środa, 3 kwietnia 2024

2 kwietnia 2024

 


1. Przydacz u Mazurka uważał, że jeżeli chłopaki z Sol-Polu będą się dalej zachowywać, jak się zachowują, to nie powinno być dla nich miejsc na listach PiS. W każdym razie ja to usłyszałem. Mazurek chciał, żeby Przydacz powiedział to bardziej. Mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego.
Nigdy nie byłem specjalnym wielbicielem Ziobrystów. To eufemizm. Bo mówiąc wprost, zwykle mnie excusez le mot wkurwiali. Zachowywali się, jak by w układzie z PiS-em byli senior partnerem. A nie byli. Dziś, w opozycji, kiedy ich głosy nie są potrzebne do większości rządowej, są po prostu partią, której poparcie oscyluje wokół progu wyborczego. Z dwoma może liderami, którzy są w stanie zebrać jakieś głosy. I, gdyby wystartowali z własnej listy, mogłoby być różnie. 
Dodzwoniłem się do pana Adama, który od ośmiu już chyba miesięcy naprawia skrzynię z Suburbana. I to jest dobra informacja, bo zawsze się cieszę, kiedy mi się do niego udaje dodzwonić. Powiedział, że jedzie do szpitala, bo rękę przygniotła moja skrzynia i nie wie, czy sobie czegoś nie złamał. I że jutro ma ją montować. Złą informacją jest, że mu już nie wierzę.
Zadzwonił pan naprawiacz kosiarek. Powiedział, że silnik z tej nowej kosiarki pracuje jakby był fabrycznie nowy. I że jutro zajmie się przekładaniem skrzyni biegów. Jemu wciąż wierzę. 

2. W Strefie Gazy zginął Bogu ducha winny chłopak z Przemyśla. Rozmawiałem z Jarkiem Papisem. Nie będzie to wybitny wywiad, bo się generalnie zgadzam z Jarkiem, choć coraz trudniej trzymać stronę żydowskiego państwa, zwłaszcza, gdy jego rząd przysyła do nas ludzi typu ekscelencja Livne. IDF przyznaje się do błędu, prezydent Herzog dzwoni z przeprosinami do założyciela World Central Kitchen, a ambasador po raz drugi przeproszę za wyrażenie: napierdala, jak gdyby za zadanie miał sprowokować jak najwięcej antyżydowskich wpisów w polskich społecznościówkach. A może właśnie o to chodzi, żeby izraelski rząd zamiast tłumaczyć się przed swoimi wyborcami z błędów IDF (tak, wiem, jak wyglądał atak, uważam, że to była perfekcyjnie wykonana błędna decyzja), będzie mógł opowiadać o polskim antysemityzmie. Bo to jest zdecydowanie łatwiejsze. Złą informacją jest, że nasi rodacy ten łatwiejszy sposób będą jeszcze bardziej ułatwiać.

3. Zmieniła się pogoda. Niby świeciło słońce, ale wiał zimny wiatr. Poszliśmy z pieskiem na spacer. Było spoko, do momentu, kiedy zaczęło padać. Piesek wymógł na mnie szybki powrót do domu. Wróciliśmy akurat w momencie, kiedy przyjechał kolega Gmyz. Równo z nim, mimo deszczu, zaczęło świecić słońce. I wyszła całkiem porządna tęcza. Złą informacją jest, że to najprawdopodobniej ostatnia wizyta kolegi Gmyza, jako zmierzającego do Berlina (bądź Warszawy) korespondenta telewizji polskiej w Niemczech. 


wtorek, 2 kwietnia 2024

1 kwietnia 2024


1. Szwedzki bimber potwierdził swoją wybitność. Rano nie było po nim śladu. Istnieje oczywiście szansa, że jest to bimber bezalkoholowy, a wrażenie, że działa, to efekt placebo. Cóż, gdyby tak było, to by była zła informacja.

2. Pojechałem do Zielonej po Milenę. Prze Świebodzin. Okazało się jednak, że moja ulubiona stacja jest zamknięta. Na S3 ruch jak co dzień. 
Peron trzeci, na zielonogórskim dworcu, jest w miejscu zupełnie idiotycznym. Istnieje oczywiście szansa, że próba zmiany numeracji peronów mogłaby wywołać w Zielonej Górze protesty zbliżone do tych z 1960 roku, ale ja bym chyba zaryzykował.
Wracaliśmy przez Czerwieńsk i Brody. Czyli promem. Odra wysoka. Kiedy płynę promem, przypominają mi się głosy wybitnych specjalistów, gdy mówili, że Odra niw wróci do żywych przez dekady. Wróciła. Pierwsi wędkarze pojawili się miesiąc po tamtym zatruciu.
Skrót z Brodów do Przetocznicy jest w coraz gorszym stanie. I to jest zła informacja.

3. Prawe okno w lawinie się nie domyka, bo się rozplotła linka od zamykania okien. Wymiana dość prosta. Część tania. Złą informacją jest, że mi pewnie znowu dowalą cło.

Kiedy wracałem ze spaceru z psem zassał mnie sąsiad Tomek. Parafrazując Kochanowskiego: szedłem na spacer trzeźwy, wróciłem pijany. Cóż, Święta.







