wtorek, 12 maja 2020

10 maja 2020


1. Jak krótko bym nie spał, jak bym nie spał źle – zrywa mnie ostatnio o 7:30. I to jest zła informacja, bo człowiek w czasie pandemii powinien się wysypiać.
Wszystko mnie bolało, od przerzucania drewna – jednak wiek robi swoje.

2. Nasza mysz utorowała sobie drogę do szafki z jedzeniem. W tym przypadku utorowała – znaczy wygryzła. Dziurę w mojej prowizorycznej blokadzie. Dobrała się do mojej koreańskiej zupki. Bez specjalnego zaangażowania. Przegryzła opakowanie nadgryzła makaron i tyle. Z większym zaangażowaniem dobrała się do plastikowego pudełka z pestkami dyni. Przegryzła i wlazła do środka. I to zła informacja. Przyjdzie wszystko wyrzucić.
Wysunąłem szafkę i przykręciłem kawał deski – teraz przegryzać się będzie ruski rok.

Oglądałem niedzielną publicystykę. Właściwie jednym okiem. Skończyło się na tym, że zasnąłem przy Loży prasowej. Nie wiem więc jak bardzo zażarta była dyskusja pomiędzy
Renatą Grochal i Jackiem Żakowskim. I które z nich uważało, że to źle, że się wybory nie odbywają w terminie, a które, że to bardzo źle, że się wybory nie odbywają w terminie. Ja tam osobiście uważam, że to źle, bo już bym wolał, żeby było po wyborach.

3. Żeby nie przespać całego dnia przed telewizorem – zwlokłem się przed dom. I dotarło do mnie, że Renata stoi wyładowana drewnem. No i że wypadałoby ją rozładować, bo sąsiad Tomek może chcieć ją do czegoś użyć. No i przypomniało mi się, że przed ułożeniem trzeba by co większe klocki porąbać. Więc po raz pierwszy od jakichś pięciu lat zabrałem się za rąbanie. Ech, jaka to by była przyjemna czynność, żeby nie to, że tak jest męcząca. Jakże przyjemne jest to uczucie panowania nad materią (w moim przypadku dość złudne, bo nigdy do końca nie wiem w co trafię). Parę pniaczków udało mi się porąbać. Z niemałą pomocą Bożeny rozładowaliśmy samochód (prawda wyglądała tak – kiedy ja się bawiłem siekierą – ona rozładowywała). Później się okazało, że nie mam już na nic siły. Do tego nie wiadomo skąd zaczął wiać zimny wiatr.

Wieczorem na TV Puls trafiłem na film „12 Strong”, z rok temu widziałem kawałek tego filmu w samolocie United Airlines, teraz udało mi się dooglądać do końca. Historia (prawdziwa) amerykańskiego oddziału, który po WTC w Afganistanie nawiązuje współpracę z dowodzącym częścią Sojuszu Północnego generałem Dostumem. Współpracę, która prowadzi do odbicia Mazar-i Szarif. Film porządnie zrobiony. Złą informacją jest, że twórcom nie udało się dobrze pokazać szarży. Kawaleryjskiej szarży. A to był – jak na razie – ostatni przypadek, kiedy amerykańscy żołnierze atakowali konno. 

Swoją drogą liczba dwanaście jest bardzo popularna w amerykańskiej kinematografii. Szkoda, że nikt przy tłumaczeniu tytułów nie używa klasycznego słowa „tuzin”. „Tuzin małp”. „Tuzin gniewnych ludzi”… 

poniedziałek, 11 maja 2020

9 maja 2020


1. Urodziny nie są moim ulubionym dniem w roku. Zdecydowanie wolę czas je poprzedzający. Zresztą podobnie mam ze świętami – kiedy już się zaczną to wiadomo, że zaraz się skończą. I to jest zła informacja.
Rok temu świętowałem w trasie między San Francisco a Reno. Dwa lata temu zorganizowałem imprezę w Beirucie. Trzy lata temu – nie pamiętam, Cztery – w Kanadzie, pięć – w ciszy wyborczej, osiem w barze Tektura – tym, którego miejsce zajął Kraken. Wtedy kolega z harcerstwa ofiarował mi książkę z dedykacją Jarosława Kaczyńskiego. To była pierwsza taką dedykacja. Drugą dostałem już osobiście. W „Porozumieniu przeciw monowładzy” książce, dzięki której – muszę przyznać – sporo zrozumiałem z dzisiejszej rzeczywistości.
W międzyczasie była jeszcze jedna impreza. Urządziłem proszony obiad. Głównym daniem były krewetki z pomidorami. W pewnym momencie się okazało, że osiemdziesiąt (około) procent męskiej części gości zadziwiająco długo na balkonie pali papierosy (w tej grupie również kilku niepalących). Wyszedłem na balkon, by sprawdzić co się dzieje. Wszyscy w milczeniu podglądali sąsiadkę z przeciwka.To właściwie połowa historii. Drugiej nie napiszę. I to jest zła informacja.

2. Przyjechał Piotr z kolegą swoim Mrówą i Dyziem. Dyzio to wilczarz – chart irlandzki. Wilczarz, czyli pies na wilki. Naprawdę wielki pies. Dyzio jest młody, sprawia wrażenie nie do końca pozbieranego. No i jest chartem. Piotr opowiadał, jak rzucił się w pogoń za sarną, dogonił ją (nie był to dla niego jakiś specjalny problem) przewrócił, po czym dokładnie wylizał i porzucił. Sarna wstała i poszła w swoją drogę. Pewnie nie opowiadała kolegom, co ją spotkało, bo i wstyd, i pewnie by nie uwierzyli.
Dyzio się wyraźnie nudził. Brakowało mu kogoś do zabawy. W końcu zaległ w trawie i zaczął drzemać.
Nie wiedzieć czemu przypomniał mi się „Dreamcatcher” Kinga i Duddits z jego niepasowaniem do świata i jednym celem życia. (Najstarszy Analityk Szacki powinien wiedzie o co mi chodzi, bo zawsze występuje z kolekcją książek Kinga w tle.) Więc z Dyziem jest tak samo. Jego wielkość, potencjalna krótkość życia, chorowitość, niepozbieranie straci znaczenie, kiedy się pojawi wilk zły. Dyzio stanie się wtedy sobą i sprawi mu łomot.

Zasadniczo, to Piotr przyjechał by zobaczyć co udało mi się odkuć w stodoło-stołówce. Ale kiedy już zobaczył, namówił mnie, byśmy się zajęli zbieraniem drewna zalegającego przy płocie. Pocięciem i zbieraniem. Wydawało mi się, że to będą resztki po ściętej rok temu suchej sośnie i parę kawałków akacji. Wyszło tyle, że musiałem pożyczyć od sąsiada Tomka Renatę, której skrzynię w całościśmy zapełnili. I to jest zła informacja, bo wciąż to czuję, W rękach, plecach, nogach. Zajmowanie się drzewem lepsze efekty daje niż siłownia. (Zgaduję bo nigdy z siłownią nie miałem na poważnie do czynienia).

