wtorek, 18 czerwca 2024

16–17 czerwca 2024


 

1. Odsłuchałem „Trzecie Śniadanie”. Fascynująca jest łatwość rzucania sądów przez księdza Sowę. Zwłaszcza nieprawdziwych. W kwestii ósmego przykazania ksiądz Sowa jest recydywistą. Ciekawe, co na to jego spowiednik.
Reszty niedzieli nie chce mi się opisywać. I to jest zła informacja.

2. Na stronie „Polityki” pojawiła się sylwetka odchodzącej szefowej Kancelarii. Tekst właściwie sygnalizujący tylko problem. Pojawiam się tam jako ofiara rzeczonej szefowej. Z dzisiejszej perspektywy nie jestem przekonany, jakoby stała za moim odejściem. To, że była przekonana, iż wynoszę informacje do mediów, to akurat prawda. Była przekonana, mimo że niektóre z tych wycieków waliły we mnie bezpośrednio.
Po latach dowiedziałem się, którędy te informacje wypływały. Otóż puszczał je Błażej Spychalski, nawet – jak mi opowiedziała jedna z dziennikarek – komentując, że i tak to pójdzie na moje konto. Błażej był wtedy wiernym żołnierzem Marcina Mastalerka. Trudno mi wierzyć, że robił to bez konsultacji z patronem.
Była grupa dziennikarzy, których karmiono informacjami. Spora część tych informacji była z dupy wzięta. Ale i tak się ukazywały, bo czemu miałyby się nie ukazać.
Parę nazwisk autorów pamiętam, z pewnym rozbawieniem patrzę na to, co dziś na temat Pałacu publikują. Niskobudżetowe „House of Cards”.
A odchodząca szefowa to naprawdę nieciekawa postać. Deficyty profesjonalizmu połączone z bezinteresowną złośliwością. Ci, którzy zostali w Kancelarii, się cieszą. Szkoda tych, którzy nie doczekali zmiany.

3. Poniedziałek. Byłem w Zielonej, oddać komputer i telefon. Będę musiał pojechać jeszcze raz, bo zapomniałem ładowarki do telefonu.
Zielona to ładne musiało być miasto, za każdym razem się w ty utwierdzam.
Byłem u pana mechanika. Tym razem pozamykał wszystkie wejścia na plac. Pod furtką spotkałem człowieka, który jest w podobnej jak ja sytuacji. Od września, więc krócej niż ja. Na moje oko Suburban stoi, jak stał. Pan mechanik twierdzi w SMS-ie, że w sobotę nawet odbył jazdę próbną. Mam więc dylemat: czy lepiej wierzyć w to, co pisze, czy w to, co widzę.
Nie wiem. I to jest zła informacja.


niedziela, 16 czerwca 2024

15 czerwca 2024


 

1. Nawet niezły odcinek Mazurka ze Stanowskim. Choć to bardziej chyba niż tych dwóch, zasługa świata. Prezydent Krakowa wystąpił w filmie, na którym kopie piłkę i wybija okna w magistracie, film miał zapraszać do strefy kibica. I ocieplać wizerunek. Samozadowolenie twórców musi być wprost przeciwne do wkurwu mieszkańców, którzy liczą na to, że coś się w Krakowie, po zakończeniu ery profesora Majchrowskiego, zmieni. 

Ocieplanie wizerunku, to jedna z niewielu rzeczy, które zostały po prezydenturze Obamy (obok szkód w amerykańskiej polityce zagranicznej). Ocieplanie działało ponad dekadę temu. Ale od dawna przestało, bo do ludzi dotarło, że bardziej wolą być rządzeni przez skutecznych, niż przez fajnych. Zresztą robienie z siebie pajaca przed kamerą, coraz rzadziej powoduje, że się jest fajnym. Częściej jest się pajacem.
To, że w Polsce wciąż są ludzie, którzy do takich akcji namawiają, to zła informacja. To, że w Polsce są politycy, którzy się dają na to namówić – jeszcze gorsza. 

2. Pojechałem do Niemiec. W Słubicach, przed granicą korek. Jeszcze w tak długim nie stałem. Niemieccy oprawcy stoją na drodze biednych uchodźców, którzy szukają spokojnego, szczęśliwego miejsca na świecie. Nie widziałem ani Mai Ostaszewskiej, ani profesora Matczaka. 
Swoją drogą, o ile lepszy byłby film Agnieszki Holland, gdyby na koniec, gdy biedna syryjska rodzina trafiłaby do Niemiec, po trzech dniach zapukałaby do nich policja, zapakowała do radiowozu i wywiozła do tej strasznej Polski. 
A, Niemcy komunikują, że przede wszystkim chronią granicę przed napływem Ukraińców.

 
Strasznie dziurawe ulice w tym Berlinie. Nie tak jak w Łodzi, ale dziurawe. Niemcy się sypią. I to jest zła informacja. Jak się poprzednio sypały, efekty tego wszystkim bokiem wyszły.

3. Po drodze, właściwie przypadkiem (w znaczeniu – nie był to mój wybór, a algorytm mi to puścił), posłuchałem jakiegoś posiedzenia komisji pegazusowej. Jeżeli posłowie to emanacja społeczeństwa, to jesteśmy zgubieni. 

sobota, 15 czerwca 2024

14 czerwca 2024


 1. Wybieranie noclegu w budynku przy ulicy, którą jeździ tramwaj nie jest specjalnie mądrym pomysłem. Zwłaszcza, gdy się człowiek odzwyczaił od miasta. Wyspałem się więc średnio. 

