mój twitterowy tajmlajn się był zagotował. Oglądałem ten program na stronie vod.tvp.pl reklamującej żele intymne. Nie czekaj. Zwiększ doznania.

czwartek, 16 kwietnia 2015

15 kwietnia 2015


1. Już nigdy nie wezmą do ust kropli alkoholu. Ale po kolei.
Rano pan Prezydent gościł redaktora Piaseckiego. Goszcząc redaktora Piaseckiego – gościł w programie redaktora Piaseckiego. Taki paradoks.

Pan Prezydent w łaskawości swojej zasugerował, że 20% społeczeństwa to świry, że stanowisko ambasadora dla Arabskiego to kara. Że Prezydent nie jest od tego, żeby wsadzać rządowi kij w szprychy. Czyli, ogólnie powinien podpisywać, co do podpisu dostanie.
I to jest generalnie zła informacja. Utrzymanie Kancelarii Prezydenta kosztuje z pół miliona dziennie. Troszkę dużo, jak na taki model omijania obowiązków.

Tajmlajn rzucił się na redaktora Piaseckiego w kwestii niezadanych pytań. Niesprawiedliwie, bo i tak udało się redaktorowi Piaseckiemu obnażyć pewne cechy pana Prezydenta.
Nawet bardziej, niż gdyby zaczął od pytania „Kiedy wreszcie poda się pan do dymisji i wycofa z wyborów”.

2. Przez cały dzień drugorzędne trole PO hejtowały red. Kolankę za to, że opisywał co się dzieje w Dudabusie. Głupie to było strasznie, bo kiedy red. Kolanko jeździł Bronkobusem robił to samo. Polsce racjonalnej najwyraźniej puszczają nerwy.
„Tygodnik Powszechny” zrobił Pawłowi Kowalowi kuku. Brzydkie kuku. I to jest zła informacja, bo nawet, gdyby to było zrobione nieświadomie, to by znaczyło, że władzę tam też przejęli idioci pozbawieni całkowicie wrażliwości.

Pojechałem po Bożenę, chyba bym znowu chciał pojeździć sobie jakimś mocnym autem. Chyba jednak wraca mi ochota na E31. Jeszcze chwila i będę tak stary, że mógł będę udawać, że mam ten samochód od nowości. Razem pojechaliśmy na Wiejską, gdzie ja wysiadłem a wsiadł mój brat.
Wysiadłem, żeby iść do Vitkaca (nie mogę się pogodzić z tym jaka to pretensjonalna nazwa) na prezentację nowych telewizorów Samsunga.

Na Żurawiej obtrąbił mnie red. Śliwa chyba w AMG-GT. Ak powszechnie wiadomo – nie jestem plotkarzem, więc nie napiszę w której motoryzacyjnej firmie na V pracuje dziewczyna z którą jechał.

Kiedy szedłem Bracką w Faktach po Faktach występowała pani prezydent Waltzowa. Nie widziałem więc niestety jak tłumaczyła na obrazkach, że pomnik światła to faszystowska symbolika. Nie wiem, co za idiota wymyślił jej ten przekaz i co wtedy robił dyrektor Zydel. Chyba ze wstydu się musiał zapadać pod ziemię. W każdym razie nie udało mu się uratować szefowej przed wpadką.
Czekam, aż teraz ktoś pojedzie, że rząd PO i PSL buduje autostrady. Zupełnie jak Hitler.

Telewizory SuperUHD. Opowiadał o nich operator Edelman redaktorowi Raczkowi, puszczając fragmenty nieszczęsnych „Kamieni na szaniec”. Mówił, że nowe telewizory są świetne, że widać na nich tak jak być widać powinno. I żeby oglądać filmy bez przerw, bo wtedy jeszcze lepiej widać o co chodziło operatorowi. Pamiętam, jak dwa lata temu się zastanawiałem skąd ludzie będą brać – przepraszam, za wyrażenie – kontent na telewizory 4K. Nowe Samsungi wyświetlają 4K z youtube.
Przeprowadziłem serię dyskusji na różne tematy. O tym, czy można kupić telewizor za 90 tys. złotych. O tym, czy kiedyś było fajniej. Z red. Raczkiem o polskiej edycji GQ, on zrobił projekt przed nami i chyba nikt mu nie powiedział, że jego projekt był nie do zaakceptowania dla panów podczas testu. Uważa, że wydawnictwo od początku wiedziało, że nic z tego nie będzie i wszystkie prace służyły tylko wykazaniu się przed niemieckimi właścicielami.
Z innej beczki – opowiedział też, że obserwuje pewien proces w filmach dokumentalnych, które przestają być dokumentalne. Twórcy ich oszukują. Udając, że coś jest prawdziwym dokumentem, a to inscenizacja. Upraszczam oczywiście. Ale wydaje mi się, że Eryk Mistewicz powinien zamówić u red. Raczka tekst o tym do „Nowych Mediów”, bo to kolejna odsłona procesu, który rozwala wiarygodność prasy – syndromu Kapuścińskiego.