3. Pisarz Piątek odkrył, że przy Baltic Pipe będzie pracować ta sama firma, która pracowała przy Nord Stream 2. W sumie, to powinienem napisać Tomasz Piątek bajkopisarz z Pruszkowa. Wciąż przeżywam lekturę ostatniego jego dzieła tego autora. Dzieła poświęconego Prezydentowi. Głupie to strasznie i byle jak zrobione. Gdyby się znalazł jakiś adwokat – mógłbym pozwać bajkopisarza z Pruszkowa Piątka i jego wydawcę. Wydałem na to dzieło ze cztery dychy, a autorom (jako drugi występuje właściciel wydawnictwa Marcin Celiński) nie chciało się nawet sprawdzić kiedy ogłoszono decyzję o starcie w wyborach.
W każdym razie tylko jedna firma dysponuje technologią układania podmorskich rurociągów. I ta firma przestała układać Nord Stream, za to zacznie układać Baltic Pipe. Obawiam się, że nie jestem w stanie wymyślić jakie wnioski z tego wyciągnie bajkopisarz z Pruszkowa Piątek. I to jest zła informacja, bo mam się za człowieka o szerokich horyzontach.

sobota, 9 maja 2020

8 maja 2020


1. Brytyjski Ambasador z okazji 75. rocznicy zakończenia II Wojny Światowej, dla upamiętnienia polsko-brytyjskiej przyjaźni wykutej we wspólnej walce przeciwko tyranii – wciągnął na maszt przy ambasadzie polską flagę. Bardzo ładny gest.
Natychmiast rzucono mu się do gardła wypominając Jałtę, wrzesień, defiladę zwycięstwa. Wśród tych, którzy się rzucili sporo było codziennych zwolenników normalizacji stosunków z naszym wschodnim sąsiadem. Coś w tym może być. Sąsiad ten wiele razy nas najeżdżał, mordował, wywoził na Syberię, okradał ale nie przypominam sobie, żeby nas kiedykolwiek zdradził. Raczej zawsze zachowywał się w łatwy do przewidzenia sposób.

Jadwiga Emilewicz rozmawiała rano w telewizorze z Waszym Krzyśkiem. Kiedy tylko zaczęła mówić rzeczy niepasujące do założeń wywiadu – jakość połączenia spadła na tyle, że trzeba było przerwać rozmowę. Kiedyś pandemia się skończy, skończą się rozmowy przez Skype. Ciekawe jak wtedy rozwiązywany będzie problem rozmówców mówiących rzeczy niepasujące do założeń. 
Pierwszy od dawna słoneczny dzień, więc od rana nad wsią zaczął się unosić szum kosiarek. 
Wiedziony odruchem standym też zabrałem się za koszenie. Ale nie wykosiłem tyle ile bym chciał, bo trawa urosła za bardzo. I to jest zła informacja.


2. Postanowiłem uruchomić młotowiertarkę z Lidla. Nasz największy budynek użytkowy to stodoła przerobiona za środkowego Gierka na stołówkę. Jednym z elementów przebudowy było przemurowanie wjazdów na wejścia. Od kilku lat chodziła za mną koncepcja powrotu do oryginału i doprowadzenia do tego, żeby do stodoło-stołówki dało się wjechać samochodem. 
Chciałem zbić tynk, żeby sprawdzić jak duże szkody wtedy zrobiono. Młotowiertarka dała radę. Dość szybko się okazało, że wjazdy zamurowano byle jak i dość łatwo będzie się dało te przemurowania usunąć. I to jest dobra informacja. Złą jest, że będę musiał wymyślić co zrobić z gruzem. Kiedy człowiek ma do dyspozycji prawie dwa hektary ziemi – trudno podjąć taką decyzję.

Złamałem się, wykorzystałem moje dygnitarstwo i korzystając z pomocy na poziomie ministerialnym dobiłem się do wysoko postawionych przedstawicieli InPostu, w związki z czym odnalazły się wszystkie moje przesyłki z żabą warsztatową lewarkiem warsztatowym 2T na czele. Równo miesiąc po tym, kiedy rzeczoną żabę-lewarek zamówiłem. Mogłem więc zmienić koła, na te z letnimi oponami. Trochę czasu mnie kosztowało znalezienie sposobu na przedłużenie klucza do kół. W końcu użyłem do tego, tego czegoś, co się wkłada w młotowiertarkę, by tym kuć. Muszę sobie jednak kupić jakieś do tego odpowiednie narzędzie.

3. Pojechałem do paczkomatu odebrać pasek do kosiarki i ram do komputera. 16GB. Pierwszy Mac, którego używałem miał osiem tysięcy mniejszą pamięć. Strasznie jestem już stary. Pod paczkomatem stała karetka pogotowia, więc najpierw poszedłem na zakupy. Tym razem nie kupiłem żadnej rzeczy, której przydatność by była dyskusyjna.

Zatankowałem w Tesco jeszcze tańszą benzynę. Nalałem też do kanistra. Podczas płacenia, obsługujący mnie pan zauważył, że przed tankowaniem do kanistra powinienem go poinformować. Ciekawe, czy następnym razem to zrobię.

Wracałem przez Skąpe. Zatrzymałem się przy moście obok którego parę miesięcy zginęła piątka nastolatków. Wylecieli na zakręcie z drogi i wpadli do kanału. To nie były pierwsze ofiary śmiertelne w tym miejscu. Tak jak mi się wydawało, kiedy poprzednim razem tamtędy przejeżdżałem – bariery energochłonne znowu nie są przymocowane do podłoża. Istnieje więc spore prawdopodobieństwo, że kiedy znowu ktoś na drodze od Ciborza będzie sprawdzał jaką prędkość maksymalną może uzyskać jego pojazd i znowu – jak to kilka razy wcześniej bywało – straci panowanie nad samochodem i wyrżnie w te bariery, to pewnie razem z nimi znajdzie się w kanale. I to jest zła informacja.




7 maja 2020


1. Pamiętam z końca lat osiemdziesiątych legendę, że pod Krakowem, w miejscowości Krzywaczka mieści się zaopatrująca całe miasto plantacja marihuany. Człowiek nazywany Krzywaczką miał ją prowadzić u swojej babci. Według legendy robił to całkowicie bezinteresownie. Przypomniało mi się to, bo przyszły zraszacze pulsacyjne metalowe. Niepozorne wielkością, acz skomplikowanie konstrukcyjnie urządzenia, które mogą (każdy z nich) pokryć wodą kilkaset metrów kwadratowych. Przyszły właśnie z podkrakowskiej Krzywaczki. I przypomniały mi tę historię.
Test krzywaczkowych zraszaczy wypadł świetnie. Nie dość, że moczyły odpowiednią powierzchnie, to robiły to w nietuzinkowy sposób. Było po deszczu, więc się nie zdecydowałem na sprawdzenie, jak działają w kaskadzie. I to jest zła informacja. 

2. Uruchomiłem strug (po angielsku planer) Musiałem skrócić nieco okna. Lata temu świebodziński stolarz zamontował nam własnoręcznie wykonane parapety. Materiał najwyraźniej był taki sobie, bo parapety zaczęły żyć własnym życiem. I nie było to życie proste. Pokrzywiło je na tyle, że cieżko było okna otwierać – skrzydła szorowały po parapetach. Zestrugałem (splanowałem) kilka milimetrów i sytuacja wróciła do normy. Złą informacją jest, że nie ma wcale gwarancji, że parapety wybiorą życie w prostocie.

Skręciłem półkę. Zajęło mi to pół godziny mniej. Zostało jeszcze osiem. Jeżeli uda mi się utrzymać krzywą, to ostatnią półkę skręcał będę przez dziewięć minut. 