Później przyjechał pomnie ojciec. Pojechaliśmy najpierw do jego siostry, później do jego brata. Zobaczyłem w końcu czytelnika „Dziennika Polskiego”. Stryj mój całe życie wyglądał jak Gorbaczow. Naprawdę. Bywało tak, idę sobie spokojnie ulicą, a tu z przeciwka zbliża się Michaił Gorbaczow. Skąd w Krakowie Gorbaczow – się pytam. Myślę. Myślę. – A, dzień dobry wujku –dociera do mnie w ostatniej chwili. Dawno stryja nie widziałem. Nie wygląda już jak Gorbaczow. Teraz wygląda jak Mussolini, więc jak w okolicach ronda Mogilskiego, spotkacie kogoś, kto wygląda jak Mussolini, to pewnie będzie mój stryj, bo raczej nie będzie to Mussolini. 
Rodzinne spotkania ze starszym pokoleniem są w porządku. Szkoda w sumie, że dzieją się tak rzadko. 

2. Na lotnisko wiezionym był teslą. Tą taką większą. To był mój pierwszy osobisty kontakt z dziełem właściciela Twittera. Że tak powiem, dupy nie urywa. Swoją drogą, wcześniej jeździłem z ojcem po mieście. Kraków duży nie jest, właściwie wszędzie jest blisko. Ale jakby daleko, bo się bardziej stoi, niż jedzie. Przynajmniej w porównaniu z Warszawą. 
Balice są klaustrofobiczne. Zawsze to piszę. Podobnie klaustrofobiczne będzie pewnie rozbudowane Okęcie. Wystartowaliśmy z opóźnieniem, bo zginął pasażer i trzeba było znaleźć walizkę, by nie poleciała bez niego. 
Z opóźnieniem wystartował też samolot do Zielonej. Z lotniska ruszyłem chwilę po dziesiątej. W ten sposób nie zdążyłem zrobić zakupów, a takie miałem plany. 

3. W międzyczasie obejrzałem poranny wywiad Rachonia. Ciekawe to było doświadczenie. Jeszcze ciekawsze, co gość wykręci w przyszłym tygodniu. Żeby to nie było przerażające, to by było właściwie śmieszne. 

HBO Max zmieniło się w Max. Kliknąłem w randomowy odcinek „Euforii”. Ależ to jest serial. Żeby mnie nie zassało, przeszedłem na „Sopranos”, których wcześniej właściwie nie oglądałem. Mam mieszane uczucia, choć bohater jeździ Suburbanem, 

piątek, 14 czerwca 2024

13 czerwca 2024


1. No więc poleciałem do Krakowa. Lecąc pisałem pożegnalny felieton do gazet Polska Press. W Krakowie, na lotnisku, siadłem na chwilę w barze. Chwilę później przyszła grupa wczorajszych Brytoli. Przyszli i zaczęli na siebie ryczeć. Ktoś, mam wrażenie, że człowiek Gillert, w Pekinie, w 2015 roku, tłumaczył, że Azjaci krzyczą na siebie, bo jest ich dużo i nie ma innego sposobu, by na siebie zwrócić uwagę. Brytoli tak dużo nie jest. A krzyczą. I krzyczeć będą, bo Krakowianie podjęli taką, a nie inną decyzję w wyborach samorządowych. I to jest zła informacja. Niech przeklęta będzie mademoiselle Wasserman.

2. Zmiany w Pałacu. 如果你在河边坐的时间足够长,你的敌人的尸体就会顺流而下。– nie jest powiedziane, że powiedział to Sun Tzu, ale i tak oddaje sens sytuacji. Szkoda tylko, że nad tą rzeką trzeba było siedzieć tak długo.
Wieczór spędziłem u EasyRidera. Rozmowa z nim bez zapisywania i zrobienia z tego wywiadu, to marnotrastwo. Cóż, najwyraźniej czas mamy marnotrawienia. I to jest zła informacja.
Jakoś dotknęła mnie konstatacja rzeczonego doktora, że to, iż tak przeżywam idiotyczne zachowania prominentnych funkcjonariuszy Pałacu jest zupełnie pozbawione sensu, bo nikogo normalnego to nie interesuje i, w związku z tym, nie ma to żadnego wpływu na rzeczywistość.

3. Wieczorem przeszedłem przez miasto. Wypiłem piwo w Dekafencji, jedynym pomostem z Krakowem sprzed 25 lat. Później wszedłem do Klubu Kulturalnego, który ćwierć wieku temu był kulturalnym klubem, gdzie spotkać było można miejscową elitę, a teraz jest to bar z karaoke dla turystów. Mam nadzieję, że Komisja Europejska wdroży dyrektywę cywilizującą kwestie wynajmu krótkoterminowego. Przestanie się on opłacać. Do miasta wrócą normalni ludzie, a za nimi normalne knajpy, normalne sklepy i normalne życie. Gdyby Krakowianie inaczej zagłosowali w wyborach samorządowych, może by to było szybciej. Nie zagłosowali. I to jest zła informacja. 
Niech przeklęta będzie mademoiselle Wasserman. 



 

czwartek, 13 czerwca 2024

12 czerwca 2024


 

1. Rano objawił się drugi, po Marcinie Mastalerku kandydat na Prezydenta Polski, to mjr Jacek Siewiera. Mam nadzieję, że Pałac zorganizuje prawybory. Pytanie: jaka forma by była najlepsza. 
Słyszałem pewne pomysły, ale nie będę ich tu powtarzał. 
Właściwie w prawyborach mógłby jeszcze wziąć udział ekscelencja Magierowski, który wraca z Waszyngtonu, by zrobić miejsce Bogdanowi Klichowi. Tajemnicą Poliszynela jest, że wraca nie bez swojego w tym udziału, gdyż wynegocjował z przedstawicielami ministra Sikorskiego, że gdy opuści Waszyngton, dostanie inną placówkę. Fajniejszą, gdzie będzie miał mniej do roboty. Nie wiadomo, czy umowa jest wciąż aktualna, więc jeżeli placówki nie dostanie, będzie mógł wyjść naprzeciw twitterowym wielbicielom i zaangażować się w prezydenckie wybory. 
Nie wiem, po co to piszę. Twitterowo-medialna imba poszukiwań kandydatów na prezydenta wyprowadza mnie nieco z równowagi. 

