niedziela, 23 czerwca 2024

22 czerwca 2024

 


1. Rozdawanie paprotek przez Ministerstwo Sprawiedliwości jest pomysłem genialnie idiotycznym. Chciałbym się kiedyś dowiedzieć, w jaki sposób do tego doszło. Za krótko ten rząd funkcjonuje, żeby się aż tak odkleić. Trudno mi też uwierzyć, że jest to jakiś prosty przewał, że komuś paprotki obrodziły paprotkami. 
Żeby nie to, w jakim tempie się posuwa rozpad państwa, w czasie – jak był łaskaw nazwać premier – przedwojennym, bardzo by mnie to bawiło. A tak, nie może. I to jest zła informacja. 
Odsłuchałem Prezydenta u Rymanowskiego. Brzmiał jednak inaczej, niż można było wyczytać w tweetach stacji.

2. Urządziłem sobie dzień koszenia. Złą informacją jest, że przez skrzynię biegów (choć ten rodzaj przeniesienia napędu ze skrzynią biegów ma niewiele wspólnego) kosiarka jedzie powoli, przez co strasznie dużo pali. Przy normalnej prędkości, ta sama ilość paliwa starczałaby na dwa razy więcej koszenia. No i jeszcze odpalanie ze stacyjki przestało działać. Najpierw myślałem, że wciąż jest problem z akumulatorem. Naładowałem. Nie pomogło. Odpaliłem więc na krótko. Instalacja elektryczna w kosiarce jest tak prosta, że powinienem sobie z tym problemem spokojnie dać radę. Ale jakoś mi się nie chce. 

3. Zaczęliśmy oglądać „The Gentlemen”. Dość zachowawcze, jak na Guy'a Richie'ego. Z ciekawostek, człowiek o dziwnie brzmiącym imieniu Jethro posługuje się polskim paszportem. Z niewiadomych przyczyn, orzeł na tym paszporcie ma coś nie tak z głową,

sobota, 22 czerwca 2024

21 czerwca 2024


1. Przyszedł pasek klinowy do kosiarki. Wymieniłem. Wyregulowałem też wysokość kosiska. Jak chciałem sprawdzić czy wszystko działa, okazało się, że akumulator padł. Znaczy, prąd ucieka. Pewnie dlatego ktoś dorobił odłączanie akumulatora. Problem polega na tym, że zapominam z wyłącznika korzystać.
Za to Lawina nie bierze wcale oleju. Ceramizer jednak działa. I nie jest to raczej efekt placebo.


2. Byliśmy z pieskiem nad jeziorem. Nie byłem do końca przekonany, czy to dobry pomysł, by się ładować z psem na plażę. Okazało się jednak na miejscu, że chwilami było tam więcej psów niż ludzi. Piesek był bardzo grzeczny. Ale do wody to on nie bardzo. I to jest zła informacja, bo doktorzy mówili, że brodzenie by mu wyszło na zdrowie. 

3. Nie oglądałem meczu. Jako krakowianin z Półwsia, stwierdziłem, że wynik nie ma specjalnego znaczenia. 
Swoją drogą może integracją europejską wymyślili jacyś kibice. Gdyby w mistrzostwach występowała reprezentacja Europy, zazwyczaj by wygrywała. Kibice by byli zachwyceni.

Obejrzeliśmy „Get Shorty”. Wciąż dobre. I „Be Cool”. Popłuczyny po „Get Shorty”, ale jak na popłuczyny, całkiem niezłe. 
Nie zauważyłem wcześniej, że muzykę do „Get Shorty” zrobił John Lourie. Pamiętałem tylko, że w pewnym, bardzo konkretnym momencie Morphine gra „I Had My Chance”.


No i w międzyczasie była burza. Po której wcale się nie zrobiło mniej zupiasto. 


 

piątek, 21 czerwca 2024

20 czerwca 2024

 


1. W RMF, u Mazurka, John Godson tłumaczył dlaczego Pakt Migracyjny to zło. Rozsądnie tłumaczył. Mazurek później powtórzył to w komentarzu na Kanale Zero, dodając parę słów od siebie. Więcej niż parę słów. Pakt Migracyjny to zło, złą informacją jest, że mówienie o tym teraz to jak wołanie na puszczy. Trzeba było głosować w nieszczęsnym referendum. 

