poniedziałek, 25 marca 2024

24 marca 2024


1. Wracając do wczorajszej, warszawskiej debaty Kanału Zero, najlepsze w niej było to, że nie przypominała telewizyjnych wyborczych debat. Uczestnicy rozmawiali jak ludzie. Jeszcze parę takich debat i może by powstał jakiś ponad podziałami plan rozwoju Stolicy. 
Swoją drogą chętnie bym zobaczył podobną debatę startujących w Krakowie. Choć pewnie by taka nie była, co jest złą informacją. 

2. Śnił mi się mój kolega Kapla. Sen dział się w nieco innym Krakowie. Spotykałem się z nim, żeby mu zaserwować niezły pomysł na sensacyjną książkę. Złą informacja jest, że nie do końca pamiętam jaki ten pomysł był. Bardzo był dopracowany. Chodziło o plan depopulacji miasta. Wprowadzony w życie przez odchodzącego prezydenta miasta. I że stojący za tym odchodzącym prezydentem mieli grupę kandydatów, z których zwycięski miał ten plan kontynuować. Problem polegał na tym, że było to tak niedorzeczne, że nikt nie chciał w to wierzyć, a działo się to naprawdę. Nie opowiedziałem tego koledze Kapli, bo był jakiś problem z parkowaniem. Miałem jakieś rozwiązanie. No i nie pamiętam.

Z tego wszystkiego, w ramach nowej tradycji oglądania filmów, które już widziałem, obejrzałem „Incepcję”. No i nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. 

3. W międzyczasie obejrzałem „Trzecie śniadanie”. Bardzo muszę przyznać dobre. Za to z właściwie milczącą Agatą Szcześniak. To w sumie zabawne, jak platformerscy symetryści nie mogą się odnaleźć w otoczeniu symetrystów pisowskich. Poradził sobie kolega Wybranowski, choć jego uwielbienie dla Marka Magierowskiego jest z mojej perspektywy nieco przesadzone. Ostrzę sobie teraz zęby na kolegę Muchę.

Obejrzałem też Ziemkiewicza. Ubawiłem się, gdy opowiadał, że przestał być zapraszany do Pałacu po swoich problemach z wjazdem do Wielkiej Brytanii. Otóż tak nie było. Chodziło o to, że przeginał w kwestii judeosceptycyzmu. Tłumaczył dziś, że antysemitę zrobiły z niego lewaczki z Wyborczej. Jain – jakby powiedział kolega Gmyz. Problem polegał na tym, że jego wyrafinowane konstrukcje logiczne, jako antysemityzm rozpoznawane były nie tylko przez rzeczone lewaczki, ale też przez czerń internetową. Czerń się jarała. Ziemkiewicz robił zasięgi, nie za bardzo się przejmując, kto i co z jego słów rozumie. Ważne, żeby się klikało. 

Złą informacją jest, że dziś padał śnieg. Niby przez chwilę. Ale jednak. 






 

niedziela, 24 marca 2024

23 marca 2024


1. Nie mogłem wstać, ale to jakoś zrozumiałe, gdyż położyłem się koło czwartej. I to jest zła informacja. Wstać nie chciały też zwierzęta. Do wczesnego popołudnia. Plan miałem taki, żeby zrobić coś koło domu, ale od rana lało. Nie ma przypadków. Są znaki. 
Przestało lać po południu. Na moment nawet wyszło słońce. Na moment na tyle długi, że mogłem porąbać trochę drewna. I przespacerować się z pieskiem. Piesek wpierw bardzo był z pomysłu spaceru zadowolony, jednak gdy wyszliśmy ze wsi, zmienił zdanie. Dobry kwadrans zajęło mi przekonywanie go, żebyśmy jednak poszli do lasu. Byłem przekonujący. 

2. Obejrzałem „Furię”. Drugi raz w życiu. Film jednak nie pasuje do nowych czasów. Dziś nikt by nie zrobił filmu, w którym by próbował tak trywializować przemoc seksualną amerykańskich żołnierzy wobec niemieckich kobiet. Scena walki z Tygrysem bardzo dobra. Nie pamiętam, w jakim innym wojennym filmie zagrał prawdziwy Tygrys.
Nie rozumiem jednej rzeczy. I to jest zła informacja. Twórcy tak pilnowali detali, a scena śmierci największego gbura z załogi jest zupełnie nieprawdopodobne. Znaczy, nie tyle jego śmierć, co to, że reszty załogi w cudowny sposób, to przebicie pancerza przez kumulacyjny ładunek z Panzerfausta, nie tyka. 

3. Wieczorem pojechałem na zakupy. Po wino do Biedronki i buraki do Lidla. Pod Lidlem zaczepił mnie pan z pieskiem. Piesek miał na jednej z łap skarpetkę. A na głowie czapkę z napisem Stihl. Pana interesowało, po co mi Lawina. Pytał chyba z pozycji lewicowych, ale nie był specjalnie zdeterminowany. 
Równolegle słuchałem warszawskiej debaty na Kanale Zero. Słuchałem z przerwami. Jak ktoś zauważył na Twitterze – dupiarz zamienił się w dykciarza. Magda Biejat zakąsza ogórkiem, gdybym głosował w Warszawie, miałaby mój głos. 
Najsłabsze w całej debacie było to, jak Stanowski ją przerwał, żeby zrobić miejsce na dość żenujący program „Zero presji”. Przez chwilę oglądałem. Mam wrażenie, że dobrze bawili się tylko tego czegoś uczestnicy. 


