poniedziałek, 28 czerwca 2021

27 czerwca 2021


1. W „7 dniu tygodnia” Kownacki postawił znak równości pomiędzy aborcją a pedofilią. Oburzył się Czarzasty. Bardzo się oburzył. Przepowiadał, że wszyscy będą o tych słowach mówić. Energia wieszczenia jeszcze mu się nie zdążyła odnowić.
W naszym rządzie nikt do nikogo mejli nie wysyłał” – powiedział Arłukowicz u Rymanowskiego. Wyśmiałem to na Twitterze. 
Bardzo szybko się dowiedziałem, że Kaczyński chodzi w dwóch różnych butach. Z „Faktu” wiem, że to nieprawda. W dwóch różnych butach mnie się kiedyś zdarzyło przyjść do roboty. Niesamowity był wyraz twarzy Piotrka Nowackiego, kiedy to zauważył.

2. Pojechaliśmy mnie zaszczepić. Nie wiem kiedy położono nowy asfalt między Sycowicami a Nietkowicami. Parę lat temu tamtędy jechałem i nie było to łatwe. Teraz nowa droga pełni rolę deptaku. Młodzież na rowerach, rodziny z dziećmi. Nietkowice i Bródki, choć bardziej te drugie, wyglądają jakby nie mogły się zebrać po jakiejś wojnie. 
W Brodach trzy bociany w gnieździe. Wszystkie z rozdziawionymi dziobami wyglądały, jakby ich było dwa razy więcej.  
Płynęliśmy promem. Kiedy podjechaliśmy nad Odrę, akurat kończył się załadunek po zachodniej – choć w tym przypadku bardziej południowej – stronie. 
Na promie najbardziej lubię dźwięki. Niby cisza, bo prom bez silnika. Urywki rozmów. Radio w którymś samochodzie. Gość w A4 słuchał Big Cyca z pendrajwa wetkniętego w odtwarzacz. „Tu nie będzie rewolucji”. Nie przypominam sobie, żebym wcześniej słyszał. 

Ostatni fragment drogi do Punktu szczepień, jak z mokrego snu antyszczepionkowca. Jedziemy. Nagle zaskoczył nas drogowskaz „do punktu szczepień”, prosto w uliczkę prowadzącą na miejscowy cmentarz. 
Z uliczki można było wjechać pod salę gimnastyczną. Szczepienie bezbolesne. Bez kolejki. Szczepił ten sam człowiek na pomarańczowo, co poprzednim razem. Tym razem powiedział, żeby nie pić przez trzy dni. I wystrzegać się ostrego słońca.

Wracaliśmy przez Krosno. Po drodze zatrzymaliśmy się przy pałacu w Bogaczowie. Pani Konserwator najwyraźniej zgodziła się na rezygnację ze skrzynkowych okien. To dobra informacja. Zwiększa o prawie 50% szansę na to, że i my wymienimy nasze. Są co prawda skrzynkowe, ale zdecydowanie pochodzą z połowy lat siedemdziesiątych XX wieku. 

Za Krosnem, w Szklarce Radnickiej skręciłem do Grabina. Później, tym, co postało po drodze dojechaliśmy do Zawisza. Zabytkową aleją dębową. Gdyby nie tablica – można by nie poznać, bo między dęby wbiły się akacje i krzaki różne. Ciekawe doświadczenie. Jedzie człowiek przez las, gruntową drogą, zniszczoną przez leśne maszyny – Lawina dała radę, ale osobówka by miała problem. No i zauważa człowiek, że stoją znaki drogowe. Ograniczenia prędkości. Do trzydziestu. Może kiedyś stanie fotoradar. 

3. Po powrocie zacząłem podlewać choinki. Może im to pomoże, choć nie wyglądają dobrze. 


 

niedziela, 27 czerwca 2021

26 czerwca 2021


 

1. Jakoś się nie zdecydowałem, żeby posłuchać, co do powiedzenia Ziemcowi ma Gowin. Wysłuchaliśmy za to do śniadania „Śniadania w Trójce”. Bożenę irytował Poncyliusz. Ja tam dziękuję Bogu za splatformionych pejotenowców – wyraźnie widzę, kim nie chcę zostać. 

Po śniadaniu obejrzeliśmy wczorajszego Stanowskiego z Mazurkiem. Naprawdę przyjemnie się to oglądało. Szkoda, że Mazurek nie może być taki podczas swoich codziennych rozmów. Dużo było o nieszczęsnej Ustawie reprograficznej. Mazurek powiedział, że uważa, że Państwo powinno wspierać kulturę – ale niech sponsoruje dzieła, a nie artystów. 

2. Założyłem nowy pasek. Klinowy pasek. No i sporo wykosiłem. Kosiłem, aż strzelił pasek. Inny. Ten napędzający kosisko. Niestety w serwisowej rozpisce nie ma jego numeru. Trzeba będzie dobierać na oko. Przy okazji zauważyłem, że schną świąteczne choinki. Te, które sadziliśmy po moim powrocie ze szpitala. Będę jej jutro podlewał. Zobaczymy z jakim skutkiem. 

3. Zawiozłem sąsiadów nad kanał. Muszę kiedyś spróbować pojechać tam w ciągu dnia. Usiąść na pomoście i spróbować coś napisać Na przykład felieton do „Dziennika”. Człowiek z Krakowa wyjedzie, a Kraków w człowieku siedzi. „Dziennik” to zawsze dla mnie będzie „Dziennik Polski”, a nie DGP.

Przed północą przywiozłem sąsiadów znad kanału. Coś tam złowili, ale bez rewelacji. Kiedy po nich jechałem, koncentrując się na tym, żeby nie przejechać Luckiego (Lakiego?) – psa sąsiadów – nie zauważyłem, że biegnie za mną Karol, który chciał się zabrać na przejażdżkę po nocnym lesie. Popełnił błąd, bo zamiast biec za mną, powinien polecieć przez park i złapać mnie, gdy wjeżdżałem na asfalt. Cóż, przejedzie się następnym razem. 

