środa, 11 sierpnia 2021

10 sierpnia 2021


1. Wstałem znów bezsensownie wcześnie. I to jest tradycyjnie już zła informacja. Napisałem, wczoraj, że nie oglądam TVN24 no i wychodzi na to, że skłamałem. Od czasu, gdy tuner przestał się dogadywać z anteną telewizje oglądam na telefonie. No i zawsze jakoś tak wychodzi, że zaczynam od TVN24. Dziś odrzuciło mnie od sędziego Tuleyi, choć lubię Wita. Ale to wszystko właściwie jest bez znaczenia, bo cala kocia rodzina nocowała w domu.
Kocię swawoliło jak to kocię. Rudzia miała na nie oko. Kocio zaś był nieco wycofany. Nie będę opisywał kocich swawoli, gdyż każdy, kto miał z jakimś kocięciem do czynienia wie o co chodzi. Kocię do człowieka podchodziło z rezerwą. Choć czasem w swawolach zapamiętałe potrafiło na człowieka wręcz wpaść. 

2. Chwilę po południu koty znikły. Potem przyszła burza. Z piorunami. I zabrali prąd. I oddali. I zabrali. I oddali. Na wszelki wypadek wyłączyłem bezpieczniki od pompy ciepła. I podłączyłem lodówkę do UPS-a. UPS lodówki jest duży i wieloakumulatorowy. Złą informacją jest, że ma wentylator i strasznie hałasuje gdy jest włączony. Wymyśliłem, żeby go wynieść do piwnicy i poprowadzić przewód. Nawet kupiłem przewód. Na razie na tym stanęło. I uruchamiam UPS gdy prądu nie ma. 
Później lunęło. Wcześniej Kocio wrócił. Położył się na kanapie i zasnął. Spał nic sobie z gromów nie robiąc. Przestało lać. Wzeszło nawet słońce. Kocio wstał. I się najwyraźniej brakiem Rudzi zmartwił. Siadł na tarasie i zaczął jej wyglądać. Wyglądał bezskutecznie. Poszedł. Przyszła Rudzia. Bez kocięcia. Zjadła parówkę. Poszła. Wrócił Kocio. Spotkali się przy schodach na taras. Zaczął ją namawiać, żeby poszła z nim do domu. Skutecznie. Weszli. Zjedli. Poszli. Teraz ich nie ma. 

3. A tymczasem w naszej Gazecie: miejscowy klub koszykarski ma nowego zawodnika. Z Ameryki. Gwiazda żużla, która złamała obojczyk jest dobrej myśli. Ojciec z synem znaleźli skarb. Porządny. Prasłowiański. 

Wieczorem wpadłem w media społecznościowe. Albo wszyscy powariowali. Albo ze mną jest coś nie tam. Cóż, to nie jest kraj dla starych ludzi. 

W Ameryce ponad 200 tys. zachorowań na dobę. Tnie po nieposzczepionych stanach. Złą informacją jest, że u nas raczej nikt nie wyciągnie z tego wniosków. W Arkansas (całym stanie) zostało kilka wolnych łóżek intensywnej terapii.

 

wtorek, 10 sierpnia 2021

9 sierpnia 2021


 

1. Wstałem o jakiejś abstrakcyjnej porze. I to jest zła informacja. Było niby jasno, ale to nie miało specjalnego znaczenia, gdyż w lecie jest jasno już o jakiejś abstrakcyjnej porze. Kocio spał na szezlongu. Czyli w nietypowym dla niego miejscu. Wstał i dał się nakarmić. Później przyszła Rudzia. Też się dała nakarmić. Również żółtym serem.
TVN24 świętował dwudziestolecie. O ile mnie pamięć nie myli – zacząłem ich oglądać po WTC. Chyba jak wszyscy. No i oglądałem przez następne dwadzieścia lat. Prawie. Bo im więcej czasu upływało, tym mniej. Duże w tym znaczenie miała poprzednia moja praca. A konkretnie telewizory naprzeciw biurka, na których, na okrągło szły trzy informacyjne stacje. No i wtedy do mnie dotarło, że jest to najgorzej robiona stacja informacyjna. W znaczeniu – reagująca z największym opóźnieniem. Monika Olejnik powtarzająca witamy w wolnych mediach najwyraźniej wie co mówi. 
Dziś oglądam właściwie tylko Piaseckiego. Znaczy: nie oglądam, bo jest na urlopie. Ale będę oglądał, gdy z urlopu wróci. A – tak w ogóle – jakoś jestem spokojny o przyszłość stacji. Będzie mnie raczej wyprowadzać z równowagi przez kolejne dwadzieścia lat. 