Przy okazji upiłem się ginem, który serwował żonglujący flaszkami. Jeśli mam być szczery – niemożebnie mnie wyprowadzają z równowagi barmani, którzy poza szybkim nalewaniem mi do szklanki wykonują jakieś inne czynności.

3. Wyszedłem chwilę przed północą. Okazało się, że dzwonił do mnie kolega z podstawówki. Oddzwoniłem. I zamiast prosto do domu. Poszedłem gdzie indziej. No i tam do chyba trzeciej rozmawialiśmy o bardzo poważnych sprawach. Znaczy on mówił, bo ja już raczej bełkotałem. Niestety na koniec rozlał jakąś mocną nalewkę, która mnie dobiła. Jakoś udało mi się do domu dojść, ale już potrzebowałem asysty do otwarcia drzwi.
No i wczorajsza notka wygląda tak, jak wygląda bo pomiędzy słowami zasypiałem. Na krócej, bądź dłużej. Bóg mi świadkiem jak ciężka to była walka. Na wszelki wypadek wolę nie czytać, co napisałem.
W każdym razie nie zdecydowałem się, na to, żeby się nabijać z red. Skórzyńskiego, którego ktoś musi w Faktach nie lubić, bo kiedy mówił, że „jak wynika z sondażu dla Faktów, popularność od roku utrzymuje się na podobnym poziomie” na ekranie pojawiła się informacja, że rzeczona popularność wzrosła z 25 do 29 procent. No i chyba dobrze zrobiłem, bo by mi się mogły cyferki pomieszać.
W każdym razie już nigdy do ust nie wezmę kropli alkoholu. I to jest zła informacja.



środa, 15 kwietnia 2015

14 kwietnia 2015


1. Pierwszą rzeczą po przebudzeniu, jaką zobaczyłem był hejt red. Skórzyńskiego na ministra Kamińskiego. Hejt doprowadzony at hitlerum (bo jakże inaczej nazwać „hola-hola, zły człowieku”)
Mój brat, w łaskawości swojej pożyczył nam swojego SVX-a. Zachwycił się nim redaktor Jemielita, którego spotkałem na Wilczej. Rozmawialiśmy chwilę, aż zadzwoniła Bożena, żeby zasugerować, że nie ogarnia tego auta. Mój drogi brat, w miejsce oryginalnej automatycznej skrzyni wsadził manualną z Imprezy STI. Jak był łaskaw zauważyć red. Pertyński pedały w tym aucie zaprojektowano w sposób taki, żeby zasugerować użytkownikowi używanie specjalnego, wyczynowego obuwia. I to jest zła informacja, bo komu by się chciało specjalne obuwie kupować.

2. Cały dzień zajmowałem się czymś, o czym nie mogę napisać choć mnie skręca. I to jest zła wiadomość.

3. No i się w końcu doczekaliśmy nowej serii „Gry o tron”. Pierwszy odcinek był słaby. I to jest zła informacja. HBO nadało później „Dolinę Krzemową”. Pierwszy odcinek był dobry. Później była „Figurantka”. Próbowałem oglądać, ale mnie specjalnie nie wciągnęła. Tak sobie myślę, że nie ma specjalnej szansy, żeby zrobić polski „House of Cards”. Poziom polityki nie przystaje. Można by za to zrobić naszą wersję „Figurantki” no i by mogła być lepsza niż oryginał.