Posiedzieliśmy chwilę po powrocie, wsłuchując się w odgłosy imprezy sąsiedniej ze stawkami agroturystyce. Dobrze mieć dużą działkę, na tyle dużą, by do sąsiedniego domu, w którym ktoś może otworzyć turystyczny biznes było na tyle daleko, by ryki miastowych gości nie przeszkadzały we śnie. 
Usłyszałem plotkę, że stolarz, który zrobił nam niby-taras i który miał wyjącą maszynę, sprzedał nieruchomość jakimś Ukraińcom, którzy mają otworzyć warsztat samochodowy. Cudownie by było, gdyby warsztat okazał się blacharsko-lakierniczy. 

Piszę z Kociem na kolanach. Walczą w nim dwie koncepcje wieczoru: pójść w tango lub zostać na kolanach. Wygra pewnie pierwsza.


sobota, 26 czerwca 2021

25 czerwca 2021


1. U Mazurka Muniek Staszczyk. Nigdy nie byłem jakimś specjalnym wielbicielem. Rozmowa niby nudna, jednak miejscami interesująca. Choćby dlatego, że można było odnieść wrażenie, że Staszczyk nie pozwala Mazurkowi na jego – słynne w pewnych kręgach – monologi. Ostatni był to program przed wakacjami. Cóż ja teraz rano będę do września robił…
Obejrzałem Fogla u Lubeckiej. Bronił Czarnka. Parę dni temu rozmawiałem z Mieszkiem, który odsłuchawszy dokładnie Czarnka wypowiedzi skonstatował, że z dziesięć lat temu nikt by się nią zajmował. Mieściła się w normie. Cóż, dziś normy są gdzie indziej. Aż się prosi zapytać: czy ta wypowiedź jest normalna?
Jedno jest pewne – Czarnek nie będzie miał problemów z reelekcją, a pewnie biedny Fogiel będzie jeszcze wiele razy w jego sprawie zaczepiany.  

2. Pojechaliśmy do Lubrzy zaszczepić Bożenę. Tłok był mniejszy niż za pierwszym razem. Moje szczepienie przesunięto na niedzielę. Za to do szkoły, która jest bliżej. Dwa kilometry bliżej. 
Wpadliśmy do Boryszyna. Dyzio – wilczarz mojej matki, gdyby stanął na tylnych łapach, byłby chyba wyższy ode mnie. A rok (i miesiąc) temu, kiedy go wiozłem z Warszawy na kolanach, łeb ledwo mógł opierać o kierownicę. Dzisiejszy Dyzio, Dyzia sprzed roku mógłby chyba połknąć bez gryzienia. Tylko po co?
Most na kanale przy tzw. Czarnym Bunkrze jest w remoncie. Wracaliśmy więc przez Przełazy i Niedźwiedź. Droga między Niedźwiedziem a Węgrzynicami jest straszna. Ten rodzaj dziur zupełnie nie odpowiada charakterystyce amortyzatorów lawiny. Można plomby pogubić. 

3. Rzeczony Mieszko miał dziś przyjechać. Nie przyjechał. W związku z niedoszłym przyjazdem, Bożena zmotywowała mnie do serii czynności remontowych w domu. Jeżeli Mieszko nie przyjedzie jeszcze parę razy – dom będzie nie do poznania. 




Я


 

czwartek, 24 czerwca 2021

24 czerwca 2021


1. Nie dosłuchałem, co ma do powiedzenia kandydat na prezesa PZPN. Jeżeli mam być szczery – a ja od dzisiaj chcę być szczery – zupełnie mnie to nie interesowało. Poza tym przyjechali panowie od rur, żeby zrobić kran do podlewania w ścianie stołówki. Przywieźli ciekawy patent. Opaskę, którą się na rurę zakłada. Z opaski wystawała rurka. Przez tę rurkę się wierci w rurze i tak powstaje trójnik. Ponoć można wiercić nawet, gdy w rurze jest ciśnienie, ale nie zrozumiałem jak. Ważne, by wiertarka nie była na prąd. W każdym razie mamy już kran, więc nie będzie trzeba ciągnąć stumetrowego węża. 
Panowie pojechali. Na odchodnym udzielili mi kilka rad, jak pewne rzeczy samemu zrobić. Ma to sens. Jeżeli kogoś oburzają stawki telewizyjnych gwiazd, niech zobaczy jak zarabiają dziś hydraulicy. 

2. Zauważyłem wczoraj, że spadła nam dachówka. Zauważyłem, bo wyszedłem do parku i popatrzyłem na dach. A popatrzyłem na dach, bo odezwał się człowiek. (Ech, ludzi tylu, a człowieka spotkać…) Człowiek, który mając dość Warszawy postanowił szukać domu gdzieś indziej. No i gdzieś indziej znalazł. Na Warmii. Pałacykowatą willę z początku wieku ubiegłego. Za rozsądne pieniądze. No i się chciał skonsultować. Zaczęliśmy dyskutować o kosztach. Remontu – na przykład – dachu. Wtedy popatrzyłem na dach i zobaczyłem w rynnie dachówkę. I ubytek obok dachowego okna. Choć to nie okno, tylko wyłaz. (Rożnica ma znaczenie, gdy się rozmawia z konserwatorem zabytków) Wyszedłem dziś na strych, wystawiłem łeb przez wyłaz (przez okno by było trudno), no i się okazało, że nie jednej brakuje, tylko dwóch. Konkretnie: jednej całej i drugiej połówki. Dziura spora. Pani Konserwator Lubuskiej się nie podobało, że przy remoncie założono membranę – wiatroizolację paroprzepuszczalną (czy jak się to nazywa) Mówiła, że przez to nie widać, że się coś z dachówkami złego dzieje. Miała rację. Od środka nie było widać. Z drugiej strony – dzięki tej folii woda nie lała się do środka, tylko po niej spływała. 
W każdym razie udało mi się dziurę załatać. Największym wyzwaniem było krojenie dachówki na pół. Ale dałem radę. 
Dach ma pięć lat. Myślałem, że będzie jeszcze z dziesięć spokoju. A się okazuje, że niekoniecznie. 