2. Po śniadaniu pojechałem do Zielonej. Poszło mi nawet sprawnie. W Redakcji czekała na mnie historia o poszukiwanym przez prokuraturę dwudziestolatku z sądowym zakazem prowadzenia pojazdów, który z prędkością 250 km/godz. uciekał policji chyba A6 po S3. Całkiem sprawnie uciekał. W Sulechowie zjechał na starą trójkę i tam już szło mu gorzej. W znaczeniu: zaczął stwarzać realne zagrożenie. W końcu zjechał z drogi do jakiegoś lasu, zostawił w aucie pochodzącą z Wielkopolski dziewczynę i zaczął uciekać piechotą. Nieskutecznie uciekać. Były też inne historie, ale wszystkie przykryły wieści z Rokitnicy. Otóż Rudzia przyprowadziła kocię. Kocię trójkolorowe, co – według ludowej mądrości – świadczy o płci jego żeńskiej. Kocię podobne do Rudzi. Co nie wyklucza związku jego z Kociem. Ten sprawia wrażenie sytuacją nieco podirytowanego. Kocie baraszkuje po domu zachowując od nas (ludzi) bezpieczną odległość. Rudzia zdecydowanie czuje się jak u siebie. Kocio ogląda wszystko z pewnego dystansu. Złą informacją jest, że na własne oczy sytuację widziałem dopiero od pewnego momentu. 

3. Wracałem do domu z ciastami z Bagietki, gdyż nawiedził nas kolega Kapla z Panią Profesor. Cały dzień bolała mnie głowa i to jest zła informacja. Mam wrażenie, że jadąc półprzytomny większe zagrożenie stwarzałem, niż wzmiankowany wyżej dwudziestolatek. A jako, że jechałem zdecydowanie niż tamten wolniej – zagrożenie stwarzałem dłużej. W każdym razie dojechałem. Kolega Kapla wygląda na nowego człowieka. Mam na ten temat teorię, ale zaczekam z jej ujawnieniem. Aż przyjdzie na to pora.








poniedziałek, 9 sierpnia 2021

8 sierpnia 2021


1. U Rymanowskiego wakacyjny skład. I to jest zła informacja. Ale i tak ciekawiej niż w TVN24. Bo tam bez Piaseckiego. No i ile można słuchać o tym, że się świat kończy. Jedyny pożytek z poranka, to dyskusja o różnicy pomiędzy pisownią Gątarz i Gontarz. 

2. Dzień przeszedł sennie. Koty bywały we wszystkich trzech możliwych konfiguracjach. Rudzia się wysofistykowała. Kocie jedzenie ją nudzi. Zainteresowana jest lidlowskim żółtym serem. Kocio pół dnia przeleżał na tarasie. Potem gdzieś zniknął. Wrócił wieczorem. Zjadł i zniknął.
Próbowaliśmy znaleźć coś do obejrzenia na Netfliksie. Najpierw był niemiecki film o porwanym samolocie. Bohaterka wyglądała jak żona Rachonia. Poddaliśmy się po dziesięciu minutach. Później były trzy minuty z tegorocznym van Dammem. Dziesięć minut filmu z Hong Kongu. Filmu na podstawie nie znanej mi bliżej komputerowej gry. No i stanęło na „Królestwie”. Tym o Arabii Saudyjskiej. Jeszcze trwa. Ale – z tego, co pamiętam – zaraz się skończy. To porządny jest film. Dawno takiego nie widziałem. I to jest zła informacja. Nie bój się moje dziecko, zabijemy ich wszystkich

3. Siedem lat temu powstały pierwsze trzy negatywy. Powinno więc ich być ponad dwa i pół tysiąca. Nie ma ośmiuset. Z okazji rocznicy postanowiłem powrócić do zarzuconej w szpitalu formy. I to jest zła informacja. Dla mnie. Gdyż przy doborze informacji będę miał mniejszy wybór.

Tu pierwsza notka: https://www.3neg.pl/2014/08/moj-drogi-kolega-grzegorz-kapla-pewnego.html


 

sobota, 7 sierpnia 2021

7 sierpnia 2021



1. Śniło mi się, że byłem w odwiedziny w jakimś wojsku. W jakimś nie byle jakim. Przyjmował mnie niechętnie jakiś pułkownik. Atmosfera była ciężka. Podano posiłek. Jemy. Atmosfera ciężka. Nagle się łapię, że bezwiednie zacząłem podbierać jedzenie – konkretnie: halloumi – z talerza rzeczonego pułkownika. Perorowałem i podbierałem, nie widząc, że się wszyscy na mnie gapią. W końcu do mnie dotarło. Zapytałem wtedy: panie pułkowniku, czyżbym jadł z pańskiego talerza? Pułkownik potwierdził. Dotarło do mnie, że raczej lepiej się zbierać. I się wtedy okazało, że mam jakiś problem ze środkami na taksówkę. Nie chcąc prosić pułkownika o pożyczkę się obudziłem. Ale żebym się jakoś specjalnie wyspał, to nie powiem. 

