1. Słoneczny ranek, słoneczne przedpołudnie, słoneczne popołudnie. Instalacja fotowoltaiczna wyprodukowała rekordowe w tym miesiącu 25 kilowatogodzin prądu. Choć raczej energii, bo prąd to w amperach. Złą informacją jest, że w styczniu słońce operowało w ten sposób tylko jeden dzień. Przez to styczeń jest najgorszym miesiącem w historii. Historii, która zaczęła się w połowie września.
2. Sikorki zjadły już połowę zawartości niby pończochy. Jedzą dalej. Grupowo. Włączyłem na chwilę „Kawę na ławę”. Akurat na tę chwilę, gdy wypowiadała się Joanna Scheuring-Wielgus. I to jest zła informacja.
Jeśli Sejm jest emanacją narodu – a raczej jest – to słuchając niektórych Sejmu przedstawicieli można na temat tego narodu wyrobić sobie nie najlepsze zdanie.
3. Sąsiad Tomek ciągał po okolicy synów na sankach. Ciągał kosiarką, więc raczej nie łamał żadnych przepisów, a chłopcy mieli frajdę. Mało kto pamięta, że słowo „frajda” zostawili nam w spadku nasi posługujący się jidysz sąsiedzi.
Chevrolet ma kierunkowskaz, pozycje i światła jazdy dziennej w jednym kloszu. W lewym pojawia się woda. Poprzedni właściciel tłumaczył, że coś tam przerabiano i nie uszczelniono odpowiednio. Postanowiłem rozwiązać ten problem. Razem z kolegą Kaplą udaliśmy się do stołówki, wyposażeni w suszarkę, maszynkę do termokleju i inne potrzebne rzeczy. Coś tam udało nam się wysuszyć. Coś tam udało nam się wytrząsnąć – woda w sobie tylko znany sposób dostała się pomiędzy dwie warstwy plastiku. Nie zdecydowałem się na tego plastiku dziurawienie, bo gdybym to zrobił pewnie by coś trzasło, a nawet gdyby nie trzasło, to by się nie udało uszczelnić. Przeróbka polegała na wklejeniu jeszcze jednej żarówki, która na żółto migała w przeciw fazie do kierunkowskazów. Nie mam pojęcia, jaka idea za tym stała. Na wszelki wypadek – gdyby jednak jakaś stała – postanowiłem tę żarówkę zachować. Niestety urwał się jeden z zasilających oprawkę przewodów. Spróbowałem przylutować. Bez sensu, gdyż urwało się to coś, do czego przewód był lutowany. Gdy próby lutowania przewodu do plastiku oprawki się nie powiodły udaliśmy się po pomoc do sąsiadów. Uratował nas Gienek, który sobie przypomniał, że ma stare lampy i tam może być oprawka. Była. Trochę większa ale na wsuwki. [Wsuwka jednak przez u otwarte – nie kłamali w peerelowskiej podstawówce]. Znalazłem to coś co się na wsuwki nasuwa, zacisnąłem i się zadziałało. Więc sukces.
Wył silnik dmuchawy. Postanowiłem się do niego dorwać. Chwilę mi zajęło zdjęcie osłony. Okazało się, że to grubsza sprawa. Udało mi się dostać do mocowania osi wirnika. Psiknąłem sprejem, co to ma poprawiać kontakt – niczego innego nie było pod ręką. O dziwo zadziałało. Złą informacją jest, że pewnie zaraz się to coś, czym psiknąłem wytrze i silnik znów wyć będzie. Muszę kupić jakiś smar w spreju.
Załadowałem 750 resztą gratów do beemek. Znalazłem prawą (a może lewą) lampę w wersji angielskiej, przekładnię kierowniczą i dużo kabli wysokiego napięcia. Przestawiłem 750 pod dom. I teraz obie czekają aż przyjedzie po nie laweta. Zostało mi jeszcze wyjęcie wszystkich osobistych rzeczy z 735. Poprzedni właściciel chevroleta nie zrobil czegoś takiego zbyt dokładnie. Stąd wiem, że dwa lata temu, w jego kale nie było pałeczek salmonelli.
poniedziałek, 1 lutego 2021
31 stycznia 2021
niedziela, 31 stycznia 2021
30 stycznia 2021
1. Poprzednim razem, gdy byliśmy w Lidlu, Bożena kupiła jedzenie dla ptaków. Orzechy i trudno powiedzieć co napchane do niby pończochy. Powiesiła to coś na balkonie i martwiła się, że wisi nie tak i nie tam, gdzie trzeba, że ptaki się nie zjawią, że się będą bać kota etc.
Wstałem – jak ostatnio – zbyt wcześnie. Śnieg, który ledwo padał gdy wczoraj dojeżdżaliśmy zmienił zdanie. I zasypał wszystko. Było bardzo atrakcyjnie wizualnie. Wkoło wiszącej na balkonie niby pończochy uwijało się z tuzin sikorek. Bogatek. Była też jedna uboga – bardziej szara. Podlatywały, dziobały, właziły jedna na drugą. Odlatywały. Niby pończocha się kiwała komplikując im działania.
Przypomniało mi się, że poprzednim razem oglądałem jedzące ptaki na skwerze przed hotelem Lombardy w kowidowo pustym Waszyngtonie. To były wróble. Rzucaliśmy im z kolegą Kunstetterem czipsy. Prawie wydziobywały nam je z rąk. Pusty Waszyngton robił niesamowite wrażenie. Poza nami i wróblami na skwerze funkcjonowało dwóch chyba narkomanów, z tych, których życie ma znaczenie. Może to nie byli narkomani, tylko wariaci, a może nawet nie wariaci. Tylko po prostu dzieliła nas przepaść kulturowa i nie rozumieliśmy ich ekspresji. Na elektrycznej skrzynce ktoś porzucił „Patriot games” Clancy'ego.
[Pamiętam miny dwojga urzędników Departamentu Stanu, gdy w 2014 roku powiedziałem, że lubię książki Clancy'ego. Bardzo mili ludzie. Od paru tygodni pewnie znów czują się dobrze w swoim kraju wolnych, ojczyźnie dzielnych ludzi.]
Puste ulice, witryny ogacone płytami ze sklejki, duże banery #endracism, wróble, nas dwóch i wydziobywane czipsy. Jutro mi się kończy amerykańska wiza. I to jest zła informacja, bo takiej fajnej już raczej miał nie będę.