2. Chciałem w tym miejscu napisać o moim dzisiejszym doświadczeniu związanym z pracą zawodową, ale opiszę to kiedy indziej. To było coś tak idiotycznego, że bez odpowiedniego dystansu nie udałoby mi się opisać tego w zrozumiały sposób. 

3. Pojechałem do Poznania, by odebrać nagrodę. A konkretnie: wyróżnienie w konkursie o nagrodę im. Wojciecha Dolaty za dziennikarstwo, które wyróżnia się szczególną rzetelnością i fachowością.
Jury wyróżniło mnie za tekst o wyprawie do Kijowa i dwa wywiady: z generałem Kraszewskim i Easy Riderem. 
Wiesław Kot wygłosił laudację. Krótką. I to jest zła informacja, bo szczerze mówiąc, wysyłałem teksty na konkurs wyłącznie z myślą o laudacji.
Redaktor Kot nazwał mnie laudacji reportażystą. A ja jestem jednak grafomanem. 




środa, 12 czerwca 2024

11 czerwca 2024


1. No więc zaspałem. Haniebnie. I to jest zła informacja. Obudził mnie telefon od wojewódzkich służb konserwatorskich, które będąc w okolicy, a konkretnie w miejscowym kościele, postanowiły nas nawiedzić. No więc udało mi się w trybie alarmowym zebrać. I wojewódzkie służby konserwatorskie przyjąłem. Wcześniej zamykając w domu pieska. Piesek smutno łypał z okna tarasu, wojewódzkie służby konserwatorskie wezwały do tego, by pieska wypuścić. Piesek wyleciał z domu jak z procy. I zaczął się z wojewódzkimi służbami konserwatorskimi witać. Wszystko było w porządku póki się nie rozochocił tak, że zaczął wojewódzkie służby konserwatorskie podgryzać. Co zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Wojewódzkie służby konserwatorskie, mimo wszystko wykazały się zrozumieniem.

2. Przez pół dnia zajmowałem się pracą zawodową, czyli pisaniem tekstu na podstawie amerykańskich notatek. Udało mi się skończyć. Co jest jakimś sukcesem. W międzyczasie odbyłem tzw. calla, z którego wynika, że 1 października rozpocznę nowy etap w zawodowym życiu. Złą informacją jest, że się nie mogę zdecydować czy to jest zła informacja. 
Byłem w Ołoboku nadać paczkę w paczkomacie. W pobliskim przedszkolu trwała jakaś impreza. W znaczeniu: ulica zastawiona była samochodami, przed budynkiem stał tłumek rodziców, napierdalała muzyka, podrygiwały dzieci i co jakiś czas ktoś wypuszczał na te dzieci dym. Uciekając przed hałasem, usłyszałem że Ruda tańczy jak szalona. 

3. Poszliśmy z pieskiem zupełnie inną niż zwykle trasą. Piesek zasadniczo był grzeczny. Zacząłem słuchać rozmowy: Matczak, Gwiazdowski, Mazurek. Matczak potwornie irytujący. Opowiadający ex cathedra straszne w sumie pierdoły. Choć pierdoły, to może nie jest dobre określenie. Opowiadał o nieistniejącej idealnej rzeczywistości. W stylu „Qu’ils mangent de la brioche!”. Choć tego wcale ponoć nie powiedziała Maria Antonina, tylko napisał Jean-Jacques Rousseau. Najbardziej rozwalająca była teza, że gdybyśmy wszystkich migrantów przyjmowali z otwartymi ramionami, to nie rzucaliby kamieniami i żołnierz by nie zginął. Nawet nie chce mi się tego sobie przypominać. 
Gwiazdowski, nieprzyzwyczajony do formuły, nie dawał odpowiedniego odporu. Ktoś zadzwonił, przerwałem. I jakoś nie chciało mi się później do tej dyskusji wracać. 

A złą informacją jest, że z tak się wszystko poukładało, że nie wypiłem piwa z sąsiadem Tomkiem. A jutro też nie wypiję, bo pojutrze zrywać się będę o świcie. 


 

wtorek, 11 czerwca 2024

10 czerwca 2024


1. Obudził mnie robot z Orange. I to jest zła informacja. Chciał porozmawiać o jakiejś fakturze. Nie ze mną. Posłuchałem więc Joachima Brudzińskiego. W sumie szkoda, że się dostał, bo brakuje mi jego sposobu odpowiadania na pytania, w tym przypadku Mazurka. 

2. Nie wydarzył się żaden cud, i wyniki wyborów były takie, jak można się było o trzeciej nad ranem domyślać, że będą. Koło południa dotarło do mnie, że stała się jedna bardzo ważna rzecz, która może mieć wpływ na to, co się będzie działo w najbliższym roku. Tak to jest, kiedy mistrz warcabów próbuje grać w szachy. 
Rano się dowiedziałem, że pewien bardzo rozsądny dziennikarz stracił pracę. Pracodawca przestał potrzebować rozsądnych dziennikarzy. I to jest zła informacja, bo rozsądku w mediach już i tak brakuje. 