2. Do śniadania obejrzeliśmy dwa zaległe odcinki „Home before dark”. Coraz jest nudniej. 
Później zacząłem oglądać na Netfliksie czeski serial dokumentalny o UFO. Zacząłem i zasnąłem. Przespałem ze cztery odcinki, no i nie wiem, czy UFO jest, czy nie. 
Obudził mnie mój brat. Pojechaliśmy do Świebodzina. No ssmanna po kocie jedzenie. Puszki nie zdają egzaminu. Wróciliśmy do saszetek. Do Tesco po chleb – był. Do Mrówki, po kwiatki i tygodnik lokalny. Do Lidla po dużo różnych rzeczy. I wino. Bo w winie veritas. A tylko veritas jest curiosus. 
Po powrocie obejrzałem na TVN24GO wywiad kolegi Wrony z Pompeo. Ciekawe w sumie, czy Korwin nazywa Pompeo Pompejuszem. Choć może wcale nie ciekawe. 
Niegdysiejszy Sekretarz Stanu mówił, że odblokowanie NS2 przez ekipę Bidena jest złe. Użył świetnego kontrargumentu na ten kretyński, że skoro gazociąg gotów jest w 99%, to już nie ma sensu blokować. Powiedział otóż, że gazociągiem gotowym w 99% popłynąć może 0% gazu. Mówił też, że jest za wolnymi mediami. I, że liczy na to, że polski rząd zachowa się dobrze w sprawie Lex TVN. Mam wrażenie, że nie sprecyzował, o które dobrze mu chodzi. 
Później, do kolacji obejrzeliśmy dwa pierwsze odcinki czegoś, co się nazywa „Mr Corman”. I chyba nie będziemy tego oglądać więcej. 
Paweł Wroński napisał w „Gazecie”, że polska dyplomacja stanęła na wysokości zadania. To interesujące, bo mam wrażenie, że ostatnio czytałem, że polska dyplomacja nie istnieje. 

Kocio pojawiał się z Rudzią. Ale jest na nią raczej obrażony. Ten układ nie wygląda dobrze. 

3. No i tyle by było z tego dnia. 

piątek, 6 sierpnia 2021

6 sierpnia 2021


1. Gdzieś pod Nową Solą urosła metrowej ponad średnicy włoska kapusta. Praca w redakcji regionalnej gazety ma swoje plusy. Inaczej bym się pewnie o tym nie dowiedział. Kiedyś oglądałem Teleexpress, tam się takie informacje pojawiały. Już nie oglądam. Koło Konotopu wyrosła w ogródku pani Krystyny. Kapusta wyrosła. Pani Krystyna od dawna lubi działkę. Ale takiej wielkiej włoskiej kapusty się nie spodziewała. My tam z kapust hodujemy brukselkę. Człowiek, który w życiu nie widział, jak brukselka w naturalnym środowisku wygląda – raczej nie uwierzy oczom własnym. Choć właściwie, dla większości znanych mi ludzi naturalnym środowiskiem brukselki jest sklepowa półka. 

2. Mój brat przez pół dnia gładziował obudowę kominka. A konkretnie płyty gipsowo-kartonowe, któreśmy mocowali z pół roku temu. W gładziowaniu w przerwie zauważył, że tematy budowlane to jedyne, w których jego zdanie przyjmujemy na wiarę. Bez dyskusji. 

Kocio był parę razy, no i się przespał w swoim fotelu. Bywała też Rudzia. Razem z Kociem. Nie wiem, czy można wyciągać z ich wspólnej obecności jakieś wnioski. 

3. Mój brat powiedział, że w trzecim punkcie Negatywów napiszę, że jego subaru jest złe i że wolę audi. Prorok. 



 

5 sierpnia 2021



1. Rano pisałem tekst dla nadredaktora Muchy. Pisałem pod nadłamaną lipą. Jeżeli tekst będzie dobrze przyjęty, będę musiał jeszcze raz spróbować. Nie udał mi się nałożyć wytoczonego przez Józka (ojca sąsiada Tomka) koła pasowego na oś wirnika kosiarki. Albo trzeba użyć młotka, albo trzeba ciut więcej tokarką zebrać. 
Kocio przyszedł rano. Zjadł. Później zaległ na swoim fotelu, by spać w najdziwniejszych pozach. 

2. Pojechaliśmy z Miśkiem do Zielonej. Na skróty. Przez lad do Międzylesia. W Międzylesiu jest kościół. Bardzo podobny do naszego z Rokitnicy. Na szczycie wieży jest kula. Kula zasadniczo jest sferą, w której po kolejnych remontach pozostawiano listy do potomnych. Z jednego można się było dowiedzieć, że w drugiej połowie lat trzydziestych szefem lokalnego koła NSDAP był Berthold Kittel. Sołtys. O ile dobrze pamiętam, Harald (brat Bertolda) tłumaczył mi kiedyś, że oni pochodzą z Saksonii, więc to nie rodzina. Z Międzylesia jechaliśmy do Podłej Góry, Sycowic, Nietkowic, Brodek i Brodów. Kiedy dojechaliśmy, prom płynął na drugą stronę, więc przełamywanie Odry chwilę nam zajęło. W Zielonej lało, więc nici nam wyszły ze zwiedzania. 