3. W zupełnie nie wskazującym na taką zawartość pudełku znalazłem swój pierwszy dowód osobisty. Przez dekadę używałem go jako notatnika, większość zapisanych w nim numerów telefonów się zdezaktualizowała, reszta przestała mieć znaczenie. Ale to nie jest aż tak zła informacja. Gorszą jest, ze przyjrzałem się swojemu zdjęciu i muszę przyznać, że wolę wyglądać tak, jak wyglądam trzydzieści lat później. A to jakoś nie pasuje do wszechogarniającego nas kultu młodości. 

piątek, 8 maja 2020

6 maja 2020



1. Powinienem postawić barszcz. Nie zrobiłem tego i to jest zła informacja.

2. W ramach wspierania odmrażania gospodarki pojechaliśmy pod Gorzów, gdzie w stodole należącej kiedyś do książąt von Anhalt mieści się magazyn pana handlującego sprowadzanymi z Danii (chyba) meblami. Stodoła piękna, meble porządne, ceny negocjowalne. Bożena kupiła mi prezent urodzinowy. Nie powiem co, bo to niespodzianka. Przyjedzie razem zresztą zakupów pewnie z tydzień po urodzinach, bo zegarmistrz musi go uruchomić i wyregulować.
Za ścianą pokoju krakowskiego mieszkania mojej babci był zegar. Bijący. Kiedy pradziadek rozbudowywał dom, który przyjął w posagu, dogadał się z sąsiadem i oparł się o jego ścianę. Dlatego słychać było zegar z sąsiedniej kamienicy. No i człowiek zawsze czuł, która jest godzina. Bardziej czuł, niż wiedział. Podobnie mieli ci wszyscy, którzy mieszkali w zasięgu strażaka z wierzy kościoła Mariackiego. Swoją drogą ponoć wciąż żyją ludzie przekonani, że strażak trąbi tylko w południe. Legenda krakowska miejska głosi, że w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku pewien przewodnik zbierał pieniądze od wycieczek, by przekupić strażaka, żeby zatrąbił nie tylko w południe. Zarabiał na tym spore pieniądze ale w końcu wpadł.
Byłem w kiedyś na wieży i widziałem mikrofon philipsa, który zamontowano tam, kiedy Polskie Radio zaczęło transmitować hejnał. Dziewięćdziesiąt trzy lata temu. Złą informacją jest, że właściwie nie jestem pewien, czy radio dalej transmituje hejnał.

Spod Gorzowa wracaliśmy na około. Znaczy przez Lubniewice. Bardzo ładne miasto. Z wielkim drzewem i kamieniem upamiętniającym osadników wojskowych. Nie widzieliśmy pałacu, który zagrał w filmie o Wisłockiej. Jest w remoncie. Kupiony ponoć przez Kulczykównę.

3. Wracając wyciągnąłem z paczkomatu dobry zestaw filtrów powietrza do kosiarki i kawałek plastiku osłaniający halogen w audi. Cóż, pobyt obok Lidla zaowocował młotowiertarką i lutownicą. I, choć na obie mam rozsądnie brzmiące uzasadnienia – to jest zła informacja.

Serwisujący (do czasu) Suburbana mechanik samochodowy, który się zarzekał iż był wiceministrem w MON w rządzie Jana Olszewskiego (minister Parys jakoś sobie go nie przypominał) zaraził mnie ceramizerem. Czarodziejską chemią, która niweluje skutki zużycia powierzchni metalowych. Od dziesięciu lat wierzę, że działa. Wierzę, gdyż nie za bardzo mam narzędzia by to sprawdzić. Zwykle kupowałem ceramizer do silnika, tym razem zamówiłem również ten do układów hydraulicznych – wspomagania kierownicy. Proces aplikacji wymagał siedzenia w samochodzie i kręcenia kierownicą w prawo i lewo. Przez dobre 20 minut. Siedziałem i kręciłem patrząc jak dumnie powiewająca polska flaga odbija się podniesionej klapie silnika.

środa, 6 maja 2020

5 maja 2020


1. Ledwo się z łóżka zwlokłem. Najwyraźniej nie mam już zdrowia na takie trasy. I to jest zła informacja. Ech, żeby Lot zaczął latać. Z drugiej strony, gdybym poleciał samolotem, to bym nie wymienił klocków. Musiałbym się na to umawiać w Świebodzinie koło Lidla. Więc pewnie znowu bym nakupił jakichś dziwnych rzeczy, które potem wypadałyby na mnie z półek. Jak na przykład urządzenie do ostrzenia łańcuchów w piłach, którego od dwóch lat nie udało mi się zmontować i uruchomić.

2. Po kilkutygodniowych sugestiach Bożeny przeniosłem się z pracą z kuchni do mojego pokoju na piętro. Pokój zająłem piętnaście lat temu. Dość szybko został wyremontowany i od tego czasu pełni funkcję czegoś, co Niemcy nazywają słowem Abstellraum (od: abstellen – odstawić). Znaczy, kiedy nie wiem, co z czymś zrobić, to to coś odstawiam do mnie do pokoju. Żeby opróżnić biurko, musiałem sobie do niego przebić drogę. Największy problem robiło pudło po piecyku na pellet. Niby tylko tekturowe. Ale jednak ta tektura (jak napisano z boku) is suitable for overseas shipment, więc swoje waży. Trzeba było minąć kolekcję komputerów Apple Macintosh: Quadrę 650, Performę 5300, G4, dwie G5, kilka Powerbooków G3. Monitor aplowski – ten fikuśny [fikuśny? Co to za słowo?!) największy kineskopowy, jaki zrobili. Barco – nieosiągalne marzenie grafika-kolorysty końca lat dziewięćdziesiątych. Kilka bardziej lub mniej niedziałających drukarek, jeszcze jakieś dwa monitory ciekłokrystaliczne, kolekcję tonerów do drukarki, której od dziesięciu lat już nie mam. To był chyba Phaser 750. Trochę dziwnego sprzętu sieciowego – na przykład przegląd modemów do Neostrady. I mnóstwo kabli. Przeróżnych. FireWire 400, 800, 400 na 800, dziwne USB, nawet jakiś ADB.
Pamiętam, jak lat temu z dziesięć integrowałem się z młodymi deweloperami aplikacji mobilnych i na piwie zapytano mnie jak łączyło się sieć LocalTalk. Muszę sprawdzić, bo nie pamiętam, ale chyba Quadrę z Performą można po LocalTalku połączyć. Tylko by trzeba znaleźć transceivery.
O ile dobrze pamiętam, to na Quadrze 650 pracowałem kiedyś w wakacje składając ogłoszenia w Gazecie Krakowskiej. W jednym pokoju z żoną Leszka Maleszki. Miała ci ona taki talent, że materiały spod jej ręki permanentnie buntowały RIP naświetlarki. (Przed chwilą, na dni parę przed moimi czterdziestymi ósmymi urodzinami, pierwszy raz w życiu sprawdziłem skąd nazwa RIP. Otóż to akronim od Raster Image Processor). Ech, to były czasy sprzed technologi PDF. Ważniejszym niż to, że pracowałem z żoną Leszka Maleszki, było to, że pracowałem z kolegą Jankiem Miczyńskim. Choć od tego, że z nim pracowałem, ważniejsze było jak żeśmy razem imprezowali. Redakcja Gazety Krakowskiej mieściła się w budynku Ilustrowanego Kuriera Codziennego. Ale to już zupełnie inna historia.
Półki, które skręcam przeznaczone są na moje komputerowe zbiory. By miały gdzie czekać na czas, kiedy – będąc już na emeryturze – je sprzedam z wielkim zyskiem. Niestety od niedzieli nie skręciłem żadnej. I to jest zła informacja.

3. Im dłużej siedzę na wsi, tym bardziej z inteligencji pracującej zamieniam się w przedstawiciela proletariatu. W poprzek temu procesowi postanowiłem uinteligencnić dom wyposażając do w czujniki temperatury, wilgotności i ciśnienia kompatybilne z HomeKitem Appla. Czujniki – oczywiście chińskie. Walczyłem z nimi przez kilka godzin. Walka była ciężka. Zwycięska po tym, kiedy przeczytałem, że w ustawieniach regionalnych zamiast „Polska” trzeba wpisać „Chiny Kontynentalne”. Cóż, mają chłopaki rozmach. Choć właściwie, kiedy u nas się zabijano nienaostrzonymi kołkami, oni już świętowali milenium państwowości. 
W każdym razie udało mi się system uruchomić. I teraz z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy monitoruję temperaturę w czterech pomieszczeniach na piętrze. Temperaturę, która waha się między 16 a 18 stopni Celsjusza. I to jest zła informacja, bo jeszcze nie doszedłem, skąd aż takie różnice. 

Cały dzień było zimno. Chwilę po tym, kiedy zdecydowaliśmy się wyjść na zewnątrz – zaczęło lać. Znaczy: i lało, i świeciło słońce. I po chwili nad domem pojawiła się tęcza. Minister Ardanowski to chyba prorok jakiś Powiedział, że w maju będzie padać i pada. Nawet w słoneczne popołudnie.