3. Cały dzień zabierałem się za pisanie tekstu. Wiem, o czym, mam już nawet składowe. Nie napisałem ani słowa. I to jest zła informacja. Za to zaktualizowałem komputer. 
Byliśmy z pieskiem w lesie. Starą trasą. Piesek był bardzo grzeczny. Nie ma grzybów. Albo są małe. Na tyle, że ich o zmierzchu nie zauważyłem. 


 

poniedziałek, 10 czerwca 2024

9 czerwca 2024


 1. Spałem do południa. A dokładniej: do popołudnia. Spałem więc za długo. I od tego spania wszystko mnie boli. I to jest zła informacja. 

2. Obejrzałem komentarz Mazurka na temat samozwańczego kandydata w wyborach prezydenckich. Jaki kraj, taki Underwood. 
Cała Polska (polityczna) oglądała „House of Cards”. Mam jednak wrażenie, że większość bez zrozumienia. Frank Underwood nigdy nie wyleciał z polityki. Był bardzo ważną postacią w Kongresie. Nasz rodzimy Frank rozpoczął karierę polityczną w 2010 roku. Trwała ona do 2015, kiedy wchodząc w konflikt z prezesem PiS, sam się wystawił na out. Do czynnej polityki wrócił dopiero jesienią 2023 roku. Oczywiście, w międzyczasie działał z cienia, miał w polityce swoich ludzi, ale przede wszystkim zajmował się zarabianiem pieniędzy. Frank, w pierwszym odcinku serialu, mówi, co sądzi o ludziach, którzy wolą pieniądze od władzy. 
W sumie nie chce mi się rozpisywać, więc upraszczając: wydaje mi się, że mamy po raz kolejny do czynienia z medialno-politycznym perpetuum mobile. Mamy człowieka, który potrafi na dziennikarzach wywrzeć wrażenie geniusza. Dziennikarze piszą o nim, jako o geniuszu. Dowodów tego geniuszu nie widać, ale tym bardziej dziennikarze o geniuszu piszą, bo gdyby napisali, że z geniuszem kłopot, to by wyszło, że się dali wkręcić. 
A wkręcać się dają nie tylko dziennikarze. I to jest zła informacja. 

3. Zagłosowałem. Nie było nas, głosujących, zbyt wielu. Sąsiedzi stracili zainteresowanie polityką. W poprzednich wyborach było inaczej, mimo iż, żeby zagłosować, trzeba było jechać do Ołoboku. 
Wieczór wyborczy w Kanale Zero bardzo się mojej osobie podobał. Szkoda tylko, że Mazurek musiał iść do domu, bo rano rozmawia z Brudzińskim, bo pomysł obdzwaniania polityków bardzo był interesujący. 
Po late pollach widać, że PiS wcale nie dostał aż tak dużego łomotu, jak się spodziewano. I to jest zła informacja, bo im mniejszy ten łomot, tym mniejsza szansa, że się ogarną. 

Szkoda kolegi Wojtka, po ludzku szkoda, bo z drugiej strony naprawdę nie potrzeba rocket science, żeby przewidzieć, że nic z tego nie będzie. Bo po pierwsze, stratował przeciw partii, na której liście był jedynką. Po drugie niczego specjalnego z tym okręgiem nie miał wspólnego, a to jednak Wielkopolanie. 

Cóż, w punkcie drugim wymieniony geniusz, wyprowadził parę osób na manowce. 

niedziela, 9 czerwca 2024

5–8 czerwca 2024


 

1. Środa, w znakomitej swojej części, przeszła mi na pracę zawodową. Efektywny byłem, jak zwykle, gdy się nie wyśpię, czyli wcale. I to jest zła informacja, bo gdyby mi poszło szybciej, to może bym jeszcze pojechał do miasta, a tak kontemplowałem nastrój Falls Church, czyli miejsca, gdzie mieszkali bohaterowie „The Americans”.
Wieczorem zacząłem oglądać „House of Cards”. Pierwszy sezon wciąż bardzo dobry. 


2. Amerykanie mają bardzo piękne stacje kolejowe. Monumentalne wręcz. Waszyngtońską Union Station postawili w taki sposób, by parlamentarzyści mieli blisko na Kapitol. Bliżej niż do Białego Domu. Ich jest w sumie 535, a prezydent jeden. Z kolei pracownicy administracji powinni siedzieć na miejscu, a niekoniecznie jeździć. Parlamentarzyści powinni dzielić czas na stolicę i własne okręgi. Więc podróżowanie winno zajmować jak najmniej czasu. Więc Union Station postawiono obok Kapitolu. 

Kolega Marcin odwiózł mnie na stację zgodnie z zaleceniem, na pół godziny przed odjazdem. Odstałem pół godziny pod tablicą, na której miał się objawić numer bramki prowadzącej na peron, z którego mój pociąg odjeżdżał. Odstałem i nic. Znaczy, po półgodzinie pojawił się komunikat, że pociąg jest spóźniony i im jest przykro. Sprawdziłem na stronie. Była informacja, że się spóźni pół godziny, później pięćdziesiąt minut, później półtorej godziny, później dwie godziny. Następny pociąg, do Bostonu, przez Nowy Jork też się spóźnił. Ale w końcu pojawiła się informacja, że jednak przyjedzie. Panie w kasach, miały wprawę. Wyjęły z kolejki wszystkich z mojego pociągu i obsłużyły w pierwszej kolejności, żeby zdążyli. 
Pociąg jak pociąg. Tyle, że srebrny i w dizajnerskim kształcie. Fotele wygodne, prąd jest. Internet jest. Widoki za oknem, jak to zwykle za oknem pociągu. Syf. Krzaki. Przy miastach, jakieś place niekoniecznie sprawnymi samochodami. Niezbyt piękne Magazyny. Już chyba lepsze widoki są z samochodów. A jeszcze lepsze z samolotów. Cóż, wszystko ma swoją cenę.
Dojechałem. Misza eskortował mnie na peron Long Island Rail Road. Dojechałem na Jamajkę (wyjątkowa akurat tam nie waliło trawą), tam chwilę mi zeszło, nim zrozumiałem drogowskazy do AirTrain. Z tej kolejki jest zdecydowanie lepszy widok.
Na lotnisku zdążyłem nawet nadać bagaż. Bo obsługa wyciągnęła z kolejki lecących do Frankfurtu. 