3. Odwiozłem Miśka na pociąg. Z zielonogórskiej redakcji na dworzec w Świebodzinie jest bliżej niż się mi wydawało, gdyż na miejscu byliśmy dobry kwadrans niż zakładałem wcześniej. 
Zatankowałem przy Tesco. Z niewiadomych przyczyn wchodzi ostatnio dużo więcej gazu. We właściwym Tesco nie było interesującego mnie chleba. Kupiłem za to parę butelek Leffe, które kosztowało chyba drożej niż z beczki w Krakenie. 
Pod Lidlem nie działały oba parkomaty. Znaczy jeden odsyłał do drugiego. Można by się zapętlić. 

Józek wyciągnął swoją maszynę do wydłubywania z ziemi ziemniaków. Znaczy – idzie jesień. 


 

czwartek, 5 sierpnia 2021

4 sierpnia 2021


1. Nie zauważyłem kiedy 3neg.pl zaliczyło milionowe wyświetlenie.

2. Dziś był Gorzów. Wiem już gdzie jest żużlowy stadion. Gdzie ten w Zielonej wiem już od paru lat. Nie udało mi się go odwiedzić. Jedyny żużlowy stadion, na jakim byłem jest w Lesznie. 
W chyba siódmej klasie szkoły podstawowej byłem w Lesznie w sanatorium. Znaczy, pod Lesznem. W Górznie. Porządny pałac. Były piłkarzyki. 

W powrotnej drodze, Mój Nowy Szef zatrzymał samochód między Borowem a Ołobokiem i nakręcił dronem film o żurawiach wśród bel słomy. Latanie dronem wymaga dziś poszerzonej świadomości, bo nie wystarczy ogarniać sterowanie. Trzeba też się rozumieć na przepisach. Bo gdzieniegdzie latać nie wolno tak bardzo, że dron się sam wyłącza. Nie do końca rozumiem, jak ten system działa. Sterująca dronem aplikacja łączy się z jakimś systemem zarządzania ruchem? Nie wiem, ale wiem kogo zapytać.

Kurier przyniósł monitor. Kupiłem sobie do nowej pracy – taki długi. Samsunga. Uszkodzony. Za to tani. Na tyle długi, że uszkodzony kawałek można pominąć. Teraz muszę ogarnąć zewnętrzną kartę graficzną, bo do Aira nie mogę podłączyć, a z pecetem monitor się jakoś słabo odświeża. Tak czy inaczej jest to nowa jakość. 

3. U Józka, ojca sąsiada Tomka, w warsztacie, na lampie nad stołem zagnieździły się chyba jaskółki. Młode w gnieździe, rodzice w kółko latają przynosząc złowione robactwo. W kółko. Młode siedzą cicho, chyba że któryś z rodziców podlatuje. Wtedy się zaczynają wydzierać. Rodzić odlatuje – milkną. Rodzice nic sobie nie robią z obecności ludzi. Chyba, że człowiek stoi w drzwiach. Więc lepiej w drzwiach nie stać. 

Usłyszałem dziś o korozji międzykrystalicznej. Znaczy – najpierw zobaczyłem dotkniętą nią ościeżnicę, później usłyszałem jak się nazywa. Nie wygląda na to, żeby Hammerite mógł na nią pomóc.

Kocio i Rudzia przychodzą osobno. 

 

środa, 4 sierpnia 2021

3 sierpnia 2021


1. Z życia pracownika regionalnych mediów. Wstałem. I był to jednak sukces. Pojechaliśmy z Miśkiem do Rokitna. Do Sanktuarium przyjeżdżał Minister Kultury, z którym moja gazeta w osobie Naczelnego przeprowadzała wywiad. Z Rokitna pojechaliśmy za Panem Profesorem, Premierem, Ministrem do Paradyżu. 
O ile w Rokitnie byłem już parę razy, to w Paradyżu – nie. Kościół – barok, spod którego wystaje gotyk. Porządnie odrestaurowany. Z Paradyżu do Międzyrzecza. Do Muzeum. Portrety trumienne. Z okolicy. I jeden z Grodziska Mazowieckiego. W Muzeum wcześniej nie byłem. Byłem na zamku. I tym razem też. Z Międzyrzecza do Bledzewa. Na stare boisko, na którym jest ściernisko. Z Bledzewa popędziliśmy pod Trzciel, gdzie mieszkają rodzice zapaśnika z brązowym medalem. I zapaśniczki z brązowym medalem sprzed pięciu lat. Trudno było trafić. Ale przed nami była pani z PAP-u, która zdążyła przepytać miejscowego traktorzystę. 
Rodzice zapaśnika – dziewięcioro dzieci. Pięcioro w wojsku. Rodzice ojca zapaśnika po wojnie przyjechali do Trzciela. Ojciec ojca zapaśnika znalazł dom gdzieś w centrum. Żona mu wytłumaczyła bezsens pomysłu: młody jesteś, popijesz, będziesz się awanturował i będzie wstyd. Wynieśli się więc pod las. Tam można popić, się awanturować i wstydu nie ma. Premier przyjechał, wręczył kwiaty. Kwiaty wręczył też Wojewoda. Wypili kawę i pojechali. My też. Na starej dwójce za Lutolem jest wahadełko. 

