poniedziałek, 27 kwietnia 2020

26 kwietnia 2020


1. Nie chce mi się już oglądać porannych niedzielnych dyskusji w kanałach informacyjnych.
Wcześniej było tak: włączał człowiek Polsat News, przełączał na TVP Info, kończył dwugodzinnym maratonem na TVN24. Teraz trzeba wybierać: Info czy Polsat, Politycy na TVN24 czy dziennikarze na Polsat News. A do tego ta nieznośna świadomość, że nic nas nie może zaskoczyć. Człowiek się musi koncentrować na smaczkach typu: przewodniczący Czarzasty cytujący prominentnego lecz anonimowego pisowca, który miał opowiadać przewodniczącemu Czarzastemu, że jeżeli nie będzie (razem z innymi prominentnymi pisowcami) przy władzy, to będzie siedzieć.
Jestem na tyle stary, że pamiętam lata dziewięćdziesiąte. I pamiętam ile razy w kierunku kolegów przewodniczącego Czarzastego krzyczano, że będą siedzieć. Nie pamiętam, żeby to do czegoś doprowadziło. Przewodniczący Czarzasty jeszcze nie krzyczy. Ale niewiele mu do tego brakuje.
Przewodniczący Czarzasty wystąpił w marynarce. Jest to o tyle interesujące, że występował z domu. Po Skype. Najwyraźniej po domu chodzi przewodniczący Czarzasty w marynarkach, do telewizji w kolorowych sweterkach.
Redaktor Miziołek oświadczyła, że nie odbiera poczty. Podobnie jak Przemysław Szubartowicz. Zaś red. Łaszcz ma na tyle słaby internet w domu, że nie da się oglądać jej rozmówców chcących powiedzieć coś innego niż red. Wielowieyska.
Generalnie stracone przedpołudnie. I to jest zła informacja. Lepiej by było oglądać „Gardeners World” na Domo+.

2. Redaktor Wroński w ogniu dyskusji na Twitterze napisał, że Bereza Kartuska leży w polskich granicach. Zrozumiały błąd. Ciągle się słyszy, że Polska to druga Białoruś. Można uwierzyć, że Białoruś to też Polska.

Od paru miesięcy pijemy barszcz. Kwas buraczany. Kiszony sok z buraków. Różnie to nazywają. Przez ostatnich dwadzieścia lat kisiłem buraki w grudniu, na świąteczny barszcz. Przez kilka lat Bożena wywierała na mnie presję bym robił to częściej. Zacząłem. Robota prosta. Trzeba się tylko zdecydować.
Był spory zapas, bo zrobiłem na wsi, a ze dwa litry przywiozłem też z Warszawy. Proces kiszenia trwa około tygodnia. Przepis mojej świętej pamięci babci, nieco zmodyfikowany wygląda tak: buraki obieram. Kroję w plastry. Wrzucam do słoja. Lub kamionki. Co parę warstw buraków – jarzyny. Marchewka, pietruszka, seler. Cebula. Czosnek. Kiedy naczynie się wypełni – zalewam przegotowaną wodą. Solę. Przed zalaniem.
Użyłem złego noża. Zbyt ostrego i za krótkiego. Zrobiłem sobie dziurę w kciuku. I to jest zła informacja. Nie lubię mieć poranionych rąk.

3. Kupiłem na Allegro bezprzewodowy dzwonek do drzwi. Taki z kamerką. Ktoś dzwoni, kamerka w outdoor unit kameruje, wysyła radiowo do indoor unit, indoor unit via chmura wysyła na komórkę. I człowiek wie, kto dzwoni. Działało. Udało mi się zamontować outdoor unit do furtki. Nie było to proste, bo musiałem wiercić w kawałku blachy, na którym kalkotekstem ktoś kiedyś napisał „uwaga zły pies”. Albo mój sąsiad Gienek, albo jeszcze jego świętej pamięci teść. No więc zamontowałem. O się okazało, że nie działa. I to jest zła informacja. Albo jest zbyt daleko. Albo ekranuje ten kawałek blachy. Coś trzeba będzie wymyślić.

„Shazam!” na HBO. Nie polecam. Nie do końca z czystym sumieniem, bo przespałem finał.

25 kwietnia 2020



1. Wstałem, wyszedłem przed dom, okazało się, że w nocy padał deszcz. I ta obiektywnie dobra informacja, subiektywnie jest zła. Wziąłem do siebie informacje o suszy, przestałem wierzyć w to, że deszcz spaść może i zostawiłem na zewnątrz trochę rzeczy, które raczej nie powinny zmoknąć. 

2. Plan był taki – przez cały cały dzień nie będziemy nic robić. Spalił na panewce. Robiliśmy porządki przy stodole, która pełniła funkcję stołówki. Bożena zajmowała się liśćmi i gałęziami, ja – urządzeniem, którego nazwy nie znam – wirujące ostrza tnące płytko darń – kawałkiem ziemi, na którym rośnie wredna trawa. Wredna – wysoka, sztywna, która na jesieni schnie i zalega. Taki żmut. Kosiarka ma z tym problem. Kosa niby mniejszy, ale strasznie się trzeba narobić. 
Łaziłem z ta tym urządzeniem słuchając „Ogniem i mieczem”. Zajęło mi to czas od powrotu Zagłoby i Wołodyjowskiego z Warszawy, przez wyprawę po kniaziównę, aż do początku oblężenia Zbaraża.
Michał Wójcik opowiadał historię – jeśli dobrze pamiętam – jego dziadka, który zwiał z łagru do Andersa. Namówił dwóch (?) kryminalistów (Rosjan), żeby z nim uciekli. Po drodze złamał nogę. Kryminaliści go nieśli. Bo opowiadał im „Trylogię”. Donieśli. Zdobywał później Monte Cassino. Nie wiem, co stało się z Rosjanami. Mogliby na przykład też wylądować u Andersa, na przykład odkryć swoje żydowskie korzenie i na przykład zostać bohaterami odrodzonego Izraela.
Ja bym nie potrafił opowiedzieć „Trylogii” w wystarczająco interesujący sposób. I to jest zła informacja. Bo nie wiadomo co się jeszcze może wydarzyć.