 

sobota, 23 marca 2024

22 marca 2024


1. Powinienem napisać coś o składce zdrowotnej. Złą informacją jest, że nie mam już dziś na to siły. I może zrobię to jutro.


Wirtualne Media opisały konferencję zarządu Agory, podczas której padły pytania o wojnę, jaką „Wyborcza” wypowiedziała Stanowskiemu. 
Wiem, że pan Stanowski postrzega swoją działalność jako przewrót kopernikański w świecie globalnych mediów, ale wydaje mi się, że jakoś przetrwamy ten wstrząs – mówił członek zarządu Agory Wojciech Bartkowiak. Zarząd pytany był o reakcję Krzysztofa Stanowskiego na teksty «Gazety Wyborczej» na jego temat. Czy to gwóźdź do trumny tytułu? –Wyniki segmentów pokazują, że nie kładziemy się do trumny. Wręcz odwrotnie, raczej jesteśmy niebezpiecznym zombie, wstajemy i wychodzimy na światło dzienne – dodał Bartkowiak.”
Gdyby do tego cytatu zastosować metodę autorów tekstów o Stanowskim, po skrótach powyższy tekst mógłby brzmieć:
Członek zarządu „Wyborczej” nazwał swoją gazetę niebezpiecznym zombie


2. Byłem w Świebodzinie, Zielonej Górze i Sulechowie. W Świebodzinie, u pana masażysty, który podłączał mi nogę do jakiegoś prądu. Czy skutecznie, dowiem się jutro. W Zielonej byłem w Makro. Wędzona polędwica z tuńczyka jest w promocji. W Sulechowie byłem z hurtowni elektrycznej, by zapytać o agregat. Usłyszałem, że połączenie go z fotowoltaiką wcale będzie takie proste. W Lidlu sprzedają foliowe niby szklarnie po dwie stówki. Za Sulechowem po podmokłym polu przechadzał się bocian. Być może ten sam, którego poprzednio spotkaliśmy koło Skąpego. 
Flagi przed urzędem gminy wiszą jak powinny, w dobrej kolejności. 
Po powrocie do domu rozsiałem kupioną w Lidlu trawę. Złą informacją jest, że zaczęło lać i jej nie zagrabiłem. 

3. Amazon, zabierając pieniądz za abonament Prime, przypomniał i, że mam ten abonament. Odpaliłem jakiś dziwny film, o bazie rakiet strategicznych. Właściwie bardziej teatr telewizji niż film. Oglądałem jednym okiem. I w pewnym momencie oko to spoczęło na tłumaczących dialogi napisach. Amerykański pułkownik pokrzykiwał wtedy „This is not a drill. I repeat, this is not a drill.” Napisy tłumaczyły: „To nie jest wiertło, powtarzam, to nie jest wiertło.” Płacę za to prawie pięćdziesiąt złotych. I to jest zła informacja. 


 

piątek, 22 marca 2024

21 marca 2024


1. U Mazurka minister nauki i innych rzeczy. Człowiek nazywa się jak ktoś inny, tylko nie pamiętam kto. Ważne, że z tym kimś go mylę. A rzeczony minister jest całkowicie pozbawiony kompleksów. Co nie w każdym przypadku jest dobrą informacją. 

2. Wojciech Mann u Stanowskiego. Odsłuchałem. Dotarło do mnie, że tak właściwie za Mannem nie przepadam. Złą informacją jest, że nie za bardzo wiem dlaczego, bo przecież „Wicedyrektor Departamentu” wciąż jest aktualny.

3. Wieczorem poszedłem do sąsiadów. Obejrzałem drugą połowę, drugiej połowy meczu. Złą informacją jest, że się nie da doprowadzić do tego, byśmy wszystkie mecze grali z Finlandią. 
Zagrał piłkarz Puchacz z sąsiedniej wsi. Jego babcia uczyła w zlikwidowanej czas temu jakiś szkole. 