2. Jak to mówią: presja ma sens. Samorząd wojewódzki wypłacił premie dla olimpijczyków. Po 10 tys. Wypłacił też dla paraolimpijczyków. Po 5 tys. Parapremie dla paraolimpijczyków. Tłumaczono, że zbyt wielu się zakwalifikowało. Szczerość przede wszystkim. Profesor Gliński, gdy się o sprawie dowiedział, powiedział, że Ministerstwo wyrówna, jeżeli się u pani wojewódzki samorząd nie ogarnie. Pani Marszałek obiecała, że się ogarną. Będziem pilnowali. 
Jeżeli mam być szczery (a ja od dzisiaj chcę być szczery) chciałbym poznać tytana intelektu obdarzonego tak wielką wrażliwością, który wymyślił, żeby niepełnosprawnym sportowcom wypłacił połowę kwoty i nie dostrzegł jak to jest słabe. 

3. Rudzia przyszła rano. Zjadła dwie saszetki z Rossmanna. Później przyszedł Kocio. Zjadł pół jednej i trochę suchego. Później mnie cały dzień nie było. Wieczorem Kocio przyszedł raz jeszcze. Tylko na chwilkę. Później przyszedł raz jeszcze. I jeszcze raz. 

Brat mój młodszy odgruzował do reszty boczne wejście do piwnicy. Czeka nas decyzja: wywalać przemurowanie, czy nie wywalać przemurowania. A jeśli tak, to jak zabezpieczyć dziurę, nim nie wstawimy porządnych drzwi. 
Upał zelżał. Ma to swoje plusy. Ma też minusy. Trudno mi zdecydować których jest więcej. 



 

wtorek, 3 sierpnia 2021

2 sierpnia 2021


1. Położyłem się spać o piątej, wstałem po dziewiątej. Jak to ostatnio, 2 sierpnia bywa. Z Oleksandrem pojechałem do BBN-u. Oleksandr prowadził samochód francuski Scenic, który na dużym środkowym wyświetlaczu awanturował się po niemiecku. Nie widziałem, w jakiej sprawie się awanturował, gdyż okulary były nie takie. 
Później pojechałem się spotkać z pewnym – zdecydowanie nie byle jakim – żołnierzem. No i na tym spotkaniu zakończyłem oficjalne urzędowanie w Warszawie. 

2. Jeżeli na skrzyżowaniu Rakowieckiej z Puławską się nie przejdzie na wschodnią stronę, trzeba iść aż do Batorego. Takie to pedestrianfriendly miasto. 
W Krakenie, a właściwiej: w Beirucie siedział dawno niewidziany Krzysztof. Dwa stoliki dalej stała klatka z dwiema papugami. Klatka bardziej przypominała akwarium. Ale takie niezupełne. Z jednej strony były szczebelki. Przez te szczebelki, chyba właściciel poił papugi piwem. A przynajmniej jedną papugę. Kiedy miałem lat niewiele upiłem papugę spirytusem. Najpierw nie mogła trafić na patyczek, później dostała czkawki, na koniec miała kaca. Nie jestem z tego dumny.
Wróciłem do domu. Zacząłem się pakować. Przed kamienicę naprzeciwko przyjechała na sygnale policja. Później straż. W dwa auta. Zablokowali ruch. Na koniec przyjechało pogotowie. Nie wiem w jakim celu, gdyż kontynuowałem pakowanie.

3. Się spakowałem, zapakowałem, przyszedł Misiek, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na zachód. Droga poszła żwawo, gdyż trafiliśmy na zająca w A6. Albo S6. Zając jechał w bardzo porządny sposób, trzymając się prawego pasa. Chyba, że się nie dało. 
Zaraz za Świebodzinem drogę przebiegł lis. Później, było jeszcze kilka. Ale nie czekały grzecznie aż przejedziemy w krzakach, na poboczu. 

No i właśnie przyszedł Kocio. Je. Wygląda zdrowo. 


 

poniedziałek, 2 sierpnia 2021

1 sierpnia 2021


1. Śniadanie z Ekscelencją Ministrem.
Ekscelencja Minister proponował w nocy, bym przyszedł, przyniósł kebab i oglądał olimpiadę. Wybrałem jednak śniadanie. Jajka po benedyktyńsku.
Jak rok temu, Miasto poskładało pod powstańczymi tablicami wieńce ze sztucznych kwiatów. Ciekawe, czy to te same.