2. W związku z tym, że na śniadanie zjedliśmy resztkę chleba – pojechaliśmy do miasta. Przez zaśnieżony las. W latach osiemdziesiątych, kiedy jeszcze TVP nie emitowała reklam, między programami były różne zapchaj dziury. Na przykład obrazki z drogi przez zaśnieżony las. Zupełnie takie same, jak te, które mogliśmy oglądać przez okna samochodu.
Wracaliśmy też przez las, tylko bardziej, bo zjechałem z głównej na drogę leśną, z nietkniętym kołami śniegiem. Audi, prócz wszystkich swoich plusów ma też minus – nie da się wjeżdżać nim do lasu, bo ma zbyt niskie zwieszenie. Więc przez parę lat nie oglądałem tych dróg. A sporo się pozmieniało. Coś wycięto, coś wyrosło, coś posadzono. Tylko drogi gorsze. Leśne maszyny je rozjeżdżają, nikt od wojny nie poprawia. I to jest zła informacja, bo kiedyś będę musiał spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i kupić M113. Jeżeli oczywiście gdzieś będzie można takie znaleźć.
Z pomocą kolegi Kapli wyprowadziłem ze stołówki 750. Było to trudne, gdyż samochód nie miał ani hamulców, ani wspomagania. A trzeba się było nakręcić.
Wstawiłem chevroleta. Gdybym go wstawił wczoraj – nie musiałbym się zastanawiać, co zrobić z wodą, w którą zamienia się przywieziony na aucie śnieg.
3. Obserwowałem twitterową awanturkę wywołaną przyznaniem przez Wprost tytułu „Człowieka Roku” Danielowi Obajtkowi. Fascynujące, że po trzydziestu edycjach tak trudno jest zrozumieć, że „Człowiekiem Roku” zostaje człowiek roku.
Przeczytałem rano Zarembę w „Plusie Minusie”. Mieszanka autocytatów, nieprawdziwych plotek i oczywistości.
Spora część naszych politycznych analityków zajmuje się tworzeniem medialnych rzeczywistości równoległych. Złą informacją jest, że często te równoległe rzeczywistości medialne wpływają na tę realną robiąc niepotrzebne zamieszanie.
sobota, 30 stycznia 2021
29 stycznia 2021
1. Obudził mnie tweet RMF24 zapraszający na rozmowę Mazurka z profesorem Zembalą. Jadłem z nim kiedyś śniadanie. Z prof. Zembalą. Rano. Z Mazurkiem, to bardziej wieczorem.
Śniadanie z profesorem Zembalą jadłem na Jasnej Górze. Na Papieżu. Franciszku. Przed mszą podano zbiorowe śniadanie. I na tym śniadaniu posadzono mnie obok. Rozmawialiśmy o papierosach. A zwłaszcza elektrycznych. Profesor Zembala mówił, że to straszny syf. Może nie tymi słowy, ale sens udało mi się oddać.
Pani doktor Fedyszak-Radziejowska uważa, że nie ma nic gorszego niż mężczyzna profesor. Jakoś ją rozumiem. Z wyjątkiem. Profesorowie medycyny są inni. Chyba, że są łapówkarzami z Krakowa. Ale to już zupełnie inna historia. Jest też niefajny typ chirurgów łapówkarzy. Ech, cały dzień – dzięki rozmowie Mazurka – myślałem o fajnych profesorach medycyny, a teraz mi się przypomniało paru niefajnych typów. I to jest zła informacja.
2. Wyszedłem z wanny, włączyłem TVN24, redaktor Pawlicka zastanawiała się jak długo uda się utrzymać protesty na ulicach. Kiedyś w ten sposób, otwartym tekstem raczej by się nie odezwał polityk. Dziś mówią tak dziennikarze. I to jest zła informacja.
3. Pojechałem do Jacka zmienić olej. No i po raz pierwszy wlazłem pod chevroleta. I – muszę przyznać – wygląda naprawdę nieźle. Nic nie cieknie. Rama zdrowa. Tłumik cały. Błąd czujnika ABS-u wynika raczej z kończącego się łożyska piasty niż problemów elektrycznych. Zanim wjechałem, rozmawiałem z Jackiem w jego biurze. Wszedł młodzieniec i zaczął opowiadać jakieś herezje związane z problemem oleju w chłodnicy. I tego, że pojazd nie słabo pali, gdy zimny. Powoływał się na mądrości z forum użytkowników. W pewnym momencie Jacek nie wytrzymał i zasugerował związek ciśnienia w kole zapasowym z wypadaniem zapłonów [albo coś podobnie irracjonalnego]. Młodzieniec nie zauważył sarkazmu. Słuchając próbowałem rozpoznać co to za pojazd ma tak zaangażowane forum użytkowników. Myślałem że Civic, nissan 240sx, jakaś alfa? Wyszliśmy przed zakład. Stał tam jakiś opel. Meriva albo jakoś tak. To nie jest kraj dla starych ludzi.
K&N do filtrów przestał dodawać naklejki na obudowę. Te z napisem, że w środku jest K&N. I to jest zła informacja. Jeżeli na obudowie filtra nie ma napisane, że w środku jest K&N, to przy każdej wymianie oleju mechanik będzie obudowę niepotrzebnie zdejmował. I może przy okazji coś urwać.
Po serii spotkań i wizycie w oddziale PZU – jak można zaufać firmie ubezpieczeniowej, której wywala się system komputerowy, a pracownicy nie są w stanie wpisać w formularz datę urodzenia bez błędu – ja się pytam – zabrałem kolegę Kaplę i pojechaliśmy do Rokitnicy. Droga poszła nam gładko. Dopiero w Ołoboku pojawił się śnieg.
Kolega Kapla zdziwił się, że między Ołobokiem a Rokitnicą nie minęliśmy żadnego zwierzęcia. Cóż, wilcy poprzestawiali ekosystem.
piątek, 29 stycznia 2021
28 stycznia 2021
1. Jak zwykle w Warszawie, zbyt krótko spałem. I to jest zła informacja. Do tego, rano nie działał twitterowy link do rozmowy Mazurka z Suskim.
Pojechałem odzyskać felgi od beemki. Trzy lata temu zostawiłem je na przechowanie i jakoś później nie było okazji ich odebrać. Zapłaciłem trzy stówki. Ech, ta inflacja. Za to zutylizowano opony. Były na tyle stare, że nie powinno się na nich jeździć i na tyle młode, że nie miały jeszcze wartości muzealnej. Dwie kupiłem jeszcze do Supry, która przestała jeździć w 2005 roku.