4 maja 2020


1. Długi dzień. I to jest zła informacja. Dzień długi, bo się zaczął w swój przeddzień koło dziesiątej wieczór, kiedy to się dowiedziałem, że rano będzie briefing (ten poświęcony rozpoczęciu budowy Baltic Pipe). Potem był tekst red. Stankiewicza, który nadał nowe znaczenie hasłu „tylko w Onecie”.

Tekst zainicjował serię telefonów. Telefony zaczęły się chwilę po siódmej. Nikomu nie udało się mnie obudzić – udaremniłem to wstając wcześniej. Później był rzeczony briefing – nasza administracja nadała nowe znaczenie temu słowu, kiedyś nazywało się to oświadczenie. Później były kolejne telefony. Aż się okazało, że muszę jechać do Warszawy. Służba nie drużba. Pojechałem, dojechałem, wróciłem. Koło drugiej w nocy. Pozytyw jest taki, że w Warszawie wymieniłem klocki hamulcowe. Złą informacją jest, że tarczom do końca ich życia brakuje po pół milimetra. 

2. Rano zdążyłem zauważyć ładowanie harwestera na podczołgówkę. I przeczytać „Wyborczą”. Mocna rzecz. I nie chodzi mi właściwie o tekst Wojtka Czuchnowskiego, choć fakt, że w procesie egzekwowania zaocznego komingautu, autorów wspiera wieloletni sekretarz zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka profesor Andrzej Rzepliński nie powinien zostać niezauważony. Chodzi mi o komentarz Piotra Stasińskiego. A konkretnie o zdania: Prawnik, który zrobił imponującą karierę, choć mimo biegłości w paragrafach nie powinien był, bo brak mu kwalifikacji etycznych. A zrobił ją nie pomimo wstydliwych zachowań, ale dlatego, że woli je ukryć.
W listopadzie 2014 roku, kiedy Policja zatrzymała w PKW– nielegalnie, jak później orzekł Sąd – dwóch dziennikarzy, Stasiński wzywał, by postawić im cięższy niż naruszenie miru domowego zarzut. Wciąż jest wicenaczelnym „Wyborczej”. I to jest zła informacja. Dobrą, być może jest to, że periodyk ten ma jakiekolwiek znaczenie wyłącznie dla dziadów takich jak ja. Tych, którzy pamiętają, jak ważne to było medium na początku lat dziewięćdziesiątych.
Jeżeli mam być szczery (a ja od dzisiaj chcę być szczery), mam nadzieję, że jak najwięcej czytelników nie będzie wiedzieć o co w tym punkcie chodzi.

3. W Warszawie w JSS Jacek zmienił mi klocki. Zanim mną się zajął, rekonstruował dotyczący prawego kierunkowskazu fragment instalacji elektrycznej w jeepie swojego znajomego. Na placu stał Hilux. Stał na tyle długo, że w skrzyni zdążyło się zebrać parę centymetrów deszczówki. Właściciel mógłby wystąpić o dotację z programu małej retencji.
Do wymiany klocków w A8D2 nie trzeba zdejmować zacisków. Żeby nie to, że następnym razem wymiana klocków, będzie wymagała wymiany tarcz i serwisu zacisków – spokojnie bym mógł sam to zrobić.
Swoją drogą, gdyby kierowcy zajeżdżający mi drogę do Warszawy wiedzieli w jakim stanie mam hamulce, być może nie robili by tego tak radykalnie. Właściciel jeepa zasugerował, żeby następnym razem wywiesić kartkę.
W latach osiemdziesiątych dość popularnym było obserwowanie pojazdów z dużym napisem – brak świateł stop – z tyłu. Kartka – Uwaga, brak hamulców! – winna być umieszczana z przodu. I najlepiej podświetlana niebieskim, migającym światłem.

W Świebodzinie zatrzymał mnie przejazd kolejowy. Pociąg towarowy. Lory – wagony platformy. Puste. Tylko na kilku jechały kontenery. Szlaban zasłaniał wagony, kontenery wyglądały trochę jak z Harrego Pottera.

Kilometr przed domem drogę przecięła mi dzicza rodzina. Odyniec, locha i warchlaki będące zresztą jeszcze pasiakami. Dawno temu przejrzałem myśliwych – generalnie chodzi im o to, żeby się przebrać w zielone ubranka i gdzieś w lesie się upić bez żon. Przy okazji nadając dziwne nazwy wszystkiemu, co się rusza w zasięgu ich wzroku.
W każdym razie dzicza rodzina wlazła mi przed zderzak z podobną dezynwolturą jak – kilka godzin wcześniej – ciężarówka z napisem Waldek-Trans. Swoją drogą, o ile zwykle uważam rebranding za sposób na wyprowadzanie kasy, to są przypadki, kiedy zmiany społeczne nadają nazwie nowe znaczenie i jej zmiana nabiera sensu.
Już miałem ruszać, kiedy z krzaków wypadł ostatni pasiasty warchlak. Przypominał trochę świnkę morską. Z pięć razy większą. Na dłuższych nóżkach. I w paski.

Kawałek za dzikami spotkałem lisa. Szedł wzdłuż drogi. Nawet się na mnie nie obejrzał. I to jest zła informacja, bo mam się za kogoś na tyle ważnego, że byle lis nie powinien mnie ignorować.








poniedziałek, 4 maja 2020

3 maja 2020


1. Witaj, majowa jutrzenko! 
Znaczy – bez przesady – wstałem po siódmej. Wcześnie, jak na niedzielę, lecz raczej zbyt późno by witać Wenus, bo Słońce u nas wstało o wpół do szóstej. Wyglądało na to, że dzień będzie deszczowy, ale koło dziewiątej się wypogodziło.

Marcin Parzyński na Fejsie: „Niesamowita jest potęga symboliki.
3 maja 1791 metodą klasycznego zamachu stanu, bez formalnego zwołania obrad, jedynie z imiennymi zaproszeniami dla »pewnych« posłów, przy obecności niespełna 37% składu, pod strażą wojska połączone stany uchwaliły Ustawę Rządową. Jej pełna treść została przekazana wybranej grupie posłów poprzedniego wieczoru. Co zresztą miało o tyle znikome znaczenie, że Ustawę uchwalono bez jej czytania. Ustawa raz na zawsze likwidowała Rzeczpospolitą, w jej miejsce wprowadzając dziedziczną monarchię, tron królewski przewidując dla władcy ościennego państwa. Radykalnie ograniczono liczbę obywateli z prawem wyborczym do władzy ustawodawczej. Religię rzymsko-katolicką formalnie uznano za panującą. Przewidziano możliwość zmian w konstytucji, jednak nie częściej, niż raz na 25 lat.
Zakazano zawiązywania konfederacji i sejmów »pod węzłem konfederacji« - co było o tyle ciekawe, że sama Konstytucja 3 Maja przez taki właśnie sejm została uchwalona. Wobec takiego postępowania władz państwa grupa obywateli zwróciła się o pomoc za granicę – do instytucji, która była formalnym gwarantem praw i wolności w Polsce. Ale to już zupełnie inna historia… 
Tak narodziło się polskie święto demokracji.

Od kilku dni zbierałem się, żeby coś takiego napisać. Nie zdążyłem. Może i dobrze – tak dobrze bym nie napisał. 
Mam wrażenie, że mało kto w Polsce nauczył się czegoś na historii. I to jest zła informacja. 

2. Postanowiłem świętować Święto skręcaniem półek, które jakiś czas temu kupiła Bożena. Każdy ma swój sposób na świętowanie. Na przykład pani prezydent Gdańska Dulkiewicz złożyła pod pomnikiem Jana III Sobieskiego kwiaty „w hołdzie tym, którzy tę konstytucję wywalczyli.” Ja postanowiłem skręcać. Zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara. 
Plan był taki, żeby zmontować z pięć. Wyszła jedna. Zajęło mi to ponad dwie godziny, gdyż projektanci półki wymyślili, że trzeba ją skręcić osiemdziesięcioma śrubami. Osiemdziesiąt śrub, osiemdziesiąt podkładek, osiemdziesiąt nakrętek, pięć poprzeczek wzmacniających półki, dziesięć dłuższych elementów półek, dziesięć krótszych elementów półek, pięć płyt przykrywających półki, osiem elementów pionowych, cztery plastikowe podkładki. Można oszaleć. Do zestawu producent dołożył w bonusie pół podkładki. Może się kiedyś do czegoś przyda. 