3. Dyrektor Ołdakowski skomentował wczoraj przeboje nasze z Kociem. Powiedział, że się Kocio zachowuje, jakby poszedł do liceum. Ja tam – muszę przyznać – tak się prowadzić zacząłem dopiero pod koniec liceum. Zdecydowanie pod koniec. Pamiętam sąsiada, który wychodził na szóstą do roboty. Kiedyś się tak złożyło, że przez kilka dni się mijaliśmy w bramie. On wychodził, ja wracałem. I z dnia na dzień był coraz bardziej na mnie – excusez le mot – wkurwiony. Od trzeciego razu przestał odpowiadać na dzień dobry. 

Kocio dziś wpadał trzy razy coś zjeść. Nawet jakoś mu się udawało omijać największe ataki deszczu. Na koniec, gdy się pogoda poprawiła, pojawił się w promieniach zachodzącego słońca. Zjadł i poszedł spać. Wstał, poszedł, wrócił, zjadł, poszedł. Sytuacja jest rozwojowa. 

Bogdan Krężel zbiera na zrzutka.pl pieniądze na druk katalogu wystawy, którą otworzy 16 lipca w Gliwicach. Bogdan to jeden z lepszych polskich fotografów jakich znam. Każdy widział jego Lema. Każdy widział jego Pilcha. Dzisiejsze fotograficzne gwiazdy tak nie potrafią. 




 

23 czerwca 2021


1. Kocio spał w domu. Całą noc. Do rana. I to ja go obudziłem, a nie odwrotnie. Wcześnie, gdyż musiałem do szpitala do Gorzowa na kontrolę pojechać.

2. Zawsze, kiedy jadę do szpitala pada na S3. Prawie zawsze. Tym razem nie padało. Za Skwierzyną minęło mnie porsche 911 ze złożonym wózkiem inwalidzkim na tylnych siedzeniach. Da się? Da się.
U Piaseckiego Gawkowski Krzysztof objawił się jako kolejny specjalista od cyberbezpieczeństwa. Oburzony, że posłowie dostali dopuszczenia do niejawnych po piętnastominutowym szkoleniu. Mnie tam się wydaje, że posłowie dopuszczenie mają – jako posłowie – z automatu. Ale pewnie się nie znam. 
Kidawa nie przyznała się Mazurkowi ile wyłożyła na milionową kaucję Nowaka. 
Jak ktoś zauważył na Twitterze: dali milion na Nowaka, a mogli na onkologię.


3. W szpitalu zmiany. Oddano dzienną chemioterapię, OIOM i coś tam jeszcze. Podobną dzienną chemioterapię widziałem w MD Anderson. Czekając na tomograf obejrzałem wczorajszą „Kropkę nad I”. Coraz częściej goście Moniki Olejnik mają robić za tło do jej tyrad. Andrzej Zybertowicz niestety nie stanął na wysokości tego zadania. 
Tomograf wykazał, że mam wciąż mam mózg. Reszta wyników zadziwiająco dobra. 
Gdy wracałem, dwa razy skontrolowano moją prędkość. Raz w Gorzowie, raz w Lubogórze. Laserem. Mieściła się w normie. Lawiną jednak jeździ się dostojnie.

W międzyczasie panowie od rur znaleźli wyciek. Zatkali dziurę w rurze i zasypali dziury w ziemi. W stołówce jest więc woda. 



 

środa, 23 czerwca 2021

22 czerwca 2021


1. Z trzydziestu sześciu stopni zrobiło się osiemnaście. Kocio przyszedł niezupełnie rano. Czysty nie był. Zjadł. Przez chwilę się integrował. I poszedł. Poszedłem za nim. Okazało się, że przechodzi na drugą stronę ulicy. Znika za drewnianym płotem. Pojawił się jeszcze dwa razy. Za drugim razem nawet specjalnie nie jadł. Zasnął na kwadrans na kanapie. W pewnym momencie się zerwał i tyle go widzieli. 

2. Przyjechali rano panowie od rur. Najpierw jeden. Później drugi. Z koparką. Rura z wodą do stołówki chyba pękła. Jeżeli się wodę w nią puści, robi się kałuża na betonie. 
Rury nikt na mapkę nie wrysował. Przez przedpołudnie odbywały się jej poszukiwania. Koparką, młotem udarowym, szpadlem. Swoją drogą, dopiero tu się dowiedziałem, że łopaty się dzielą, a po podziale noszą nazwy. Ja tam, na przykład najbardziej lubię szpadel. Niestety nie potrafię się nim tak umiejętnie posługiwać, ja panowie od rur. W każdym razie, na razie odnaleziono hydrant. Rury właściwej się nie udało. Lunął deszcz i już nie można było się bawić. Panowie od rur zostawili koparkę i dwie dwumetrowe dziury. Przyjadą jutro.
Przypomniały mi się szczęśliwe czasy kopania kanalizacji w 2014 roku. Ech, jak wtedy się świat wydawał prosty. 

Mnie się udało – a przynajmniej mam taką nadzieję – zamurować dziurę w kominie. Wybić dziurę w kominie. Połączyć – za pomocą rury czarnej – dziurę w kominie z dziurą w piecu. I wszystko – mam nadzieję – uszczelnić. 
Przy okazji przypomniało mi się, że muszę podłączyć do innego komina piec na pellet. A to wymaga zamówienia specjalnych rur. 