czwartek, 21 marca 2024

20 marca 2024


1. Piesek nawet wrócił do domu, więc się mogłem położyć spać jeszcze przed świtem. Złą informacją jest, że nie mogłem spać do południa. Ucieczkę z objęć Morfeusza umilał mi audiobook. „Dług Honorowy” Tom Clancy'ego. To ta prorocza książka, z 1994 roku, w której odbywa się zamach z użyciem Boeinga 747. Tyle że mądrzej wymyślony, niż te siedem lat później, gdyż samolot uderza w Kapitol podczas posiedzenia obu izb, z udziałem prezydenta, gabinetu, sędziów Sądu Najwyższego. Istnieje oczywiście szansa, że autorzy koncepcji ataku na WTC, przeczytali następne książki z serii, z których wynika, że wymiana elity politycznej USA, zdecydowanie wzmocniło to państwo, więc na wszelki wypadek wybrali przemoc bardziej symboliczną. 
W książce jest jeszcze jeden zrealizowany później scenariusz. Zielone ludziki i referendum w sprawie zmiany państwowości. Tyle, że za Krym robi archipelag Marianów. No i w książce Rosja jest OK, zresztą w większości książek autora Rosja jest OK. W przeciwieństwie do, w tym przypadku, Japonii.
Muszę przyznać, że uwielbiam książki Clancy'ego. Prostolinijny Jack Ryan, o twarzy Harrisona Forda, wzrusza mnie do łez. Podobnie opisy amerykańskiej polityki. I polityki międzynarodowej. Im więcej człowiek na własne oczy widział, tym bardziej by chciał, żeby świat wyglądał jak w książkach Clancy'ego. Swoją drogą, do końca życia będę pamiętał niesmak, który zobaczyłem w oczach małżeństwa pracowników Departamentu Stanu, zaprzysiężonych demokratów, kiedy się przyznałem do znajomości dzieł tego autora. 

2. Odsłuchując debatę o aborcji w kanale Zero, wykonałem serię prac przydomowych. Kultywowałem kultywatorem fragment parkowego trawnika, porżnąłem i porąbałem pewną ilość drewna. Od debaty odpadłem w połowie. Być może było coś interesującego później. Ciekawe, czy niechęć diw lewicy do referendum bierze się stąd, iż jakoś dociera do nich, że każdy ich występ, każde propagowanie idei „pro choice” tak naprawdę odrzuca centrystów. Człowiek, który by nawet się zgodził, że ostateczny wybór powinna mieć kobieta, słysząc jak kobieta mówi, że płód to zasadniczo pasożyt, dochodzi do wniosku, że może jeszcze nie pora na to, żeby coś zmieniać, że może lepiej zostawić, jak jest. 
To coś, co się chyba nazywa koziołek do cięcia drewna, sprawdza się świetnie. Złą informacją jest, że producent przyoszczędził i blaszka, z której to coś jest zrobione, się odkształca. Na razie da się odginać, ale istnieje spora szansa, że kiedyś przestanie i się urwie. 

3. Spacerowaliśmy z pieskiem. Poszło nam całkiem szybko. Choć piesek bardzo chciał – któryś raz z kolei chciał – spenetrować pewien młodnik. Może kiedyś go ze sznurka spuszczę i zobaczymy, co z tego młodnika wygna. Ale jeszcze na to nie pora. Wcześniej, na kupie ziemi, którą wysypali budujący chodnik panowie, zauważyłem butelkę (tę małą, co to ma swoją nazwę, której nie pamiętam, gdyż preferuję objętość 0,7) po wódce polskiej. Czarnobiałe, odpowiednio ziarniste zdjęcie miałoby szansę na nagrodę „Press”. 

Byłem w świetlicy wiejskiej, na spotkaniu przedwyborczym z wójtem. I dwiema kandydatkami. Do rady gminy i rady powiatu. Ludzi było więcej niż na wyborach sołtysa. Stoły były ustawione w U. Po prawej stronie siedziały panie, po lewej panowie. 
Po przemówieniach była dyskusja. Od dziur w drodze, po geopolitykę. Raz nawet padło nazwisko Andrzejczak. Swoją drogą muszę gdzieś znaleźć NATO-wski dokument, który stwierdzał, że jestem członkiem. Z generalskim własnoręcznym dopiskiem potwierdzającym, że tym członkiem na pewno jestem. 
Wójt nie ma kontrkandydata, ale tak jak dwie panie, startują z list Samorządowców. Firmowanych przez starostę. Starosty Szumskiego jestem wielbicielem. Ma wielki polityczny talent do pozyskiwania funduszy. Widziałem go parę razy w akcji. Widziałem, jak wykorzystuje możliwości. No i widzę, jak i w jakim tempie się zmienia powiat. W swoim dobrze pojętym interesie, będę głosował na jego ludzi. Złą informacją jest, że w związku z brakiem kontrkandydatów nie będę mógł zagłosować na wójta. Inaczej mógłbym go zaszantażować, że nim flagi przed urzędem gminy nie zawisną w ustawowej kolejności nie ma szans na mój głos. 

Józka na Szaserów. Po operacji. Lekko ponoć nie było. Cztery i pół godziny. Ważne, że z sukcesem. 


 

środa, 20 marca 2024

19 marca 2024


1. Słuchając rozmowę Mazurka z Dworczykiem, długo nie mogłem dojść do tego, kogo mi Robert przypomina. Nie tyle Robert, co sposób przeprowadzania przez niego rozmowy. Przypomina Monikę Olejnik. I to jest zła informacja. Bo kiedyś potrafił niszczyć rozmówców dając im dojść do głosu. 