wtorek, 14 kwietnia 2015

13 kwietnia 2015


1. Zerwałem się na „Kawę na ławę”. Pan Czarzasty miał bardzo błękitny sweterek. Gościem niestety był poseł Szejnfeld. Sytuacja była o tyle interesująca, że walczył sam przeciw wszystkim. Była też pani Nowacka, która generalnie robi bardzo dobre wrażenie, do momentu, kiedy sobie człowiek przypomni, że wciąż jest związana z Palikotem. Co może świadczyć o jakimś pani Nowackiej upośledzeniu. I to jest zła informacja.
Najzabawniejszym momentem chyba było, kiedy poseł Mastalerek użył zwrotu „rządowe przecieki stenogramów”. Oburzył się wtedy poseł Sawicki – PSL proszę w to nie mieszać.
W brak związku PO z przeciekiem stenogramów wierzy już chyba tylko red. Piasecki. Albo przynajmniej tak mówi. Zresztą nie ma się czemu dziwić. Trudno, żeby dziennikarz zdradzał źródła własnej stacji. Nawet, gdyby to były źródła pełniące funkcje sekretarza stanu. Piszę – oczywiście – czysto teoretycznie.

2. Generalnie nie znoszę dnia wyjazdu. Muszę wtedy wykonać strasznie dużo czynności. A ja nienawidzę musieć. Zasiałem trawę w części odzyskanego parku. Ciekawe, czy coś z niej będzie, czy zjedzą ją ptaki. Złe informacje są dwie. Po pierwsze starczyło na 30% odzyskanego areału. [Areał – piękne słowo, pamiętam z Dziennika Telewizyjnego]. Po drugie – nie podlałem jej, bo nie mamy tak długiego węża, żeby tam dosięgnął. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

3. Mieliśmy ruszyć koło 17. Udało się ze dwie godziny później. Przyjechał po nas mój brat swoim SVX-em. Mam coraz lepsze zdanie o tym samochodzie, choć wolałbym, żeby miał zrobione tylne zawieszenie. Ale – żeby nie było – do marki Subaru raczej nic mnie nie przekona. Nawet to, że udało im się trzydzieści lat temu zrobić niezły samochód.
LPG kosztuje na autostradzie 50 groszy drożej, niż na mojej ostatnio ulubionej stacji (obok ronda Dudajewa). I to jest zła informacja, bo 50 groszy to ponad 20% ceny. Komuś zależy, żeby nikt autostradami nie jeździł, a autostrady to ponoć największy sukces dwudziestopięciolecia.  

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

12 kwietnia 2015


1. Wstałem, przeczytałem raz jeszcze tekst o Kandydacie, który (nie wiedzieć czemu – bo inne nie) wyświetlił mi się w całości w ramach bezpłatnego limitu tekstów ze strony Gazety.
Artykuł generalnie poprawił mi humor. Muszę przetrenować kilka rozwiązań formalnych zastosowanych przez autorów.

Coraz gorzej mi idzie lektura „Nocy żywych Żydów”. Do tego przyśniło mi się, że pod pseudonimem Znienacek ukrywa się właśnie Ostachowicz. I to jest zła informacja. Nienawidzę mieć realistyczne sny związane z polską polityką. W tym Ostachowicz, zresztą zupełnie do siebie nie podobny tłumaczył mi, że tak go denerwowali debile z otoczenia Premiera, że postanowił za pomocą Twittera odreagować.

Wieść gminna niesie, że rzeczony Ostachowicz cierpi obserwując jak właśnie rozwalany jest „Projekt” w który tyle energii zainwestował społecznie próbuje prowadzić kampanię PBK dzwoniąc do różnych redaktorów i namawiając do różnych publikacji.