3. Równo rok temu byłem w Waszyngtonie. Ciekawe doświadczenie. Najpierw apokaliptycznie puste Dulles, na którym przy odprawie więcej było funkcjonariuszy imigracyjnych niż nas przyleciało. Później sam Waszyngton, przypominający miasto, w którym zegarki stanęły o czwartej nad ranem. Jakieś samochody, jacyś ludzie, czasem autobus. Ale pusto i cicho. Błąkaliśmy się po tym mieście, jak te knajpiane niedobitki, co to o czwartej na ranem, szukają otwartego sklepu czy baru. 
Witryny pozasłaniane paździerzowymi płytami, nad nimi wielkie napisy, że urzędująca w budynku korporacja jest przekonana, że BLM.

Afroamerykańscy pracownicy służb miejskich sprzątający przy hotelu Hay-Adams ulice ze śladów pozostawionych przez afroamerykanskich wojowników o supremację czarnej rasy, których niedobitki zalegały wciąż nieprzytomne w parku Lafayette. Opłotkowany po zasmarowaniu Kościuszko, który – co prawda – nie miał czarnych niewolników, ale przecież mógł mieć. 
Nie zdecydowałem się wybrać tam w nocy, żeby oglądać z bliska rewolucję. Pewnie jestem na to za stary. 



 

poniedziałek, 21 czerwca 2021

21 czerwca 2021


1. U Piaseckiego występował były szef Agencji Wywiadu. Janerka śpiewał piosenkę pod tytułem „Wszyscy inteligentni mężczyźni idą do wywiadu”. Tekst nie był długi, więc zacytuję:
Wywiad będzie uczył swych agentów,
Jak się cieszyć z twych wdzięków.
I że kiedy komuś sprytnie stanik zdjąć,
Tak bez użycia rąk to błąd.
To wielki błąd.
Ogromny błąd.
Niewybaczalny,
Bo komuś stanik zdjąć
Tak bez użycia rąk to błąd

Ale to chyba nie ten przypadek. Pan Pułkownik opowiadał oczywiste mądrości. Przetykając je nieoczywistymi niemądrościami. Stwierdził na przykład, że to, iż rząd stara się jak najszybciej reagować na sytuacje różne to błąd, spowodowany tym, że Morawiecki przyszedł z korporacji i przyniósł ze sobą korporacyjne zwyczaje. 
Według pana Pułkownika najwyraźniej Rząd powinien reagować powoli. A może nie reagować? I że kiedy komuś sprytnie stanik zdjąć, tak bez użycia rąk to błąd. Więc to chyba jednak ten przypadek. 
Mam wrażenie, że nikt, kto nie popracował chwilę w centralnej administracji nie zrozumie, jak całe to związane z mejlami oburzenie jest oderwane od rzeczywistości. 
Już tu chyba kiedyś pisałem, że przez kilka lat prezydentury Bronisława Komorowskiego, komórka jego łączyła się poprzez BTS umieszczony na terenie ambasady rosyjskiej. I co? Po jakimś czasie udało się ten problem rozwiązać. 

Bortniczuk u Mazurka. Piąte dziecko w drodze. Zastanawialiśmy się przy śniadaniu, czy miałby szanse w wyborach prezydenckich. Bortniczuk. Nie Mazurek. No i stwierdziliśmy, że nie. Od paru dni mam swój typ. Ale głośno nie mówię. Sprawdził mi się poprzedni. Więc konkurencja by jakieś brudne gierki mogła zacząć. 

2. Od rana się na burzę zanosiło. Myślałem, że jak lunie, to sobie siądę jak człowiek i pooglądam telewizor. Niestety – jak to się mówi w naszej okolicy – zabrali prąd. Jak już się pogodziłem, że będę musiał oglądać telewizor wyłączony – oddali. 
Radar burzowy zasugerował, że zawierucha przejdzie na zachód od nas. I tak się stało. Popadało przez chwilę. Temperatura spadła o jakieś osiem stopni, ale się zrobiło wilgotno i nie było czym oddychać. No i się od razu namnożyło miniaturowych komarów. 

3. W środku burzy przyszedł Kocio. Mokry. Na lewą wręcz stronę. I umorusany jak nieboskie stworzenie. Rzucił się na jedzenie. Zwykle je metodycznie. W rozsądnym tempie. Tym razem jadł łapczywie. Zjadł. Po czym wyszedł na ganek i zaczął się wydzierać wniebogłosy. Bożena pod parasolem odprowadziła go w miejsce, gdzie zwykle pojawia się jego koleżanka. Tam przeskoczył przez płot i zniknął u sąsiada, który ma gołębie i dwa psy w miniaturowych kojcach. 
Bożena podejrzewa, że Kocio może być zaangażowany w ojcowskie obowiązki. Niby różni specjaliści mówią, że u kotów tak się nie zdarza. Z naszych doświadczeń wynika, że wręcz przeciwnie. Stary się swoimi kociętami zajmował.

 

niedziela, 20 czerwca 2021

20 czerwca 2021



1. Ciepło. Choć da się wytrzymać. W takim Houston mają gorzej – jest wilgotno. 
Chwila Wandy Nowickiej u Stankiewicza wystarczyła, bym zaczął szukać innej niż oglądanie publicystyki śniadaniowej rozrywki. Zwłaszcza, że zza Nowickiej wystawała Jachira. 
Na TVP Kultura szedł „Arsene Lupin”. Ten z lat siedemdziesiątych. Dziwiło mnie, że jest kolorowy. Dziwiło, aż zrozumiałem, że poprzednim razem widziałem go w czarno-białym telewizorze юность. Telewizor był czerwony. I – jak na przenośny – dość ciężki. Co to jest: nie dzwoni i nie mieści się w dupie? Ruska maszyna do dzwonienia w dupie. „Arsena Lupina” też się nie dało oglądać. Teraz muszę trafić na „Brygady Tygrysa” i sprawdzić, czy dadzą radę. 