2. Przyjechał kurier. Znaczy dwóch. Najpierw jeden, później drugi. Przyjechał późno. Bo po pierwszej. Ten pierwszy, bo drugi poźniej. Pierwszy przywiózł router, jedzenie dla psa i żyłkę do beżeniej podkaszarki. Router TP Linka, który może pracować na zewnątrz. W ten sposób odpadnie mi wymówka, że nie mogę robić czegoś na zewnątrz, gdyż mam ważne internetowe spotkanie. Jedzenie dla psa w nowym smaku. Nie był tym smakiem zachwycony. I to jest zła informacja. A żyłka, jak żyłka, tylko nawinięta. Umieściłem router na nieczynnej latarni. Już miałem iść po drabinę, kiedy zauważyłem Lawinę. Okazała się lepsza niż drabina, bo samobieżna. Router działa. Powinienem pewnie jeszcze ze dwa takie kupić. Powiesić jeden na stołówce, a drugi na domu tak, by propagował po parku. 
Udało mi się w końcu dodzwonić do kogoś z Orange. W sprawie stojącej na nowym wjeździe szafy ze światłowodem. Powiedział, że nie będzie prosto. I żeby pisać na Berdyczów, przepraszam, do Skierniewic. Bo ta szafa, to podlega pod Wrocław, a na miejscu to się zajmują tym, co z tej szafy wychodzi. I żeby do listu mapkę dołożyć. I nr księgo wieczystej.
Będziem pisać. 

Byłem w mieście w aptece i w Lidlu. Nic specjalnie ciekawego nie było. Miasto całe zaplakatowane. Ciekawe to będą wybory, gdyż wydaje się, że większość plakatów powiesiły partie kandydatów bezpartyjnych.

3. Wieczorem obejrzałem tzw. Dwóch Łysych. Mówili – między innymi – o nuclear sharing. Przypomniały mi się dyskusje o F35. Konkretnie: głosy, że to fanaberie. Całkiem poważnych ludzi. 

Później obejrzałem recenzję Stanowskiego tekstu „Wyborczej ” o Stanowskim. Tekst przeczytałem wcześniej. Zostawił wrażenie, że się nie mieli do czego przyczepić. A bardzo się chcieli przyczepić. Stanowski prawdę powiedział, że więcej ludzi obejrzy recenzję, niż przeczyta tekst. I to ma sens.
„Wyborcza” ma problem. Przez ostatnie lata zajmowała się waleniem w PiS. Teraz nie bardzo ma w co walić. Więc wali na oślep.

Piesek zażądał prawa, do biegania po nocy. Wypuściłem go więc. Biega i szczeka. I to jest zła informacja, bo póki nie wróci, się nie mogę położyć.








 

wtorek, 19 marca 2024

18 marca 2024


1. Zimno, jakby był co najmniej marzec. Ważne, że nie spadł śnieg. W Warszawie ponoć spadł. Coś się z ciśnieniem stało, gdyż wszyscy spali. Znaczy koty spały i pies spał. Przez dzień prawie cały. Powinienem był wziąć z nich przykład. Nie wziąłem. I to jest zła informacja.

2. Tym razem naprawdę trudno mi napisać, co konkretnego w ciągu całego dnia zrobiłem. I to jest zła informacja. Słuchanie transmisji z komisji od wyborów kopertowych się przecież nie liczy. Podobnie jak wielokrotne puszczanie w ruch robota sprzątającego. Jutro będzie inaczej, gdyż rano muszę pojechać do apteki. I to ustawi mi dzień. 

3. Nawiedziłem sąsiadów. Tomek negocjował coś ze swoim szwedzkim kontrahentem. Kamila oglądała „M jak Miłość”. Poźniej przełączyła na Puls, gdzie szedł jakiś nowy „Transporter”. Bohater się zmienił. Samochody nie. Tomek opowiedział, że opiekujący się nim pracownik bankowości mówił mu, że już od pewnego czasu rolnicy nie są ulubionymi klientami banków. System się przygotowuje na Zielony ład. Dowód niby anegdotyczny, ale takie są przecież najfajniejsze. W każdym razie świat zmierza w kierunku samozagłady. I to jest zła informacja. 

 

poniedziałek, 18 marca 2024

17 marca 2024


1. Wstałem późno. Bliży jedenastej. Chwilę po tym, jak wstałem, zacząłem słuchać „Trzeciego Śniadania”. Jakoś tam podziwiam Jacka Bartosiaka. Za pomysł na biznes. I tego pomysłu realizację. Mój kolega, niegdysiejszy wyznawca dr. Bartosiaka, niegdyś  agresywnie reagował na jakiekolwiek próby falsyfikacji Bartosiaka myśli. Dziś, po tym, jak historia myśli dr. Bartosiaka sfalsyfikowała na – że tak powiem – pełnej piździe, mówi, że nie ważne, co Bartosiak twierdzi, że ważne, iż dzięki temu ludzie zaczynają dyskutować na ważne tematy. I z tych dyskusji, z tego fermentu, może coś dobrego dla świata wyniknąć. Jest w tym jakiś sens.
Dziś, w „Trzecim Śniadaniu” problem polegał na tym, że naprzeciw siadła pani Dyner. Naprawdę jest tak, że wystarczy liznąć kwestii bezpieczeństwa, żeby rozumieć, iż mimo wypowiadania wielkiej liczby słów (w większości trudnych), dr Bartosiak nie ma na ten temat zbyt wiele do powiedzenia. Pani Dyner ma bardzo duże pojęcie na temat bezpieczeństwa. Ma też dostęp do wiedzy, do której dostęp nie jest specjalnie popularny. Ma też inny sposób na życie, niż reszta 
śniadaniowych gości. Najprościej by było napisać, że rozniosła pana doktora, razem z jego wiernym Zychowiczem. Ale to tak nie działa. Zresztą i tak wyznawcy pana doktora tego nie zauważyli. I to jest zła informacja.
Nawet jeżeli się zgodzić, że pan doktor spopularyzował dyskurs geopolityczny, to niestety nie przełożyło się to jakoś specjalnie na podniesienie wiedzy na ten temat. 