2. Chatham House nagrodziło swoją honorową nagrodą premiera Donalda Tuska. W rozsyłanej informacji piszą: „President Tusk is recognised for his unwavering commitment to restoring democracy in Poland”. Przez lata byłem sąsiadem korespondentów „Financial Times”, zawsze narzekali na polską tytułomanię, że to dla Brytyjczyka jest niezrozumiałe. Może więc, w Chatham House, wiedzą coś, czego my jeszcze nie wiemy, albo stwierdzili, że skoro Tusk postanowił mianować ambasadorów, to został z automatu prezydentem. 
Swoją drogą, to w sumie zabawne, że Chatham House, Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych, któremu patronuje majestat głowy państwa i anglikańskiego kościoła, promuje demokrację. 
Jak ktoś kiedyś zauważył, Watykan z jego konklawe bardziej jest demokratyczny niż pałac Buckingham i jego gospodarz.

3. Nawiązałem kontakt z mechanikiem od skrzyń biegów. Napisał, że ma problem z kulkami. Jest takie coś w automatycznej skrzyni, co wygląda jak kornicze korytarze. I tam są te kulki. Mechanik tłumaczył, że co rok, inaczej są ułożone. Z tego, co wypatrzyłem w internetach – niekoniecznie. Ale to on się zna. Może być niesłowny, może robić powoli, ale niech przynajmniej się zna, bo inaczej to wszystko nie będzie mieć sensu. 

Wieczorem się okazało, że dziś był najdłuższy dzień roku. Złą informacją jest, że jak się okazało, to już było ciemno, więc żadnego z tego najdłuższego dnia nie było pożytku. 

czwartek, 20 czerwca 2024

19 czerwca 2024


1. Mam wrażenie, że Żukowska, w kontekście Ukraińców, użyła określenia „prawdziwi uchodźcy”. Mazurek tego skomentował, więc nie jestem pewien, czy się nie przesłyszałem, a nie chce mi się teraz odwijać. 
Jeżeli się nie przesłyszałem, to również w Lewicy istnieją pokłady zdrowego rozsądku. Złą informacją jest, że są one ukryte. 

2. Byliśmy w mieście. Inpost postanowił zmienić paczkomat, do którego trafiła moja pasta do butów. Dziesięć kilometrów bliżej, dziesięć kilometrów dalej, nie ma się co czepiać. Właściciel Inpostu tak dużo robi przecież dobrego, angażuje się w działalność charytatywną i w ogóle, a przecież mam samochód i mogę podjechać. Kiedy Sebastian Mikosz zlikwiduje w końcu Pocztę Polską, Inpost i jego uśmiechnięci i zadbani kurierzy pokażą nam jak wygląda dobra jakość w usługach pocztowych. 

A na poważnie, to są jakieś jaja. Bożenie przerzucili do jeszcze innego paczkomatu. Co pozwiedzaliśmy, to nasze. 

Złożyłem reklamację, zobaczymy, w jaki sposób ją odrzucą, bo w regulaminie napisane jest, że mogą przerzucić do paczkomatu, który jest oddalony nie więcej, niż dwa kilometry. 

3. Przez większość dnia albo padało, albo lało. Sąsiad Gienek mówi, że będą grzyby. Wie, co mówi. Złą informacją jest, że piesek ostatnio nie chce chodzić do lasu. A jak on czegoś nie chce, trudno jest skutecznie na niego wywierać presję.

 

środa, 19 czerwca 2024

18 czerwca 2024


 

1. Dawno nie opisywana tu kosiarka-traktorek. Przestała jeździć do tyłu. A do przodu, też niespecjalnie. Podejrzewałem ją o to, że coś się poluzowało w systemie cięgieł, które łączą pedał ze skrzynią. Wpadłem dziś na pomysł, żeby zwiększyć skok pedału. Podgiąłem, do tego się okazało, że ktoś wkręcił śruby, które ograniczały rzeczony skok. Wykręciłem. Zrobiło się lepiej, znaczy, zaczęła jeździć do tyłu. Do przodu jeździła wcześniej. Pokosiłem trochę. Im dłużej, tym było gorzej. Na koniec urwał się pasek między silnikiem a kołem pośrednim. Zamówiłem pasek. I przypomniało mi się, że kiedyś z piętnaście lat temu, miałem jakiś problem z olejem. Że zalałem zgodnie z internetowymi informacjami 5w40 i nie działało. Potem gdzieś znalazłem informację, że powinien jeździć na 20w50. Wymieniłem i pomogło. No i mam wrażenie, że olej, jakim naprawiacz kosiarek zalał, to jest ten rzadki. Teraz muszę kupić ten gęsty i przypomnieć sobie, jak się olej ze skrzyni spuszcza. I to wszystko nie jets dobrą informacją. 