Kiedy czekałem na felgi zadzwonił brat mój, by się pochwalić, że kupił subaru. Legacy. Trzy litry. Automat. 2004 rok. Jakże ja się cieszę, że nie zapadłem na chorobę subaru. Jedyne, do jakiego się przymierzałem, to był Outback w słynnym warszawsko-praskim komisie przy Marsa. Komisie, który blokował budowę wielkiego wielopoziomowego skrzyżowania. Outback był w naprawdę złym stanie. Pan z komisu bardzo mi chciał go sprzedać. Poza wszystkimi innymi problemami nie działał ABS. Pan z komisu utrzymywał, że działa (wyjęta była kontrolka). Wsiadł rozpędził się, zahamował. Pojechał po śniegu na zablokowanych kołach. –Widzi pan, działa. –Nie, nie działa. –Ale wie pan, że ABS tak naprawdę jest bez sensu. Kiedy się żegnałem, był przekonany, że negocjuję. A ja już nie chciałem tego auta.
W każdym razie brat mój jest zachwycony. Przez ostatnie lata jeździł nissanami. A wcześniejsze jego subaru były dość dotkliwie tuningowane. Teraz ma normalny samochód.
2. Z alei Krakowskiej pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie z zachowaniem wszelkich epidemicznych obostrzeń spotkałem się z panami dyrektorami. Złą informacją jest, że nie dało się z nimi jakoś specjalnie pogadać, bo – jak grom z jasnego nieba – spadła na nich informacja, że od poniedziałku być może będą się mogli otworzyć dla zwiedzających.
Kiedy ruszałem z Muzeum skończył mi się gaz. 460 kilometrów. Bardzo dobry wynik. Zapomniałem już, że Warszawa w ciągu dnia bywa zakorkowana. Pojechałem zatankować na stację obok ronda Dżochara Dudajewa. 76 litrów. Suburban przyjmował 110. I robił na nich ze 420 km. Jednak istnieje jakiś postęp w motoryzacji.
3. Reszta dnia zeszła mi na plotkowaniu w różnych formach i konfiguracjach. Napisałbym, ze chłopcy plotkują bardziej niż dziewczęta. Ale byłoby to chyba seksistowskie. Bezpiecznie będzie napisać, że jedne osoby plotkują bardziej niż inne osoby.
Parę dni tamu, korzystając z Elektronicznej Skrzynki Podawczej Systemu Pojazd i Kierowca złożyłem wniosek o rejestrację pojazdu. Wniosek otrzymał status „przyjęte”. Rubryka „Etap realizacji wniosku” jest pusta. I to jest zła informacja, bo nie wiem co teraz. Sprawdzam co jakiś czas, czy coś się nie zmieni.
Przez cały dzień nie mogłem się pozbyć wspomnienia fragmentu wczorajszego wieczornego występu pani profesor Płatek. W TVN24. Swoją drogą pod Prawem na UW musi być jakiś ciek wodny, jak inaczej tłumaczyć nadreprezentację dziwnych postaci wśród tamtejszej kadry profesorskiej.
Otóż dziennikarz zapytał panią Profesor o głosy mówiące, że nacisk [w uzasadnieniu TK] na przesłankę dotyczącą zdrowia kobiety – również zdrowia psychicznego – może wbrew pozorom ułatwiać przeprowadzanie legalnych aborcji.
Pani Profesor zachowała się jakby tego pytania nie usłyszała. Kontynuowała tyradę o tym, że prawo do aborcji jest prawem człowieka. A kobiety, nie mogące usunąć ciąży są narażone na depresje etc.
Mimbla, siostra Małej Mi, po wizycie w rekwizytorni, gdzie „kwiaty były kwiatami papierowymi, skrzypce nie miały strun, pudełka – dna, a książki nie dawały się otworzyć” powiedziała, że jest tak, jak gdyby wszystko było niczym. Od paru dni, coraz częściej mam takie samo wrażenie.
czwartek, 28 stycznia 2021
27 stycznia 2021
1. Rozładowałem chevroleta. Na jednej ze skrzyń zachował się fragment listu przewozowego. Przyjechały w nich die Spurstangen. Do jakiegoś naprawdę dużego auta. Udało mi się wyjechać bez składania lusterka. Wszystko się okazało kwestią kąta.
Zadzwonił Gazownik. –Kto panu robił tę instalację? –Nie mam pojęcia. –Oj, będzie to pana kosztować.
Parownik nie dość, że za mały, to jeszcze nieszczelny. Rurka od zbiornika przy mocy ponad 300 koni powinna być ósemką. Jest szóstką. Gumowe przewody w komorze silnika wszystkie do wymiany. Zgodziłem się na wymianę parownika i gumowych rurek. Reszta zaczeka na wymianę zbiornika, którego atest się niedługo kończy. Złą informacją jest, że audi będzie gotowe dopiero w poniedziałek.
2. Pojechaliśmy do Gronowa. Tak się składa, że Gronów jest koło Łagowa. Obie miejscowości są w Lubuskiem. W Łagowie są dwa piękne jeziora i zamek Joannitów. Festiwal filmowy i inne atrakcje. Z tym, że to jest tylko część prawdy. W Lubuskiem zupełnie gdzie indziej, bo po drugiej stronie Odry jest jeszcze jeden Łagów. A obok niego zupełnie inny Gronów. Legenda głosi, że to specjalni, by utrudnić życie amerykańskich komandosów, którzy by się mieli na wczesny PRL desantować, żeby im się wszystko mieszało. W każdym razie, gdy ktoś zobaczy ogłoszenie – Łagów, lubuskie, atrakcyjny apartament na wynajem lepiej niech sprawdzi czy to aby nie ten drugi. Ten bez dwóch jezior, zamku Joannitów i innych atrakcji.
W Gronowie był sklep ze starymi meblami. Akurat dzisiaj wyjątkowo zamknięty. I to jest zła informacja. Pojechaliśmy więc do Zielonej Góry. Bożena zapisała się tam do biblioteki. Oddawała Lema, pożyczała jakieś trzy.
Jechaliśmy przez Zieloną, która bombardowała mnie pretensjonalnością szyldów. Manufaktura Pizzy. Kebab Factory. Na koniec sklep: Franczeska. Przepraszam. Nie sklep, tylko boutique. Tak się na Franczeskę zagapiłem, że o mały włos nie staranowałem jakiegoś mijającego mnie autka.