2. Udało mi się zebrać siły i przenieść jeden (lekki) piec do mojego pokoju, inny (ciężki) (bardzo) na miejsce tamtego lekkiego. Teraz potrzebuję kominiarza, by mi powiedział, w którym miejscu u mnie w pokoju przechodzi wolny przewód. I determinacji, by (ciężki) (bardzo) piec podłączyć do komina, który wiem gdzie jest. 

Upał, nie upał – kosić trzeba. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że temperatura robi niedobrze baterii. Znaczy kosiarka sygnalizuje, że już nie można kosić wcześniej, niż gdy jest chłodniej. Wyjęta bateria nie chce się też od razu ładować. Musi najpierw wystygnąć. 
Gdy kosiłem kawałek przed stołówką przypomniały mi się „Czerwone krzaki” zespołu One Million Bulgarians. 
Maj, to wtedy kwitną kwiaty, pachnie gaj, 
to wtedy czarne diabły zjedzą was, 
to wtedy runie w dół fala i jazz, 
to wtedy pękną kwiaty, spłynie krew

Nie ma na Spotify. Jest płyta. Nagrana w 1987, wydana w 2004. W '87 zablokowała cenzura. Jak widać – skutecznie. 

3. Odkryliśmy „Kupcie sobie zamek” na Domo+ (czy jak się to teraz nazywa). Miło zobaczyć ludzi, którzy mają podobne do nas problemy. A tak naprawdę, to jeszcze milej zobaczyć, że ich problemy są większe. 

23:55. Na zewnątrz 27, w środku 24. Kocia nie ma. Wyszedł wczesnym popołudniem i tyle go widzieli. 

 

19 czerwca 2021


1. Śniło mi się wędrowanie po Waszyngtonie, który zupełnie do Waszyngtonu nie był podobny. We śnie był zdecydowanie bardziej portowy niż w rzeczywistości. Skończyło się na jeżdżeniu radiowozem straży miejskiej. Źle mi się tym radiowozem jeździło. Słabo mi szło parkowanie. Przypomniało mi się, że jestem pijany, bo wcześniej, w jakiejś nadmorskiej knajpie piłem wódkę już nie pamiętam z kim. Knajpa była przeszklona. Widok był na falochron. Taki jakby skandynawski. 
Radiowóz to był chyba Lanos. Zaparkować go próbowałem pod budynkiem, który wyglądał zupełnie jak dowództwo warszawskiego garnizonu.
Było kiedyś jakieś volvo, które przed uruchomieniem sprawdzało trzeźwość kierowcy. Ale mi się jeszcze nigdy nie przyśniło. 

300polityka wrzuciła fragment rozmowy Sutowskiego z Bendykiem w KryPolu:

„TVP to nie jest na pierwszym miejscu narzędzie propagandy, tylko afirmacji kulturowej, która mówi wyborcom: wasza kultura jest tak samo prawomocna, albo wręcz bardziej prawomocna niż forma tych tam, z Warszawy. To jest niezwykle silny mechanizm i nowy moment w polityce, w którym kończy się definitywnie możliwość powrotu do tego, co było, możliwość odtworzenia dawnych hierarchii aspiracyjnych. Bo ta nowa klasa ludowa, nowi »zwykli ludzie«, nie dadzą się już zepchnąć do roli podrzędnej”.

Czekam teraz aż ktoś wpadnie na to, że w 500+ ważniejsze niż pieniądze jest wrażenie, że w końcu Państwo zauważyło zwykłych ludzi i coś konkretnego dla nich robi. 

2. Kocio jest kociem polarnym. Upał pozbawia go energii. 
Pojechaliśmy ostatecznie rozwiązać problem podlewania. Czyli – kupić węże. I złączki. Jeden wąż w Action, dwa inne w Tesco, złączki w Mrówce. Pakowaliśmy się do auta, kiedy dotarło do mnie, że jeszcze potrzebują nyplową–calową. Wróciłem do sklepu. Kupiłem. Pod bramą domu dotarło do mnie, że jeszcze potrzebuję calową nienyplową. I jeszcze trzy węże. 
Wróciłem więc do miasta. Tym razem przez Lidla. Węże w Lidlu droższe niż w Action. Więc nie kupiłem.
Kiedy wracałem do Lawiny, usłyszałem jak zachwyca się nią dziewczynka, która właśnie wysiadła ze Sparka. –To chevrolet, ja nasz, tylko większy – powiedział jej tatuś. Cóż. Dyskutowałbym. 

Wróciłem, podłączyłem węże, zaczęło się podlewać. Nie pomyślałbym ile radości taka woda może sprawiać ptakom. 

3. Zjedliśmy pierwszą własną sałatę. Nie było to może tak formujące doświadczenie, jak inauguracyjne upicie się do granic przytomności własnym bimbrem ze śliwek. Ale – przyznać muszę, że to była całkiem dobra sałata. 

Wieczorem oglądaliśmy australijski film, z australijskimi gwiazdami światowego kina, pod tytułem „Australia”. Bożenie się nie podobało. Ja byłem zachwycony. 
Gdyby nie ten film, pewnie bym się nie dowiedział o bombardowaniu Darwin. A to nie byle jakie bombardowanie było. 


 

sobota, 19 czerwca 2021

18 czerwca 2021


1. Jest ciepło. Znaczy, w domu jest super. Ciepło jest na zewnątrz. Zbyt ciepło. 

Mazurek zarzucił Kwaśniewskiemu brak patriotyzmu. Bo nie chciał stawiać pieniędzy na zwycięstwo Polski w piłce kopanej. Później z Mazurka zeszło powietrze i stał się Mazurkiem kieszonkowym, łykającym wszystko, co mu Kwaśniewski łyżeczką podawał. Inna sprawa, że Kwaśniewski to wybitny specjalista. Teraz już takich nie robią. 