Rok temu, wracając z tej samej konferencji, piłem piwo na IAD w barze z włoską obsługą. Na JFK bar był identyczny i obsługa była identyczna. Matrix jest jednak niedopracowany. 
Lufthansa nie ma zwyczaju tłumaczyć filmów. I to jest zła informacja. I nie chodzi o to, że na polski. Nawet na angielski, czy niemiecki. Koreańskich na przykład. 
We Frankfurcie wypiłem piwo i zjadłem Pretzel. Picie piwa o szóstej rano byłoby kulturowo usprawiedliwione, gdyby to piwo było którymś z kolei. Ja jednak występowałem w dwóch czasach, czyli ta szósta rownocześnie była północą. Drogę do Warszawy przespałem. Obudziły mnie dopiero oklaski po lądowaniu. Oklaski w samolocie to najwyraźniej nie jest polski pomysł. 

3. Wg informacji na ekranach, na walizkę miałem czekać pół godziny. Czekałem krócej. Przez resztę piątku byłem w organie konstytucyjnym, dwa razy w organie władzy wykonawczej, u szewca, naklejono mi ochronną naklejkę na zegarek (to w okolicach organu konstytucyjnego), wypiłem piwo bezalkoholowe w Krakenie i zjadłem kanapkę w Noli. Kanapka dobra, ale krewetki lepsze. Próbowałem bez kolejki przejść kontrolę bezpieczeństwa. Nieskutecznie, gdyż znalazł się obywatel, który to udaremnił. Doleciałem do Babimostu i chyba tyle. 

W sobotę dochodziłem do siebie. Nie wiem jeszcze, czy skutecznie. I to, że nie wiem, to jest zła informacja. 


środa, 5 czerwca 2024

4 czerwca 2024


 1. Siedzę w parku La Fayette, na którego pomniku ktoś napisał na czerwono INTIFADA. Na lewo Amerykańskie Siostry strajkują głodowo dla Gazy. Obok stoi młodzieniec w zarzuconej na plecy arafatce. Trzyma kartkę z STOP GENOCIDE IN GAZA. Dziś pojawiła się informacja, że nie żyje dwóch zakładników Hamasu, polskich obywateli. Mało kto pamięta, że Hamas przetrzymuje wciąż kilkudziesiąt porwanych w październiku Żydów. 

Na hulajnodze przejechał chłopak z dwiema flagami Izraela w zębach. Małymi. Za nim przyszła grupa bardzo młodych ludzi z izraelską flagą normalnej wielkości. Stanęli przed Amerykańskimi Siostrami. 
Na ławce siedział gruby facet, który komórką nagrywał co atrakcyjniejsze przechodzące kobiety. Nie zauważyłem kiedy poszedł, co w związku z jego rozmiarami wydaje się niemożliwe. 
Poowijana izraelskimi flagami młodzież zaczęła jeździć na hulajnogach po parku. W tle słychać ulicznego sprzedawcę pokrzykującego: One dollar water. Do tego łażą wiewiórki. Siedzę i chłonę atmosferę, gdyż nie mam siły się ruszyć. Wieje przyjemny wiatr od wody. Nie wiem, czy to rzeka, czy zatoka. Młodzież z izraelskimi flagami z hulajnóg pomarańczowych przesiadła się na białe. Dwie ławki dalej usiadła pani z psem jakiejś dziwnej rasy. Pies z rozdziawioną gębą gapi się na wiewiórki. Całym sobą mówi, że gdyby nie był na sznurku, to by zapolował. Wiewiórka wlazła na drzewo, tak ze dwa metry od psa. Konkretnie na gałąź, która psu jest najbliższa. Wydaje z siebe odgłosy, które brzmią jakby z niego szydziła. 
Podobnie młodzież z izraelskimi flagami. Stanęła przed Amerykańskimi Siostrami i zaczęła śpiewać z podkładem z telefonu komórkowego. Po hebrajsku. Niestety, jedyne słowo, które rozumiem to Izrael. Dość często się powtarza. Pani z psem poszła. Też bym poszedł. Ale mi się nie chce. I to jest zła informacja.
Policjanci z Sekret Service odsunęli blokujące wejście na Pennsylvania Avenue bramki. Tłum ruszył w kierunku ogrodzenia Białego Domu. Ruszyły też Amerykańskie Siostry. Postały chwilę na chodniku po drugiej stronie alei i poszły do domu. Podobnie człowiek z arafatką na plecach. Strajk głodowy będą kontynuować kiedy indziej. 

2. Konferencja „Polish – U.S. Transatlantic Lookout: 2024”. PISM zorganizował ją w hotelu Myflower, w sali, w której w 2016 roku przemawiał Trump.
Najciekawsza chyba była dyskusja pomiędzy Adrew Michtą a Elbridgem Colbym. Colby to człowiek od Trumpa, ten, który wyjaśnił premiera Tuska, gdy się ten rzucił na Twitterze na amerykańskich parlamentarzystów. 
Colby od dawna powtarza, że Ameryka nie jest od tego, żeby brać na siebie obronę Europy, w sytuacji, kiedy Europa nie ma specjalnie zamiaru w kosztach tej obrony partycypować. Zwłaszcza, że poważne dla Ameryki sprawy dzieją się w Azji. Michta mówił, że jeśli USA straci wiarygodność na Atlantyku, straci ją także na Pacyfiku i właśnie dlatego Zachód nie może pozwolić na upadek Ukrainy.