2. Z Andrijem na Powązki. Nie pamiętam czego słuchaliśmy.
Kura spóźnił się z pięć minut. Wyjątkowo nie był jednak ostatni. Po nim przyszedł Czarzasty. Zresztą stali chwilę obok siebie. Padał deszcz i grzało słońce. Na raz. Powinna być tęcza.
Dyrektor Habilitowany Dariusz powiedział, że dyrektor Ołdakowski wylądował w szpitalu. A ja gotów się byłem założyć, że go przy Gloria Victis widziałem. Wychodziłem z cmentarza ze świeżo mianowanym prezesem IPN-u. Później wpadłem na niegdysiejszego Ministra Zdrowia. Powiedział, że dymisja oddała mu możliwość normalnego celebrowania 1. sierpnia.
Doszedłem pod kościół św. Karola Boromeusza. Tam znalazłem hulajnogę, na której dojechałem do domu. Gdzieś w okolicach Karcelaka zaczepił mnie człowiek twierdzący, że się urodził 1. sierpnia 1956 roku. 

3. Śpiewanki. Za rok może będą na placu Piłsudskiego. I dobrze, bo w Muzeum to jednak nie to. Kiedy wszyscy już pojechali, ze szpitala wrócił Janek. Jak na parę godzin wcześniej zabranego przez pogotowie wyglądał całkiem nieźle.
Dyrektor Habilitowany Dariusz poprosił mnie, bym nie pisał o tym jaką przygodę mieli z wieńcem na placu Krasińskich. Więc nie napiszę. Dyrektor zaś Zydel próbował wszystkich wkręcać mówiąc, że jest w stanie upojenia alkoholowego. Nie był. Chyba, że się na tyle sprofesjonalizował, iż nie widać wcale, że wypił. W instytucjach kultury to przydatna umiejętność. 

Później był teatr. Nie był o Powstaniu, ale było coś o złych Niemcach. 


 

niedziela, 1 sierpnia 2021

31 lipca 2021


1. Tym razem nie była to chyba śmieciarka. Raczej poczucie obowiązku. Ale – z tego wszystkiego – znowu wstałem zbyt wcześnie. Do południa byłem nieprzytomny. Później przyszedł kolega Olszański. Przeprowadziliśmy profesjonalną rozmowę, po czym przeprowadziliśmy się do Krakena, gdzie czekał kolega Jakub. Przeprowadziliśmy kolejną rozmowę. Kolega Olszański poszedł. Kolega Jakub jedzie na urlop do Włoch. Znaczy: leci. Z Krakowa do Pizy. A wcześniej idzie na mecz Cracovii. Chodziłem na mecze Cracovii w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Na drugie połowy. Posłuchać kibiców. I pooglądać. Stadion wtedy był inny niż dzisiaj. Mecze też pewnie inne, gdyż Cracovia grała wtedy w jakiejś ósmej lidze. Jeśli mam być szczery, a ja od dzisiaj chcę być szczery – nie wiem, w której lidze gra. W każdym razie szczerze jej kibicuję. Marzy mi się szalik z napisem Jude gang. Albo takie dwa. Drugi bym dał Michaelowi Schudrichowi, a pierwszy zaniósł do Polin. To, że nie–żydzi nawiązują do żydowskiej tradycji klubu, nie mieści się raczej w oficjalnej polinowej wersji stosunków polsko-żydowskich. 

2. Na plac Krasińskich wiózł mnie Azamat. Słuchaliśmy – naprawdę głośno – polskiego popu. Chyba jednak wolę islamskich duchownych, nawet gdyby sugerowali, moją dekapitację. 
Na placu trochę mniej ludzi. Tradycyjnie wybitna homilia biskupa Guzdka. Właściwie to już arcybiskupa. Po uroczystościach Ekscelencja wydał kolację. Jak co roku. No i wygląda na to, że to była ostatnia taka kolacja. W pamiętnikach powinienem kiedyś opisać zeszłoroczną. Pewnie opiszę. 

Wróciłem do domu hulajnogą. Przez Krakowskie i Nowy Świat. Pełno ludzi. 
Wypiłem piwo w barze naprzeciw domu. Dają zniżkę sąsiadom. Bardzo rozsądny pomysł. Zachwalają kuchnię. Że nowoorleańska. Cokolwiek by to miało znaczyć. Najbliżej Nowego Orleanu, to byłem nad Sabine Pass. Jedzenie tam najwyraźniej nie było warte zapamiętania. 

3. Tymczasem w Rokitnicy: Silna ekipa ze Staropola zapiła i nie zgłosiła się w celu kontynuowania odgruzowywania bocznego wejścia do piwnicy. Wszyscy mają do mnie pretensje, że zapłaciłem im we czwartek część pieniędzy, przez co stracili determinacje. 
Zgłosił się za to dalszy sąsiad Tomek, pracownik sąsiada Tomka, który zrobił nową klapę do piwnicy. Konkretnie – dziury, przez którą niegdyś wyciągano popiół z kotłowni. Ponoć wygląda pięknie. 
Karol, syn sąsiada Tomka (bliższego sąsiada) obchodził urodziny.
Kocio pojawił się dość późno. Koło południa. Rudzia nie została zauważona. Ale można podejrzewać, że przez chwilę w domu była. 