W sprawie Franczeski wypowiedziała się kiedyś Rada Języka Polskiego. „Franczeska to zapisane w polskiej postaci włoskie imię Francesca, a jego rodzimym odpowiednikiem od setek lat jest Franciszka. Zapisanie imienia jako Franczeska, czyli oddającego za pomocą znaków polskiej ortografii jego włoską wymowę, nie powoduje możliwości jego akceptacji jako formy polskiej, ponieważ taką formą jest od wieków Franciszka”
Swoją drogą czy Rzecznik Praw Obywatelskich wypowiedział się w kwestii ograniczania prawa rodziców do nadawania imion dzieciom? Skoro można sklep nazwać Franczeską, to dlaczego nie można tak nazwać córeczki. Albo syneczka. Teraz powinienem przypomnieć dowcip o indiańskich imionach. NIe przypomnę. I nie chodzi tu o Stojącego Węża. Swoją drogą praca z dekadę młodszymi ludźmi otwiera przed człowiekiem zamknięte wcześniej bogactwo internetu. Takie jak wymiony wyżej „Stojący Wąż” czy „Osa Aldona i bąk Andrzej”. Bogactwo, z którego istnienia wcześniej człowiek sobie nie zdawał sprawy.
3. Przed wieczorem ruszyłem do Warszawy. Co jest oczywiście złą informacją. Nie spieszyło mi się zbytnio, więc wjechałem na A2 dopiero przed Strykowem. Zaoszczędziłem pewnie z osiemdziesiąt złotych. Jechałem ciut szybciej niż TiR-y, słuchając „Wschodzącego Słońca” Crichtona. Szkoda, że książkę sfilmowano w czasach przednetfliksowych, bo serial mógłby dużo więcej zawartości książki pomieścić. Jechałem z sześć godzin. Książka skończyła się, gdy otwierałem drzwi do domu.
Trafiłem na powtórkę Trzaskowskiego w Faktach po Faktach. Pseudowyrok pseudotrybunłu obalił pseudokompromis.
„Ulicę Sezamkową” sponsorowały literki, tę wypowiedź najwyraźniej słowo „pseudo”.
środa, 27 stycznia 2021
26 stycznia 2021
1. Siemoniak u Mazurka. Fascynujące jest tempo w jakim potrafi diametralnie zmieniać zdanie. Przypomniał mi zabawkę mojego brata. Latający talerz. Jeżdżący znaczy. Z napisem Mars z boku. To były jakieś wczesne lata osiemdziesiąte. Od tego czasu wiem co znaczy „mars” od tyłu. Wyprowadziłem kiedyś z równowagi – dzięki tej wiedzy – pracownika firmy tytoniowej. Prywatnie męża koleżanki mojej z „Gazety Krakowskiej”. Przyniósł kiedyś przedpremierowo parę paczek marsów. Wyciąga. Z dumą pokazuje. Mówi, że to hit będzie. A ja na to – a wiesz jak jest „mars” od tyłu. Nie wiedział. Sprawdził.
Jeżdżący latający talerz jeździł prosto, kiedy na coś wpadał, praktycznie bez zmiany prędkości zmieniał kierunek. Znowu jechał prosto. Aż na coś wpadł. Zmieniał kierunek. I tak dalej. Zupełnie jak Siemoniak u Mazurka. Mówił jedno. Mazurek go punktował. Zmieniał zdanie. Dalej jechał. Znowu zderzenie z Mazurkiem. Znowu zmiana. Zupełnie jakby miał z boku napis Mars. Zła informacją jest, że robił to w takim tempie i takim przekonaniem, że pewnie mało kto to zauważył.
2. Siemoniak przypomniał wczorajszego Hołownię. Bożena była pod wrażeniem pustki, którą wypełnione były jego słowa. Zasadniczo trudno jest wypełnić coś pustką. Najpopularniejszym wyjątkiem są słowa polityków. Naprawdę mogą być pełne pustki. Zauważyła, że jedyne co miał konkretnego do powiedzenia, to zgrabnie przeprowadzona krytyka władzy. Ale nic więcej. Żadnej wizji. Zacząłem jej tłumaczyć, że najwyraźniej z badań wyszło, że do uzyskania dwucyfrowego wyniku w wyborach to wystarczy. Że plany – przepraszam za wyrażenie – konstruktywne, się robi, kiedy się idzie po władze. A po władzę aktualnie nikt się nie wybiera.
Badacze nie wymyślą idei która może ponieść. [Jedyny, znany mi, który miewał takie przebłyski, to Tęgi Łeb] Badacze będą będą pytać na fokusach. A, że ludzie na fokusach nie mają pojęcia, jak należy zmieniać świat, więc zapytani czy walić w PiS kulturalnie, czy ostro? Odpowiadają jak chcą badacze. Kulturalnie, bądź ostro. Ci od Hołowni wolą kulturalnie.
Czy się komuś to podoba czy nie – jak na razie jedynym poważnym politykiem, który ma jakąś spójną wizję politycznej przyszłości jest Jarosław Kaczyński.
W 38 milionowym kraju wypadałoby, żeby było takich ludzi więcej. Nie ma i to jest zła informacja.
3. Pojechaliśmy w do gazownika. W dwa auta. Gazownik, jak gazownik. Tylko czystszy niż średnia. Wymieni świece. Siedem. Złą informacją jest, że zapomniałem, którą z ośmiu wymienił Jacek. Może zostanie rozpoznana po stanie. Gazownik powiedział, że zrobi auto jutro. Albo pojutrze. Gdyby zrobił pojutrze – rozwaliłoby to moje plany. Ale powinien jutro. Chyba, że coś znajdzie, co się nie uda jutro zrobić.
Od Gazownika pojechaliśmy do skupu palet. Wcale nie po to, żeby sprzedać paletę, tylko kupić skrzynie, które Bożena wypatrzyła na OLX. OLX* kiedyś nazywał się tablica.pl. Jakiś marketingowiec pewnie wymyślił, że to nie jest wystarczająco nowocześnie, bo nie ma V, Q albo X w nazwie. Pewnie to jeszcze przebadał i wyszło mu oczywiście to, co chciał. Tak to zwykle z badaniami jest. {Dyrektor Zydel to teraz Dyrektor Muzeum Zydel, więc się nie powinien – jako były badacz – oburzać. Ma większe problemy.]