2. Przyszedł do nas w odwiedziny Karol, syn sąsiada Tomka. Karol zaraz będzie miał z sześć lat, a od pewnego czasu jest moim ulubionym recenzentem testowych aut, którymi przyjeżdżam na wieś. Karol spał u dziadków. Dzień wcześniej przywiozłem go z Ołoboku, gdzie z kolei przywiozłem rower, żeby sąsiad Tomek mi zespawał.
W ciągu kilu ostatnich lat sąsiad Tomek ze spawacza pełniącego funkcje wiejskiego kowala rozwinął się tak, że teraz jest właścicielem firmy z siedmiocyfrowymi obrotami. A ja się jakoś do tego nie mogę przyzwyczaić i wciąż miewam do niego kowalsko-spawalnicze prośby.
Młodszy syn sąsiada Tomka – Bartek jest w szpitalu. I to jest zła informacja. Razem z mamą. Ma coś z płucami. Szpital w Świebodzinie nie ma oddziału dziecięcego. Szpital sprywatyzowany. Właściciel stwierdził, że się taki oddział nie opłaca. Jedno skrzydło stoi puste. Więc Bartek jest w oddalonym o 40 kilometrów Międzyrzeczu. W pierwszych słowach Karol stwierdził, że teraz tato go wychowuje. Jeździ z tatą do pracy.
Sąsiad Tomek jakoś sobie radzi, ale wyobrażam sobie jak by to było, gdyby nie mieli kasy, samochodu. Transport publiczny właściwie nie działa. Tory rozebrano już paręnaście lat temu. Czterdziestu kilometrów na rowerze się raczej nie przejedzie.
Razem z Karolem paliliśmy liście. Wiał ostry wiatr, więc paliły się szybko. Wygląda na to, że odzyskałem kolejnych kilkanaście metrów kwadratowych parku.

3. Pojechaliśmy do Tesco, żeby kupić chleb i totolotka. Gdybym był nowoczesnym artystą stworzyłbym dzieło. Mnóstwo kuponów lotto przyklejonych do dykty. Dzieło bym zatytułował „Utracone nadzieje”. Gdybym był nowoczesnym artystą, to pewnie bym to dzieło wystawił w Muzeum Sztuki Nowoczesnej (w budowie). Choć istnieje poważna obawa, że by mi tam któryś z kuratorów ukradł pomysł. 
Reklama baru w Tesco sugeruje, że Bobek Makłowicz tam gotuje. Chciałbym to zobaczyć.

Wieczorem kontynuowałem palenie liści, gałęzi i innych palnych reczy pochodzenia biologicznego. Przyszedł sąsiad Gienek. Teść sąsiada Tomka, dziadek Karola. Rozmawialiśmy o kołach dwumasowych. Lat temu z pięć kupił volvo V50. Miałem w tym swój udział, bo znalazłem to volvo na Allegro. Było tańsze niż średnia i do tego dwadzieścia kilometrów od Rokitnicy. Gienek kupił, okazało się, że koło dwunasowe jest do roboty. Dlatego auto było tańsze. Gienek zrobiłswoim volvo prawie 200 tys. kilometrów. Koło dwumasowe wciąż jest do roboty. W serwisie wymiana kosztuje z pięć tysięcy. I to jest zła informacja.  