Gdyby nie to, że gdzieś około roku 1975 rodzice kupili mi pierwszy zestaw Lego pewnie bym sobie nie dał rady. Samochód wywrotka, trochę jak kopalniany wagonik, bo rozładowująca się na boki. To się musi jakoś nazywać. Nie wiem jak i to jest zła informacja. 

3. Lasy Państwowe parę lat temu wyprodukowały aplikację „Czyj to liść?”. Wczoraj przetestowałem jej wersję rozszerzoną. Czyli, jeżeli aplikacja nie daje rady – wysyłasz zapytanie do zaprzyjaźnionego przedstawiciela Lasów Państwowych. W tym przypadku odpowiedź brzmiała: Czeremcha amerykańska. Bardzo inwazyjny gatunek, który trafił do Europy w XVII wieku. Amerykanie robią z niej meble. Pewnie ciężkie, bo ma dużo drewna w drewnie. U nas większość czeremchy to krzaki ale są też spore drzewa. Rośnie wszędzie, choć nie aż tak jak klony. Tych jest wszędzie pełno i strasznie trudno się ich pozbyć. Mamy też parę kasztanów. Jednego posadziliśmy z czternaście lat temu. Są też stare. Zadziwiająco dużo jest małych dębów. Ponoć jakieś ptaki je sieją – muszę posłuchać, o co z tym chodzi. Jakoś trudno mi uwierzyć, że ptak bierze w dziób żołędzia po czym go gubi. Leci po następnego i gubi prawie w tym samym miejscu?
Nie tak łatwo być ogrodnikiem. I to jest zła informacja. 







niedziela, 3 maja 2020

2 maja 2020



1. Wstałem o świcie i wciągnąłem specjalnie kupioną w tym celu flagę na maszt. Z tym, że najpierw ją musiałem nieco zmodyfikować, bo był to model nasadzany na kij, a nie wciągany sznurkiem. Sznurek – mam wrażenie, że ze dwa lata temu kupiony – dał się nadgryźć zębowi czasu. Ale kiedy już urwało się wszystko, co się miało urwać okazało się, że jest w porządku.
Doktor Sibora zarzucił Prezydentowi na Twitterze, że na co dzień nie dba o flagę. Bardzo żałuję, iż Pan Prezydent nie zabiera głosu gdy wokół niego widzę dziesiątki, setki polskich popisanych flag. Tak jest zawsze podczas imprez sportowych. Wielkie flagi z napisami leżą na śniegu a Pan milczy.
Pierwszy raz zobaczyłem pana Doktora w telewizorze prawie dziesięć lat temu. Mówił chyba o brytyjskiej królowej. Bardzo ciekawie. A tak przynajmniej mi się wydawało. Kilka lat później, na samym początku mojej obecnej pracy, użyłem nazwiska pana Doktora przy ówczesnej dyrektor Protokołu Dyplomatycznego MSZ. Reakcja nie była specjalnie dyplomatyczna. Usłyszałem, że pan Doktor nie ma pojęcia o czym mówi, ale mówi to w telewizorze, co czasem słyszą politycy, którzy mają pretensję do Protokołu, że coś jest nie tak, bo usłyszeli to w telewizorze, Protokół musi potem udowadniać, że nie jest wielbłądem, co nie jest – jak powszechnie wiadomo – proste.
Po kilku wizytach zagranicznych zrozumiałem o co chodzi. Im więcej było tych wizyt, tym więcej rozumiałem. Jako że nie jestem pracownikiem Protokołu – pan Doktor bardziej mnie śmieszył niż denerwował. Szczytem było, jak przez godzinę komentował przylot Prezydenta USA. Płakałem ze śmiechu. Kamery pokazywały znanych mi ludzi, wykonujących oczywiste dla mnie czynności, a pan Doktor opowiadał niestworzone rzeczy, plótł duby smalone, banialuki, farmazony, androny (wymieniam te wszystkie słowa, by uniknąć zwrotu: pierdolił jak potłuczony). Rzewnymi łzami płakałem. Znaczy – wręcz przeciwnie, akurat tych łez rzewnymi nie można określać.

Przed uroczystościami 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej ludzie z TVN24 poprosili mnie o pewną przysługę związaną w wizytą wiceprezydenta Pence'a. (zauważyliście, że podczas najwyższego szczebla spotkań polsko-amerykańskich TVN24 jest bardziej zachwycony naszą polityką zagraniczną niż TVP? Jak to było? Przejrzystość, wolność słowa oraz niezależne i odpowiedzialne dziennikarstwo. W tym przypadku trudno się nie zgodzić.)
Oczywiście pomogłem. A przypomniawszy sobie moich przyjaciół z PD poprosiłem, by może zaprosili do komentowania jakiegoś innego eksperta, nie pana Doktora.
–To daj nam kogoś. Nikogo innego nie ma – odpowiedzieli. I to jest zła informacja. Dyplomaci, nawet emerytowani bronią się rękami i nogami przed chodzeniem do telewizji. Etyka zawodowa. Chodzą zaangażowani politycy typu ekscelencji Schnepfa. Więc cóż mogą zrobić wydawcy? Dzwonią pod sprawdzone numery. Stąd doktor Sibora, stąd pułkownik Dziewulski. Dzwonisz – masz. Człowiek mówi po polsku, nie jąka się. Jak trzeba, ma bibliotekę na tle której można go filmować. Wypowie się na każdy temat. Kiedyś taką rolę pełnił też profesor Rzepliński – oczywiście przed karierą w Trybunale Konstytucyjnym. Ale kto to dziś pamięta.

A co do flag w śniegu. W mrokach stanu wojennego milicja stawiała przed kolegiami ds, wykroczeń za znieważenie flagi państwowej obywateli, którzy na demonstracjach nieśli biało-czerwone flagi z napisem „Solidarność”. Oskarżeni bronili się – na ogół – skutecznie. Tłumaczyli, że flaga państwowa jest biało czerwona. Flaga biało-czerwona z napisem – państwową nie jest. I tak jest do dziś. Znaczy: leżąca w śniegu biało-czerwona płachta materiału z wielkim napisem „Wieluń” flagą państwową nie jest. Albo – jeszcze lepiej – jest flagą państwową w takim samym stopniu, jakim pan Doktor jest specjalistą od protokołu dyplomatycznego.

2. Zadzwoniła rano pani Wydawca z jednej z telewizji informacyjnych, żeby dopytać, co Prezydent będzie robić. Rano PAP puścił depeszę, która była nie do końca aktualna i wyszło zamieszanie. Zacząłem referować, kiedy doszedłem do żłożenia kwiatów pod pomnikiem Korfantego, powiedziała, że to brzydki pomnik, i że Ślązacy powinni sobie go na Śląsk zabrać. I po co te kwiaty. Odpowiedziałem, że rocznica jest wybuchu III powstania śląskiego. Ona na to, że jak powstanie to tylko warszawskie. Najwyraźniej cała nasza kilkuletnia opowieść o Ojcach Niepodległości nie trafiła wszędzie tam, gdzie powinna. I to jest zła informacja. Swoją drogą – wyrazy szacunku dla dyrektora Ołdakowskiego – on ze swoim przekazem trafił. Panią Wydawcę co roku spotykam na śpiewankach 1 sierpnia na placu Piłsudskiego.

3. Najpierw zaczął padać deszcz, później zaczęło grzmieć i spadł grad. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś rzucał we mnie z takim zaangażowaniem małymi kamieniami. Kara to musiała być boska za to, że przez moment rozważaliśmy przyjęcie zaproszenia na grilla, które wystosowali sąsiedzi. Poluzowanie dopiero od poniedziałku.