Wyjąłem z Kocia dwa kleszcze. Strasznie szybko zleciały te cztery tygodnie, podczas których miał być przed kleszczami zabezpieczony. 

2. Kosiarka. Traktorek – kosiarka. Zrekonstruowałem coś, co służy do podwiedzenia kosiska. Sprężyna i linka. Mogłem kupić oryginalne części za jakieś cztery stówki, wybrałem drogę Adama Słodowego. Konstrukcja na razie działa. Zobaczymy jak długo. 
Skosiłem spory kawał parku. Kosiłem aż rozleciał się pasek klinowy łączący silnik z kołem pośrednim. Najpierw się rozciągnął. Pewnie z gorąca. Później zaczął ślizgać. Ślizgając rozgrzał tak, że się zaczął dymić. Podymił, podymił, i się rozpadł. Część wkręciło pod pasek napędzający kosiko, Reszta wylądowała w trawie. 
Nowy pasek będę miał najwcześniej we wtorek. Szukając paska odkryłem, że kosiarka jest z 1994 roku, czyli to teraz najstarszy pojazd w rodzinie. 

Kiedy szukałem – padł mi internet. Wyglądało na to, że zmarł router. Prawie go pochowałem. W ostatniej chwili coś mnie tknęło – no i się okazało, że to nie tyle router, co UPS, który go zasilał. UPS wyglądał dobrze, świecił zieloną lampką, tylko nie wypuszczał z siebie prądu. Świntuszek. 

3. Kiedy poprzednim razem składałem moduł ABS lawiny, nie miałem pasty termicznej. Takiej, przez którą ciepło z elementów elektronicznych przechodzi na obudowę, która w tym przypadku pełni rolę radiatora. Odkręciłem. Gdzieś mi poleciała jedna z mocujących moduł śrubek. Nie mogłem jej znaleźć. Poszedłem do sąsiada Tomka po wykrywacz metalu. Nie pomogło. 
Najdłużej zajęło mi zdrapywanie sylikonu, którym skleiłem moduł. Zamontowałem. Zgubiona śrubka tkwiła między przewodami hamulcowymi.
Leżąc pod Lawiną zauważyłem delikatny wyciek oleju. Chyba z simeringu wałka sprzęgłowego.

Znowu trafiłem na teleturniej prowadzony przez kolegę Nowickiego. Tym razem dwie panie poległy na Rembrandcie. Myślały, że to nazwisko. Nie znały nikogo, kto by miał tak na imię. W sumie ja też nie znam. Poza Rembrandtem. Ale – z drugiej strony – czy można powiedzieć, że go znam. Coś tam widziałem w Ermitażu. Ale tak właściwie, to było ciemno. 




 

piątek, 18 czerwca 2021

17 czerwca 2021


1. Kocio spał w domu. Po szczepieniu trochę jest zmarnowany. Oko mu jedno zaropiało tak, że się nawet zastanawialiśmy, czy nie pojechać reklamować do weterynarza. Dostał przecież w ręce kota wzorcowo zdrowego. W każdym razie Kocio spał w domu. O siódmej wstał i postanowił wyjść. Udawałem, że mnie to nie dotyczy przez dobry kwadrans. Jednak przegrałem i musiałem wstać. Poszedł. Wrócił. I cały dzień przespał. Szczepionkosceptyków muszę poinformować, że nie będzie to woda na ich młyn, gdyż zaszczepiony był nie na COVID, tylko wściekliznę. Znaczy, nie tylko wściekliznę, bo też na inne kocie choroby. Ale nie na COVID. 

2. Jak jest Gdula, to zaraz będzie Chwedoruk – zauważyła Bożena. Zobaczymy. Kiedyś świat był prosty. Jeżeli był poniedziałek, to u Moniki Olejnik był Palikot. Albo Giertych. A teraz – nie wiem kto, gdyż oglądam z rzadka. 
Mazurek Gdulę orał w kwestii składki zdrowotnej/leków za prawie darmo. Gdula ma subaru, które pali osiem litrów. Ma, ale nim nie jeździ. Outback z 2005 roku, który ponoć pali osiem litrów. Chyba bez uruchamiania silnika. 
Niewiadomo z czego zrobił się upał. I to od razu taki, jakby postanowiono użyć całe zaoszczędzone w maju ciepło. Cały dzień podlewając różne rzeczy płukałem studnię. Sąsiad Tomek twierdzi, że trawa najlepiej rośnie, gdy jest rzęsiście podlewana w pełnym słońcu. Ta jego rośnie. Zobaczymy, jak poradzi sobie trawa normalna. 

3. Szkło zabierają u nas raz na dwa miesiące. Nie trzeba być jakimś specjalnie zaangażowanym pijakiem, żeby wypełnić pustymi butelkami kubeł. Można wtedy pchać butelki w worki, albo je – wbrew zasadom – tłuc. Można też wieść do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Tak, czy inaczej jest kłopot. No i niewiele brakowało, żebym przeoczył jutrzejszy termin przyjazdu szkłowej śmieciarki. Oświecił mnie sąsiad Gienek. 
Dawniej, w Warszawie, szkłowa śmieciarka przyjeżdżała co noc. Tak po drugiej. Zbierając co tam wystawiły okoliczne knajpy. Nie robiła tego dyskretnie. Zdarzało mi się ją przeklinać, choć generalnie uważam, że jeżeli się chce mieszkać w centrum miasta, to należy się liczyć z tym, że cicho nie będzie. Ktoś wysłuchał mych przekleństw i teraz zdarza mi się czekać na szkłową śmieciarkę jak na wybawienie. 