Colby mówił, że Europa w kwestii bezpieczeństwa powinna mniej gadać, a więcej robić (More walking a walk, less flapping the wings), a państwa Zachodniej Europy powinny być jak Polska, kraje Bałtyckie, Finlandia, Rumunia i inwestować więcej we własną obronę.
Na koniec panowie się zgodzili. 

Europe needs reliable defense capabilities soon – to Colby.

Europe has to provide the core force in NATO – to Michta. 

W kolejnym panelu generał Andrzejczak zaproponował, by we władzach NATO byli przedstawiciele krajów, które wypełniają swoje zobowiązania sojusznicze, czyli na przykład płacą te dwa procent. Powiedział też o Nuclear Sharing, że dyskusję są śmieszne, bo dotyczą setki nawet nie głowic, tylko klasycznych bomb lotniczych. Setki, przy pięciu i pół tysiącach głowic, którymi dysponuje USA. Swoją drogą, kiedy byliśmy w sowieckim Nuclear Sharing, to mieliśmy więcej. I nie tylko bomb lotniczych, bo były przede wszystkim głowice, no i atomowa amunicja do artylerii lufowej. 
Złą informacją jest, że jednym z tematów, najpierw na sali, potem w kuluarach, zrobiła się awantura z ambasadorami. Nie wyglądamy poważnie. 

3. Nie mogłem na własne oczy oglądać wiecu Tuska. I to jest zła informacja, bo bym wiedział ilu ludzi było. A tak nie wiem.

wtorek, 4 czerwca 2024

2–3 czerwca 2024


1. Otóż spałem, w porywach, ze trzy godziny. No i miałem przez to bardzo długi dzień. Gospodarz mój Misza, szedł z wnuczką na Israel Day Parade. Misza nie jest chyba jakoś specjalnie politycznie zaangażowany, jednak poszedł, bo wnuczka. 

Izrael używa argumentu, że antyizraelskość to antysemityzm. Choć nie każda krytyka Państwa Żydowskiego jest krytyką Żydów jako takich, więc się nie powinno nazywać jej antysemityzmem. Ale jak nazwać sytuację, kiedy w szkole, nakręceni przez lewicowe media i pewnie lewicowych rodziców, no i też arabskich kolegów, uczniowie, pastwią się nad kimś z klasy. Kimś, kto nie ma nawet izraelskiego obywatelstwa, ma tylko żydowskie pochodzenie. Dla mnie jest to regularny antysemityzm. 

Wrzuciłem walizkę do hotelu, mojego kolegi Marcina i poszedłem oglądać paradę. Znaczy, oglądać, co się wokół parady działo. Tłum. Blokujący spory kawałek Manhattanu. Ludzie wyraźnie cieszący się z tego, że jest ich tylu. 


Swoją drogą wiele słyszałem o rozpoznawaniu żydów. Że po nosach, że po uszach. Po włosach. Po nazywanej jarmułką kipie. A to wszystko nie działa. W dzisiejszych czasach żydów w Nowym Jorku poznać można po T-Shircie. I to, dla naszych rodzimych judeosceptyków może rodzić pewien problem, bo gdyby 2/3 Polaków przenieść na Manhattan i przeprać w odpowiednie T-Shirty, niczym by się nie odróżniali. I to jest zła informacja. Nie dla mnie. Dla judeosceptyków, choć większość z nich jest po prostu, excusez le mot, chamskimi antysemitami.


2. Podróżowaliśmy z przystankami. Pierwszy w Chinatown. Przechodziliśmy obok sądu, gdzie skazano Trumpa. Człowiek musi przylecieć do Stanów, żeby usłyszeć, że ta sprawa wcale nie jest tak oczywista i niewiadomo, co się wydarzy w apelacji, gdyż prokurator zastosował sztuczkę. Nowojorskie prawo stanowe stanowi, że fałszowanie ksiąg jest przestępstwem, tylko w sytuacji, gdy prowadzi do tego, że ktoś zostanie okradziony, bądź do innego przestępstwa. Trump fałszować księgi miał, by oszukać głosujących na niego wyborców. Czyli nielegalnie wpłynąć na wynik wyborów. Co zasadniczo jest przestępstwem federalnym. Stan niby też ma swoją ordynację wyborczą, bo jakoś wybory prezydenckie przeprowadza. W każdym razie sąd twierdził, że Trump chciał nielegalnie na wybory wpłynąć, mimo iż tego zasadniczo nie badał. I ot może być problem.

Złą informacją jest niekoniecznie ten problem zrozumiałem. Pewnie też niekoniecznie rozumie ten problem większość Amerykanów. Wiedzą tylko, że jest problem. Wysyłają więc kolejne dolary na Trumpa kampanię. Problemu nie widzi CNN, w który za każdym razem, przy nazwisku Trump pojawiało się określenie „convicted”. Zupełnie jak u nas. Różnica jest taka, że u nas gdy ktoś Wąsika, czy Kamińskiego nazywa skazanymi przestępcami, łamie prawo. Gdyż wyroki mają zatarte. Czyli w rozumieniu prawa jest tak, jakby ich nie było. 

Im bardziej CNN będzie pisał o przestępcy Trumpie, tym bardziej Trumpa wyborcy będą chcieli na niego głosować, bo w tutejszej demokracji ludzie bardzo są przywiązani do wagi własnego głosy w wyborach i nie podoba im się, gdy ktoś im chce to prawo ograniczyć. Swoją drogą prezydent Biden, komentując wyrok, bardzo dobrze o tym pamiętał. Napisał, że wybory wygrać można jedynie przy urnie. 