Skrzynie, w których Bożena chce sadzić różne rosnące rzeczy, okazały się opakowaniami na coś, co przyszło z Niemiec. Porządnie zrobionymi opakowaniami. Nie na tyle porządnie, żeby wyglądały na opakowania na rakietową amunicję, ale i tak na tyle porządnie, że będzie można w nich siać i sadzić. Podwiózł je sympatyczny młody człowiek. Sztaplarką. Ze strasznie długimi widłami. Skoro wózek widłowy, to pewnie są to widły. Pomógł mi załadować je na pakę chevroleta. Paka, to po amerykańsku bed. Jakoś to mnie – nie wiedzieć czemu – śmieszy.
Otwarta klapa paki przedłuża ją o dobre pół metra.
Ze skrzyniami na pace pojechaliśmy do Lidla. Szczerze mnie ubawiły przecenione wegańskie hamburgery w lodówce z mięsem.
Nie chciało mi się ściągać skrzyń z paki, więc wstawiłem chevroleta do stołówki. Żeby wjechać trzeba składać lusterko. Ale się mieści. Nawet przedłużony o pół metra otwartej klapy.
Wieczorem przez moment oglądałem Paszporty Polityki. Dziadersi łaszący się do progresywnej młodzieży. Nawet śmieszne.
*Historia z nazwą OLX jest nieprawdziwa. Zmienił się właściciel. Nowy miał już globalną sieć o tej nazwie.
wtorek, 26 stycznia 2021
25 stycznia 2021
1. Słuchaliśmy rano prof. Horbana u Mazurka. Naszła mnie konstatacja, że nikt już chyba nie chce słuchać jak jest. Ludzie przyzwyczaili się do rzeczywistości, w której słyszą to, na co mają ochotę. Nic innego ich nie interesuje. I to jest zła informacja.
Z całej rozmowy z Horbanem przebiło się tylko, że jak ktoś musi ćwiczyć, to niech se hantle kupi. Nie przebiło się coś, co ze słów Horbana wynika. Mianowicie, że przy tak nieprzewidywalnej przyszłości, plany ewentualnościowe to jedynie propaganda.
2. Wieczorem, w Faktach po Faktach wystąpił Aleksander Smolar. Dawno temu, we Free Pubie poznałem jego brata Eugeniusza. Zapytał mnie: –A kolega zasadniczo, to czym się zajmuje? –Zasadniczo, to niczym – odpowiedziałem. I tyleśmy porozmawiali.
Ale nie o tym. Teraz, na stronie TVN24 są fragmenty rozmowy. Fragmenty krytyczne o Platformie i o nadziejach związanych z Hołownią. Nie ma tych, których prawdopodobnie nie chcieliby słyszeć wierni widzowie stacji. I to jest zła informacja. Nie ma na przykład o tym, jakie są we Francji obostrzenia. No i nie ma o obywatelskim nieposłuszeństwie. Otóż, że nie chodzi w nim tylko o to, żeby się nie podporządkowywać prawu, z którym się człowiek nie zgadza. Otóż, że chodzi w nim o to, żeby być gotowym na konsekwencje niepodporządkowania się prawu, z którym się człowiek nie zgadza. Konsekwencjami mogą być więzienie, grzywna, tradycyjne oberwanie po grzbiecie pałką lub bliskie spotkanie z gazem łzawiącym.
Po Smolarze był Hołownia. U Moniki Olejnik. Był w okularach. Jak wiadomo, ludzie w okularach wyglądają inteligentniej.
3. Odezwał się nabywca beemek. Chce je w tym tygodniu zabrać. We środę jadę do Warszawy, więc pewnie uda się to zrobić dopiero w weekend. Jutro wstawiam audi go gazownika na przegląd instalacji, bo mam wrażenie, że gdzieś jest jakaś nieszczelność. Wypadałoby też wymienić w Avalanche olej. Może to zrobię w Warszawie. Znowu się wybieram tam z długą listą rzeczy do zrobienia. I to jest zła informacja, bo im dłuższa lista, tym mniejszy procent planów uda mi się zrealizować.
poniedziałek, 25 stycznia 2021
24 stycznia 2021
1. Rano było biało. Mokrym, ciężkim śniegiem. Na połamanej topoli wisi od wakacyjnej burzy ułamana gałąź. Wisi wysoko, bo topola jest wciąż wysoka, mimo iż jej urwany czubek rozwalił bramę do sąsiadów. Przysypana mokrym śniegiem gałąź poskrzypiwała, dając nadzieję, że w końcu spadnie. Złą informacją jest, że niestety śnieg się roztopił zanim się to dokonało.
Nim się roztopił – było bardzo ładnie.
Kocio nocował w domu. Rano, właściwie bez śniadania, przy pierwszej możliwości czmychnął z domu. Wrócił coś zjeść późnym popołudniem. Znowu czmychnął. I wrócił koło dziesiątej. Teraz śpi zadowolony.
2. Bożena odkryła, że sfilcowałem jej sweter. I to jest zła informacja. Poczułem się jak bohater polskiego serialu z lat osiemdziesiątych. Mąż stara się tak progresywnie pomagać w domu, ale za co się nie zabierze, to spierdoli. Więc żona woli, żeby lepiej już nie pomagał. Nie pierwszy raz coś takiego mi się udało. Ale tym razem byłem już po odkryciu, że jest specjalny program do wełny. Specjalny płyn do prania. I że można w zimnej wodzie prać. Teraz już wiem, że trzeba czytać informacje wszyte na metkach, bo istnieją wełniane rzeczy, które nie dość, że należy prać wyłącznie ręcznie, to jeszcze przewrócone na lewą stronę.
3. Po leniwym dniu postanowiłem zrobić coś konkretnego, czyli założyć w maku Pro moduł bluetooth. To nie takie proste, bo komputer stoi na UPS-ie wepchnięty między ścianę a biurko. Po-odpinałem kable, wyrwałem go z dziury. Każdy, kto nosił kiedyś Pro, wie jaki jest ciężki i jak uchwyt wrzyna się w rękę. Jeszcze za czasów G5 działy IT w firmach pracujących na makach miały specjalną rękawiczkę do ich noszenia.