 

niedziela, 31 marca 2024

31 marca 2024


1. Dzień ratowania życia. Najpierw Józka wypuściła kosa z rynny. To już druga taka sytuacja. Mnie się to zdarzyło z dziesięć lat temu. Z tym, że wtedy wyczystki rynien przykręcone były zardzewiałymi śrubami.
Później ja wyciągnąłem mysz ze szponów Rudolfa. W znaczeniu: bawił się wciąż żywą myszą, więc go wziąłem za wszarz i zaniosłem do dom. I zamknąłem drzwi. Mysz powoli zniknęła w trawie. Pies nawet nie popatrzył w jej stronę. Złą informacją jest, że koty mordują tak wiele myszy, iż nawet nie chce mi się ich chować. 

2. Mój brat (młodszy), (jedyny) wysłał mi życzenia wykreowane przez Chat GPT. Odpowiedziałem mu życzeniami wykreowanymi przez Chat GPT. Wieczorem, Bożena by wykreować życzenia, które bardziej niż w tradycji biblijnej, zakorzenione by były w pogańskim kulcie wiosny. Chat GPT dał radę. Gdybym lubił składać życzenia, z użyciem Chat GPT wykreowałbym mnóstwo, spersonalizowanych wersji. 

Drodzy Czytelnicy,

W tę wyjątkową porę roku, gdy wiosenna ziemia budzi się do życia, a świat wypełnia się odrodzoną nadzieją, pragnę przesłać Wam życzenia, które pomostem łączą tradycję, wiarę i współczesną refleksję.

Dla wierzących, niech Wielkanoc będzie czasem zadumy nad słowami, które od wieków dają pocieszenie i siłę: "Nie bójcie się! Wiem, że szukacie Jezusa, który został ukrzyżowany. Nie ma Go tu. Zmartwychwstał, jak powiedział." (Mt 28,5-6). Niech te słowa przypominają o potędze wiary i miłości, która przemienia wszystko, prowadząc przez ciemności do światła.

Niech także inne słowa zapisane w Biblii będą dla Was źródłem inspiracji: "Miłość jest cierpliwa, miłość jest łaskawa. Nie zazdrości, nie przechwala się, nie unosi się pychą." (1 Kor 13,4). W tych dniach, kiedy świętujemy zwycięstwo życia nad śmiercią, niech miłość i życzliwość będą drogowskazami w naszych relacjach z innymi.

Dla tych, którzy szukają odpowiedzi w refleksji nad światem i jego złożonością, a może nawet w słowach Marksa: "Filozofowie różnie interpretowali świat, ale chodzi o to, by go zmieniać", niech ten czas będzie przypomnieniem o nieustannej potrzebie dążenia do zmiany na lepsze, zarówno w sobie, jak i wokół siebie.

Wszystkim Wam, niezależnie od tego, gdzie znajdujecie inspirację do refleksji i działania, życzę, aby te święta przyniosły głębokie momenty zadumy, radości z małych i dużych cudów codzienności oraz siły do realizacji osobistych aspiracji.

Niech będą to dni pełne harmonii, zrozumienia i pokojowego współistnienia różnorodności, które nas otacza. Niech dialog i otwartość na innych będą tym, co nas jednoczy, a wspólnie spędzony czas umacnia więzi, które są fundamentem naszej wspólnoty.

W tym szczególnym czasie, kiedy natura odnawia się w całej swej krasie, niech i Wasze życie wypełni się nowymi możliwościami, nadzieją i radością, która nie zna granic.

Z sercem pełnym nadziei i myślami skierowanymi ku przyszłości, przesyłam Wam najserdeczniejsze życzenia wielkanocne.

Chat odmówił uzupełnienia cytatem z Adolfa Hitlera i Józefa Stalina. I to jest zła informacja, bo sztuczna inteligencja nie powinna się przecież auto cenzurować. 

3. Byliśmy wieczorem u sąsiadów. Sąsiad Gienek przyniósł szwedzki bimber. I było to arcydzieło sztuki bimbrowniczej, gdyż nie miało ani bimbrowego zapachu, ani bimbrowego smaku. Nie mialo to też ani smaku, ani zapachu wódki. Szwedzi potrafią. Złą informacją jest, że są tak daleko i stałe dostawy tego arcydzieła nie są możliwe. 





 

30 marca 2024


1. Śni mi się poseł Przydacz. Na rowerze. W znaczeniu, że to on był na rowerze. Później dyrektor Dębski. W szpitalu, który mieścił się w siedzibie SWW przy Chałubińskiego. I nie chodzi o to, że w SWW działał szpital, tylko że był w tamtym miejscu zamiast SWW. Zdarzało mi się być w SWW, więc wiem, że szpital, który mi się śnił, wyglądał zupełnie inaczej. Za to dyrektor Dębski był jak prawdziwy. Sen był fabularnie bardzo skomplikowany, a przez to interesujący. Złą informacją jest, że nie pamiętam, o co chodziło. 