Obejrzeliśmy na Netfliksie „Into the night”. I to jest zła wiadomość. Pomysł dobry, realizacja słaba. Po czterogodzinnym maratonie Bożena miała słuszne pretensje, że obejrzeliśmy po raz chyba dwudziesty „Drużyny pierścienia”.

sobota, 2 maja 2020

1 maja 2020


1. Pierwszy maja. Święto Pracy. Rocznica wejścia Polski do Unii Europejskiej. Szesnasta. Zarazem rocznica ostatniego naszego wyjazdu na wakacje.
Od tego czasu jeździmy wyłącznie na wieś. O, i dokładnie piętnasta rocznica naszej pierwszej wizyty w Rokitnicy.

Po latach obcowania z 735 nie mogę się przyzwyczaić do tego, że audi bierze olej. Kiedy już sobie przypominam, trzeba dolewać litrami. Ciekawe dlaczego Komisja Europejska nie zmusiła producentów do podawania informacji o zużyciu oleju na 100 km. Obok dwutlenku węgla i paliwa. Swoją drogą audi ze swoim litrem na 3000 kilometrów to właściwie nic przy kancelaryjnych Passatach. Ech ten cholerny downsizing.

No więc dolałem i pojechałem do paczkomatu po filtry i świece do kosiarki. Wymieniłem olej. Nie wymieniłem świec – lepsze bywa wrogiem dobrego. Zabrałem się za filtr powietrza, co nie jest specjalnie proste, bo wymaga wyjęcia zbiornika paliwa. Kiedy zdjąłem obudowę – okazało się, że kupiłem nie taki filtr jak trzeba. I to jest zła informacja, bo sobie przypomniałem, że popełniłem ten błąd już po raz trzeci. Zamawiając pamiętałem, że coś jest nie tak – są dwie wersje – ale przecież w płaskiej obudowie nie może być okrągłego filtra. A jednak.
Filtr prawdopodobnie nie był wymieniany od dobrych 15 lat. Briggs&Stratton potrafią najwyraźniej robić silniki.

2. Posadziliśmy orzech. Instrukcja internetowa zalecała wykopanie dziury metr na metr na metr. Zrobiłem mniejszą. Bardzo lubię glinę. Lubię gliniane naczynia, gliniane figurki, cegły lubię. Nie lubię w glinie kopać.
Później posadziliśmy jagody kamczackie. Duet, Jolantę i Wojtka. Później przesadziliśmy dwie aronie, które – rosnąc w cieniu – nie owocowały.
Później skosiłem kawałek parku. Parę dni za późno, bo żółte zielsko rozrosło się na tyle, że przestało się poddawać nożowi kosiarki. I to jest zła informacja, bo będę musiał je zaatakować kosą, a zepsuł kabel od słuchawek. A bez słuchawek z kosą nie za bardzo.

3. Pani dwojga nazwisk Mecenas postanowiła chwalić się na Twitterze swoją znajomością łaciny. Przypomniało mi się jak w Jachrance per aspera ad astra przetłumaczyła – przez ciernie do gwiazd. Po przemówieniu podszedłem do niej i powiedziałem, że gdyby Rzymianie chcieli mówić o cierniach, użyli by słowa spinae. Nie zrozumiała. Muszę pracować nad komunikatywnością. I to jest zła informacja, bo chyba już na to za późno.

Przeczytałem, że pan marszałek Grodzki wystąpił z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą. Współpracownicy bali mu się powiedzieć, że to święto jest drugiego maja?

piątek, 1 maja 2020

30 kwietnia 2020



1. Nie ma kotów, więc są myszy. Myszy bywały też, kiedy były koty. Ale o ich istnieniu dowiadywaliśmy się, kiedy koty jakąś dopadały. No więc nie ma kotów, są myszy. Właściwie mysz. Dyskretna. Potrafi wsadzić głowę do kuchni i popatrzeć chwilę i powoli się wycofać w związku z naszą w kuchni obecnością. Bożena zastała ją kiedyś w łazience. Grzała się na ciepłej podłogowo grzanej podłodze.
Siedziałem sobie przy kuchennym stole szukając na Allegro kolejnej dyskusyjnie potrzebnej rzeczy. Usłyszałem nagle (tak właściwie to „nagle” nie jest dobrze oddającym tę sytuację słowem, bo to jednak był proces ale jakoś pasuje do „usłyszałem”) dziwne dźwięki dochodzące z szafki koło pieca. Dziwne dźwięki. Странные звуки. Były w czytance rosyjskiej об Артеке, mekce pionierów nad Czarnym Morzem. Konkretnie na Krymie. Artek powstał na chwilę przed urodzinami mojej świętej pamięci babci. Przed rewolucją teren był własnością łódzkiego przemysłowca Gustawa Biedermanna, który miał tam winnicę. Biedermann był synem farbiarza i wnukiem pastora. Winnicę pewnie wycięto.
Podmiot liryczny czytanki usłyszał dziwnie dźwięki, których sprawcą był delfin. Ja – mając świadomość, że nie przebywam w mekce sowieckich pionierów nad Morzem Czarnym nie spodziewałem się delfina. Wyjąłem jedną szufladę – nic. Wyciągnąłem drugą – mysz. Zaczęliśmy się sobie przyglądać. W końcu mysz nie wytrzymała napięcia i uciekła. Była dużo większa niż te, które dziesiątkowały koty. No i miała jasny brzuszek. Nie zdążyłem jej zrobić zdjęcia. I to jest zła informacja.
(A może Rosja zajęła Krym, bo pionier Putin nie zakwalifikował się na pobyt w Arteku i miał w związku z tym kompleks, który postanowił rozwiązać? Nie takie rzeczy się zdarzają w wielkiej polityce.)
Nie miałbym nic do myszy, żeby nie to, że tak brudzą.

2. Obejrzeliśmy „15:17 do Paryża”. Bożenie podobał się mniej. Mnie podobał się bardziej. Od „Gran Torino” przewartościowałem mój stosunek do Eastwooda. Znaczy zmieniłem zdanie, ale „przewartościowanie” brzmi mądrzej.
Filmy Eastwooda pokazują co robić, by zachować się jak trzeba. Żaden z naszych reżyserów nie potrafi robić takich filmów. I to jest zła informacja. Lepszym filmem niż „15:17 do Paryża” jest „Sully”. O pilocie, który wylądował na Hudson. U nas nikt nie zrobił filmu o kapitanie Wronie. Może i dobrze. Historia niesprawdzonego bezpiecznika. W finale pan Kapitan zaprasza gości podczas lotu, lat parę po wypadku do kabiny pilotów, żeby sobie z nimi zrobić selfie.

3. Matka wróciła do Polski. Polskie służby konsularne wsparte zostały przez przedstawiciela niemieckiego medium. Na dźwięk tytułu das Amt natychmiast ustawił się w pozycji zasadniczej. Muszę przyznać, że zdecydowanie wolę współpracować z dziennikarzami niemieckimi, niż polskimi z niby tych samych wydawnictw. Niby tych samych, choć niekoniecznie. Lat temu wiele usłyszałem, że menedżerowie z niemieckich mediowych koncernów traktują pracę w Polsce jak zsyłkę. Znaczy – nie jest to pierwszy garnitur. I to jest zła informacja. Choć często garnitur ten jest od Hugo Bossa. Dlatego ponoć prezydent Kwaśniewski, kiedy chciał coś załatwić w naszych mediach, dzwonił do Niemiec. 

czwartek, 30 kwietnia 2020

29 kwietnia 2019


1. Śniło mi się, że obudziły mnie czołgi jadące na Warszawę. Zamach stanu znaczy. Kiedy się przyjrzałem bliżej okazało się, że to T-55, kilka atrap pojazdów pancernych z pierwszej połowy XX wieku. Wszystkim zarządzał pułkownik SB ubrany w mix mundurów, typowy dla właścicieli kolekcji sprzętu wojskowego. Że jest pułkownikiem SB dowiedziałem się od niego. Pomyślałem, że jest na za młody i się obudziłem. Miewam ostatnio sny, które są dużo lepsze niż filmy, które oglądam. I to jest zła informacja. Bo ileż można spać.