No więc wyrwałem, położyłem na kuchennym stole, zgodnie z instrukcją wyjąłem dysk nr 2 i zacząłem szukać miejsca na moduł. Wymontowałem wifi, znalazłem anteny, ktoś skleił je taśmą, która się prawie zwulkanizowała, udało mi się jej pozbyć nie wyrywając niczego potrzebnego. Znalazłem miejsce na moduł – było podpisane. Próbowałem podłączyć, okazało się, że ktoś, kiedyś urwał gniazdo. Założyłem wifi, podpiąłem anteny. Podpinając nie byłem do końca pewien, czy dobre, bo ich odpinając nie oznaczyłem. Postanowiłem przełożyć Superdrive wyżej, gdyż się blokował. Kiedy odkręcałem – wypadła mi śrubka. Poleciała gdzieś w płytę główną. Próbowałem ją wytrząsnąć – bezskutecznie. Zdecydowałem się złożyć i podłączyć komputer. Uruchomił się. Znaczy – śrubka znalazła sobie niczego-nie-zwierające miejsce. Wifi zadziałało, czyli trafiłem anteny. Superdrive dalej się blokuje. Moduł bluetooth spróbuję zamontować w warszawskim komputerze. Cała robota psu w dupę. I to nie jest tak zła informacja, jak to, że prawdopodobnie nikt nic z tego, co napisałem nie zrozumie.
Poza tymi kilkoma osobami, które wiedzą o co chodzi. Osobami, które czują drżenie serca spowodowane tą śrubką w płycie głównej.
niedziela, 24 stycznia 2021
23 stycznia 2021
1. Śniła mi się Rada Gabinetowa. W takim ni to biurowcu, ni to hotelu. Chciałem pokazać Bożenie, jak taka rada wygląda. Siedliśmy pod ścianą, nagle mi się przypomniało, że Rada Gabinetowa jest zastrzeżona, więc musimy jednak wyjść. Bożena powiedziała, że to samo jej mówiła Zofia Romaszewska, więc nie rozumie, dlaczego ją ciągnąłem. Później, chciałem znaleźć pokój, gdzie zostawiłem płaszcz i torbę z komputerem, ale jakiś łysy pan odebrał mi przepustkę – tłumacząc, że już nie mam uprawnień żeby tam być. No i szukałem sposobu, żeby się do tego pokoju, zmylając ochronę dostać. Z tego wszystkiego obudziłem się niewyspany. I to jest zła informacja.
2. Zasadniczo, to nie wyspałem się z jeszcze jednego powodu. Otóż jeszcze we śnie zaczęli mi w głowie śpiewać Pudelsi głosem Maleńczuka – „Jestem pudel z Gwadelupy, nogi proste mam jak słupy”. No i trwało to przez pół dnia.
Parę dni temu zmarł Pudel i to jest zła informacja. Parę dni temu, jadąc do Ołoboku po pomarańcze włączyłem Trójkę no i właśnie, w związku ze śmiercią Pudla jakiś młodzieniec puścił tę piosenkę. Trochę przy okazji trochę bredził. Ale nie chce mi się o tym pisać.
Trójka przez całą swoją historię kolaborowała z władzą. W końcu pojawiła się władza, która zamiast pozwolić Trójce ze sobą kolaborować – postanowiła Trójkę zwalczać. I zrobiła to skutecznie.
Bez sensu.
3. „Moja matka to wodołaz, ślepia czarne ma jak smoła. Moje dzieci pekińczyki, Porypane małe friki.”
Pod koniec mojego mieszkania przy Filareckiej, kawałek dalej, bliżej stadionu Cracovii, mieszkała Katarzyna T. Nowak. Wtedy jeszcze nie pisarka. Jeszcze dziennikarka. Jeszcze wcześniej znana z próby porwania samolotu z Balic na Tempelhof. Lotnisko Tempelhof od 2008 roku nie działa. I to jest zła informacja. Bo to było naprawdę ładne lotnisko. Kilka osób – w tym ja – zawdzięcza Kaśce początek medialnej kariery. Ale to zupełnie inna historia
Do Kaśki na telewizję wpadał Maleńczuk. Wydaje mi się, że chodziło o oglądanie festiwali polskiej piosenki. To było dawno. Jeszcze przed tym, gdy Maciek został gwiazdą kultury popularnej.
Siedział przed telewizorem, wypatrywał znanych mu muzyków przygrywających gwiazdom. I gdy któregoś zobaczył – komentował. –O i ten też się skurwił. Ze trzy razy brałem udział w takich sesjach. I zawsze wyglądały tak samo. Lato, otwarte okna. Za oknami rosnące na Filareckiej drzewa. Sopot, czy Opole w telewizorze i złorzeczący Maleńczuk.
„Jestem Pudlem z Guadelupy. Nosze z kota piękne buty. Jestem piękny i puszysty, ojcem moim ratler bystry.”
Na „bela pupa”, pierwszej płycie Pudelsów, Maleńczuk śpiewa dwie piosenki („Morrisona” i „W krainie ciemności”). Robi to wybitnie. O wiele lepiej niż Kora pozostałych piosenek siedem. Usłyszałem kiedyś, że to Maciek miał je wszystkie śpiewać, ale się pokłócił i nie zaśpiewał. No i zaśpiewała Kora. I na okładce napisano Kora i Pudelsi.
Saksofonista Pudelsów, niejaki Biedrona był barmanem we Free Pubie. Nie przepadaliśmy za sobą. Ale to od niego odegrałem pierwszą kasetę zespołu Morphine.
Drogie dzieci, to były czasy, kiedy twórca Spotify chodził jeszcze do powszechnej szkoły.
Kocio wychodzi za dnia. Nocuje w domu.
piątek, 22 stycznia 2021
22 stycznia 2021
1. Kocio wyszedł wieczorem, wrócił o po czwartej. I to jest zła informacja, bo czekałem aż wróci. Profesora Żerkę oburzyła forma we środę. Mimo iż od wczoraj jestem dumnym Lubuszaninem, nie odetnę się od moich krakowskich korzeni i do końca życia będę ubierał płaszczyk. Jak również stosował inne formy w warszawskiej polszczyźnie uważane za niedopuszczalne. Nie przypomnę sobie które, gdyż przez czekanie na Kocia, cztery godziny spałem i jestem nieprzytomny.
2. Wczoraj z sąsiadem Tomkiem rozebraliśmy instrumental panel, w okolicach Warszawy nazywany – nie wiedzieć czemu – szafą, a reszcie Polski chyba zegarami. Gdyż prędkościomierz pokazuje co chce, zaś wskaźniki ładowania i temperatury – nic. Z youtubowych filmów z cyklu How to fix GMC instrumental panel można było odnieść wrażenie, że problem jest w zimnych lutach. A jednak nie. Okazało się, że chodzi o krokowe silniczki nadające ruch wskazówkom. Silniczki, które na skutek swej bylejakości stają, bo się im bebechy krzywią. Sąsiad Tomek próbował coś naprawić, ja zamówiłem w Chinach paczkę silniczków. Zobaczymy. Jak na razie prędkościomierz zaczął wskazywać środek ziemi. I to jest zła informacja.