2. Znów właściwie cały dzień mi uciekł. I to jest zła informacja. Wyprawiłem dziewczyny do Warszawy. Spacerowałem z pieskiem, naniosłem drzewa, które wcześniej porąbałem. I zmontowałem koziołek do drzewa cięcia, co było wyzwaniem, gdyż fabryka nie dołożyła odpowiedniej liczby nakrętek. 

3. Wieczorem trafiłem na jakiś twitterowy pokój o patriotycznej nazwie. Na samą końcówkę. Jakiś generał rezerwy tłumaczył kilkudziesięciu słuchaczom, że w Waszyngtonie na pewno, gdy tylko wyproszono dziennikarzy, rozpoczęto rozmowy o nuclear sharing. Mówił o tym z takim przekonaniem, że prawie uwierzyłem. 

Od pół godziny nie napisałem tu ani słowa. I to jest zła informacja, bo pół godziny temu mogłem już iść spać.


 

niedziela, 17 marca 2024

16 marca 2024


 

1. Przez cały dzień ktoś do mnie dzwonił i pytał, czy wiedziałem wczorajszą komisję. Ja napisałem wczoraj – prawie nie widziałem, ale i tak mi wystarczyło. I to jest zła informacja. 
Na koniec zadzwonił dawno nie słyszany Tęgi Łeb. Opowiedział o badaniach jakie robił. Wyszło mu, że wyborcy są zirytowani. Z tym, że wyborcy PiS-u bardziej. Są zirytowani na PiS, bo PiS wybory wygrał. Wyborcy Koalicji są zirytowani, że nie jest tak, ja miało być. Ale zirytowani są mniej niż wyborcy PiS. Tęgi Łeb czeka na wybory samorządowe. Z zainteresowaniem. Bo nie wie jaki będzie wynik. Zwykle, z grubsza, wiedział. 

2. Dzień jakoś przeciekł mi przez palce. Obejrzałem Mazurka za Stanowskim. Gorsi niż zwykle. Poszydziłem na Twitterze z przywódców Trójkąta Weimarskiego – ich sposobu komunikacji niewerbalnej. Swoją drogą trudno mnie będzie przekonać do sensowności tego formatu. Robimy tam trochę za ubogiego krewnego, Macron się najpierw spotyka z Scholzem, a później dopiero dopraszają Tuska. Niemcy przestały być liderem Europy. Francja jeszcze nie zaczęła. To nie jest 2000 rok, żeby zdjęcie z przywódcami tych krajów coś specjalnego robiło.
Później wrzuciłem na Twitter mój felieton z piątkowego „Dziennika Polskiego”. Na podobny temat, wątek zrobił dziś redaktor Mucha. To jego było lepsze. On Krakowem żyje. Ja jednak wpadam tam z doskoku. 
No i jeszcze załamywałem ręce w kwestii unijnych pieniędzy, których nie dostaliśmy na produkcję amunicji. Mam zaufanie do tego, co na ten temat napisał Jacek Siewiera. Różne rzeczy o nim można mówić, ale mimo pełnienia politycznej funkcji, jakoś specjalnie się chłop nie upolitycznił. 
Byłem w mieście. W Lidlu i cukierni. W Lidlu dałem się nabrać na promocję – kup dwie butelki whisky i dostaniesz zniżkę 20%. Dali zniżkę. Ale barek już wcześniej był pełny. 
Udało mi się w końcu domknąć okno pasażera w Lawinie. Siłowo. Powinienem rozebrać drzwi i spróbować zrobić to porządnie. Złą informacją jest, że już raz się do tego przymierzałem i okazało się, że nie jest to tak proste, jak myślałem.

3. Wczoraj skończyliśmy „Masters of the Air”. I to jest zła informacja, bo to jednak było lepsze, niż się na początku wydawało. W ostatnim odcinku zadziwiło mnie, jak to możliwe, że nowojorski żyd nie zna jidysz. 
Dzisiaj zaczęliśmy oglądać „Manhunt”. Nie ma chyba dobrego słowa na to słowa w polskim i to musi coś mówić o naszej historii. 
Jak na razie dobrze się ten serial zapowiada. Prowincjonalne było wtedy to mocarstwo. Złą informacją jest, że – z niewiadomych przyczyn – bohater, czyli sekretarz Stanton nie ma brody. A powinien chyba mieć. I to większą ode mnie. 


sobota, 16 marca 2024

15 marca 2024


1. Z niewiadomych przyczyn, wyszło jakoś tak, że miałem dzień pod hasłem polskiej dyplomacji. Choć bardziej polskiej polityki. I to jeszcze wewnątrzpartyjnej, której ofiarą pada polska dyplomacja. Historie, które usłyszałem, brzmią logicznie, choć dość sensacyjnie. Otóż cała awantura w sprawie odwołania pięćdziesięciu ambasadorów, to nie szarża Radka Sikorskiego na Pałac Prezydencki, tylko atak Donalda Tuska na Radka Sikorskiego.