 

sobota, 31 lipca 2021

30 lipca 2021


 

1. Śmieciarka. Rano. Obudziła. Nie wiem, na czym to polega, nie wiem, z czego się to bierze, ale w Warszawie są najgłośniejsze śmieciarki w Polsce.

2. Pojechałem do Muzeum Powstania Warszawskiego. Uberem. Moim kierowcą był Muhammad Samie. Spotkanie z Powstańcami w Parku Wolności. Był dyrektor Zydel. Zasadniczo powinien występować z orderem. Była wszakże rocznica dyrektora Zydla udekorowania. 
Ale nie o tym. Zanotował po pierwszy raz od dawna zły efekt covid-u. Fizyczny – że tak powiem, mentalnych nie liczę. Otóż, kiedy postałem chwilę na słońcu, które wcale takie mocne nie było, zaczęło się mi kręcić w głowie. Oj nie dał bym rady pracować jak kiedyś. Ale nie o tym. Rozmawiałem chwilę z funkcjonariuszem Służby Ochrony Państwa. Funkcjonariusz, to chyba jednak lepsze określenie niż oficer, gdyż nie każdy funkcjonariusz jest oficerem, a każdy oficer jest funkcjonariuszem. Znaczy z niejednym funkcjonariuszem rozmawiałem. Ale chodzi mi o tego konkretnie. Staliśmy z tyłu. On patrząc na zgromadzonych, których nie było tak dużo, jak kiedyś, zaczął się zastanawiać, co będzie gdy Powstańców już wśród nas nie będzie. Że pewnie przestaną przyjeżdżać oficjele. Że wszystko będzie zależeć od Miasta, jeżeli uroczystości będzie tratować poważnie, to oficjele przyjadą. Pamiętał czasy, kiedy rocznicę wybuchu świętowano z dużo mniejszą pompą. Kiedy właściwie świętowali sami Powstańcy. Rozmawiałem o tym z kolegami Dyrektorami. Zależy im na tym, by to dziwne coś, co sobie przekazują w sztafecie przejęły rodziny Powstańców. By opowiadały, co od Powstańców usłyszały. Zasiedziałem się u kolegów Dyrektorów. Tak, że aż musieli iść, żebym sobie poszedł. 

2. Poszedłem do domu. Z Muzeum Grzybowską do Jana Pawła, kawałek Świętokrzyską, Emilii Plater, koło kościoła św. Barbary do Poznańskiej i do domu. Posiedziałem chwilę, aż sobie przypomniałem, że muszę zatankować Audiego. Pojechałem więc. Po zatankowaniu pojechałem Audiego umyć. (tak, nazywanie audi Audim jest nieco pretensjonalne, ale się mojej osobie podoba). Jak go już umyłem, pojechałem do Makro. Po wodę, która jest tańsza ze trzy razy niż w tzw. normalnych sklepach. 

3. Udałem się na proszoną kolację. Uberem. Wiózł mnie Sadin. Przez całą drogę słuchał jakiś – jak to kiedyś mówiono – tureckich kazań. Znaczy tureckie, to one nie były. Jedyne słowo, które rozumiałem to Allah. Powtarzało się. Jestem jednak pełen uprzedzeń, od razu się zacząłem zastanawiać, czy człowiek, którego zdjęcie świeciło na telefonie, nie jest aby podobny do dwójki Al-Kaidy. Na kolacji było miło. Znowu się zasiedziałem. Wracałem Uberem. Wiózł mnie Saiar. Puszczał rosyjskojęzyczny POP.
Wcale mi nie przeszkadzał, więc może aż takich uprzedzeń nie mam.  

piątek, 30 lipca 2021

29 lipca 2021


1. Kocio przyszedł o świcie i się od razu zaczął awanturować. Wciągnąłem go do łóżka i na jakieś dwie godziny odpuścił. Wstałem. Przyszła Rudzia. Coś tam zjadła. Kocio wstał. Zjadł więcej. Można odnieść wrażenie, że nie jest między nimi najlepiej. Rudzia stara się przychodzić, kiedy Kocia nie widać. Miejmy nadzieję, że to chwilowe problemy. 