3. Złą informacją jest też, że pojechaliśmy do Świebodzina na zakupy, bo wydaliśmy worek pieniędzy. Pani przy kasie stwierdziła, że to przez wina. Węgierskie. Z Szekszárdu. Były w promocji, więc miało być tanio. Ale skoro były w promocji, kupiliśmy ich tyle, że wyszło drogo. Do win z Szekszárdu mam słabość, bo piłem kiedyś z szekszárdskimi winiarzami. I Prezydentem Węgier. Znaczy wszyscy pili wino, a ja palinkę. No i wszyscy śpiewali. Ja nie. Gdyż nie znam węgierskiego. A śpiewali pięknie. Historycznie. Na przykład o froncie włoskim. Tym, gdzie walczył mój pradziedek.
Następnego dnia prezydent Áder był pod dużym wrażeniem tego, że po takiej ilości palinki jestem w stanie funkcjonować. Cóż, po naszej stronie Karpat klimat jest trudniejszy, więc twardszym być trzeba.
Kocio, rano, przy pierwszej okazji wyskoczył z domu. Wrócił wieczorem. Gdyby udało się ten model utrzymać – byłoby super.
21 stycznia 2021
Poszedł. Nie wracał. Wrócił koło drugiej brudny jak nieboskie stworzenie i do tego z poważnymi śladami stoczonej walki. Złą informacją jest, że on sobie najwyraźniej z ran nic nie robi. My się przejmujemy. Puszczać go, czy nie puszczać? Może te nocne nawalanki nadają sens jego życiu?
Czekając obejrzeliśmy film o brzydkim i złym angielskim królu, templariusza grał taki aktor, co gra w brytyjskich filmach, a jego późniejszą narzeczoną – ta pani, co ją Frank Underwood wepchnął pod metro. Swoją drogą wciąż nie mogę uwierzyć, że w Waszyngtonie jest metro. Spędziłem tam w sumie ze dwa tygodnie i jedyny ślad metra był koło knajpy, gdzie Obama jadł hot-dogi, do której zawiózł mnie redaktor Wrona.
2. Pojechałem wymienić opony. Avalanche jest był letnich, z zimówkami na pace. Panowie gumiarze załamali ręce i nad zimówkami, i nad letnimi. Założyli zimówki, bo letnie były zbyt letnie na jeżdżenie zimą. Ale kazali kupić nowe, wielosezonowe. Zgodzili się ze mną, że skoro inżynierowie wydumali, że rozmiar opon powinien wynosić 265/70, to zakładanie 285/75 jest jednak fanaberią.
Po wymianie opon odezwał się czujnik ABS-u. Byłem na to przygotowany, gdyż oglądałem na Youtube „Top 5 Problems Chevy Avalanche 1st Generation”. No i było, że się czujnik brudzi i połączenia śniedzieją. Zadzwoniłem do Aleksandrowa Łódzkiego i usłyszałem, że zwykle pomaga restart samochodu. Czasem nawet na pół roku. Złą informacją jest, czujnik ABS-u odzywa się w głośnikach dzwoniąc po amerykańsku, a jeszcze nie znalazłem w instrukcji informacji o tym, jak to można ściszyć.
3. Zostałem Lubuszaninem. Po prawie 49 latach wymeldowałem się z Krakowa. Gmina Skąpe ma teraz pięć tysięcy – coś tam – dziewięciu mieszkańców. I to ja jestem tym dziewiątym.
Przez dobre dwie godziny walczyłem z e-dekleracjami, żeby wysłać PCC-5. Mam nadzieję, że skutecznie.
Złą informacją jest, że do rejestrowania samochodów są zapisy. Więc chwilę potrwa nim z dumą przypnę rejestrację FSW.
środa, 20 stycznia 2021
20 stycznia 2021
1. Michał Majewski został prawomocnie skazany za utrudnianie działań ABW w redakcji „Wprost” w czerwcu 2014 roku. Byłem tam wtedy. Swoją obecnością również utrudniałem działania ABW. Złą informacją jest, że najwyraźniej żyjemy w państwie z dykty, bo skoro Michał jest winny i skazany, to dlaczego nikt mnie nawet nie przesłuchał w tej sprawie. Brałem wszakże najwyraźniej udział w grupowym łamaniu prawa.
Swoją drogą, z miesiąc później, rozmawiałem o tym z prokuratorem Seremetem, który się ze mną zgodził, że też powinienem być w tej sprawie ścigany. I co? I nic.
2. Po co zbierać śnieg, skoro można zaczekać i w końcu się stopi? No właśnie.
Rano, przez zabłoconą pośniegowo Warszawę pojechałem do banku, żeby mi wycięli w plastiku nową kartę do konta. I wypłacili pieniądze. Dotarło do mnie, że jeszcze nigdy żadna z moich krat nie doczekała wymiany na nową ze starości. I to jest zła informacja. Pan bankowiec musiał najpierw zaktualizować ileś tam danych, gdyż poprzednim razem w oddziale byłem ze trzy lata temu. Po poprzednią kartę.
W kolejce przede mną pani – pochodząca chyba z Wietnamu – wypłacała dolary i wpłacała złotówki. Wyglądało na to, że maszynka do liczenia pieniędzy potrafi rozpoznawać nominały. A może mi się wydawało.
Pana bankowca nurtowało, czy aby nie jestem amerykańskim obywatelem. Dwa razy mnie o to pytał. A ja wyjątkowo nie miałem ze sobą czapeczki „Keep America Great”.
3. Pojechaliśmy do Aleksandrowa Łódzkiego. A2 do Strykowa. Jak zwykle w takich sytuacjach – woda słabo spływała z drogi, robiły się kałuże, które koła samochodów zmieniały w mgiełkę, przez którą chwilami nic nie było widać. Taki mamy klimat na tym odcinku drogi. Ważne, że ukończonym przed Euro.
Gdzieś koło Skierniewic zrobił się korek. Zwężenie. Panowie na pomarańczowo zatykali dziurę w asfalcie. Dziurę pierwszą z serii. Bo później było ich więcej. Niezbyt głębokie, średniej wielkości. Wyglądało, jakby ktoś z elektrycznym młotem wykuwał je co chwilę. Co jest właściwie mało prawdopodobne. Domyślam się, że ojcem dziur tych jest atak zimy. Jak je zmajstrował – nie jestem sobie w stanie wyobrazić.