3. Bartosz T. Wieliński zarzucił na Twitterze Ministerstwu Spraw Zagranicznych, że w żaden spoosób nie odnotowało piątej rocznicy śmierci Władysława Bartoszewskiego. Ministerstwo w osobie Moniki Luft – rzecznika odpowiedziało, że wręcz przeciwnie. Odnotowało na profilu (swoim) Historia Dyplomacji.
Raz w życiu rozmawiałem z redaktorem Wielińskim. Prawie pięć lat temu. Napisał tekst o tym, że Krzysztof Szczerski nie chce rozmawiać z ambasadorami Francji i Niemiec. Tekst nieprawdziwy. Rozmowy były dość częste. Ostatnia w przeddzień ukazania się tekstu. Zadzwoniłem, powiedziałem, że się myli, że rozmowy trwają i że nawet panowie są umówieni na obiad. Zasugerował, że go okłamuję. I tyle było z tej rozmowy. Muszę przyznać,że było to ciekawe doświadczenie. I cenne. Od tego czasu nie traktuję poważnie niczego, co red. Bartosz T. Wieliński pisze.
Plotka głosi, że najgorzej miał ambasador Francji, gdyż jego centrala miała mieć do niego pretensje: nie może być tak, żeby prasa pisała, że ambasador Republiki nie może załatwić sobie jakiegoś spotkania. Najtrudniej udowodnić, że się nie jest wielbłądem. Zwłasza ludziom pokroju redaktora Wielińskiego.

Szymon Hołownia zapraszał w piątek na live chat. Napisał, że Andrzej Duda miał na swoim 3 tys. widzów. „My zróbmy 10 razy więcej: 30 tys. Pokażmy, gdzie naprawdę są Polacy!
Sprawdziłem liczbę wyświetleń ostatniego Q&A Andrzeja Dudy. 388 tysięcy.

Plecy mnie bolą. I to jest zła informacja.



niedziela, 26 kwietnia 2020

24 kwietnia 2020


1. Wyjazd do Warszawy to zawsze zła informacja.
Koło Grodziska audi poinformowało mnie o tym, że pora zająć się układem hamulcowym. Musiałem się skonsultować z red. Pertyńskim, gdyż nie do końca byłem przekonany, że piktogram oznacza hamulce. Red. Pertyński rozwiał wątpliwości. Jednocześnie zabronił mi osobiście zajmować się układem hamulcowym (przy okazji kierowniczym również). To dziwne, gdyż w TVN Turbo, w programie, w którym dwóch antypatycznych (jeden bardziej, drugi mniej) handlarzy samochodami kupuje, cyzeluje i sprzedaje samochody – proces wymiany klocków hamulcowych jest bardzo prosty. Swoją drogą wyobrażam sobie sytuację, w której jeden z bohaterów tego programu trafia na klienta, który oświadcza, że jest widzem programu i jest gotów zapłacić za auto więcej, by nie wygrał ten drugi, bo go nie lubi.

2. Warszawa przywitała mnie korkiem. I zadziwiająco wielką liczbą ludzi na ulicach. Ludzi częściowo bez masek. I nie chodzi mi o to, że mieli maski na ustach i odsłonięte nosy. Chodzi o ludzi bez masek. Zupełnie. Na przykład dwóch rowerzystów, którzy przejechali przede mną na skrzyżowaniu Hożej z Marszałkowską.
Red. Pertyński doniósł z Trójmiasta, że parkingi przy plażach są pełne.
Najwyraźniej są ludzie, którzy uwierzyli, że mają wrodzoną odporność.
W Pałacu od paru tygodni, każdy wchodzący musi stanąć oczy w oczy z kamerą termowizyjną. Jeszcze mi się nie udało uzyskać temperatury wyższej niż 36°C. I to jest zła informacja, bo kiedy zacznie się akcja ścigania zombie mogę być omyłkowo uznany za martwego.
Palacze pałacowi z zaangażowaniem palą dwa razy więcej niż zwykle. Usłyszeli, że nikotyna zmniejsza szanse na zarażenie koronowirusem. Tylko czekać aż znowu ktoś odkurzy pomysł sprzed prawie 30 lat i reaktywuje firmę „Bioferm”. Dziś jeszcze łatwiej byłoby prowadzić ludzi na takie manowce. 

3. Zrobiłem, co miałem zrobić i ruszyłem z Warszawy. Na stacji Orlenu za Strykowem kupiłem płyn odkażający. Zanim kupiłem – zatweetowałem, że płyn na stacji jest. Muszę przyznać, że dawno nie udało mi się rozpętać takiej dyskusji na Twitterze. Dysonans poznawczy najwyraźniej powoduje u niektórych wściekłość. Wielu ludzi uwierzyło, że płyn odkażający „Orlenu” nie istnieje, bo pasuje im to do ich obrazu świata.

Profesor Grodzki wygłosił orędzie. Powiedział, że wybory korespondencyjne są niebezpieczne. Parę godzin wcześniej WHO ustami dr Catherine Smallwood stwierdziło coś zupełnie przeciwnego. Profesor Grodzki już parę razy wykazał swoje oderwanie od rzeczywistości (narty we Włoszech, testy na izbie przyjęć etc.). Ciekawe, czy kiedyś do niego dotrze, że nawet jego najwierniejsi wyborcy w końcu zauważą, że – cytując klasyka – mija się z prawdą nie bez udziału świadomości. Choć w tym przypadku udział świadomości nie musi być wcale pewny.

Czasy mamy dziwne. Można twierdzić, że palenie chroni przed wirusem, można twierdzić, że płyn Orlenu nie istnieje, można, że przychodząca pocztą karta do głosowania roznosi wirusy mimo iż inne przesyłki tego nie robią. Właściwie można wszystko. 

„Fakt” przez dwa dni twierdził, że Prezydent wziął milion złotych kredytu. Na trzeci dzień odkrył, że kredyt był jednak niższy. O ponad połowę. Redakcja największego dziennika w Polsce nie potrafiła dobrze odczytać księgi wieczystej. I co? I nic. Można wszystko.