2.Mazurek ze Stanowskim pochylili się nad kandydatem Trzeciej Drogi Lewickim. Kandydatem, na którego plakaty ciągle wpadam. Pominęli fakt, iż na każdym plakacie, kandydat Lewicki występuje z pieskiem do adopcji. Złą informacją jest, że kandydat Lewicki jest tak niewiarygodny, że raczej nikt tych piesków adoptował nie będzie. 


3.Kontynuowałem walkę z robotami. Wciąż nieskutecznie. Jeden skręca w prawo, drugi nie widzi przewodu sygnałowego. A jeszcze trzy dni temu, ten który skręca w prawo wykosił wszystko, co miał wykosić.
Walczyłem później z reflektorami w Lawinie. Gdyż – z sygnałów, jakie czynią nadjeżdżający z przeciwka kierowcy, wynikać mogło, że ich oślepiam. Udało mi się w końcu znaleźć śrubę regulacyjną. Ale większym sukcesem jest, że udało mi się nią pokręcić.

Złą informacją jest, że nie widać bociana. Istnieje szansa, że się nie zagnieździł. 


 

sobota, 30 marca 2024

29 marca 2024

 


1. Zasadniczo, to dzień spełzł mi na niczym. W każdym razie niczym konkretnym. I to jest zła informacja. Dlatego będzie krótko. 

2. Przez większość dnia zajmowałem się dwiema kosiarkami. Takimi niezwykłymi, w znaczeniu, które same koszą. Kosiarki są nie pierwszej młodości, producentem ich jest izraelska firma: Friendly Robotics. Nie zdziwiłbym się, gdyby ta firma była zaangażowana w budowę automatów służących do ochrony muru. Tego, który – jak wiemy z „Generation Z” zbudowali by się nieskutecznie ochronić przed atakiem zombie. 
Sukcesem bezdyskusyjnym jest, że udało mi się z robotów-kosiarek zdjąć obudowy. Złą informacją jest, że nic z tego nie wynikło.

3. Byliśmy w mieście na zakupach. Nie było wcale tak strasznie, jak zakładałem. Precle w Netto jeszcze gorsze niż precle z Lidla.

Pan prezydent, w łaskawości swojej, odesłał ustawę o tabletce dzień po na powrót, do sejmu. Jest w tym głęboki sens, gdyż młodzieży przed osiemnastym rokiem życia nie pozwalamy nie dość, że się napić, to jeszcze napić energetyka.
Jeżeli niemiłosiernie panująca nam władza chce ułatwić dostęp do antykoncepcji awaryjnej, to zamiast, po korwinowsku, zdejmować wszelkie bariery, powinna się zająć uproszczeniem dostępu do pomocy ginekologicznej. Złą informacją jest, że ten rodzaj myślenia nie jest specjalnie popularny, 



piątek, 29 marca 2024

28 marca 2024


1. Po lotnisku w Babimoście chodził francuski żandarm. Nie miał kepi. Ogólnie nie wyglądał, jak archetyp francuskiego żandarma. No i jeszcze mówił po polsku. 
Pociąg z Balic do miasta miał coś z popsutej wieży Babel. Wieży Babel, bo w promieniu kilku metrów słyszałem niemiecki, francuski, hebrajski, ukraiński, polski i chyba hiszpański. Zepsutej, bo kiedy przychodziło co do czego, jakoś potrafiono się dogadać. 
Złą informacją jest, że nagle zauważyłem, iż konduktorzy są młodsi ode mnie, co kiedyś było nie do pomyślenia. Jestem dziadem. 

2. Namówiłem się Easy Riderem na rozmowę po wyborach. Pan doktor z niechęcią podchodzi do występów w mediach. I to jest zła informacja, bo działałby na te media odświeżająco.

W Krakowie kampania na całego. Z plakatów wynika, że z listy Trzeciej Drogi startuje do Sejmiku były wojewoda Pilch. Gość wrył się w moją pamięć w sposób nieodwracalny. W Oświęcimiu to zrobił. Konkretnie w hotelu, którego nazwy nie pamiętam. To była rocznica wyzwolenia Auschwitz. Przy której okazji PAD spotykał się tzw. Kolindą. Czyli prezydent Chorwacji.
W hotelu nie było pokoju, w którym by się mogli spotkać w sposób normalny. Wszystko działo się więc w sali zaprojektowanej by odprawiać w niej obrzędy weselne. W jednym rogu, przy okrągłym stole trwało spotkanie głów państw. Potem było parę metrów przerwy. I w reszcie sali kłębiły się obie delegacje. I wśród tych dwóch delegacji miotał się wojewoda Pilch. Czerwony na twarzy pokazywał na swoim telefonie fejkowe zdjęcie pani prezydent w czerwonym stroju kąpielowym. Pokazując drugą ręką (w pierwszej trzymał telefon) to na telefon, to w kierunku okrągłego stołu, przy którym trwało spotkanie. 
Nie wiem jak to się stało, że Pilch przestał być wojewodą. I chyba nie chcę wiedzieć. Jego następcą został Piotr Ćwik. Późniejszy mój kolega z Kancelarii. Teraz obaj się biją o miejsce w Sejmiku. Niech wygra lepszy. Następny wojewoda jest posłem. On z kolei chce zostać prezydentem Krakowa. W każdym razie startuje. Plotki głoszą, że ponoć idzie mu zadziwiająco dobrze. Albo chodzi o to, że kandydat Platformie nie do końca się udał. Obaj się biją o drugie miejsce i ponoć różnica jest o włos. 
À propos plotek. Usłyszałem przezabawną historię o tym, że pomysł małego reaktora na terenie huty imienia niegdyś Lenina urodził się w głowie wymienionego wyżej wojewody Pilcha. Jak już zdecydowanie nie był wojewodą, tylko pracował w energetyce. I jak usłyszał o SMR-ach, to postanowił, że by chciał przy takim pracować. No i zaczął opowiadać, że taki stanie w hucie. Media podchwyciły. I kiedy Mittal (właściciel huty) stwierdził, że nic o tym nie wie, zaczęto pisać o porażce Orlenu. Historia zbyt świetna, by móc był prawdziwa.