2. Rano sympatyczny pan przywiózł erefenowską wersją enerdowskiego multicara kontener. Dwa kubiki. Pusty. Koło południa Boryszyn przywiózł silną grupę ze Staropola. I psa. W znaczeniu: wilczarza Dyzia. Z Dyziem jak z Suburbanem nieźle wygląda przy domu. Zachowuje odpowiednie proporcje. 
Silna grupa zajęła się odgruzowywaniem zagruzowanego – z uporem wartym lepszej sprawy – bocznego wejścia do piwnicy. Podczas odgruzowywania silna grupa odkopała słusznej wielkości stalową skrzynkę. I kilka ładnych, ceramicznych płytek. Zadziwiająco szybko udało im się wypełnić pierwszy kontener. Sympatyczny pan był w Zielonej u dentysty. Na następny kontener trzeba więc było chwilę czekać. 
Pojechałem do Świebodzina wyważyć koło. Dopiero u trzeciego męczygumy się udało. Pierwszy był zamknięty, drugi był zajęty. 
Wróciłem na chwilę przed tym, gdy kasta gruzu dopełniła drugi kontener. Silna grupa ze Staropola stwierdziła, że dalej dziś nie robią. Przyjadą kontynuować w sobotę. 

3. Jadąc A2 w stronę Warszawy, od pewnego momentu człowiek zaczyna z utęsknieniem wypatrywać komina niedoszłej elektrociepłowni w Pruszkowie. Tym razem komin pojawił się dość szybko. 

Wysiadłem z auta przy Wilczej. Postanowiłem zażyć wielkomiejskiego życia. Niestety się okazało, że nawet otwarty Kraken ma zamknięty bar. 

 

czwartek, 29 lipca 2021

28 lipca 2021


 

1. Ledwo wstałem, a już musiałem jechać do pracy do Zielonej. Za Skąpem dognałem ciężarówkę z drewnem. Sosnowym. W metrach. Kierowca dał migaczem sygnał, że można go wyprzedzać. Rzadko ostatnio spotykana sytuacja. Wielki magazyn, który urósł przy Sulechowie to będzie TK Maxx. 
Na S3 ruch jak zwykle. Coraz szybciej dojeżdżam na miejsce. Zebrania, szkolenie, rozmowy i do domu. Tym razem bez badania piekarnio-cukierni.

2. Wracałem tą samą trasą, tyle że przez Ołobok. Ponieważ paczkomat. Jechało mi się całkiem dobrze. I trochę agresywnie. Gdy skręcałem na parking przy paczkomacie, coś chrupnęło. I Audi zaczął jechać w sposób niezdecydowany. Niezdecydowany co do kierunku jazdy. Przejechałem parę metrów. Stanąłem. Wsadziłem głowę za przednie koło. Wahacz-banan odczepił się od zwrotnicy. A konkretnie było tak: zwrotnica jest aluminiowa, więc żeby sworzeń wahacza nie robił w niej dziur, wsadzony jest w stalową tuleję. No i ta tuleja, razem ze sworzniem wzięła i wypadła. Z wypadniętą tuleją się nie pojedzie. Strasznie dużo ludzi chciało pomóc. W pewnym momencie przyjechali i sąsiad Gienek, i sąsiad Tomek, i Bożena Lawiną. Auto nie jedzie trzeba mechanika. I lawetę. Do nikogo się nie dało dodzwonić. W końcu sąsiad Tomek namówił mnie, żeby do Łąk podjechać, bo tam mechanik jest z lawetą. Podjechaliśmy. Laweta nie jeździ, gdyż nie działa. Mechanik z Łąk popatrzył na zdjęcie, co żem je zrobił telefonem i zdiagnozował: nowy wahacz (banan) przyszedł ze złą śrubą. Za mała średnica, więc nie łapie trzyma tulei w zwrotnicy. Normalna sprawa. Laweta nie jeździ, bo nie działa. Audi nie jeździ, bo mu się koło może odpaść. Sąsiad Tomek namówił mechanika z Łąk, by ten wziął dwa klucze, młotek, żabę, dobrą śrubę i podjechał do Ołoboku. No i się tak stało. Naprawa zajęła w porywach siedem minut. 
Mogę jutro Audim jechać do Warszawy. Wniosek jest jeszcze jeden. Ktoś ma najwyraźniej związane ze mną plany, bo nie ma żadnego innego logicznego powodu tego, że się wahacz (banan) odseparował od zwrotnicy przy prędkości 10 km/godz w Ołoboku, a nie przy prędkości ze czternaście razy wyższej na S3. Przepraszam, dwanaście razy, bo przecież szybciej nie wolno. 


3. Wróciłem do domu i zająłem się zdalną pracą. Powoli się wciągam. Ciekawe doświadczenie. 
Szwagier sąsiada Tomka, ten którego przeczołgał Covid, wrócił z rehabilitacji. I jest w dużo lepszym niż przed nią stanie. Pełen dumy biegał za dzieciakami. Ja już – dzięki Bogu – zapomniałem jak to jest. Z tego wszystkiego nie wykonałem planu. Nie skończyłem felietonu do „Dziennika Polskiego”. Jutro skończyć muszę do południa. A pisać pod presją czasu naprawdę nie lubię. 

Kocio. Mało dziś mieliśmy kontaktu. Rano przyszedł i się zaczął bez specjalnego powodu awanturować. Chyba mu chodziło o to, że w nocy zmókł.
No i wieczorem przyszli z Rudzią. Ale tylko na chwilę.