Dojechałem na końcówkę „Ściganego”. Kiedyś to potrafili robić filmy. 
Kobieta, która w niezapomniany sposób grała rolę Polish Landlady nazywała się Monika Chabrowska. Nie ma nic o niej w Wikipedii. I to jest zła informacja. 

piątek, 24 kwietnia 2020

23 kwietnia 2020


1. Czwartek. Dwa razy sprawdzałem, bo mi się wydawało, że jest środa. I to jest zła informacja.

Skończyliśmy oglądać „Spisek przeciwko Ameryce”. Tydzień temu w Newsweeku czytałem wywiad z Johnem Torturro. Dla znajomych aktora Roth (autor książki na podstawie której powstał serial) przewidział Amerykę Trumpa. Druh Sekretarz opowiadał, że kiedy książka wyszła – mówiono, że to obraz Ameryki Busha. Lead do wywiadu zrobiono z cytatu: „Ksenofobia odradza się lawinowo na całym świecie, co doskonale widać na przykładzie Polski, Węgier, Wielkiej Brytanii czy Brazylii. I na tym się nie skończy – opowiada »Newsweekowi« amerykański aktor John Torturo.
Jeszcze jeden cytat „Fascynuję się przeszłością, zwłaszcza I połową XX wieku. Na planie »Spisku…« ekipa nazywała mnie nawet nauczycielem historii, Winona Ryder użyła tego określenia i przyjęło się.”
Skoro Winona nazwała Torturro nauczycielem historii, to znaczy, że musi on mieć kompetencje do oceny rozwoju ksenofobii w Polsce.
Serial zaś warto zobaczyć.

Starszy Analityk Szacki nie jest już Starszym Analitykiem Szackim. Jest Szefem Działu Politycznego Szackim. Niby awans, choć na jego miejscu wolałbym mieć jakiś bardziej wyszukany tytuł. Na przykład: Najstarszy Analityk Szacki. O, i tak go będę nazywał. Otóż Najstarszy Analityk Szacki przeprowadził kilka dni temu analizę planu Budki. Napisał, że plan ma nikłe szanse na sukces. Z czym trudno się nie zgodzić. W założeniach pominął jedną rzecz. Budka twierdzi, że ludzie nie chcą wyborów, bo boją się głosować. Wydaje mi się, że z ostatnich sondaży wynika coś innego. Mianowicie respondenci uważają, że wybory już się rozstrzygnęły i nie ma sensu w nich uczestniczyć. Po prostu wszystko jest już poukładane. Swoją drogą Jeszcze nigdy w historii polskich wyborów sztaby nie zrobiły tyle złego swoim kandydatom.

2. Przyjechał wytęskniony wąż. Przyjechał długo oczekiwany łącznik czegoś, co poziomuje reflektory. Przyjechały dwie szafki nocne kupione przez Bożenę wraz z zestawem figur geometrycznych z drutu. Przyjechała śruba do zamocowania noża w starej kosiarce Bożeny. Najwyraźniej wykorzystaliśmy limit szczęścia dla całej okolicy, bo samochód kuriera przestał palić. Reanimowałem go za pomocą kupionego niegdyś w Lidlu prostownika z funkcją wspierania startu. I tak zajęło to z pół godziny. W Caddym kuriera najprawdopodobniej poszedł alternator. I to jest zła informacja, bo nie wiadomo czy będzie miał czym przyjechać następnego dnia.

3. Kiedy udało się odpalić kuriera ruszyłem do Świebodzina do paczkomatu. Przyjeżdżam. Przed paczkomatem stoi wyładowane przesyłkami audi, którego właściciel ładuje paczkomat. –Przyjdź pan za godzinę – mówi. Więc poszedłem do Lidla. I to jest zła informacja, bo wydałem trzy stówy na dyskusyjnie potrzebne rzeczy. Na przykład elektryczną maszynkę do polerowania lakieru samochodowego. No, nie. Maszyna do polerowania może się przydać, kiedy przyjdzie czas na następną debatę kandydatów.


czwartek, 23 kwietnia 2020

22 kwietnia 2020


1. Miałem sen, którego rozmachu nie powstydziliby się twórcy „Incepcji”. Nowy Jork (nie bardzo do Nowego Jorku podobny) (choć jest to na tyle duże miasto, że gdzieś są fragmenty podobne do tych, które mi się śniły) (zresztą w pewnym momencie, idąc przez ten wyśniony Nowy Jork razem z Jamesem Shotterem – moim sąsiadem z Financial Times – zauważyliśmy, że miasto wyglda jak dowolne duże europejskie miasto) i klęska żywiołowa. Tsunami. Trochę jak w tym filmie Rolanda Emmericha z idioteczną sceną, w której ukryci przed zimnem w nowojorskiej bibliotece palą w kominku książki (nie wiem, co ci Niemcy mają z tym paleniem książek) zamiast mebli, czy parkietu. We śnie nawet był statek, który fala wrzuciła między domy. Było spotkanie z przedstawicielami Polonii, którzy mieszkali w domu, w którego ścianach ukryto dziwną mieszaninę śmieci i towarów ze sklepów na przykład historycznych zestawów Lego.
W końcu wody się cofnęły, poszedłem do sąsiedniego hotelu na śniadanie (mój hotel miał zniszczony parter), a tam całe kierownictwo Kancelarii Prezydenta w kowbojskich kapeluszach. Kierownictwo i ksiądz kapelan. Też w kowbojskim kapeluszu. Tego było już za wiele. Postanowiłem nie kontynuować snu. Wstałem.

Wstałem. W sam środek histerii TVN24. Skończył się znany nam świat, bo PWPW zaczęło drukować karty wyborcze, a nie ma jeszcze ustawy o wyborach korespondencyjnych. Mnie tam się wydaje, że wybory korespondencyjne dla seniorów i kwarantannowanych przegłosowano już ze trzy tygodnie temu, więc jest pretekst by zacząć karty korespondencyjne drukować. Ale co ja się tam znam.

Nie słuchałem Mazurka z Hoffmanem na żywo, chciałem sobie go zostawić do śniadania. Niestety RMF24.pl nie opublikował nagrania. I to jest zła informacja.