Donald Tusk podjął ponoć decyzję o starcie w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Zaczyna czyścić pole. Stąd na przykład atak na szeroko rozumianego Hołownię. No i stąd chęć osłabienia Sikorskiego. Minister Spraw Zagranicznych bardzo się ostatnio wzmocnił. Z jednej strony – jak na ministra niemiłościwie nam panującego rządu – zachowywał się w zadziwiająco cywilizowany sposób, z drugiej – miał bardzo dobre tournée w Stanach, po którym chwalony był nie tylko w swojej bańce, co się zbyt często teraz nie zdarza. 
W jednej wersji historii to właśnie dlatego Donald Tusk wymusił na Sikorskim odwoływanie ambasadorów. Co prawda, o żadnym odwoływaniu na razie nie ma mowy, żadna procedura została rozpoczęta, jedynie wysłano wiadomości, że w tym roku, takie procedury zostaną rozpoczęte. Na ostro, o całej sprawie opowiedział w wywiadzie Tusk. 
Wymiana ambasadorów po zmianie władzy to normalna sprawa. Z tym, że nie robi się tego hurtem. I raczej po cichu. I spokojnie. Kiedy PiS-owski reżim doszedł do władzy, Witold Waszczykowski ambasadorów wymieniał powoli. Bardzo powoli. Na własne oczy obserwowałem trzy przypadki, które zjechać powinny natychmiast, a Waszczykowski własną piersią ich osłaniał. (Te trzy przypadki to opisania kiedyś we wspomnieniach)(zwłaszcza jeden, który Głowę Państwa raz przyjmował z żoną, a raz z kochanką).
Aktualna awantura jest zdecydowanie niedyplomatyczna. I jej niedyplomatyczność bije w Sikorskiego.
W innej wersji historii, Tuskowi chodzi o to, żeby się nie musiał wywiązywać z obietnicy złożonej wobec Sikorskiego. Sikorski miał mieć obiecane stanowisko unijnego komisarza. Po awanturze z odwoływanem ambasadorów Sikorski będzie kandydatem awanturującym się, czyli może lepiej wysłać kogoś innego. Na przykład Piotra Serafina z Sulęcina, wybitnego specjalistę od Unii, któremu ponoć Tusk też obiecał stanowisko komisarza. 
Złą informacją jest, że równie dobrze cała awantura może nie mieć drugiego dna. A Donald Tusk wyskoczył z tym wywiadem tylko dla paru lajków od tzw. jebaćpisów.
A jeszcze gorsza, że następna władza ściągnie z placowek wszystkich ambasadorów w dzień zaprzysiężenia rządu. 

2. Przyszła wiosna. Zakwitła mirabelka obok wjazdu do stołówki. Operujące na niej pszczoły słychać było z dobrych kilkunastu metrów. To razem z wczorajszym bocianem zmobilizowało mnie do rozpoczęcia procesu rozciągania węży ogrodowych. I sprawdzenia, jak się ma nasza studnia. Studnia ma się dobrze. Oczywiście rozpiął mi się calowy wąż. Próbowałem spiąć go pod ciśnieniem. Efekt był taki, że się przemoczyłem od stóp do głowy. Walcząc z wężami próbowałem słuchać komisji ds. Pegasusa. Wysłuchałem tylko trochę, bo mi się coś parkowy internet przestał fungować. Może i dobrze, że zbyt dużo komisji mi się nie udało wysłuchać. Człowiek, który dawno nie oglądał z bliska sejmowych obrad, powoli zapomina, jak głupie jest to miejsce i kim jest obsadzone. 
Transmisja się rwała. Startowała od początku. Wracała do czasu rzeczywistego. Znowu wracała do początku. A na początku jacyś komentatorzy powtarzali bzdury na temat Pegasusa. Miałem nadzieje, że ubiegło piątkowy tekst z „Rzepy”, otworzy paru osobom oczy. Nie otworzył. I to jest zła informacja. 

3. Moje podstawowe, zwykle wiarygodne, źródło amerykańskich politycznych plotek powiedziało dziś, że Demokraci się poddali. Przestali wierzyć w szanse na zwycięstwo w prezydenckich wyborach. Właściwie nie ma się czemu dziwić. Ale mimo wszystko, takie rzeczy się raczej nie zdarzają. Ech, czemuż w tych wyborach nie walczą Reagan z Wilsonem. Tak, wiem, nie żyją. I to jest zła informacja. 


 

piątek, 15 marca 2024

14 marca 2024


1. Czwartki są trudne, jeżeli się czwartkowej roboty nie zrobi w środę. A tak było w tym przypadku. I to jest zła informacja. 