2. Świetny Kraszewski u Mazurka w „Kanale Zero”. Jeżeli Państwo strzela gumowymi kulami do demonstrujących w Warszawie, do górników, do rolników, nie powinno mieć problemu z używaniem tego środka przymusu, wobec agresywnych, stwarzających zagrożenie bojówkarzy, którzy po przeszkoleniu w Rosji prowokują migrantów na granicy. 
Słuchałem z przerwami. Będę musiał odsłuchać całość. Jarek to mądry człowiek. Do tego błyskotliwy. Szkoda, że już nie służy. 

3. Przyszedł front, czyli burze. Zanim przyszedł, komary cięły, jak głupie. Teraz leje i grzmi. Wyprowadza to z równowagi pieska. I to nie jest dobra informacja. 

wtorek, 18 czerwca 2024

16–17 czerwca 2024


 

1. Odsłuchałem „Trzecie Śniadanie”. Fascynująca jest łatwość rzucania sądów przez księdza Sowę. Zwłaszcza nieprawdziwych. W kwestii ósmego przykazania ksiądz Sowa jest recydywistą. Ciekawe, co na to jego spowiednik.
Reszty niedzieli nie chce mi się opisywać. I to jest zła informacja.

2. Na stronie „Polityki” pojawiła się sylwetka odchodzącej szefowej Kancelarii. Tekst właściwie sygnalizujący tylko problem. Pojawiam się tam jako ofiara rzeczonej szefowej. Z dzisiejszej perspektywy nie jestem przekonany, jakoby stała za moim odejściem. To, że była przekonana, iż wynoszę informacje do mediów, to akurat prawda. Była przekonana, mimo że niektóre z tych wycieków waliły we mnie bezpośrednio.
Po latach dowiedziałem się, którędy te informacje wypływały. Otóż puszczał je Błażej Spychalski, nawet – jak mi opowiedziała jedna z dziennikarek – komentując, że i tak to pójdzie na moje konto. Błażej był wtedy wiernym żołnierzem Marcina Mastalerka. Trudno mi wierzyć, że robił to bez konsultacji z patronem.
Była grupa dziennikarzy, których karmiono informacjami. Spora część tych informacji była z dupy wzięta. Ale i tak się ukazywały, bo czemu miałyby się nie ukazać.
Parę nazwisk autorów pamiętam, z pewnym rozbawieniem patrzę na to, co dziś na temat Pałacu publikują. Niskobudżetowe „House of Cards”.
A odchodząca szefowa to naprawdę nieciekawa postać. Deficyty profesjonalizmu połączone z bezinteresowną złośliwością. Ci, którzy zostali w Kancelarii, się cieszą. Szkoda tych, którzy nie doczekali zmiany.

3. Poniedziałek. Byłem w Zielonej, oddać komputer i telefon. Będę musiał pojechać jeszcze raz, bo zapomniałem ładowarki do telefonu.
Zielona to ładne musiało być miasto, za każdym razem się w ty utwierdzam.
Byłem u pana mechanika. Tym razem pozamykał wszystkie wejścia na plac. Pod furtką spotkałem człowieka, który jest w podobnej jak ja sytuacji. Od września, więc krócej niż ja. Na moje oko Suburban stoi, jak stał. Pan mechanik twierdzi w SMS-ie, że w sobotę nawet odbył jazdę próbną. Mam więc dylemat: czy lepiej wierzyć w to, co pisze, czy w to, co widzę.
Nie wiem. I to jest zła informacja.


niedziela, 16 czerwca 2024

15 czerwca 2024


 

1. Nawet niezły odcinek Mazurka ze Stanowskim. Choć to bardziej chyba niż tych dwóch, zasługa świata. Prezydent Krakowa wystąpił w filmie, na którym kopie piłkę i wybija okna w magistracie, film miał zapraszać do strefy kibica. I ocieplać wizerunek. Samozadowolenie twórców musi być wprost przeciwne do wkurwu mieszkańców, którzy liczą na to, że coś się w Krakowie, po zakończeniu ery profesora Majchrowskiego, zmieni. 