2. W zatoczce przystanku autobusowego, naprzeciw kuchni rozładowywano harwestera. Przyjechał na podczołgówce. Zjechał z niej o własnych siłach i tyle go widzieli. 15 lat w Lubuskiem nauczyło mnie, że nie każdy las jest tysiącletni. Znaczy prawie żaden taki nie jest. Że większość to zasadniczo pola uprawne, z tym, że żniwa są rzadziej. Dużo rzadziej. Więc nie rzucam się na harwestery powiewając tęczową flagą i krzycząc grinpis. Nawet w Dzień Ziemi. A może zwłaszcza w Dzień Ziemi. Leśnicy więcej drzew sadzą niż ścinają. Na kawałkach lasu, które wycinane były 15 lat temu, nowe drzewa zdążyły już całkiem nieźle wyrosnąć.
Swoją drogą mam wrażenie, że Lasy Państwowe to najlepiej działająca korporacja w Polsce. Ale to inna historia.

Słuchałem – z przerwami – debaty kandydatów. Z przerwami, bo najpierw komputer mi się buntował i wywalało mi Twittera, później – żeby nie zasnąć wykonywałem różne czynności, przez które traciłem zasięg i zrywało mi transmisję. Zdjęłem z kredensu rewolwer czarnoprochowy i załadowałem go Wcześniej na piecu zapaliłem nieco prochu – by sprawdzić, czy jeszcze działa. Proch czy działa. Przy okazji dotarło do mnie dlaczego proch czarny nazywa się również dymnym. Oddałem serię próbnych strzałów. Z czarnoprochowego rewolweru tradycja nakazuje strzelać do butelek na płocie. Niestety nie mam płotu z widokiem na prerię, na której raczej nikt przypadkowy by się nie przypelętał. Do tego celne strzelanie do butelek generuje spore ilości tłuczonego szkła, którego by się mojej osobie nie chciało zbierać. Serię strzałów oddałem więc w kierunku ceglanego muru byłej remizy. Wz wiązku z tym, że nie strzelałem do czegoś konkretnego – nie można powiedzieć żem chybił. Kandydaci mówili wtedy o odnawilnych źródłach energii. Później, za pomocą pasty „Tempo” polerowałem lakier audi. Udało mi się usunąć ślady po ptakach, których wydzieliny wżarły się lakier na tyle, że zwykła myjnia nie mogła ich usunąć. Kandydaci mówili, że kochają zwierzęta. A jeden ma wujka, który pracował na kopalni. No i zdemontowałem rozrusznik z traktorka. Ale wtedy mi się już zawiesiła transmisja na tyle poważnie, że nie chciało mi się jej na nowo uruchamiać. Prezydent w tym czasie sadził drzewa w podwarszawskim lesie.

Przez rok. Może dłużej. Stodoła za naszym płotem (od strony akacji) wystawiona była na sprzedaż przez jednego z trzech (czterech) rolników z naszej wsi. W końcu znalazł się nabywca. Stolarz. (Choć bardziej cieśla) I to jest zła informacja, gdyż ma on maszynę brzmiącą jak syrena strażacka tylko bardziej.

3. Niniejszym pozdrawiam dyrektora (byłego) Zydla. Dyrektor (były) Zydel jakiś czas temu porzucił pracę w Mieście Stołecznym. Prze lata wierzył, że jego praca nie jest związana z polityką. Cytując klasyka (krakowskiego): Bo wiara jest jak dupa, trzeba ją mieć. Prawdopodobnie by mieć tę wiarę musiał porzucić tę pracę. Rispekt – jak to się mawiało na blokowiskach, które dziś są osiedlami apartamentowców.

Zadzwonił do mnie dziennikarz dziennika „Fakt” by mnie zapytać o spotkanie Prezydenta z wicepremierem Sasinem i wicepremierem (byłym) Gowinem. Odpowiedziałem mu – szczerze i prawdziwie – że nic na ten temat nie wiem. I że to, iż ktoś wchodzi do Pałacu nie musi znaczyć, że spotyka się z Prezydentem, gdyż w Pałacu można się spotkać również z kimś innym. Złą informacją jest, że w efekcie przeczytałem tekst: „Takie pytanie Fakt zadał m.in. prezydenckiemu rzecznikowi Błażejowi Spychalskiemu i ministrowi Marcinowi Kędrynie (48 l.). – Nie wiem nic o spotkaniu – powiedział nam Spychalski. To samo przekazał nam Kędryna.” Czyli nie dość, że mianowano mnie ministrem, to jeszcze stwierdzono, że mam już 48 lat. A to dopiero będzie za dwa i pół tygodnia.


środa, 22 kwietnia 2020

21 kwietnia 2020


1. InPost. I to jest zła informacja. Źli ludzie mówili, że InPost to firma, która miała przejąć Pocztę Polską. Przez jakiś czas dostarczała już nawet przesyłki sądowe. Później mówiło się, że właściciel firmy wspiera Ryszarda Petru. Nie wiem, czy również .Nowoczesną. Później przesyłki sądowe wróciły do Poczty Polskiej i jakoś źli ludzie przestali mówić, o tym, że InPost ma ją przejąć. W każdym razie, czas jakiś temu Allegro uszczęśliwiło mnie i miliony mnie podobnych swych klientów umową z InPostem. Na pierwszy rzut oka wszystko pięknie. Płaci się zryczałtowaną kwotę, później przesyłki są za darmo, lub prawie za darmo. Nic tylko kupować. Paczkomaty – super pomysł, nie trzeba czekać na kuriera, bądź korzystać z uprzejmości golibrody da dole. Kurierzy – ogarnięci Ukraińcy wszystko jakoś działało. Ale to w Warszawie.

Jakiś czas temu zamówiłem „Żabę warsztatową lewarek warsztatowy 2T”. Chciałem zmienić koła na letnie nie bawiąc się podnośnikiem z wyposażenia samochodu. Zamówiłem na wieś. Zadzwonił kurier spod Gdańska. Że błąd w adresie. Pytam o kod pocztowy. Odpowiada, że nie stąd. Kod mój. Lubuski. Przesyłka znika. Po prawie dwóch tygodniach dodzwaniam się na infolinię. Przesyłka ostatnio widziana była w Rzeszowie, tydzień temu. Okazuje się, że w systemie ma inny kod (zły) niż na naklejce adresowej (dobry). Pani z infolinii próbuje problem załatwić. Poprzednim razem (bliżej nowego roku) każda rozmowa z infolinią prowadziła do nikąd. Problem udało się dopiero rozwiązać po przediwnej znajomości na zadziwiająco wysokim szczeblu.
No więc nie mam mojej „Żaby warsztatowej lewarka warsztatowego 2t” i nie wymieniam kół. Po Polsce krąży również 50 metrów węża ogrodowego o średnicy 1 cala. Gdyby ktoś spotkał – proszę przakazać, że tęsknię.

