1. Namówiony przez Tomasza Lisa, który zniechęcał jak tylko potrafił do oglądania „Trzeciego Śniadania” Mellera, zlałem tradycyjną publicystykę i chwilę po jedenastej zacząłem słuchać Mellera i jego gości.
Najważniejszym komunikatem, jaki usłyszałem, było wezwanie red. Słowika, by w kwestiach geopolitycznych nie słuchać gości „Trzeciego Śniadania”, tylko Dębskiego z Andrzejczakiem. Co tam jeszcze było?
Sprawa Pabla Moralesa. Złą informacją jest, że nikt z gości nie zauważył, że był ci on opłacany z dotacji, czyli publicznych pieniędzy. Zupełnie jak TVP Info.
Było też o popierdoleniu Elizy Michalik. Nazwanym wczoraj przez Stanowskiego. Szułdrzyński (Kraków produkuje ludzi z pretensją, którzy, gdy zrobią karierę w Warszawie, ta pretensja bywa dla mnie trudna do wytrzymania) powiedział, że Stanowski popełnił błąd, bo przez to, że użył takich słów, wszyscy mówią o tym, co on powiedział, a nie o tym, co powiedziała wcześniej ona. Brzmi dobrze, choć w rzeczywistości, tym, którzy mówią o tym, co powiedział Stanowski i tak by nie mówili o tym, co wcześniej powiedziała Eliza. Lub by mówili, ale w superlatywach. Swoją drogą, pracowałem z Elizą, dwadzieścia prawie lat temu w „Ozonie”. Wyglądała identycznie jak teraz, choć była twardą prawicową publicystką.
2. Wszyscy fascynowali się amerykańską trasą Radka Sikorskiego. Sprawny jest – nie ma co ukrywać. Profesor Rau też był sprawny. Z różnicą taką, że miał – excusez le mot – wyjebane na media. No i nie miał żony, która by go ustawiała w Stanach. Parę przemówień miał naprawdę porządnych, ale nikogo to w Polsce nie interesowało.
Im bardziej mi się podoba, co Sikorski w Stanach mówi, tym większa mi się z tyłu głowy rodzi wątpliwość. Nie mam tego jeszcze do końca poukładanego i to jest zła informacja. O co chodzi? Generalnie chodzi o to, dlaczego Republikanie blokują pieniądze dla Ukrainy. Możemy oczywiście opowiadać, że są prorosyjscy tyle że w to naprawdę mało kto rozsądny uwierzy. Raczej chodzi tu o rozgrywkę transatlantycką. Z amerykańskiego punktu widzenia, Ukraina/Rosja to problem przede wszystkim europejski. A stara Europa wciąż się jakoś specjalnie nie chce zaangażować w pomoc dla Ukrainy. Woli, kiedy robią to Stany. Po pierwsze – fajniej, gdy inni wydają pieniądze. Po drugie, wojna nie będzie trwała wiecznie, a po wojnie będzie można rozpocząć współpracę z Rosją. A łatwiej się ją będzie rozpoczynać, gdy przy stole negocjacyjnym będzie można tłumaczyć: to nie my, to Amerykanie. Mogliśmy wysłać Taurusy, nie wysłaliśmy. Nie spieszyliśmy się z dostawami sprzętu. A mogliśmy. Widzicie, jakie były nasze intencje.
Amerykanie blokując pomoc i wzywając do większego zaangażowania starą Europę – psują te plany.
No i wtedy wjeżdża cały na biało minister Sikorski. I robi to, co jest w interesie starej Europy, a zwłaszcza kraju na literkę N. (nie Norwegii, Norwegia jest w porządku). Atakuje Rosję (kraj na N. może później tłumaczyć – to nie my, to Polacy). Korzystając z moralnego kapitału, jaki zebrała Polska, może sobie pozwalać na ciśnięcie Republikanów w sprawie odblokowania pomocy, gdyby coś takiego mówił człowiek z kraju na N., to by usłyszał, że sam płacił, ma z czego, dorobił się przecież na Nord Streamach. Wątpliwość moja brzmi: czy nie jest tak, że my się tu moralnie ekscytujemy, a tymczasem chodzi tu o realną politykę?
No i gdzie tu są polskie interesy? Czy bardziej powinno nam zależeć na zwiększeniu zaangażowania kraju na N. w pomoc Ukrainie, czy na tym, żeby kraj na N. miał fajniejszy start w ewentualnych negocjacjach z Rosją?
3. Słuchając „Śniadania” dokonałem na audi serii czynności serwisowych. Zdjąłem koło. Prawe przednie. Okazało się, że urwały się przewody od czujnika klocków. W tak perfidny sposób się urwały, że nie było szans na to, żeby je połączyć. Zmostkowałem. I samochód się przestał awanturować. Drugi, bardziej dotkliwy alarm, bo czerwony i z piszczeniem okazał się dotyczyć poziomu płynu hamulcowego. Udało się więc prosto ten problem rozwiązać. Złą informacją jest, że trzeba będzie niedługo wymienić tarcze. I klocki. A to nie są tanie rzeczy.