Byliśmy w Yardley. To w Pensylwanii. Podano zacną cytrynówkę. Kiedyś były kremy, które się nazywały Yardley. Tak, ze czterdzieści lat temu. 
Przejeżdżaliśmy obok Wilmington. Teraz tam trwa proces Huntera Bidena. Każdy kraj ma swojego Jakuba Banasia. Stany większe, to mają bardziej. Dzieci nie odpowiadają za rodziców. Rodzice za dzieci też nie powinni. Przynajmniej za te po czterdziestce. A jednak odpowiadają. 
Historia z młodym Bidenem jest jedną z tych, których by nie wymyślił żaden scenarzysta. Otóż Hunter miał brata, Beau. (Skąd ta predylekcja do niechrześcijańskich imion) Brat się był udał. Zasadniczo mógłby zostać kiedyś prezydentem. Jednak dostał raka i umarł. Brat miał żonę, którą gdy umarł, pocieszać zaczął Hunter. Pocieszanie skończyło się w sposób spotykany w naszej kulturze. Hunter miał problem narkotykowy, który martwił żonę jego ś.p. Brata. Przyjechał kiedyś do domu i zasnął. Ta żona postanowiła sprawdzić w samochodzie, czy nie ma tam aby narkotyków. Nie było, ale znalazła broń palną. Colta Cobrę. Taki rewolwer, jak ze starych policyjnych filmów, tyle że zrobiony z lekkich stopów. Swoją drogą, kto normalny, w XXI wieku używa krótkolufowych rewolwerów? Znalazła broń palną, więc się – jak na demokratkę przystało – przeraziła. Zabrała, pojechała pod supermarket, gdzie zwykle zrobiła zakupy i wrzuciła do kontenera na śmieci. Wróciła do domu. Hunter oprzytomniał. Opowiedziała mu, co zrobiła. Można się domyśleć, że z dumą mu to opowiedziała. Ten oprzytomniał na tyle, żeby się za głowę złapać i wysłać ją z powrotem, by rewolwer znalazła. Ta nie znalazła. Zwróciła się o pomoc do ochrony sklepu, ochrona powiadomiła policję, policja przyjechała, żona ś.p. brata opowiedziała całą historię policji. Łącznie z tym, że w samochodzie szukała narkotyków. Policja sprawdziła, że rewolwer kupiony był legalnie. Ale Biden, by dostać pozwolenie, musiał odpowiedzieć na pytanie o to, czy używa narkotyków. Odpowiedział twierdząco. Znaczy niekoniecznie twierdząco, gdyż stwierdził, że nie używa. A tu żona ś.p. brata stwierdziła, że używa. Czyli skłamał w dokumentach. A skoro skłamał, to broń kupił nielegalnie. I za wszystko mu się należy nawet 25 lat więzienia. W Stanach nie wolno kłamać. Zwłaszcza w dokumentach. Prokurator, który się sprawą zajmował, zgodził się na ugodę, w ramach której Hunter miał ponieść jakąś minimalną karę. Jednak sędzie stwierdził, że nic z tego nie będzie. Zaczął się więc proces. Przedziwny kraj , ta Ameryka.

Do tego jeszcze trwa grilowanie dr Fauciego, tego który twierdził, że chiński ślad w COVID-zie to wymysł prawicowych zjebów. No może nie używał takich słów, ale taki był sens jego wypowiedzi. A się właśnie okazuje, że dobrze wiedział, co się w Wuhan działo. I niekoniecznie mówił w tej sprawie prawdę. 

3. A najgorsze jest to, że wciąż nie wiem, jaki jest dzień i która godzina. Byłem na tym kontynencie już parę razy, ale nigdy mnie tak długo nie trzymało. 
Obejrzałem posiedzenie komisji chyba ds. „Afery wizowej”. Przypomniało mi się, że jej przewodniczący dał się rozpoznać szerszej publiczności, gdy na forum w Krynicy omijając kolejkę wbił się do toalety tłumacząc, że jest posłem i mu się należy. Węższa publiczność znała go z innych sytuacji.


 

niedziela, 2 czerwca 2024

1 czerwca 2024


1. Miałem dziś szczęście do gadatliwych taksówkarzy. Zwykle tyle nie mówią. Prawdopodobnie dlatego, że mają na imię Mohammad. Ten, który wiózł mnie do Rozalina, swoją toyotę kupił od Litwina, bo w Polsce nie ma samochodów, które nie jeździły na taksówce. Do tego, po pięćdziesiątce zaczął podróżować. Jeżdżą jeżeli nie w podróże życie, to do Grecji, bo żona lubi. Nawet się po grecku nauczyła mówić. Opel, tego, co mnie wiózł na Okęcie wcale nie brał oleju. Nie to, co volkswageny. Kolega jego, do mercedesa (chyba Sprintera – nie pamiętam), włożył silnik z BMW M50d, dołożył turbinę ze stara, wyszło ponad czterysta koni, a najfajniejszym autem była lancia (ta duża), wcale się nie psuła, ale nie nadawała się na taksówkę, bo była za stara. 

Z występu u Mellera nie jestem specjalnie zadowolony. Wciąż nie potrafię dyskutować w panelowy sposób. W znaczeniu: na monologi. Nie jest powiedziane, że się nauczę. I to jest zła informacja. 