2. Na zimowych kołach pojechałem do Świebodzina na zakupy. Przy paczkomacie koło Lidla dwie panie komentowały rzeczywistość. Jedna siedziała w samochodzie, druga w odległości metrów kilku stała oparta o swoje BMW. Nie miały maseczek (dzięki samochodom). Przez odległość musiały rozmawiać na tyle, głośno, że bardzo było je słychać. Generalnie rzeczywistość im się nie podobała.
W Lidlu nie było kolejki. Nie było też mrożonego szpinaku. I to jest zła informacja. Nie było też oleju z pestek winogron. Za to było dużo elektronarzędzi. Kupiłem strug. Elektryczny. Po angielsku – planer. Człowiek uczy się całe życie.
Marcin Meller w ostatnim felietonie napisał: „W sklepie próbuję w plastikowych rękawiczkach otworzyć plastikową jednorazówkę, szybciej bym chyba skrzesał ogień dwiema cegłami.” Z gumowymi rękawiczkami jest podobnie.
Jakoś bawi mnie to, że jeżeli z mellerowego felietonu wyrzucić oceny polityczne, to zadziwiająco bliski mi jest rysowany przez niego obraz świata. „Raz, dwa razy dziennie widzimy przelatujący wysoko samolot i cieszymy się jak bohaterowie »Seksmisji« na widok bociana”. Mam tak samo.

Kolega Kapla pisze czwartą część swojej serii kryminałów. Dziać się ma w czasie pandemii. Podrzuciłem mu, że dla erotomana gawędziarza (dla takich zawsze w kryminale miejsce jest) sytuacja, w której kobietom widać znad maseczek tylko oczy jest świetnym tematem do monologów.

3. Prezydent u Rymanowskiego potwierdził, że 500+ będzie wypłacane. Posłowie opozycji wyciągnęli z tego wniosek, że nie będzie. Jeszcze nie tak dawno temu nawalaniem w Internecie zajmowali się asystenci posłów. Dziś robią to sami posłowie. Niektórzy traktują to jako główne ich zadanie jako parlamentarzystów.

Mamy nową kosiarkę. Ręczną. Na baterię. Bateria wystarcza na jakieś 40 minut koszenia. Później wymaga trzygodzninnego ładowania. Ma to ukryty sens, gdyż wymaga dokładniejszego planowania dnia. Albo zakupu drugiej baterii. A właściwie i trzeciej. I jeszcze jednej ładowarki. Z drugiej strony, przez te 40 minut można skosić spory kawałek gruntu. Oczywiście nie taki, jak traktorkiem. Ale, że traktorek nie dość, że nie kosi, to wciąż nie jeździ.

Wieczorem oglądaliśmy końcówkę filmu, w którym Sylvester Stallone ma tatuowaną córkę tatuażystkę. I razem z azjatyckim z rysów policjantem walczy z afrykańskim z rysów przestępcą i jego wynajętym zabijaką o rysach bohatera kina akcji klasy C. I to wszystko w Nowym Orlwanie. Na koniec afrykański przestępca ginie z rąk wynajętego zabijaki klasy C, który po odbyciu walki na strażackie toporki (ze Sylvestrem) ginie z rąk azjatyskiego policjanta, który wiąże się z tauowaną córką tatuażystką. Chwilę przed końcem afrykański z rysów przestępca dzieli się ze skorumpowanym afroamerykańskim z rysów policjantem konstatacją, że nie można ufać komuś, komu nie zależy na pieniądzach – mówi to proroczo o zabijace o rysach bohatera kina klasy C.
Nie widziałem początku tego filmu i to jest zła informacja, bo nie zapamiętałem jego tytułu.
Film był na TV Puls. Kanale na którym w większości flmów gra albo Jean-Claude Van Damme, albo Steven Seagal. Albo obaj. Tym razem szczęśliwie udało się baz nich.
Na filmie ze Stevenem Seagalem pierwszy raz byłem w Poznaniu. To chyba była pierwsza klasa liceum. Pojechaliśmy na wystawę grafik Picassa. Potem była chwila do pociągu. No i poszliśmy do kina. No i pierwszy raz w życiu przespałem dwie trzecie filmu. Budziłem się tylko na większe strzelaniny. A nie było ich chyba zbyt wiele, bo Seagal stosował aikido. Problem był taki, że zanim nie obejrzałem następnyc z nim filmów – miałem o nim dobre zdanie. Śpiąc nie zauważyłem jak drewniany to aktor. Nie to co Stallone. Zwłaszcza na starość.


wtorek, 21 kwietnia 2020

20 kwietnia 2020



1. Jestem urodzonym pracownikiem zdalnym. Zwykle wstaję rano, robię prasówkę, czytam społecznościówki, przy śniadaniu Mazurek, później telewizje. Najmniej efektywny jest czas podróźy do roboty. Zresztą na ogół trudno wyjść, bo a to ktoś dzwoni, a to coś się dzieje w telewizorze, a to komuś trzeba odpisać, ręki brakuje do zawiązania krawata, transmisja najważniejszej w historii nowożytnej Polski konferencji opóźnia się o kolejny kwadrans.
Pamiętam jak w śp. „Ozonie” Robert Tekieli miał pretensje, że przychodzę po 11 do redakcji, ja mu zaś odpowiadałem, że o 11, to ja już jestem po czterech godzinach analizowania bieżącej sytuacji politycznej w kraju i niekiedy również za granicą.
A na zdalnym wstaję, robię prasówkę, palę w piecu, czytam społecznościówki, wygrzebuję popiół z kominka, rabię kawę, kontynuję prasówkę, przy śniadaniu słucham Mazurka, uczestniczę we dwóch wideokonferencjach, biorę prysznic, podyskutuję telefonicznie ze współpracownikami, zrobię coś koło domu, porozdzielam zadania, przestawię podlewaczkę, napiszę błyskotliwy komentarz na Twitterze, który przed wysłaniem skasuję, bo jednak nie wypada mi grać w tej samej lidze, co posłowie, wezmę udział w telekonferencji, prześlę materiały do Pałacu, nie chce mi się dalej pisać, i to jest zła informacja, bo mogłaby to być interesująca formalnie litania.