W Krakowie kampania na całego. Grzegorz Lipiec na rondzie Mogilskim rozdawał żurek. Porozmawiałem z nim chwilę. I w tym czasie przyszedł jakiś inny kandydat i też się zaczął rozstawiać z żurkiem. Z tego, co zauważyłem ż żurku największy pożytek mieli okoliczni menele. Ale może to i dobrze.

3. Na Okęciu wpadłem na generała Różańskiego. Bardzo w sumie ciekawa rozmowa. 

No i przez cały dzień odsłuchiwałem rozmowy Mazurka z księdzem profesorem Franciszkiem Longchamps de Bérier. Jakież to było przyjemne. Stanowskiemu najbardziej jestem wdzięczny za to, że stworzył miejsce, gdzie Mazurek może przeprowadzać takie dwugodzinne rozmowy. Ponaddwugodzinne. 

Wróciłem do domu. Zaczęliśmy oglądać „Problem Trzech Ciał”. Złą informacją jest, że rodzinnie nie udało się ustalić, czy to dobre jest, czy złe.



 

czwartek, 28 marca 2024

27 marca 2024



1. Adwokat posła Romanowskiego potwierdził u Mazurka, że z domu państwa Ziobrów wśród wielu innych rzeczy, zabrano dokument: strategia komunikacyjna Zjednoczonej Prawicy. Właściwie można by oczekiwać, że rodzina państwa Brejzów wyrazi teraz solidarność z rodziną państwa Ziobrów. Mamy kampanię wyborczą, Zbigniew Ziobro to prominentny poseł opozycji. Głos zabrać powinni wszyscy głośni w sprawie Pegasusa. Inwigilacja opozycjonistów z jego użyciem wymagała zgody sądu. Przeszukanie domów opozycjonistów odbyło się polecenie prokuratury, którą kieruje minister rządu. 
Powinni głos zabrać. Nie zabiorą. To, że mnie to nie dziwi, to jest zła informacja. 

2. Przez cały dzień zajmowałem się twórczością publicystyczną. Z miernym skutkiem. Sprzątaniem. Z miernym skutkiem. I pracami ogrodowymi. To akurat ze skutkiem średnim. To wszystko zajęło mi jakieś szesnaście godzin. A powinno w porywach ze cztery. Starość nie radość. I to jest zła informacja. 

3. Również zła informacją jest, że dziś nie przyszła żadna z oczekiwanych przeze mnie przesyłek. A wydawać by się mogło, że Wielkanoc to nie jest czas, kiedy firmy kurierskie nie dają rady.

A, przyleciał do naszej wsi bocian. (Widziałem jak leciał). Wylądował na gnieździe, które od dobrych paru lat stało puste. Miejmy nadzieje, że się zagnieździ. Bo lepiej mieć bociana, niż go nie mieć. 



środa, 27 marca 2024

26 marca 2024


 

1. Położyłem się po czwartej, obudziło mnie chwilę po ósmej. I to jest zła informacja. Pożytek był taki, że posłuchałem Jacka Siewierę u Mazurka. I muszę przyznać, że nieźle się ubawiłem, kiedy Jacek, korzystając z prawa świeżaka zapytał Roberta czy przez ostatnie trzydzieści lat zajmował się kwestią zabezpieczenia Polski w amunicję. I w sumie, też niezła był końcówka, a konkretnie stwierdzenie Jacka, że nie wie, kto dziś z kim gra. 

2. Przez większość dnia zajmowałem się pracami ogrodowymi. A precyzyjniej: doglądaniem maszyn wykonujących prace ogrodowe. Złą informacją jest, że nie wszystkie ogrodowe czynności zostały zautomatyzowane. Człowiek miałby wtedy więcej czasu na przykład na spędzanie czasu w siłowni. 
Piesek na spacerze postanowił, że pójdziemy przez las zupełnie inną trasą. Był tak zdeterminowany, że trudno temu było przeciwdziałać. Przy okazji zauważyłem jak bardzo się las zmienił. Od czasu, kiedy nastała uśmiechnięta Polska zdecydowanie więcej się wycina. Stwierdzam fakt, a nie oceniam. Dawno temu dotarło do mnie, że las to właściwie zwykłe pole uprawne. Tyle, że żniwa są raz na kilkadziesiąt lat. No i właśnie w okolicy, czas na żniwa przyszedł właśnie teraz.