niedziela, 12 kwietnia 2015

11 kwietnia 2015




1. Zbieram się od dawna, żeby spisać rozmowę, którą w listopadzie 2013 r. razem z kolegą Grzegorzem przeprowadziliśmy z Janem Sechterem. Jego Ekscelecją Janem Sechterem. Pana Jana poznaliśmy na dość idiotycznej imprezie zorganizowanej przez PR Kompanii Piwowarskiej sprzedającej u nas Pilsner Urquell (przypadkowo, acz niezbyt szczęśliwie) akurat w rocznicę wkroczenia oddziałów Ludowego Wojska Polskiego do Czechosłowacji. Pan Jan – czeski ambasador – wygłosił krótkie przemówienie, z którego zapamiętałem, że Czesi załatwili sobie niższą niż w reszcie Unii akcyzę na piwo, bo piwo to ich dobro narodowe.
Razem z kolegą Grzegorzem podeszliśmy do jego ekscelencji by wyrazić ubolewanie, że nie udało się jeszcze wyciągnąć konsekwencji wobec odpowiedzialnych za to, że w inwazji w 1968 roku wzięli udział polscy żołnierze. Pan ambasador wysłuchał nas spokojnie, po czym powiedział: Panowie, to już tyle czasu… Porozmawialiśmy chwilę o polityce, prezydentach, i samochodach. Politykę zostawmy, prezydent Klaus na Śnieżkę wychodził piechotą z jednym ochroniarzem, Komorowskiego wywoził BOR, a jeżeli chodzi o samochody to tylko Skoda.
Następnym razem spotkaliśmy się z jego ekscelencją na otwarciu jakiejś wystawy kartograficznej w Muzeum Geodezji. Wystawiane były czeskie mapy. Pan Jan przemówienie rozpoczął od żartu, że poprzednim razem tylu polskich i czeskich geodetów w jednym miejscu było chyba w Kotlinie Kłodzkiej w 1945 roku. Miałem wrażenie, że mało kto dowcip zrozumiał. W 1945 mieliśmy z Czechosłowacją regularną wojnę graniczną.
Później przeprowadziliśmy z panem Janem wywiad do „Malemena”. Jestem wciąż dumny z tytułu „Lech, Czech i już”. Kolega Grzegorz przypomniał, a pan Jan potwierdził, że w oryginale było tylko dwóch braci.
To właściwie zabawne (nie przyznam się przecież, że mnie to żenuje) pierwszym człowiekiem, który w jakiś wpłynął na mój stosunek do Czechów był Sapkowski. (Nie, nie chodzi o „Wiedźmina”). (Tak, chodzi o trylogię husycką). (Tak wiem, że to fantasy). Drugi był ambasador Sechter. Wyjaśnił, że oni wybrali inną drogę. Na czym ta droga polega. I że właściwie nie ma się z czego śmiać. To, że wciąż się tu naśmiewamy z Czechów jest po części efektem komunistycznej propagandy z 1968 roku. Realizowanej przez tak żenujące postaci jak red. Mazan. (Jeżeli nie wiecie o co chodzi to wasze szczęście)
Następnie się spotkaliśmy na raucie z okazji rocznicy odzyskania niepodległości. Z udziałem prezydenta (natenczas już byłego) Klausa. Rozmawiałem tam przez chwilę z policjantem z Nachodu. Misiowaty gość. W typie Rumcajsa. (zdecydowanie bardziej niż ja).
Siwego Rumcajsa. Powiedział, że jeżeli zwiedzać Pragę, to o czwartej nad ranem. Bo wtedy na ulicach nie ma tych pierdolonych ruskich turystów.
Nabijamy się z czeskiej spolegliwości, a kiedy Rosja zajmowała Krym w Warszawie, pod ambasadą protestowało z 300 osób. A w Pradze 10000.
Ostatnie spotkanie było parę dni później. Dowiedzieliśmy się, że pan Jan wyjeżdża z Polski i umówiliśmy się na podsumowującą rozmowę. No i tak wyszło, że większa jej część dotyczyła 10 kwietnia 2010 roku. No i nie mogę tej rozmowy teraz zacytować, bo się umówiliśmy, że będzie autoryzowana. I jak normalnie uważam, że autoryzacja to wymysł diabła, tak tu robię wyjątek.
W każdym razie wbrew temu, co niektórzy sądzą 10 kwitnia 2010 to data, która dotyka nie tylko Polaków. I nie chodzi mi o kurtuazję.
Powinienem był spisać tę rozmowę wcześniej, wysłać panu Janowi do Wiednia, gdzie teraz jest ambasadorem i teraz gdzieś, choćby tu opublikować. Nie zrobiłem tego i to jest zła informacja.

2. Dzień przed telewizorem. No dobra, dzień w części spędzony przed telewizorem. Oglądałem w TVN24 transmisję z posiedzenia Zespołu Macierewicza. Wbrew temu, co próbują udowodnić operatorzy TV Republika, posła Szczerskiego da się tak zbalansować, że nie ma czerwonej twarzy.
Gdyby wierzyć w to, że w piwnicy przy Wiertniczej siedzi grupa emerytowanych oficerów WSW, która na bieżąco steruje przekazem, to by można dojść do wniosku, że się już tak zestarzeli, że przestali ogarniać. Abstrahując od pana Antoniego, który i tak był, jak na siebie powściągliwy, przemówienia pani Błasikowej, pani Skrzypkowej i mecenasa Pszczółkowskiego robiły wrażenie. Nawet całkowicie niezainteresowany teorią zamachu słuchacz mógł zauważyć że coś jest nie tak. A TVN24 to transmitował.
To, że posiedzenia zespołu Macierewicza sprowadzane są do wybuchów, gniecenia puszek i nie pamiętam czego to duży sukces tych panów oficerów w tamtej piwnicy. I tak naprawdę to bym wolał, żeby ci oficerowie istnieli, bo jeżeli to wszystko robi się samo t bardzo zła informacja.

3. Nie pamiętam kiedy ostatnio „Gazeta” wzbudziła we mnie taką ekscytację, Doczekałem chyba do drugiej, żeby przeczytać tekst o kandydacie Dudzie. I to jest zła informacja, bo tak naprawdę rozbawił mnie dopiero rano. Ludzie ekscytują się zaćmieniami słońca czy przelotem komety. A tu, na wyciągnięcie ręki można obserwować upadek czegoś tak wielkiego i zasłużonego jak Gazeta Wyborcza.