Daleko od miasta” – zastanawiałem się, czy wszyscy wyprowadzający się na wieś ludzie są podobni, czy jedynie powtarzają odcinki. Dziś powtarzali. W „Kropce nad i” wystąpił profesor Grodzki. W niebieskich skarpetkach. Miał też na sobie inne części garderoby, ale niebieskość skarpetek zauważyłem. Później oglądałem przez chwilę nowy program Polsatu o spłacaniu długów. To może być sukces. Później przez chwilę odcinek jakiś „Pitbulla”. Wciąż uważam, że to wybitny serial był. O Polsce, której już nie ma. I na koniec – teleturniej, który prowadzi kolega mój Nowicki. Dwóch rozsądnych braci poległo w finale, na pytaniu co było wcześniej: lot kobiety w kosmos, czy ukończenie przez kobietę maratonu. Nie słyszeli o Tierieszkowej. 

Godzin kilka wcześniej zadzwonił dawno nie słyszany fotograf Krężel. Zgadaliśmy się, że jako dziady mamy wiedzę i umiejętności, których młodsze pokolenia mieć raczej nie będą. Pochowają nas z tą wiedzą i umiejętnościami. O ile tylko będą potrafili. 











 

czwartek, 17 czerwca 2021

16 czerwca 2021


1. Co RMF ma z tą Szwajcarią. Rano w serwisie reporter stwierdził, że to poza sezonem narciarskim senne miasto. Mazurek w przerwie w spijaniu z dziubka Libickiego przeprosił nas, w znaczeniu: słuchaczy, za wczorajszy błąd w szwajcarskich językach. Ciekawe, czy przeprosił biednego Sachajkę. Libicki powiedział, że gdyby Grodzkim, to by się zrzekł immunitetu. Choć raczej chodziło o to, że gdyby Grodzki był nim, to by się tego immunitetu zrzekł. Nie jest. Jest Grodzkim. Jak mawia pani dr Fedyszak-Radziejowska: nie ma nic gorszego niż mężczyzna–profesor. Pani Doktor nie ma racji. Istnieje przecież mężczyzna-profesor-chirurg-operator-polityk (w jednej osobie). 

W „Super Expressie” fotoreportaż z wizyty Pawła Kowala z małżonką w krzakach. Paweł Kowal kupił wino za 50 złotych i plastikowe kieliszki. Miał też ze sobą egzemplarz „Super Expressu”. Co ciekawe, „Super Express” Paweł Kowal przeglądał w bluzie, która na pozostałych zdjęciach miał zarzuconą na plecy. Kieliszki rozmiaru były wódczanego. Polityk KO pił więc robiąc charakterystyczny dzióbek. Na jednym ze zdjęć pojawił się czarny kot. W tekście o kocie nie ma ni słowa, więc nie wiadomo, czy w krzakach pojawił się przypadkiem, czy był kolejnym rekwizytem – obok wina, kieliszków i „Super Expressu” przywiezionym do tej sesji. 

2. Nad Rokitnicą rozpuścili chemitrailsy. Pojechałem więc do Zielonej. Tym razem audi. Wahacz przestał ukrywać, że nadaje się do wymiany. Trafiłem na godziny szczytu. Ulice, które wczoraj były puste, dziś pustymi by nazwać nie można. Tym razem zaopatrzyłem się w krocie monet do parkomatu. Niestety, gdy zaparkowałem, żadnego nie było w zasięgu wzroku. Pojeżdżę jeszcze kilka razy i w końcu ogarnę na czym ten system polega. 
Wracałem S3 przez Świebodzin. Truskawki pod Tesco po 8,50. W Warszawie ponoć taniej. Po osiem złotych. 
Na budynku Amazonu napisali już „Amazon”. Nie wygląda za to, na to, żeby rychło skończyli remont drogi i – co za tym idzie – skończył się czas ruchu wahadłowego. Trzeba chwilę postać i popodziwiać budynek Amazonu z napisem „Amazon”.
Z drogi do Skąpego widać budowę kolejnej wiertni. Wiem, że wieża wiertnicza, to wiertnia, bo kiedyś, jako żurnalista prasy regionalnej byłem na jakiejś imprezie PGNiG. I mi to panowie górnicy naftowi i gazowi wyjaśnili. Opowiadali też, że mieli zawsze dobrze płatną pracę, ale im nie starczało, bo wszystko zżerały alimenty. Bo przyjeżdżali gdzieś. Drążyli. Wyjeżdżali, a w najbliższej drążeniu miejscowości zostawiali powody alimentów. Przyjeżdżali gdzie indziej. Drążyli. Wyjeżdżali, a w najbliższej drążeniu miejscowości zostawiali powody alimentów. Ale mowa o latach siedemdziesiątych. Dziś to już chyba tak nie działa. 
W każdym razie, siedzimy tu na gazie. Co nie znaczy, że jesteśmy zgazyfikowani. 

3. Na TVN24BiS obejrzeliśmy powtórkę „Tak jest”. Kostrzewa-Zorbas i jakaś dziwna pani komentowali spotkanie Biden–Putin. Dziwna pani wstawiała w swe dziwne wypowiedzi angielskie słowa. Kostrzewa-Zorbas co jakiś czas łypał na nią, jakby nie wierząc uszom własnym. 
Później oglądaliśmy film. Sensacyjny. Z tym panem, co to grał w Netfliksowym filmie o zombie, tego reżysera, co to jest taki modny. Grał też Pierce Brosnan. Film był tak zły, jakby grał w nim Steven Seagal. A nie grał. Czyli da się zrobić tak zły film bez Stevena Seagala. 