3. W międzyczasie obejrzałem „Erynie”. Jeżeli człowiek przemęczy pierwsze odcinki, to się nawet jakoś oglądają. Swoją drogą prawie zapomniałem, że pracowałem jako operator pierwszego filmu, za jaki Borys Lankosz dostał nagrodę. Film trwał jakieś pięć minut. Kamer VHS-C, bez możliwości ręcznego ustawiania ostrości. Dało się tylko ostrość zablokować, więc wszystko było niezłym wyzwaniem. Borys nagrodę za ten film dostał na jakimś amatorskim konkursie w Katowicach. Z ćwierć wieku go nie widziałem. Borysa. Filmu dłużej. Ciekawe, czy jeszcze istnieje. Film. Bo Borys – sądząc po Facebooku – tak. 
Częściowo z sąsiadem Tomkiem, częściowo bez sąsiada Tomka obejrzałem słynny mecz. Karnych właściwie nie oglądałem, gdyż zasnąłem. Obudziłem się, a w telewizorze jakaś inna nasza reprezentacja grała z Bułgarią. 
Z tego wszystkiego znowu jest trzecia w nocy. I to jest zła informacja.

wtorek, 26 marca 2024

25 marca 2024


1. Zanim się obudziłem, zacząłem czytać Onet-owy tekst o RMF-ie. Kiedy już zbliżałem się do końca, nagle się strona przeładowała i się okazało, że tekst jest płatny. Znaczy, muszę zapłacić jakieś dziesięć złotych, żeby te parę zdań do końca przeczytać. Trzy czwarte tekstu mnie do tego nie przekonały.

Jestem dziadersem. Pracowałem w mediach w latach dziewięćdziesiątych, więc moja poprzeczka mobbingu ustawiona jest naprawdę wysoko. Jakoś się wszyscy pogodzili z faktem, że lekarzy nie obowiązuje prawo pracy. Tych na kontraktach. Niektórzy pracują często po 120 godzin tygodniowo i sobie to chwałą. Dobrych mediów nie da się robić od ósmej do szesnastej. A RMF to jest dobre radio. Informacyjnie – najlepsze w Polsce. A nie ma nic za darmo. 

Swoją drogą wygląda na to, że i prezes Sołtys i Marek Balawajder to wzorowi uczniowie Edwarda Miszczaka. W 1993 roku, jako fotoreporter „Gazety Krakowskiej” asystowałem śp. koleżance Szulc i chyba Kaśce Terakowskiej (albo Baśce Pajchert) na Kopcu, w przygotowywaniu reportażu o RMF-ie. Pan Edek mówił wtedy, że kiedy wchodzi do redakcji i czuje zapach kawy, to wie, że to słaba redakcja, bo dziennikarze mają czas na picie kawy. Z dużą satysfakcją to mówił. Generalnie robił wrażenie sadysty. A na Kopiec stała kolejka chętnych, mimo iż przez pierwsze miesiące praktykowano tam za darmo. Najlepszym, po jakimś czasie, płacono w nocy za taksówkę do domu. 
Nie pamiętam, po jakim czasie zaczynało się zarabiać. Po trzech miesiącach? Po pół roku? Może nawet trwało to dłużej. Ale to naprawdę było świetne radio. I strasznie dużo ludzi marzyło o tym, żeby tam pracować. I ci najlepsi, którzy tę szkołę przeszli, są dziś jednymi z najważniejszych dziennikarzy w Polsce. 
Z dziesięć lat później, w Warszawie, u Springera (obecnego właściciela Onetu), w pewnym projekcie, redaktor naczelny, jęczącemu po kolejnym nastogodzinnym dniu pracy zespołowi, zacytował któregoś z amerykańskich prezydentów: jeżeli komuś jest w kuchni za gorąco, to może zawsze z tej kuchni wyjść. I był w tym głęboki sens. 

Kolejną dekadę później, w miesięczniku lajfstajlowym, mój starszy kolega miał zarządzać internetem. Miał do pomocy praktykanta. Sympatycznego, choć niezbyt ogarniętego. Pewnego dnia z rzeczonym kolegą się rozstano. Usłyszał, że firma nie może tolerować homofobicznych zachowań. Jak się później okazało, homofobiczne zachowania polegały na wzywaniu praktykanta do tego, by jednak coś robił. Praktykant nie czuł się z tym komfortowo. No i wyciągnął wniosek, że wcale nie chodzi o jego pracę, tylko o to, że jest gejem. 

Wygląda na to, że by robić dobre media potrzeba wariatów. I to jest zła informacja. 


2. A tak w ogóle, to nie trzeba być jakimś wielkim szurem, żeby po ataku „Wyborczej” na Stanowskiego nie zastanawiać się, czy pojawienie się tego tekstu w takim od odejścia Balawajdera czasie, nie jest aby atakiem w coraz mocniej działającego w internecie konkurenta. 