Od początku roku analizuję liczbę pojawień się nazwisk Duda, Kaczyński, Kidawa-Błońska w artykułach wstępnych red. Tomasza Lisa w „Newsweeku”. Robiłem to też pięć lat temu. Od początku roku, nazwisko „Duda” pojawiło się największą liczbę razy. Można z tego wyciągnąć, że Andrzej Duda jest dla red. Lisa dużo ważniejszą postacią, niż sam red. Lis by się do tego gotów był przyznać. Z plotek, jakie z redakji „Newsweeka” wykapywały przez ostatnie lata można było odnieść wrażenie, że red. Lis nie dość, że był zdecydowany na start w prezydenckich wyborach, to jeszcze był przekonany o szansach na zwycięstwo, w czym zresztą sekundowali mu redakcyjni koledzy. A zwłaszcza koleżanki. To tylko plotki. Tomaszem Lisem tych wyborów jest Szymon Hołownia.

2. Borys Budka zaproponował, by tak zmienić ustawę epidemiczną, by po 30 dniach jej trwania Rząd by musiał wprowadzić stan klęski żywiołowej. A wszystko po to, by wybory przesunąć na maj przyszłego roku. Propozycja Borysa Budki to propozycja niemal identyczna jak propozycja Jarosława Gowina. Z tym, że nie daje ona gwarancji przeprowadzanie wyborów po 2 latach i nie ogranicza liczby kadencji Prezydenta.
Jeśli wprowadzimy stan klęski żywiołowej nie będzie możliwości przeprowadzenia wyborów do czasu zakończenia epidemii. A nikt w tej chwili nie wie ile to może potrwać. Może rok, może dwa, a może pięć. Na pięć lat mamy przerwany proces wyborczy. Po pięciu latach wracamy z tymi samymi kandydatami, bo nowych nie będzie – proces rejestracji jest zakoczony. Kim wtedy będą kandydaci? Cenzor wewnętrzny nie pozwala mi tego napisać. I to jest zła informacja.

3. Kupiłem zbieracz liści do traktorka. Przymierzałem się do tego od dobrych paru lat. Przyszedł, zmontowałem. Cierpiąc, bo instrukcja wydrukowana była w sposób taki, że poza okularami musiałem użyć lupy. Uruchomiłem traktorek (pierwszy raz po zimie). Wspierając się kupionym w Lildlu prostownikiem z funkją wspomagania startu. Podjechałem pod dom. Zgasiłem. Zdemontowałem kosisko – i tak nie działa, bo się urwał pasek napędowy. Odpalam. I nic. Znaczy rozrusznik się kręci, silnik nie. Gdyż zębatka przestała być zębatką – zgubiwszy zęby została pierścieniem. I to jest zła informacja. Bo teraz będę musiał kupić zestaw naprawczy rozrusznika, wyjąć rozrusznik, złożyć, zamontować. W ciągu ostatnich piętnastu lat robiłem to już ze dwa razy. I za każdym razem zajęło mi to prawie cały dzień. Oglądam na TVN Turbo jak panowie remontują pojazdy. Bożena jakoś w tych programach nie gustuje. Naoglądałem się już tyle, że powinienem traktorek rozebrać, wyczyścić, pomalować, złożyć, na koniec zamontować dodatkowy uchwyt na piwo i z dumą wyjechać z garażu. Niestety wciąż brakuje mi woli. Ciekawe, czy to się kiedyś zmieni. Może, gdy będę miał wolne dwadzieścia tysięcy, kupię sobie nowy i nie będę się nad tym zastanawiał. Na razie, mimo koronowirusa, używane traktorki nie tanieją.

niedziela, 5 stycznia 2020

4 stycznia 2020


1. Wieje i pada, zimno. Więc znowu dzień przed telewizorem. Najpierw Dwa razy „Harry Potter”, później „Wikingowie” z przerwą na „Debatę Tygodnia” Eryka Mistewicza. Debata trochę nudna. Ale może się – z odcinka na odcinek – jakoś rozkręci.

Znaczy, między „Wikingami” wykonaliśmy próbę docięcia listw do górnego salonu. Akumulatorową piłką tarczową z Lidla. Było nieźle, póki się nie okazało, że listwy są zbyt grube. Piłka się zaczęła grzać, by w końcu się wyłączyć. I na tyle by było prac wykończeniowych. I to jest zła informacja.
Piłkę kupiłem w zeszłym roku, by ciąć płyty na obudowę kominka. Okazało się, że lepiej się sprawdza normalna piła do drewna nazywana płatnicą.
2. Pani Kidawa wezwała do wypracowania jednolitego stanowiska w obronie dobrego imienia naszego kraju. Ciekawe czy się spotka z Patrykiem Jakim, by omówić ustawę IPN-owską.

Po południu przypomniałem sobie, że nie przykryłem drewna, które schło przez ostatnich parę dni. I to jest zła informacja, bo teraz, kiedy przykryję – nie wyschnie. Nie przykryję – też nie wyschnie. Chyba, że nie będzie padać. Co – mimo iż ciągle czytamy o zagrożeniu stepowieniem – jest mało prawdopodobne.

3. Kurier InPostu oczywiście nie dojechał. Złą informacją jest, że jednak przez chwilę miałem nadzieję, że przyjedzie. 

sobota, 4 stycznia 2020

3 stycznia 2020


1. Pierwsze odcinki „Mesjasza” przez noc zyskały trochę wyrazu, gdyż towarzysze amerykańscy za pomocą reapera zdestabilizowali sytuację na Bliskim Wschodzie. Obserwowałem ostatnio – z daleka – przygotowania reapera do startu. Trwało to na tyle długo, że właściwego startu nie doczekałem. I to jest zła informacja. Za to widziałem – z daleka – lądowanie. Nic, że tak powiem oszałamiającego.
Nie to, co osprey'e. Te to wyglądają obco, żeby nie powiedzieć: alienowato. W znaczeniu: nie z tej ziemi.
Śmierć generała Solejmaniego spowodowała mediospołecznościowe wzmożenie. Niewiele brakowało, żeby się pojawiły awatary „Je suis Soleimani”. Może się zresztą pojawiły, tylko ja ich nie zauważyłem.