W Aleksandrowie, który jest obok Konstantynowa kupiliśmy samochód. Amerykański. Złą informacją jest, że po usunięciu zapachowej choinki nie udało się na razie wyzbyć jej zapachu.
19 stycznia 2021
1. Śniło mi się, że się obudziłem. Podszedłem do okna i zobaczyłem, że rozpoczął się remont drogi. Była w tym jakaś logika, bo jakiś czas temu do słupa koło przystanku przymocowano tablicę z napisem objazd, co może świadczyć o tym, że jakiś remont drogi rozpocznie się w bliższym, choć trudnym do określenia czasie.
No więc patrzę przez okno i widzę rozpoczęty remont. Ale zauważam również kolumnę. I to nie naszą, tylko amerykańską. Czarne Suburbany, Bestia. Dociera do mnie, że na otwarcie remontu drogi przyjechał do nas Donald Trump. Postanowiłem, że pobiegnę szybko i zrobię sobie z nim zdjęcie. Nie mogę znaleźć telefonu, łapię więc starego Samsunga. Schodzę na parter – salon zrobił się dużo większy. Na tyle większy, że w rogu stanął kiosk Ruchu. No i w tym kiosku siedzi Donald Trump. Z jedną panią z Secret Service. Pani na mój widok łapię za broń. Ja tłumaczę, że chcę selfie zrobić. Donald Trump mówi, że nie ma sprawy. Włączam Samsunga, próbuję znaleźć aparat, nie mogę. To trwa. Trump jest coraz bardziej zniecierpliwiony. Potem już mi się śniło coś innego. Złą informacją jest, że nie mam zdjęcia z Donaldem Trumpem. Miałem mieć. Gdybym miał, to bym wrzucał je co jakiś czas na Fejsa doprowadzając do szewskiej pasji część moich znajomych. Większą część jak sądzę.
2. Pojechaliśmy do Łodzi. Przedpołudniowa jazda, to ciągłe spotkania z wyprzedającymi się TIR-ami. Mżawka, do tego woda spod kół samochodów i wycieraczki, które dostały w kość, kiedy nie chciało mi się drapać szyb przed poprzednią jazdą z Warszawy. Taka sobie przygoda.
Mijaliśmy ciężarówkę, która na tyle miała duże zdjęcie pana przed taką ciężarówką z napisem I'm proud to be a truck driver. Nie udało mi się sprawdzić, czy ten pan ze zdjęcia kierował. I to jest zła informacja.
3. W Łodzi poddawałem się badaniom, by zyskać zaświadczenie. Przyjechałem przed drugą, wyszedłem przed siódmą. Najpierw pani psycholog spóźniła się godzinę, bo pracuje w Wojsku i jest nabór. I przychodzi bardzo dużo wspaniałych młodych ludzi. Zmotywowanych. A pan Macierewicz był dobrym ministrem i żołnierze go lubią. Zanim pani psycholog mnie przyjęła obrabiała grupę kierowców, którzy zasadniczo mieli uprawnienia, ale w związku z tym, że im się spółki łączyły i zmieniał pracodawca – musieli zrobić badania raz jeszcze. Wcześniej po raz pierwszy w życiu miałem problem z tablicą z literkami u okulisty. Psychiatra mnie zapytał, cz chciałbym mieć moździerz. Chyba odpowiedziałem dobrze. Powiedziałem, że tak, ale nie jest to takie proste. No i jeszcze musiałem szukać bankomatu. A najważniejsze, że się system sypał. Wprowadzono przepis, że poradnie muszą mieć system komputerowy. System komputerowy sprzedaje tylko jedna firma. Za pięć tysięcy złotych. System nie bardzo działa. I to, co zwykle trwało dwie godziny, dziś trwa pięć. W każdym razie mam zaświadczenie.
Przez to wszystko cały misterny plan się zawalił. I to jest zła informacja. Musieliśmy więc podjechać do Warszawy. Z mżawki zrobił się śnieg. W Warszawie zima zaskoczyła drogowców. Pożytek taki, że sobie zakręty robiłem bokami. Najładniej mi wyszedł skręt z Hożej w Marszałkowską.
Kiedyś, by żeby zobaczyć nieodśnieżoną w zimie drogę, trzeba było jechać w głębokie lubuskie. Dziś trzeba do Warszawy. Nowe czasy.
wtorek, 19 stycznia 2021
18 stycznia 2021
1. Obejrzeliśmy wczoraj na Netfliksie „L'incredibile storia dell'isola delle rose”. Czyli opowieść o chyba największym sukcesie włoskich sił zbrojnych w XX wieku.
Od razu mi się przypomniał mój sto lat starszy kolega z liceum – Bogumił Franciszek Nowotny. Dowodzony przez niego SMS Scharfschütze w maju 1915 roku, wpłynął tyłem do Porto Corsini i zrobił Włochom kuku.
Teraz sobie myślę, że specyficzny stosunek, który mam do Włochów i ich sił zbrojnych – to jakaś pamięć genetyczna. Pradziadek mój, legionista po kryzysie przysięgowym wylądował na włoskim froncie. Pradziadek zmarł czternaście lat przed moim urodzeniem. I to jest zła informacja, bo teraz większość wiedzy na jego temat mam z teczek z Centralnego Archiwum Wojskowego.
2. Pojechaliśmy po chleb do Tesco. W Radoszynie skręciłem na Darnawę. Nie wiem iledziesiąt razy jechałem przez Radoszyn a w Darnawie nigdy nie byłem. Prosta droga przez pola. Bez drzew. Tylko słupy telekomunikacji. Jeden dostał strzała i leżał. Idealnie prosta droga przez pola prowokuje, żeby z niej wylecieć. Darnawa ładna. W dolince. Z kościołem na środku.
Wracaliśmy tą samą prostą drogą. Okazało się, że zorientowana jest na wieżę kościoła, tego, który się wali. W Radoszynie są dwa kościoły. Jeden obok drugiego. Jeden ma się nieźle, drugi się wali. Ten, który ma się nieźle jest z końca XV wieku, ten się walący z roku 1802.
Złą informacją jest, że w realnym czasie ten walący się w końcu zawali.
3. W Świebodzinie można było odnieść wrażenie, że ktoś ukradł Chrystusa. Ledwo go było widać. W Tesco nie ma sera z kminkiem. Od dawna nie ma. I to jest zła informacja, bo nigdzie indziej nie można go dostać.