Jaki u Mazurka. I to jest zła informacja, bo nie lubię Jakiego.

Spędziłem godzinę z kawałkiem w gminie. U pana wójta. Polityka samorządowa to jest coś fascynującego. A historia naszej (choć nie naszej) oczyszczalni ścieków nadaje się do prasy. 

3. Byłem w mieście. W dwóch sklepach i u diagnosty, by sprawdzić, co mi się jeszcze w zawieszeniu tłucze. Tłucze się to, co zwykle. Czyli gumy stabilizatora. Złą informacją jest, że wymieniam je co pół roku. Tym razem zamówiłem w Stanach jakieś lepsze. Mają przyjść za tydzień. Przy moim pechu, pewnie mi dowalą cło. 

poniedziałek, 25 marca 2024

24 marca 2024


1. Wracając do wczorajszej, warszawskiej debaty Kanału Zero, najlepsze w niej było to, że nie przypominała telewizyjnych wyborczych debat. Uczestnicy rozmawiali jak ludzie. Jeszcze parę takich debat i może by powstał jakiś ponad podziałami plan rozwoju Stolicy. 
Swoją drogą chętnie bym zobaczył podobną debatę startujących w Krakowie. Choć pewnie by taka nie była, co jest złą informacją. 

2. Śnił mi się mój kolega Kapla. Sen dział się w nieco innym Krakowie. Spotykałem się z nim, żeby mu zaserwować niezły pomysł na sensacyjną książkę. Złą informacja jest, że nie do końca pamiętam jaki ten pomysł był. Bardzo był dopracowany. Chodziło o plan depopulacji miasta. Wprowadzony w życie przez odchodzącego prezydenta miasta. I że stojący za tym odchodzącym prezydentem mieli grupę kandydatów, z których zwycięski miał ten plan kontynuować. Problem polegał na tym, że było to tak niedorzeczne, że nikt nie chciał w to wierzyć, a działo się to naprawdę. Nie opowiedziałem tego koledze Kapli, bo był jakiś problem z parkowaniem. Miałem jakieś rozwiązanie. No i nie pamiętam.

Z tego wszystkiego, w ramach nowej tradycji oglądania filmów, które już widziałem, obejrzałem „Incepcję”. No i nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. 

3. W międzyczasie obejrzałem „Trzecie śniadanie”. Bardzo muszę przyznać dobre. Za to z właściwie milczącą Agatą Szcześniak. To w sumie zabawne, jak platformerscy symetryści nie mogą się odnaleźć w otoczeniu symetrystów pisowskich. Poradził sobie kolega Wybranowski, choć jego uwielbienie dla Marka Magierowskiego jest z mojej perspektywy nieco przesadzone. Ostrzę sobie teraz zęby na kolegę Muchę.

Obejrzałem też Ziemkiewicza. Ubawiłem się, gdy opowiadał, że przestał być zapraszany do Pałacu po swoich problemach z wjazdem do Wielkiej Brytanii. Otóż tak nie było. Chodziło o to, że przeginał w kwestii judeosceptycyzmu. Tłumaczył dziś, że antysemitę zrobiły z niego lewaczki z Wyborczej. Jain – jakby powiedział kolega Gmyz. Problem polegał na tym, że jego wyrafinowane konstrukcje logiczne, jako antysemityzm rozpoznawane były nie tylko przez rzeczone lewaczki, ale też przez czerń internetową. Czerń się jarała. Ziemkiewicz robił zasięgi, nie za bardzo się przejmując, kto i co z jego słów rozumie. Ważne, żeby się klikało. 

Złą informacją jest, że dziś padał śnieg. Niby przez chwilę. Ale jednak. 






 

niedziela, 24 marca 2024

23 marca 2024


1. Nie mogłem wstać, ale to jakoś zrozumiałe, gdyż położyłem się koło czwartej. I to jest zła informacja. Wstać nie chciały też zwierzęta. Do wczesnego popołudnia. Plan miałem taki, żeby zrobić coś koło domu, ale od rana lało. Nie ma przypadków. Są znaki. 
Przestało lać po południu. Na moment nawet wyszło słońce. Na moment na tyle długi, że mogłem porąbać trochę drewna. I przespacerować się z pieskiem. Piesek wpierw bardzo był z pomysłu spaceru zadowolony, jednak gdy wyszliśmy ze wsi, zmienił zdanie. Dobry kwadrans zajęło mi przekonywanie go, żebyśmy jednak poszli do lasu. Byłem przekonujący. 

2. Obejrzałem „Furię”. Drugi raz w życiu. Film jednak nie pasuje do nowych czasów. Dziś nikt by nie zrobił filmu, w którym by próbował tak trywializować przemoc seksualną amerykańskich żołnierzy wobec niemieckich kobiet. Scena walki z Tygrysem bardzo dobra. Nie pamiętam, w jakim innym wojennym filmie zagrał prawdziwy Tygrys.
Nie rozumiem jednej rzeczy. I to jest zła informacja. Twórcy tak pilnowali detali, a scena śmierci największego gbura z załogi jest zupełnie nieprawdopodobne. Znaczy, nie tyle jego śmierć, co to, że reszty załogi w cudowny sposób, to przebicie pancerza przez kumulacyjny ładunek z Panzerfausta, nie tyka. 