W Święta obejrzeliśmy „Years by years”. Tam w ostanim tygodniu swojej drugiej kadencji prezydent Trump zrzuca na chińską sztuczną wyspę atomówkę. I nie kończy się to światową wojną. 

2. Krzysztof Szczerski wezwał Marszałka Senatu, by zaprzestał prób prowadzenia polityki zagranicznej. Marszałek Senatu się odwinął – Krzystof Szczerski nie będzie mówił trzeciej osobie w Państwie co ma robić.
Trzecia Osoba w Państwie nie doczytała w Konstytucji, że polityką zagraniczną będzie się mogła zajmować dopiero kiedy pierwsze dwie osoby nie będą w stanie pełnić urzędu. Znaczy: najpierw pierwsza nie będzie w stanie, później druga nie będzie w stanie jej zastąpić. Generalnie powinno się wrócić do akcji głośnego czytania Konstytucji w róźnych publicznych miejscach. Może by to poszerzyło znajomość tej materii wśród polityków opozycji.
Pani Kidawa wezwała do zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego, gdyż musi otrzymać informacje dyplomatyczne i wywiadowcze w sprawie wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Pani Kidawa jest już w Sejmie tak długo, że mogła zapomnieć, że tego rodzaju informacje mogą pozyskiwać sejmowe komisje. RBN według Konstytucji to organ doradczy Prezydenta. 

Powinienem chyba zacząć chodzić do Sejmu w koszulce z napisem „Konstytucja”. Gdzieś taką mam. Złą informacją jest, że nie wiem gdzie.

3. Zaliczony kolejny dzień oczekiwania na kuriera inPost. I to jest zła informacja. 

W Wigilię kupiłem sobie pięć cewek NGK do audi A8. Kiedy ruszaliśmy z Warszawy silnik zaczął nierówno pracować. Kupiłem najpierw jedną cewkę w sklepie motoryzacyjnym na placu targowym nazywanym Rynkiem. Cewek jest osiem. Dwie były wymienione pół roku temu. Próbowałem znaleźć która z pozostałych źle działa. Jakoś sobie z tym nie mogłem dać rady. Zdenerwowałem się i zamówiłem. 

Miały przyjść w Sylwestra. Nie przyszły. Miały przyjść wczoraj. Nie przyszły. Miały przyjść dzisiaj. Nawet rozmawiałem z kurierem, który miał je przywieźć za dwadzieścia minut. Kiedy się przez godzinę nie pojawił – zadzwoniłem do niego znowu – przstał odbierać. Sympatyczny pan na infolinii jedyne, co mógł zrobić, to przyjąć zgłoszenie. Na koniec aplikacja InPost poinformowała, że przesyłka dostarczona będzie jutro. Jest to o tyle ciekawe, że jutro kurierzy nie jeżdżą. Zobaczymy. 

Coś mi po głowie chodzi, że twórca InPostu był jednym z ojców założycieli .Nowoczesnej. Więc chyba się nie ma czemu dziwić. 

Wieczorem pojechałem do Świebodzina po czosnek. Bo się skoczył. A tyle w telewizji ostanio o wampirach.

piątek, 3 stycznia 2020

2 stycznia 2020


1. Trzeba było wcześnie wstać, gdyż wcześnie wyjeżdżali goście. I to jest zła informacja, gdyż wolę wstawać później niż wcześniej.
Przyszedł mróz. Niezbyt wielki, ale jednak jakiś. Goście przed wyjazdem skrobali szyby.

2. Gdy tylko pojechali zrobiliśmy to, czego przez ostatnie dni nam nieco brakowało. Zasiedliśmy przed telewizorem. Na pierwszy ogień poszły „Narodziny gwiazdy”. Wstyd się przyznać – nie jestem w stanie połączyć Lady Gagi z żadnym z kojarzonych przeze mnie utworów muzycznych, od lat wpisywanych na plejlisty polskich rozgłośni radiowych. Najwyraźniej jestem już starym dziadem i to jest zła informacja. Zasadniczo mógłbym kolejny raz przypomnieć historię o tym, jak nie spotkałem Lady Gagi w Londynie na imprezie HTC, ale tego nie zrobię. Staram się sprawdzać, ile razy już jakąś historię opisałem, bo wolałbym się jednak nie powtarzać. Przynajmniej zanim nie będzie mi już wszystko jedno.
W każdym razie „Narodziny gwiazdy” to film żaden, choć miejscami wzruszający.

Goście meldowali, że dojechali jedni do Torunia, drudzy do Krakowa. Ci, jadący do Krakowa zafascynowali byli zmianami, jakie nastąpiły na S3 od ich poprzedniej jazdy.
2019 był drugim w historii, jeśli idzie o liczby oddanych kilometrów austostrad i ekspresówek. Puściłem dalej tweeta z tą informacją. Natychmiast się na mnie z zębami rzuciła grupa ludzi, którym nie pasowała ona do wizji rzeczywistości, w której funkcjonują.

Później był najnowszy odcinek zmierzającego do finału „Raya Donovana”.
I kilka odcinków „Wikingów”. Bez specjalnej satysfakcji.
Wieczorem, na Kulturze puścili Felliniego „Wałkoni”. I to było jakoś interesujące.

Od „Wałkoni” oderwał nas sąsiad Tomek. Wypiliśmy po dwa piwa, porozmawialiśmy, obejrzał album i poszedł.

3. Na koniec puściłem netkliksowego „Mesjasza”. Który mnie na tyle wciągnął, że nie wiem kiedy się położę spać. I to jest zła informacja.