2. Jak się już obrobiłem, pojechaliśmy do miasta. Bożena, oddać dekoder C+, ja – do wydziału dróg i innych rzeczy, porozmawiać o świeżo zrobionym wjeździe na naszą posesję, który to wjazd wiedzie prosto na szafę ze światłowodem Orange. I jest to właściwie śmieszne. Było śmieszne, póki się nie okazało, że szafa ze światłowodem nie stoi na powiatowej działce, tylko u nas. Od ponad dekady. Kiedy rozmawiałem z panem z Orange, ani on, ani ja, nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Teoretycznie to powinno ułatwić sprawę. Zła informacją jest, że wcale tak być nie musi. 
W Świebodzinie afera. Budują fabrykę psiego żarcia. Dowiedzieli się o tym okoliczni mieszkańcy. I protestują. Świebodziński burmistrz nie ma dobrego czasu. Najpierw cała Polska usłyszała o jego pomyśle walki z ptactwem, teraz będzie miał do czynienia z grupą wyprowadzonych z równowagi sąsiadów inwestycji. 

3. Pojechaliśmy z Józką do Zielonej by mogła skonsultować swoją złamaną rękę. W związku z tym, że miejscowa medycyna sobie z problemem nie poradziła (mimo starań). Wydzwoniłem kolegę narciarza. Kolega, to przyjaciel mojego ojca. Jego córka i wnuk używała tej samej kołyski, co ja, mój brat, córka mojego brata i bliżej nieokreślona liczba krewnych i znajomych. Kolega znał chirurga specjalistę od narciarzy. Chirurg z Krakowa. Okazało się, że właśnie dziś jedzie gwiazdorzyć do Zielonej Góry. Złą informacją jest, że ta historia szybko się nie skończy.



 

czwartek, 14 marca 2024

13 marca 2024


1. Nie wyspałem się i to jest zła informacja. 

2. Pojechałem do Niemiec – nie wchodząc w szczegóły – żeby coś, komuś zawieźć. Umówiłem się pod Getränke Hoffmann we Frankfurcie. Za Mostem Przyjaźni policja kontroluje co poniektóre samochody. Mnie znów nie. Najwyraźniej wyglądam odpowiedzialnie. Może to broda. W Getränke Hoffmann prawie nie było Augustinera. Co nie jest aż tak złą informacją, bo przede wszystkim chciałem wziąć Hofbräu (Helles). I to akurat było. Niemcom jakoś rzadko wychodzi ostateczne rozwiązywanie problemów, a jednak taki problem zwrotnych butelek udało im się rozwiązać. Łącznie z wynalezieniem specjalnych rolowych zjeżdżalni, którymi pełne butelek skrzynki wrzuca się do magazynu. 
Wracając stanąłem w słynnym w okolicy „Lamusie”. Sklepie ze śmieciami z Niemiec. Opisywałem ten sklep już kiedyś. Efekty życia martwych berlińczyków spryzmowane na półkach. Byłem twardy i nie kupiłem robota koszącego, mimo iż kosztował jakieś osiem procent realnej ceny. Złą informacją jest, że będę się teraz zastanawiał, czy nie popełniłem błędu, bo może by można kupić u Chińczyków ładowarkę. 

3. Chwilę po tym, jak wróciłem, przyjechała pani behawiorystka. Poszliśmy z pieskiem na spacerek. Pani tłumaczyła, co piesek robi i dlaczego. Była to miejscami jakaś abstrakcja. Żeby nie to, że piesek robił, co chciała, można by dopuścić do siebie myśl, że pani behawiorystka, to wszystko wymyśla na poczekaniu. A człowiek się daje nabierać. W każdym razie, wszystko, co mówi jest spójne. Wewnętrznie logiczne. Powiedziała, że przyjedzie jeszcze raz, bo więcej nie ma tu nic do roboty. I to jest zła informacja, bo znaczy to, że jeśli piesek nas nie słucha, to jest wyłącznie nasza wina. I my to ze sobą powinniśmy załatwić. 






 

środa, 13 marca 2024

12 marca 2024


1. Napisałem na Twitterze, że niemiłościwie panującą nam władza tak nie lubi prezesa NBP, że aż postanowiła podnieść VAT na żywność, by mu utrudnić utrzymanie celu inflacyjnego. 

Rzuciło się na mnie kilka postaci, pisząc, że VAT-u nie podniesiono, tylko nie przedłużono czasu obowiązywania obniżonej stawki. To prawda. Jednak niezależnie od tego, jak tę dezycję będziemy nazywać, inflacyjny efekt będzie taki sam. I to jest zła informacja. 

2. W „Rzeczpospolitej” pojawiła się druga część tekstu o Pegasusie. Mój wewnętrzny kreator teorii spiskowych natychmiast zaczął pokrzykiwać, że to jest tekst zastępczy, który miał rozładować napięcie związane z oczekiwaniem na tekst poniedziałkowy, który się nie ukazał. Ale kto by się tam, w uśmiechniętej Polsce, zajmował spiskowymi teoriami. 