3. Wieczorem pojechałem na zakupy. Po wino do Biedronki i buraki do Lidla. Pod Lidlem zaczepił mnie pan z pieskiem. Piesek miał na jednej z łap skarpetkę. A na głowie czapkę z napisem Stihl. Pana interesowało, po co mi Lawina. Pytał chyba z pozycji lewicowych, ale nie był specjalnie zdeterminowany. 
Równolegle słuchałem warszawskiej debaty na Kanale Zero. Słuchałem z przerwami. Jak ktoś zauważył na Twitterze – dupiarz zamienił się w dykciarza. Magda Biejat zakąsza ogórkiem, gdybym głosował w Warszawie, miałaby mój głos. 
Najsłabsze w całej debacie było to, jak Stanowski ją przerwał, żeby zrobić miejsce na dość żenujący program „Zero presji”. Przez chwilę oglądałem. Mam wrażenie, że dobrze bawili się tylko tego czegoś uczestnicy. 


 

sobota, 23 marca 2024

22 marca 2024


1. Powinienem napisać coś o składce zdrowotnej. Złą informacją jest, że nie mam już dziś na to siły. I może zrobię to jutro.


Wirtualne Media opisały konferencję zarządu Agory, podczas której padły pytania o wojnę, jaką „Wyborcza” wypowiedziała Stanowskiemu. 
Wiem, że pan Stanowski postrzega swoją działalność jako przewrót kopernikański w świecie globalnych mediów, ale wydaje mi się, że jakoś przetrwamy ten wstrząs – mówił członek zarządu Agory Wojciech Bartkowiak. Zarząd pytany był o reakcję Krzysztofa Stanowskiego na teksty «Gazety Wyborczej» na jego temat. Czy to gwóźdź do trumny tytułu? –Wyniki segmentów pokazują, że nie kładziemy się do trumny. Wręcz odwrotnie, raczej jesteśmy niebezpiecznym zombie, wstajemy i wychodzimy na światło dzienne – dodał Bartkowiak.”
Gdyby do tego cytatu zastosować metodę autorów tekstów o Stanowskim, po skrótach powyższy tekst mógłby brzmieć:
Członek zarządu „Wyborczej” nazwał swoją gazetę niebezpiecznym zombie


2. Byłem w Świebodzinie, Zielonej Górze i Sulechowie. W Świebodzinie, u pana masażysty, który podłączał mi nogę do jakiegoś prądu. Czy skutecznie, dowiem się jutro. W Zielonej byłem w Makro. Wędzona polędwica z tuńczyka jest w promocji. W Sulechowie byłem z hurtowni elektrycznej, by zapytać o agregat. Usłyszałem, że połączenie go z fotowoltaiką wcale będzie takie proste. W Lidlu sprzedają foliowe niby szklarnie po dwie stówki. Za Sulechowem po podmokłym polu przechadzał się bocian. Być może ten sam, którego poprzednio spotkaliśmy koło Skąpego. 
Flagi przed urzędem gminy wiszą jak powinny, w dobrej kolejności. 
Po powrocie do domu rozsiałem kupioną w Lidlu trawę. Złą informacją jest, że zaczęło lać i jej nie zagrabiłem. 

3. Amazon, zabierając pieniądz za abonament Prime, przypomniał i, że mam ten abonament. Odpaliłem jakiś dziwny film, o bazie rakiet strategicznych. Właściwie bardziej teatr telewizji niż film. Oglądałem jednym okiem. I w pewnym momencie oko to spoczęło na tłumaczących dialogi napisach. Amerykański pułkownik pokrzykiwał wtedy „This is not a drill. I repeat, this is not a drill.” Napisy tłumaczyły: „To nie jest wiertło, powtarzam, to nie jest wiertło.” Płacę za to prawie pięćdziesiąt złotych. I to jest zła informacja. 


 

piątek, 22 marca 2024

21 marca 2024


1. U Mazurka minister nauki i innych rzeczy. Człowiek nazywa się jak ktoś inny, tylko nie pamiętam kto. Ważne, że z tym kimś go mylę. A rzeczony minister jest całkowicie pozbawiony kompleksów. Co nie w każdym przypadku jest dobrą informacją. 

2. Wojciech Mann u Stanowskiego. Odsłuchałem. Dotarło do mnie, że tak właściwie za Mannem nie przepadam. Złą informacją jest, że nie za bardzo wiem dlaczego, bo przecież „Wicedyrektor Departamentu” wciąż jest aktualny.