Ocieplanie wizerunku, to jedna z niewielu rzeczy, które zostały po prezydenturze Obamy (obok szkód w amerykańskiej polityce zagranicznej). Ocieplanie działało ponad dekadę temu. Ale od dawna przestało, bo do ludzi dotarło, że bardziej wolą być rządzeni przez skutecznych, niż przez fajnych. Zresztą robienie z siebie pajaca przed kamerą, coraz rzadziej powoduje, że się jest fajnym. Częściej jest się pajacem.
To, że w Polsce wciąż są ludzie, którzy do takich akcji namawiają, to zła informacja. To, że w Polsce są politycy, którzy się dają na to namówić – jeszcze gorsza. 

2. Pojechałem do Niemiec. W Słubicach, przed granicą korek. Jeszcze w tak długim nie stałem. Niemieccy oprawcy stoją na drodze biednych uchodźców, którzy szukają spokojnego, szczęśliwego miejsca na świecie. Nie widziałem ani Mai Ostaszewskiej, ani profesora Matczaka. 
Swoją drogą, o ile lepszy byłby film Agnieszki Holland, gdyby na koniec, gdy biedna syryjska rodzina trafiłaby do Niemiec, po trzech dniach zapukałaby do nich policja, zapakowała do radiowozu i wywiozła do tej strasznej Polski. 
A, Niemcy komunikują, że przede wszystkim chronią granicę przed napływem Ukraińców.

 
Strasznie dziurawe ulice w tym Berlinie. Nie tak jak w Łodzi, ale dziurawe. Niemcy się sypią. I to jest zła informacja. Jak się poprzednio sypały, efekty tego wszystkim bokiem wyszły.

3. Po drodze, właściwie przypadkiem (w znaczeniu – nie był to mój wybór, a algorytm mi to puścił), posłuchałem jakiegoś posiedzenia komisji pegazusowej. Jeżeli posłowie to emanacja społeczeństwa, to jesteśmy zgubieni. 

sobota, 15 czerwca 2024

14 czerwca 2024


 1. Wybieranie noclegu w budynku przy ulicy, którą jeździ tramwaj nie jest specjalnie mądrym pomysłem. Zwłaszcza, gdy się człowiek odzwyczaił od miasta. Wyspałem się więc średnio. 

Później przyjechał pomnie ojciec. Pojechaliśmy najpierw do jego siostry, później do jego brata. Zobaczyłem w końcu czytelnika „Dziennika Polskiego”. Stryj mój całe życie wyglądał jak Gorbaczow. Naprawdę. Bywało tak, idę sobie spokojnie ulicą, a tu z przeciwka zbliża się Michaił Gorbaczow. Skąd w Krakowie Gorbaczow – się pytam. Myślę. Myślę. – A, dzień dobry wujku –dociera do mnie w ostatniej chwili. Dawno stryja nie widziałem. Nie wygląda już jak Gorbaczow. Teraz wygląda jak Mussolini, więc jak w okolicach ronda Mogilskiego, spotkacie kogoś, kto wygląda jak Mussolini, to pewnie będzie mój stryj, bo raczej nie będzie to Mussolini. 
Rodzinne spotkania ze starszym pokoleniem są w porządku. Szkoda w sumie, że dzieją się tak rzadko. 

2. Na lotnisko wiezionym był teslą. Tą taką większą. To był mój pierwszy osobisty kontakt z dziełem właściciela Twittera. Że tak powiem, dupy nie urywa. Swoją drogą, wcześniej jeździłem z ojcem po mieście. Kraków duży nie jest, właściwie wszędzie jest blisko. Ale jakby daleko, bo się bardziej stoi, niż jedzie. Przynajmniej w porównaniu z Warszawą. 
Balice są klaustrofobiczne. Zawsze to piszę. Podobnie klaustrofobiczne będzie pewnie rozbudowane Okęcie. Wystartowaliśmy z opóźnieniem, bo zginął pasażer i trzeba było znaleźć walizkę, by nie poleciała bez niego. 
Z opóźnieniem wystartował też samolot do Zielonej. Z lotniska ruszyłem chwilę po dziesiątej. W ten sposób nie zdążyłem zrobić zakupów, a takie miałem plany. 