2. Z pięć lat nie leciałem Lufthansą. Samolot z Warszawy wystartował z półgodzinnym opóźnieniem. Gdzieś nad Brandenburgią przesadzono mnie (i rodzinę z dwójką dzieci) do biznesu, żebyśmy mogli szybciej wysiąść. Biegliśmy przez cały chyba terminal, ja to nic, rodzina miała gorzej, gdyż nie oddano im wózka, więc wieźli dzieci na walizkach. Kidy dobiegliśmy, okazało się, że samolot jest opóźniony o kwadrans. Kiedy wsiedliśmy, okazało się, że samolot opóźniony jest o kolejne dwa kwadranse. Można więc było nie biec. Albo zaczekać na wózek. 

Obejrzałem drugą Diunę. Zrobiła mniejsze wrażenie, niż Diuna pierwsza. Nie może chodzić o to, że ją oglądałem na dziesięciocalowym wyświetlaczu. To by było zbyt proste. 

Złą informacją jest, że mi się nie udało w samolocie zasnąć. 

3. Pan z Homeland Security koniecznie się chciał dowiedzieć na jaką konferencję jadę. To mu dałem do przeczytania mejla z zaproszeniem. Czytał długo i machnął ręką. Nie chciał też odcisków palców. Znaczy, nie zgubili od poprzedniego razu. 

Przeczytałem, że walizka będzie na taśmie nr 4. Inni też przeczytali. Staliśmy. Aż jeden z czekających nie zapytał stojącego z boku, w żółtej kamizelce przedstawiciela kultury łacinskoamerykańskiej, kiedy się walizki z Frankfurtu pojawią. Usłyszał, że już są. Na taśmie nr 3. No i wtedy, przedstawiciel kultury łacińskoamerykańskiej zaczął krzyczeć, że Frankfurt jest na trzeciej taśmie. 
Porwałem walizkę i wyszedłem. Zamówiłem Ubera. Mohammad miał przyjechać po mnie teslą. Za osiem minut. Po piętnastu minutach stwierdził, że nie przyjedzie. Przyjechał następny Mohammad. Toyotą. Po następnych 15 minutach. Podróż na Brighton Beach kosztowała dwa razy więcej niż samolot z Babimostu do Warszawy. Za to na koniec Mohammad życzył mi, z całkiem niezłym akcentem, спокойной ночи. Brighton Beach zobowiązuje. 
Przez te wszystkie opóźnienia było zbyt mało czasu na rozmowy. Złą informacją jest, że jest pierwsza, czyli siódma, czyli nie wiem która.

 

sobota, 1 czerwca 2024

31 maja 2024


1. Pojechaliśmy z pieskiem do pani fizjoterapeutki. Piesek najwyraźniej źle zniósł środowe badania, bo pomysł zaciągnięcia go do miejsca, gdzie się odbywały, wzbudził w nim regularne przerażenie. Trząsł się biedaczek, jak galareta. Pani fizjoterapeutka macała go przez prawie godzinę, stwierdziła, że szelki Julius K9 są beznadziejne, że pieska trzeba przywieźć na masaż i na koniec skasowała 150 zł.

Złą informacją jest, że nie jestem pewien czy to dobrze, iż skasowała 150, skoro mój ludzki fizjoterapeuta bierze 175. 

2. Przysięgli w Nowym Jorku orzekli winę Donalda Trumpa. Przybliża go to do zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Złą informacją jest, że strasznie wielu ludzi tego nie rozumie. 

3. W części nie–Schengen lotniska w Babimoście zbudowano zagrodę dla dzieci. Obok jest też palarnia. Czyli rodzic może wrzucić dziecko do zagrody i iść zapalić. 
Z kolegą Olszańskim lecieliśmy do Warszawy. Pilot dosypał do pieca i przylecieliśmy 25 minut przed czasem. Co na tej trasie jest jakimś osiągnięciem. 
W związku z tym, że muszę rano wstać, nie zdecydowałem się na zwiedzenie okolicznych knajp. Teraz trochę żałuję. I to jest zła informacja, bo zdroworozsądkowo, żałować nie powinienem. 

czwartek, 30 maja 2024

30 maja 2024


 1. Rano się okazało, że co prawda napisałem Negatywy, ale ich nie opublikowałem. I to jest zła informacja, bo najwyraźniej tracę panowanie nad rzeczywistością. 


2. Od rana do wieczora po okolicy szwendały się burze. I do tego ktoś jeszcze upuścił ciśnienia. Efekt był taki, że człowiek nie miał siły, ni ochoty na nic. I to jest zła informacja. Ze trzy razy padało, ale nie na tyle, żeby napadało. Na tyle, żeby było trzeba zdjąć powieszone pranie.
Był plan, żeby pojechać po piwo do Niemiec. Spalił jednak na panewce. 
Udało mi się chyba jedynie wykonać proste prace porządkowe, polegające przede wszystkim na usunięciu zwłok, które banda naszych kotów porzuca w obejściu. 

3. Pieskowi też się zbytnio nie chciało spacerować. Poszliśmy w górę wsi, po drodze mijając grupę gości pobliskiej agroturystyki. Goście z niedużym pieskiem. Bez ekscesów. Później piesek zaprzyjaźnił się z jeszcze innym, funkcjonującym za bramką pieskiem.

Wieczorem odwiedziliśmy sąsiadów, u których byli inni sąsiedzi, którzy jutro jadą nad jezioro Garda. A w związku z tym, że jadą, to poszli. A my wspominaliśmy historie. Przede wszystkim operatora szambiarki. Jesienią minie dziesięć lat od kiedy wykopano u nas kanalizację, więc historie były bardzo stare.

Jest przed północą, chętnie bym się położył spać, ale muszę czekać na koty. I to jest zła informacja. 
(Tak, wiem, że można zrobić dla kotów drzwiczki)