Pojechałem do miasta. Do Powiatu. Pocałowałem klamkę, gdyż biuro we wtorki nie przyjmuje. I to jest zła informacja. Później pojechałem do weterynarza, po maści i inne rzeczy dla pieska. Weterynarz widział mnie u Mellera, ucięliśmy więc sobie pogawędkę geopolityczną. Później pojechałem po szyby. Później pojechałem do stolarza, zawieźć szyby. Później pojechałem do naprawiacza kosiarek. Za obie moje się jeszcze nie zabrał. I to jest zła informacja. Poźniej przypomniało mi się, że muszę oddać stelaż, na którym wiozłem szyby. Później zatankowałem. Później wróciłem do domu. Później poszliśmy z pieskiem na spacer. Piesek był zadziwiająco grzeczny. Wracając wpadliśmy na konsylium. Na podjeździe sąsiada Tomka stali: sąsiad Tomek, jego małżonka, pan Zgirski, jego syn i ciągnik z podpiętą maszyną do oprysków. Można było odnieść wrażenie, że wszyscy oglądali (przynajmniej we fragmentach) Śniadanie Mellera. 

3. Wylądowałem wieczorem u sąsiada Tomka. Pijąc piwo oglądaliśmy informacyjne telewizje, które, czekając na wywiady, odwijały obrazki ze spotkania w Białym Domu. Naszła mnie konstatacja, że trzy z dwudziestu siedzących przy stole osób było u nas na wsi.
Towarzysze Amerykańscy (jak ich nazywa generał Soczewica) dadzą nam bardzo dużo rakiet, którymi – jeżeli będziemy mieć taką ochotę – razić będziemy mogli cele oddalone od nas w bardzo zdecydowany sposób. I kredyt na śmigłowce Apache. Spełnia się scenariusz, o którym mówili Dębski z Andrzejczakiem. Amerykanie, którym brakuje środków, by w stu procentach chronić Europę, inwestują w kraj, który może jako pierwszy zacząć się tłuc z najeźdźcą. 
Później były wywiady. Widzieliśmy dwa. Głowa Państwa w formie. 
Swoją drogą, żyjemy w nowych czasach. Z Andrzejem Dudą rozmawia Polsat i TVN24, z Donaldem Tuskiem TVP Info. 
W sumie, śmieszą mnie ci wszyscy specjaliści, którzy twierdzili, że Biden zaprasza obu, by coś ważnego i strasznego im powiedzieć. W sumie nie powinno mnie to śmieszyć, bo to, że mamy takich specjalistów, to jest zła informacja. 


 

wtorek, 12 marca 2024

11 marca 2023


1. Dzień zacząłem od nieprzyjemnej rozmowy. I to jest zła informacja, gdyż lepiej dni zaczynać od rozmów przyjemnych. Tak to bywa, gdy się człowiek w złym momencie dodzwoni do gwiazdy. 

2. Generalnie niezbyt przyjemny dzień. Zimno i mżawka. I to jest zła informacja. Byłem w Mordorze. Poźniej w dwóch urzędach.W Mordorze widziałem grupę szczęśliwych ludzi. Szczęśliwych, bo wraca stare. I drugą grupę. Mniejszą. Nieszczęśliwych, bo wraca stare. W mordorowej Żabce nie było „Rzepy”. Trafiłem na nią dopiero w pierwszym z urzędów.
W piątek – jak już tu pisałem – w „Rzeczpospolitej” pojawił się ważny tekst o Pegasusie, o tym, że większość rzeczy, które o Pegasusie od zajmujących się nim polityków słyszymy, mówiąc delikatnia, nie polega na prawdzie. Usłyszałem wtedy, że w poniedziałek pojawi się jego druga część. Jeszcze mocniejsza niż pierwsza. Cóż, nie pojawiła się. Ale zamiast tego pojawił się list pani Brejzowej. Polemiczny wobec piątkowego tekstu. Można powiedzieć, że wrócił porządek, gdyż rozprawiający się z mitem Pegasusa tekst w „Rzeczpospolitej” był jednak jakąś aberracją. 
Ciekawe, czy powrót tego porządku poprzedzony był przez jakieś spotkanie koło śmietnika.

3. Kupiłem sobie rano bilet na samolot. Kiedy się postanowiłem odprawić, zauważyłem, że – nie wiedzieć czemu – kupiłem ten bilet na środę. Niewiele myśląc, napisałem z prośbą o pomoc do prezesa linii lotniczej, którego znałem chyba ze spopularyzowanej przez red. Jadczaka whatsappowej grupy „Greenberg”. Prezes nie odpisał. Zaczekałem chwilę. Dalej nie odpisał. Kupiłem więc drugi bilet. Z dobrą datą. Napisałem o tym rzeczonemu prezesowi, dodając, że to będzie mój wkład w rozwój naszego narodowego przewoźnika. Po chwili wrzucił kciuk w górę. To najwyraźniej bardzo dobry prezes. Dbający o interesy spółki. 
Na właściwy lot i tek się o mało nie spóźniłem. I to jest zła informacja. W Kancelarii nie pracuję już ponad trzy lata, a wciąż nie mogę zapamiętać, że nie powinienem się koncentrować na godzinie wylotu, tylko na godzinie boardingu. I pamiętać, że jeszcze jest kolejka do kontroli bezpieczeństwa. 
Z lotniska pojechałem do Zielonej po Lawinę, którą Misiek wrócił z doglądania Józki. 
Zielona by night ist gut. Po krakowskich doświadczeniach, puste ulice działają uspokajająco.