Zdjęcie Robert Laska.

sobota, 11 kwietnia 2015

10 kwietnia 2015


1. Wstałem zbyt wcześnie, bo się bałem, że obudzi mnie ekipa hydraulików z Gminy. Niepotrzebnie. Najpierw przyjechał pan ze śmietnikami. Nowe są większe niż te, które mieliśmy wcześniej. Ma to sens. W wakacje ten na śmieci segregowane wypełniałem flaszkami już w połowie miesiąca.
Później przyjechał gminny hydraulik. Sam. Zmienić wodomierz. Najpierw nie mógł odkręcić. Kiedy w końcu mu się udało, to się okazało, że znikło ciśnienie. Sprawdził wszystko, co było w domu do sprawdzenia i trochę mu było głupio, bo nie wiedział co się stało.
Wyszliśmy z piwnicy i zaczęli szukać przyczyny poza domem. Znaleźliśmy w krzakach jakiś zawór. Gminny hydraulik poszedł do samochodu po klucz. Klucz był długości dziesięcioletniego dziecka. Kręcił najpierw w jedną, później w drugą stronę. Okazało się, że zawór przez ostatnich osiem lat był przymknięty. Stąd spadki ciśnienia.
Później się okazało, że nie jest szczelnie. Gminny hydraulik przyniósł z auta nowe uszczelki. Okazało się, że słabo pasują. Gminny hydraulik załamał ręce nad ich jakością. Powiedziałem, że Chińczykom wszystko jedno, bo raczej mała żebyśmy ich zalali. Odpowiedział, że najgorsze jest że niedługo to my będziemy chińscy. Ja no to, że po drodze mają ruskich. On na to, że jedni z drugimi się kumają. Tak żeśmy sobie pogeopolitykowali. Stojąc w błocie, bo się przy okazji sporo wody rozlało.
Swoją drogą interesujące, że wiele razy słyszałem jak specjaliści od mediów opowiadali, że nikogo w Polsce nie interesują sprawy zagraniczne.
Znaczy pewnie im to wyszło z badań. Badania potraktowali poważnie. I to jest zła wiadomość.
Marian Eile (twórca Przekroju) po którymś powrocie z Paryża opowiadał o modzie na badania i o tym, że tamtejsi wydawcy w próbują wychodzić naprzeciw gustom badanych obywateli. Opowiadał zdziwiony. Podsumował: kiedy wsiadam do pociągu na Hel maszynista nie pyta mnie jak na ten Hel ma jechać.
Złą informacją jest, że dziś chyba nikt nie rozumie o co panu Marianowi chodziło.

2. Usłyszałem zabawną dykteryjkę o pewnym młodzieńcu, który powoli, acz sukcesywnie podążał ścieżką kariery członka partyjnej młodzieżówki. Podążał aż dotarł na poziom europoselskiego asystenta. Kiedy je już osiągnął – zaczął zarabiać nieco bardziej poważne pieniądze. A, że nie był do takiej sytuacji przyzwyczajony zaczął te pieniądze wydawać. Na hobby. W tym przypadku było to niestety ASG. Przebieranie się za żołnierzy i latanie po lasach z replikami broni strzelającymi plastikowymi kulkami. Zasadniczo nimy nic złego, żeby nie to, że kiedyś podczas walk zrobił sobie jakąś poważną (operacyjną) krzywdę w nogę. Krzywdę, która zdecydowanie utrudniła mu pracę.
Złą informacją jest, że zapomniałem dlaczego miałem o tym napisać.

3. Zrobiło się w końcu ciepło, więc się zabraliśmy za porządki. Bardzo nam brakowało dyrektora Zydla, który chyba najlepiej na świecie grabi liście. Niestety teraz ma na głowie całą Warszawę, więc raczej mała szansa, żeby na grabienie przyjechał.
Spaliliśmy trochę gałęzi, Bożena przycięła kilka drzew przy stołówce. Przez chwilę naprawdę cierpiałem w związku z tym, że jestem ekologicznie poinformowany i nie mogę wypalać trawy. Mam taki nie koszony od paru lat kawałek, porośnięty czymś strasznie twardym.