środa, 1 stycznia 2020

1 stycznia 2020


1. Rok się zaczął słabo, gdyż zamroziłem dwie butelki szampana. Naszą, lidlowską i drugą, przywiezioną przez profesorstwo Z. (jakieś arcydzieło francuskich mistrzów szampanizmu). Północ wybiła, a my z profesorem Z. wytrząsaliśmy z butelek coś o konsystencji śniegu. No i niestety śniegu nieco żółtego. A przecież każdy wie, że nie można jeść żółtego śniegu.
Sąsiad Tomek (zięć sąsiada Gienka) po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie zafundował naszej części wsi pokazu ogni sztucznych. I to nie jest zła informacja, w przeciwieństwie do tej o szampanach.
Do tego najmłodsza córka Druha (już od pewnego czasu) Sekretarza źle znosiła noworoczną kanonadę reszty wsi. Zaczęła ją dobrze znosić, kiedy wyposażyłem ją w słuchawki Bose (prezent od Bożeny), które wcześniej wielokrotnie ratowały mi życie. Na przykład podczas (słynnego w pewnych kręgach) lotu do Kuwejtu samolotem C-130 Hercules. Zintegrowaliśmy się z sąsiadami. Przyszli do nas, by zweryfikować, czy naprawdę Darek, szwagier sąsiada Gienka zostawił rok wcześniej butelkę Kłobuczanki. Zostawił. Stała za kredensem. Przed wyjściem dopełnił ją znowu i zostawił na rok przyszły. To pewnie będzie taka świecka tradycja.

Wcześniej, radująca się nadejściem Nowego Roku wioskowa młodzież zdemontowała nam bramkę. Zdemontowała i gdzieś wyniosła. Udaliśmy się z Druhem Sekretarzem na poszukiwania. Trwały krótko, gdyż ciężar bramki przeważył determinację wioskowej młodzieży. Z pomocą Dyrektora Mieszka udało nam się bramkę z powrotem zamontować. Na dwa razy, gdyż za razem pierwszym założyliśmy ją tak, że się jej nie dało zamknąć.
Wieczór zakończył się bez innych ekscesów.

2. Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski przewiduje, że Andrzej Duda wygra wybory. W pierwszej turze. W marcu 2015 przewidywał bardzo dobry winik Korwina i zwycięstwo Bronisława Komorowskiego w drugiej turze. Prawie trafił. Złą informacją jest że mi się to w ogóle chciało czytać. Tekst pojawił się chyba we wszystkich gazetach Polska Presse. Przepraszam, teraz – Polska Press (ale się ci Niemcy maskują – jakby to kolega mój pewien skomentował).

3. Dałem się nabrać na promocję Lidl Plus i kupiłem w dużej ilości tygrysie krewetki. Zaślepiła mnie chęć oszczędzenia 40% i nie zauważyłem, że są nie wyczyszczone. I to jest zła informacja. Przez godzinę musiałem im wydłubywać bebechy. Że też nikt jeszcze nie wyhodował krewetek bez przewodów pokarmowych.

Postanowiłem w Nowy Rok zrobić coś dla Planety. Otóż zostałem na Twiterze 3800030. followersem Grety Thundberg. Dlaczego jest nas tak mało?

środa, 8 sierpnia 2018

7 sierpnia 2018



Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Tym razem obudziła mnie krajzega konkretnego sąsiada. Konkretnie tego konkretnego, którego obejście jest między nami a kościołem. Robi chłop drewno. Na zimę. Albo na handel. Obudziłem się z bolącym przy przełykaniu gardłem. I to jest zła informacja, bo mało jest rzeczy tak męczących jak szeroko rozumiane przeziębienie przy trzydziestoparostopniowym upale.

2. Udałem, że nic mi nie jest i zabrałem się za przerabianie fragmentu parku na trawnik. Czyli grabienie, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, grabienie, ciąganie włóki płaską stroną, sianie i walcowanie.
A wszystko to z „Raportem Pelikana” z Audioteki. Grisham cudownie jedzie po wynaturzeniach powodowanych dożywotnią nieusuwalnością sędziów amerykańskiego Sądu Najwyższego. Książka z 1992 roku. Wszyscy palą papierosy. Również studenci na zajęciach. Wykładowca prawa romansuje ze studentką. Zupełnie jak natenczas na Prawie na UJ-ocie. Z tym, że w książce naraz tylko z jedną. I romans nie jest wymuszony zaliczeniem.
To właściwie niewyobrażalne jakim bagnem był na początku lat dziewięćdziesiątych Wydział Prawa. Dziś niewyobrażalne. Zwłaszcza kiedy się słucha wielkich słów ówczesnych tego wydziału profesorów.
Film „Raport Pelikana” pomija chyba osiemdziesiąt procent skomplikowania książki. I to jest zła informacja.
Zwalcowany przyszły trawnik podlałem. Teraz trzeba będzie parę dni zaczekać.

3. Rozgrzany pracą postanowiłem naprawić lodówkę. Side by side. Samsung. Chyba przeklętą. Od zeszłego roku wymieniliśmy dwa kompresory. Naprawy trwały, bo naprawiaczowi z Zielonej Góry zawsze czegoś brakowało i musiał przyjeżdżać drugi raz. Psuł mu się samochód, jechał do sanatorium i tym podobne.
Lodówka w końcu zaczęła działać. Trwało to nawet ze trzy miesiące. Aż nagle stało się tak, że zamrażarka mroziła jak trzeba, za to lodówka nie schodziła poniżej 12 stopni. Miało to swoje plusy – piwo było w przyjemnej temperaturze. Gorzej zresztą zawartości. Godzinami patrząc na ręce zielonogórskiego naprawiacza czegoś tam się nauczyłem. Wyszło mi, że skoro mrozi, to nie jest problem z czynnikiem i kompresorem. Dobrałem się do wymiennika w części chłodzącej. Okazał się zalodzony. Z kolei jego grzałka, która powinna być do niego przymocowana, spadła i zaczęła wytapiać plastik obudowy. No i czujnik temperatury wiszący zupełnie nie tam, gdzie być powinien. Udało mi się to wszystko jakoś poskładać. No i lodówka zaczęła znowu chłodzić. Marnuję się w tej centralnej administracji. I to jest zła informacja.
Przypomniało mi się, że mnie boli gardło. No i się wyleczyłem połową butelki Beefeatera. Cóż, jak dokładnie trzy lata wcześniej raczył stwierdzić ksiądz infułat Bielański – sierpień jest miesiącem trzeźwości, nie abstynencji.