2. Sen prawdopodobnie wziął się z dźwięków, jakie wydawała z siebie śmieciarka. To ten dzień, kiedy przyjeżdża po szkło. Raz w miesiącu, jeżeli człowiek zapomni i nie wystawi kubła – jest problem. Wchodzi tam zadziwiająco mało butelek po winie. Ech, gdyby był jakiś domowy sposób recyklingu butelek… Najpierw strzelać do nich z czarnoprochowca (w celu rozwijania pamięci mięśniowej). Później potłuczone szkło kleić do elewacji. Byłoby to jakieś wyjście, choć nie sądzę, żeby ze zrozumieniem podeszła do niego Lubuska Konserwator Zabytków.
Może by ktoś wymyślił jadalne butelki. Jak jadalne talerze, którymi handlował Kazimierz Marcinkiewicz. Talerze chyba kupiła nasza ambasada w Waszyngtonie za czasów panowania ekscelencji Schnepfa. Ale to mogą być tylko plotki. Jadalne butelki o smaku skomponowanym z zawartością. Paru celebrytów by mogło przy tym dorobić.
A gdyby tak poważnie przemyśleć koncepcję szklanych domów? Ściany z butelek łączonych gliną. No dobra. Ważne, że wieczorem wystawiłem kosz i jego zawartość zniknęła w czeluściach śmieciarki.

Miało padać. Miast padać mżyło. I to tylko przez chwilę. I to jest zła informacja.

3. Mazurek vs Kosiniak. Nie należy chodzić do Mazurka w przekonaniu, że skoro się lubimy, to na pewno będzie ok. Czy jest jakaś sprawa, w której nie zmienia zdania Kosiniak-Kamysz?
Ja tam uważam, że umiejętność zmiany zdania nie jest taka zła. Zdarzają się przecież ludzie, którzy nie mają zdania na żaden temat i pożyczają sobie zdanie od aktualnego rozmówcy. K-K trenuje inną dyscyplinę. Po tym, kiedy zmieni już zdanie, swoje poprzednie próbuje kleić komuś innemu.
Tym razem zaczął tłumaczyć, że to Andrzej Duda podniósł rolnikom wiek emerytalny.
W rzeczywistości było tak:
Wiek emerytalny został podniesiony ustawą z 11 maja 2012 r., która weszła w życie 1 stycznia 2013 r. Ustawa podwyższała wiek emerytalny (również rolników) z 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn do 67 lat dla obu płci. Do tego likwidowała wcześniejszą emeryturę rolniczą. Tzw. wcześniejsza emerytura rolnicza przysługiwała ubezpieczonemu rolnikowi, który spełniał następujące warunki (wszystkie): osiągnął wiek 55 lat – kobieta, albo 60 lat – mężczyzna, podlegał ubezpieczeniu emerytalno-rentowemu przez okres co najmniej 30 lat, zrezygnował z prowadzenia gospodarstwa. Ustawa z 11 maja 2012 r., podwyższająca wiek emerytalny, likwidowała po 31 grudnia 2017 r. możliwość przejścia na wcześniejszą emerytury rolniczej.
Czyli jeszcze raz – podniesienie wieku emerytalnego dotyczyło również rolników. Likwidowało możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę – ale w tym przypadku okres przejściowy trwał pięć lat.
Czyli jeszcze raz – K-K (z resztą rządu i koalicji PO-PSL) podniósł wiek emerytalny rolników do 67 roku życia. Wiek, który później inicjatywą Andrzeja Dudy został obniżony do 65 i 60 roku życia.
Znowu zacytuję klasyka. K-K mija się z prawdą nie bez udziału świadomości. Choć z drugiej strony istnieje możliwość, że świadomość w tym przypadku przegrywa z chęcią wiary w nową wersję przeszłości. Czyli że to nie K-K mija się z prawdą, tylko prawda K-K mija się z minioną rzeczywistością.
W każdym razie, K-K robi to z uśmiechem na ustach. Ja tak nie potrafię. I to jest zła informacja, bo gdybym potrafił – łatwiej by mi się funkcjonowało. 

Kiedy przyszło do obniżania wieku emerytalnego K-K wstrzymał się od głosu. Znaczy, proces zmiany zdania trwał u niego w tym przypadku dość długo.

W sprawę tablic rejestracyjnych mojej matki zaangażowały się Polskie Służby Konsularne. Das Amt jest na razie nieprzejednany. –Polska nie wpuszcza. –Ale to my jesteśmy Polska.Ale to my wiemy, że Polska nie wpuszcza.

Słynny w pewnych kręgach Leszek Jażdżewski, w dyskusji na Twitterze odpisał jednemu z dziennikarzy: żeby wygrać demokrację w Polsce trzeba się będzie ubabrać. I to mocno. Pora, żeby ta prawda wbiła się do głów zwolenników opozycji i jej liderów.
Kiedyś był ZBoWiD, po latach walki Leszek Jażdżewski może założy ZUBoD – Związek Ubabranych Bojowników o Demokrację.





środa, 29 kwietnia 2020

28 kwietnia 2020



1. Znowu byłem przekonany, że jest środa a nie wtorek. Mazurek vs Trzaskowski. Fragment o „Soku z buraka” nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak sama końcówka rozmowy. Nie rezygnujemy z opłat za parkowanie, bo medycy nie mieliby gdzie parkować. I ci, którzy pomagają seniorom. Obawiam się ścisku w autobusach, dlatego apeluję do rządu, żeby się zastanowił nad odmrażaniem gospodarki, żeby odmrażać w odpowiedzialny sposób. Tłok w autobusach to nie moja wina, bo wszystkie autobusy jeżdżą. Proponuję by ograniczenia były znoszone, kiedy będziemy do tego przygotowani. Żeby odmrażanie gospodarki nastąpiło, kiedy będziemy gotowi. 
Z sześć lat temu skonstatowałem, że Warszawa ma takich prezydentów, na jakich zasługuje. I to jest zła informacja.

2. Moja matka jest w Karlsruhe. Chciałaby wrócić do Polski. Kupiła w tym celu samochód. Citroen C2. Z samochodami moja matka ma zupełnie inaczej niż ja. Wybiera zawsze małe i niezbyt wygodne. Ale to nie jest akurat ta zła informacja.
Kiedy przyszło do czasowego rejestrowania usłyszała w urzędzie, że nie wydadzą jej tablic, bo nie wjedzie do Polski, bo Polska jej nie wpuści, bo Polska nie wpuszcza.
Może to chytry plan Niemiec na problem z polskimi pracownikami: skoro już są, to ich nie wypuśćmy tłumacząc, że Polska nie wpuszcza.
Niby trochę jak z 'Allo 'Allo! ale ciekawe w ilu przypadkach zadziałało.

Bożena przywiozła z Mrówki jagodę kamczacką Jolanta. Przeczytała, że do owocowania potrzebny jest drugi krzak. Pojechałem zatankować, a przy okazji wpadłem do Mrówki. Szukałem jagody kamczackiej Aleksander. Nie było. Była jagoda kamczacka Wojtek. Na wypadek niezgodności charakterów kupiłem jeszcze jagodę kamczacką Duet. Zobaczymy jakie wyjdę z tego owoce.
Kupiłem też orzech włoski. Prawie mojego wzrostu.
Z dziesięć lat temu posadziliśmy już jeden orzech. Ma z 30 centymetrów. Co prawda ze dwa razy został skoszony, ale to było już dość dawno. Mamy nadzieję, że przez ten czas orzech rósł w głąb. I tylko czekać aż wytrzeli i będzie nas obrzucać swemi owocami.