Przed domem mieliśmy mrowisko. Takie duże mrówki, co to nawet za bardzo na człowieka nie włażą. Panowie kopacze niestety, najpierw wywrotką marki Scania, później koparko-spycharką zrównali mrowisko z ziemią. Później inną ziemią je przysypali. I zgrabili.
No i zauważyłem, że mrówki przetrzymały trudny czas i zaczęły mrowisko odbudowywać.

Złą informacją jest, że część trawnika zaczęła się zapadać. Panowie kopacze mieli wiosną wrócić, żeby posiać trawę. Może coś z tym zapadaniem zrobią.  

piątek, 10 kwietnia 2015

9 kwietnia 2015



1. Wszyscy ostrzyli sobie zęby na pana Antoniego, który miał przyjść do radia. Przyjść i zrobić show taki, że przez cały dzień wszyscy by go cytowali. Kiedy się obudziłem było już po wszystkim. Znaczy – po tym, jak pan Antoni wyszedł już ze studia. Z Twittera i 300polityki dowiedziałem się, że show nie było.
Pan Antoni wbrew gdzieniegdzie powszechnej opinii jest chyba bardzo rozsądnym człowiekiem. Co jakiś czas obserwujemy z kolegą Krzysztofem jak wraca do swojego zaparkowanego pod Krakenem/Beirutem Passata. Czeka na odpowiednie warunki i cofa pod prąd do Wilczej. Inaczej by musiał stać dwa razy na światłach. Ryzykować spotkanie z rowerzystą na j ścieżce rowerowej. Dwukrotne spotkanie. A tak – moment i już jest na Wilczej.

Swoją drogą ścieżka rowerowa na Marszałkowskiej jest bez sensu poprowadzona. Skręcając w Wilczą bardzo trudno zobaczyć jadącego od Hożej rowerzystę. Za każdym razem boję się, że jakiegoś trafię. I to jest zła informacja.

2. Pojechaliśmy z Bożeną do Gminy załatwiać formalności różne. Gmina zlikwidowała Zakład Gospodarki Komunalnej i przejęła jego obowiązki. Nakrzyczał na nas pan od ścieków, że je nielegalnie odprowadzamy. Wytłumaczyliśmy mu, że nie ma racji. Usprawiedliwiał swoje zdenerwowanie tym, że Gmina nie ma własnej oczyszczalni ścieków. Wszystkie tłoczy do tej przy szpitalu w Ciborzu. I za każdy kubik płaci prawdziwe pieniądze. Pan widzi rozbieżność pomiędzy tym, za co płacą obywatele, a tym za co płaci Gmina i go szlag trafia. Poniekąd słusznie. Wyjaśniłem mu w jaki sposób może nas skasować za nasze dotychczas kanalizowane ścieki. Chyba nawet się trochę ucieszył. Załatwiliśmy też nowe śmietniki. W tym roku przetarg wygrała lokalna firma. Czyli powoli wracamy do sytuacji sprzed reformy, bo wcześniej korzystaliśmy z usług tej firmy. Z tym, że wtedy dzwoniło się po nich, kiedy śmietnik był pełen. Teraz trzeba pilnować kalendarza. I to jest zła informacja.

3. U redaktor Olejnik wystąpił mecenas Giertych w swoim kolejnym niesamowitym krawacie. Pani Monika najpierw zaczęła tytułować Andrzeja Artymowicza profesorem. Później opowiadała niestworzone rzeczy o tym, że (w jej mniemaniu) prokurator Seremet słyszał rozmowę pomiędzy Jarosławem i Lechem Kaczyńskimi.
Mam wrażenie, że z panią Moniką jest z dnia na dzień coraz gorzej. I to jest zła informacja, bo pamiętam czasy, kiedy było z nią lepiej.

***
Wracając do wczorajszej notki, która na Twitterze zaowocowała dość nieprzyjemną dyskusją. 
Chcę dwie rzeczy wyjaśnić.
Po pierwsze: gdybym chciał napisać o kimś, że jest złym człowiekiem, to bym to zrobił.
Po drugie: jeżeli krytykuję jakieś medium (w osobie jakiegoś dziennikarza), to robię to w związku z wiarą w możliwość zmiany (poprawy).
Innymi słowy: mój hejt na media ma być hejtem konstruktywnym (o ile coś takiego może istnieć).