3. Wieczorem poszedłem do sąsiadów. Obejrzałem drugą połowę, drugiej połowy meczu. Złą informacją jest, że się nie da doprowadzić do tego, byśmy wszystkie mecze grali z Finlandią. 
Zagrał piłkarz Puchacz z sąsiedniej wsi. Jego babcia uczyła w zlikwidowanej czas temu jakiś szkole. 



czwartek, 21 marca 2024

20 marca 2024


1. Piesek nawet wrócił do domu, więc się mogłem położyć spać jeszcze przed świtem. Złą informacją jest, że nie mogłem spać do południa. Ucieczkę z objęć Morfeusza umilał mi audiobook. „Dług Honorowy” Tom Clancy'ego. To ta prorocza książka, z 1994 roku, w której odbywa się zamach z użyciem Boeinga 747. Tyle że mądrzej wymyślony, niż te siedem lat później, gdyż samolot uderza w Kapitol podczas posiedzenia obu izb, z udziałem prezydenta, gabinetu, sędziów Sądu Najwyższego. Istnieje oczywiście szansa, że autorzy koncepcji ataku na WTC, przeczytali następne książki z serii, z których wynika, że wymiana elity politycznej USA, zdecydowanie wzmocniło to państwo, więc na wszelki wypadek wybrali przemoc bardziej symboliczną. 
W książce jest jeszcze jeden zrealizowany później scenariusz. Zielone ludziki i referendum w sprawie zmiany państwowości. Tyle, że za Krym robi archipelag Marianów. No i w książce Rosja jest OK, zresztą w większości książek autora Rosja jest OK. W przeciwieństwie do, w tym przypadku, Japonii.
Muszę przyznać, że uwielbiam książki Clancy'ego. Prostolinijny Jack Ryan, o twarzy Harrisona Forda, wzrusza mnie do łez. Podobnie opisy amerykańskiej polityki. I polityki międzynarodowej. Im więcej człowiek na własne oczy widział, tym bardziej by chciał, żeby świat wyglądał jak w książkach Clancy'ego. Swoją drogą, do końca życia będę pamiętał niesmak, który zobaczyłem w oczach małżeństwa pracowników Departamentu Stanu, zaprzysiężonych demokratów, kiedy się przyznałem do znajomości dzieł tego autora. 

2. Odsłuchując debatę o aborcji w kanale Zero, wykonałem serię prac przydomowych. Kultywowałem kultywatorem fragment parkowego trawnika, porżnąłem i porąbałem pewną ilość drewna. Od debaty odpadłem w połowie. Być może było coś interesującego później. Ciekawe, czy niechęć diw lewicy do referendum bierze się stąd, iż jakoś dociera do nich, że każdy ich występ, każde propagowanie idei „pro choice” tak naprawdę odrzuca centrystów. Człowiek, który by nawet się zgodził, że ostateczny wybór powinna mieć kobieta, słysząc jak kobieta mówi, że płód to zasadniczo pasożyt, dochodzi do wniosku, że może jeszcze nie pora na to, żeby coś zmieniać, że może lepiej zostawić, jak jest. 
To coś, co się chyba nazywa koziołek do cięcia drewna, sprawdza się świetnie. Złą informacją jest, że producent przyoszczędził i blaszka, z której to coś jest zrobione, się odkształca. Na razie da się odginać, ale istnieje spora szansa, że kiedyś przestanie i się urwie. 

3. Spacerowaliśmy z pieskiem. Poszło nam całkiem szybko. Choć piesek bardzo chciał – któryś raz z kolei chciał – spenetrować pewien młodnik. Może kiedyś go ze sznurka spuszczę i zobaczymy, co z tego młodnika wygna. Ale jeszcze na to nie pora. Wcześniej, na kupie ziemi, którą wysypali budujący chodnik panowie, zauważyłem butelkę (tę małą, co to ma swoją nazwę, której nie pamiętam, gdyż preferuję objętość 0,7) po wódce polskiej. Czarnobiałe, odpowiednio ziarniste zdjęcie miałoby szansę na nagrodę „Press”. 

Byłem w świetlicy wiejskiej, na spotkaniu przedwyborczym z wójtem. I dwiema kandydatkami. Do rady gminy i rady powiatu. Ludzi było więcej niż na wyborach sołtysa. Stoły były ustawione w U. Po prawej stronie siedziały panie, po lewej panowie. 
Po przemówieniach była dyskusja. Od dziur w drodze, po geopolitykę. Raz nawet padło nazwisko Andrzejczak. Swoją drogą muszę gdzieś znaleźć NATO-wski dokument, który stwierdzał, że jestem członkiem. Z generalskim własnoręcznym dopiskiem potwierdzającym, że tym członkiem na pewno jestem. 
Wójt nie ma kontrkandydata, ale tak jak dwie panie, startują z list Samorządowców. Firmowanych przez starostę. Starosty Szumskiego jestem wielbicielem. Ma wielki polityczny talent do pozyskiwania funduszy. Widziałem go parę razy w akcji. Widziałem, jak wykorzystuje możliwości. No i widzę, jak i w jakim tempie się zmienia powiat. W swoim dobrze pojętym interesie, będę głosował na jego ludzi. Złą informacją jest, że w związku z brakiem kontrkandydatów nie będę mógł zagłosować na wójta. Inaczej mógłbym go zaszantażować, że nim flagi przed urzędem gminy nie zawisną w ustawowej kolejności nie ma szans na mój głos. 

Józka na Szaserów. Po operacji. Lekko ponoć nie było. Cztery i pół godziny. Ważne, że z sukcesem.