LPG po nieco ponad półtora złotego, etylina po trzy pięćdziesiąt coś. Złą informacją jest, że nie mam zakopanej cysterny, którą bym zalał tanią benzyną. Nie wiem czy prepersi magazynują paliwo w zakopanych cysternach. 

3. Nie znam się na ptakach. Potrafię odróżnić bociana. Sowę już niekoniecznie, bo zawsze może być puchaczem. Czym się różni gołąb od synogarlicy nie mam pojęcia.
Wczesnym wieczorem okazało się, że do domu wprowadziły się dwa ptaszki. Nie bociany. Nie wróble, bo jakoś inaczej brzmiały. Nie bardzo wiem, jak to zrobiły, bo musiały wlecieć drzwiami, przelecieć hol, salon i trafić do biblioteki. Dobór tytułów musiał je niezbyt satysfakcjonować, bo postanowiły wylecieć. Przez zamknięte okno. Robiły to bardzo zgrabnie, podlatywały do okna i w zawisie stukały dziobami w szybę. Miałem nadzieję, że wystarczy otworzyć tylko 1/4 okna. Jeden dał się złapać. I wypuścić. Drugi, nie miał przekonania, co do moich intencji. Musiałem otworzyć całe okno. Co nie było proste. Podobnie jak zamknięcie. Nasze okna to dzieło mistrzów stolarskich z czasów środkowego Gierka. Okucia wykonali ówcześni kowale. I to jest zła informacja, bo materiał jakiego użyli, nie za bardzo się do tego nadawał. Ten dobry poszedł pewnie na Hutę Katowice (obecnie ArcelorMittal Poland Oddział w Dąbrowie Górniczej).

wtorek, 28 kwietnia 2020

27 kwietnia 2020


1. InPost. Krótka historia drogi przesyłki nr 530000014966211022627367 (Żaba warsztatowa lewarek warsztatowy 2T).
9 Kwi 2020, 9:07 Przygotowana przez Nadawcę. 9 Kwi 2020, 15:38 Odebrana od klienta. 9 Kwi 2020, 17:23 Przyjęta w oddziale InPost. 10 Kwi 2020, 1:31 W trasie. 10 Kwi 2020, 9:28 W doręczeniu. 10 Kwi 2020, 16:28 Brak możliwości doręczenia. 14 Kwi 2020, 6:39 Przyjęta w oddziale InPost. 14 Kwi 2020, 11:07 W doręczeniu. 14 Kwi 2020, 14:26 Przyjęta w oddziale InPost. 15 Kwi 2020, 2:31 Przyjęta w oddziale InPost. 15 Kwi 2020, 15:38 W trasie. 15 Kwi 2020, 22:26 W trasie. 21 Kwi 2020, 18:58 Przyjęta w oddziale InPost. 22 Kwi 2020, 0:33 Przyjęta w Sortowni. 22 Kwi 2020, 7:17 Przyjęta w oddziale InPost. 22 Kwi 2020, 11:40 W doręczeniu. 23 Kwi 2020, 20:06 Przyjęta w oddziale InPost. 24 Kwi 2020, 1:25 Przyjęta w Sortowni. 24 Kwi 2020, 2:07 W trasie. 24 Kwi 2020, 19:59 W trasie.
Po raz kolejny zadzwoniłem do InPostu. Przesyłka jest zaadresowana na Bożenę, więc za każdym razem musi powiedzieć infolinii, że upoważnia mnie do z nią rozmowy. Przesyłka nr 530000014966211022627367 (Żaba warsztatowa lewarek warsztatowy 2T) była już w Pruszczu Gdańskim, była w Rzeszowie, teraz jest w Poznaniu. 
Na pewno ktoś do państwa oddzwoni, na pewno problem będzie rozwiązany – usłyszałem. I to jest zła informacja, bo tożsamą słyszałem tydzień temu, kiedy przesyłka była w Rzeszowie. Mieście rodzinnym Pawła Kowala.

2. Rano wziąłem udział w telekonferencji dyrektorów mojego miejsca pracy. Ubrałem (kultywujmy krakowskie tradycje językowe!) na tę okazję białą koszulę. Nie była ci ona jakoś specjalnie doprasowana, więc wyłączyłem transmisję HD.
Mam problem ze słuchawkami. Niezależnie od aplikacji – czy to Zoom, Skype czy Microsoft Teams – po chwili zrywa się połączenie bluetooth. I to jest zła informacja. Swoją drogą ciekaw jestem ilu ludzi na świecie dowiedziało się dzięki tej nazwie kim był Harald Sinozęby. Przez lata ulubioną moją technologiczną nazwą było TWAIN. Wierzyłem, że to akronim od technology without an interesting name. W końcu się dowiedziałem, że wzięło się z Ballady o Wschodzie i Zachodzie Kiplinga – and never the twain shall meet. W tym przypadku twórcy jednak przekombinowali.

Oglądałem w niedzielę, w TVN Turbo reportaż o prepersach. Szybko postanowiłem, że jak dorosnę to zostanę prepersem. Zbuduję schron przeciwatomowy i w ogóle. Ale na razie będę budował pamięć mięśniową ćwicząc strzelanie z czarnoprochowca. Żeby strzelać do czegoś bardziej konkretnego niż nieokreślony punkt na ścianie remizy na tekturowym pudle namalowałem niby tarczę. I o ile pierwsza kula trafiła mniej-więcej w środek, o tyle następne raczej mniej niż więcej. Pocieszam się, że gdybym się bronił przed atakiem zombie, to gdyby ten zombie był odpowiednio duży, to wszystkie kule by były w celu. Kiedy wystrzelałem bębenek dotarło do mnie skąd znam określenie preppers. Z Far Cry New Dawn. Bohater gry uzupełnia zapasy w schronach przygotowanych przez prepersów. Najwyraźniej większość z nich nie przygotowała się na tyle, żeby przeżyć.
Muszę swoją drogą przyznać, że oglądanie gier na YouTube sprawia mi chyba większą przyjemność niż granie osobiście. Przede wszystkim nie muszę mieć nadziei, że ktoś kupi mi w prezencie konsolę. Na to, by sobie samemu taką kupić nie byłem nigdy wystarczająco zdeterminowany, a nie mam ośmioletniego syna, którego mógłbym użyć jako pretekstu.
Kiedyś w Media Markcie w Blue City widziałem taką sytuację. Promieniujący szczęściem ojciec z Playstation i naręczem gier z chyba sześcioletnim synem. I zupełnie nie widząca co się dzieje mamusia.

3. Dziennikarz jeden zapytał mnie o spotkanie PAD z Gowinowcami. Odpowiedziałem, że ogłoszone zostanie powstanie nowej partii z Gowinem i Korwinem. I że partia będzie się nazywać Nieporozumienie. Jakiś czas później przeczytałem w jego tekście, że w Pałacu panuje wisielczy humor. Nie uczyli najwyraźniej w gimnazjach co to purnonsens.
Przez parę chwilę byłem bardzo popularny. Dzwonili kolejni żurnaliści. Nie mogli się pogodzić z tym, że nie będąc w Warszawie nie stoję pod drzwiami Kolumnowej. Swoją drogą naszła mnie konstatacja, że kiedyś bym żałował, że nie stoję. Dziś jakoś nie bardzo. Złą informacją jest, że się nie mogę zdecydować, czy to jest zła informacja.

Zjedliśmy lidlowską pizzę z humusem. Kiedy ją kupowałem – nie zwróciłem na ten humus uwagi. Teraz mi się przypomniał You Don't Mess with the Zohan. Film, który w Polsce przeszedł właściwie bez żadnego echa. Czemu nie ma się właściwie co dziwić.

We wstępniaku redaktora Lisa nazwisko Kaczyński pojawia się sześć razy. Nazwiska Kidawa-Błońska i Duda nie występują.

W You Don't Mess with the Zohan, arabskiego terrorystę grał John Torturro. Późniejszy nauczyciel historii Winony Ryder.