 

środa, 16 czerwca 2021

15 czerwca 2021


1. Mazurek z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy pastwił się nad kukizowym posłem Sachajką. W pewnym momencie zaczął go egzaminować ze znajomości Szwajcarii. Zapytał o liczbę języków urzędowych. 
Cztery, wydaje mi się, że cztery – odpowiedział niepewnie Sachajko.  
Ma pan rację, wydaje się panu – odpowiedział Mazurek. 
Trzy? – zapytał Sachajko.
Tak – błysnął Mazurek. I zaczął z Sachajki szydzić. No i na koniec mu wyjaśnił, że to francuski, niemiecki i retroromański. Retoromański – wg Mazurka – niesłusznie nazywany włoskim, choć włoskim nie jest, a jest podobny. 
Sachajko miał rację. Urzędowych języków jest cztery. Francuski, niemiecki, retoromański (romansz) i włoski. Czym Mazurka z równowagi wyprowadził? Nie wiem. Może tym, że był Sachajką a nie kimś innym?

2. Pojechałem do Zielonej Góry. Do Sulechowa, później S3. Zieloną znam punktowo. Jestem na etapie łączenia tych punktów. Ciekawe doświadczenie. Parkometry nie są zainteresowane kartami kredytowymi. Apple Pay i mObywatel spowodowały, że poruszam się wyłącznie z telefonem. Więc miałem kłopot. Czyli – przed wizytą w Zielonej Górze – warto zebrać kolekcję monet. 
Zasadniczo, to pojechałem rozmawiać. Ale skoro już w mieście byłem, to w Castoramie kupiłem listewki, do których przywiąże się pomidory, które zdążyły wyrosnąć z bambusowych kijaszków, do których przywiązane zostały dwa tygodnie temu. 

Pod Auchanem zaczepił mnie pan w chyba Viano. Powiedział, że też miał Avalanche'a. Ale go dwudziestotonowa ciężarówka walnęła. Na Śląsku. I by kupił. Ja nie sprzedaję. Ale kciuki trzymam. 

Wracałem promem. Wciąż mnie fascynuje fakt, że prom płynie, bo do pcha prąd rzeki. Znaczy, że nie trzeba motoru, żeby płynął. No i dotarło do mnie, że bardzo bym chciał mieć odblaskową kamizelkę z napisem „Obsługa promu”. Tłumaczyłbym zainteresowanym, że to pamiątka z przylądka Canaveral. 

3. Wróciłem. Wyciągnąłem z kocia trzy kleszcze. Zmotywowało nas to, by pojechać z nim do weterynarza. Zaszczepić go na różne rzeczy. I nasmarować zajzajerem na pchły, kleszcze i pasożyty jelitowe. Czynności te wykonał pan weterynarz (ten, który mówi z identycznym akcentem, jak mój świętej pamięci dziadek). Wcześniej Kocia przejrzał i stwierdził, że zdrów jest on jak ryba. Nie licząc gojących się ran, po nocnych eskapadach. Przy okazji, sugerując po raz kolejny kastrację, przyznał, że w przypadku kota, który lat ma tyle, co Kocio, kastracja może nie przynieść spodziewanego efektu. I Kocio dalej będzie wychodził w noc, tłuc się z innymi kotami. 





 

wtorek, 15 czerwca 2021

14 czerwca 2021


1. Wstałem lewą nogą. Jakoś się ostatnio nie mogę wyspać. I przez cały dzień chodzę nieprzytomny. Tak jak wczoraj nie chciało się mojej osobie zajmować poranną publicystyką. Tak i dzisiaj poprzestałem na Suskim u Mazurka. 
Żeby była jasność, ja też ją kupiłem – powiedział Mazurek, o swojej, przywiezionej z Azji koszuli – żeby nie było, że ją komuś zdarłem z pleców. Tam nie ma takich grubych ludzi, żebym mógł im zdzierać z pleców. 
E, nie, na pewno są – odpowiedział Suski. 

2. Zatrawianie parku. Zatrawianie przez rozwijanie. Wczoraj, sąsiad spod dębniaka, ładowarką Manitou przywiózł kolejną porcję trawy. W pocie czoła założył był trawnik. Później żona stwierdziła, że chce rabatki. Jemu szkoda było trawy z w pocie czoła założonego trawnika. Więc wyciął ją ostrożnie, zrolował i przywiózł. Tym razem w większych rolkach. Takich dwuosobowych. Rozwijaliśmy te rolki. Nie wyszła nam raczej murawa stadionowa ale i tak coś lepszego, niż chabazie, co rosły tam wcześniej. To już trzeci raz. Najpierw, na jesieni rozwijaliśmy trawę sąsiada Tomka. Później, ze dwa tygodnie temu, pierwszą partię od sąsiada spod dębniaka. Obie przyjęły się świetnie. Rosną. Nawet się dały ostatnio skosić. 
Dawno temu wpadłem na pomysł, żeby kupić trochę murawy z Narodowego. Okazało się, że nie jest to takie proste. 

3. Rano przeczytałem w Rzepie (jeśli mam być szery – a ja, od dzisiaj chcę być szczery – to najpierw w 300polityce, później w Rzepie), że administracja amerykańska zauważyła piątkowy wywiad profesora Raua. I że jest możliwe, że Amerykanie będą organizować spotkanie Biden–Duda „na marginesie szczytu NATO”. Później, przez cały dzień czytałem, że polska dyplomacja leży, że Polski nikt nie szanuje i że tego dowodem jest brak spotkania Biden–Duda na szczycie NATO. Później, Szczerski poinformował na Twitterze, że spotkanie Biden–Duda się odbyło. Później różnej maści medialni celebryci pisali, że spotkanie się na pewno nie odbyło, że się tylko przypadkiem mijali. Później Biały Dom poinformował, że spotkanie się odbyło. Później różnej maści medialni celebryci pisali, że nawet jeżeli się odbyło, to nie było wystarczająco ważne. Dyskusja przykryła właściwie cały szczyt. 
Cóż, żyjemy w kraju, w którym jednym z większych autorytetów w kwestii dyplomacji jest dr Sibora.