3. W międzyczasie obejrzałem poranny wywiad Rachonia. Ciekawe to było doświadczenie. Jeszcze ciekawsze, co gość wykręci w przyszłym tygodniu. Żeby to nie było przerażające, to by było właściwie śmieszne. 

HBO Max zmieniło się w Max. Kliknąłem w randomowy odcinek „Euforii”. Ależ to jest serial. Żeby mnie nie zassało, przeszedłem na „Sopranos”, których wcześniej właściwie nie oglądałem. Mam mieszane uczucia, choć bohater jeździ Suburbanem, 

piątek, 14 czerwca 2024

13 czerwca 2024


1. No więc poleciałem do Krakowa. Lecąc pisałem pożegnalny felieton do gazet Polska Press. W Krakowie, na lotnisku, siadłem na chwilę w barze. Chwilę później przyszła grupa wczorajszych Brytoli. Przyszli i zaczęli na siebie ryczeć. Ktoś, mam wrażenie, że człowiek Gillert, w Pekinie, w 2015 roku, tłumaczył, że Azjaci krzyczą na siebie, bo jest ich dużo i nie ma innego sposobu, by na siebie zwrócić uwagę. Brytoli tak dużo nie jest. A krzyczą. I krzyczeć będą, bo Krakowianie podjęli taką, a nie inną decyzję w wyborach samorządowych. I to jest zła informacja. Niech przeklęta będzie mademoiselle Wasserman.

2. Zmiany w Pałacu. 如果你在河边坐的时间足够长,你的敌人的尸体就会顺流而下。– nie jest powiedziane, że powiedział to Sun Tzu, ale i tak oddaje sens sytuacji. Szkoda tylko, że nad tą rzeką trzeba było siedzieć tak długo.
Wieczór spędziłem u EasyRidera. Rozmowa z nim bez zapisywania i zrobienia z tego wywiadu, to marnotrastwo. Cóż, najwyraźniej czas mamy marnotrawienia. I to jest zła informacja.
Jakoś dotknęła mnie konstatacja rzeczonego doktora, że to, iż tak przeżywam idiotyczne zachowania prominentnych funkcjonariuszy Pałacu jest zupełnie pozbawione sensu, bo nikogo normalnego to nie interesuje i, w związku z tym, nie ma to żadnego wpływu na rzeczywistość.

3. Wieczorem przeszedłem przez miasto. Wypiłem piwo w Dekafencji, jedynym pomostem z Krakowem sprzed 25 lat. Później wszedłem do Klubu Kulturalnego, który ćwierć wieku temu był kulturalnym klubem, gdzie spotkać było można miejscową elitę, a teraz jest to bar z karaoke dla turystów. Mam nadzieję, że Komisja Europejska wdroży dyrektywę cywilizującą kwestie wynajmu krótkoterminowego. Przestanie się on opłacać. Do miasta wrócą normalni ludzie, a za nimi normalne knajpy, normalne sklepy i normalne życie. Gdyby Krakowianie inaczej zagłosowali w wyborach samorządowych, może by to było szybciej. Nie zagłosowali. I to jest zła informacja. 
Niech przeklęta będzie mademoiselle Wasserman. 



 

czwartek, 13 czerwca 2024

12 czerwca 2024


 

1. Rano objawił się drugi, po Marcinie Mastalerku kandydat na Prezydenta Polski, to mjr Jacek Siewiera. Mam nadzieję, że Pałac zorganizuje prawybory. Pytanie: jaka forma by była najlepsza. 
Słyszałem pewne pomysły, ale nie będę ich tu powtarzał. 
Właściwie w prawyborach mógłby jeszcze wziąć udział ekscelencja Magierowski, który wraca z Waszyngtonu, by zrobić miejsce Bogdanowi Klichowi. Tajemnicą Poliszynela jest, że wraca nie bez swojego w tym udziału, gdyż wynegocjował z przedstawicielami ministra Sikorskiego, że gdy opuści Waszyngton, dostanie inną placówkę. Fajniejszą, gdzie będzie miał mniej do roboty. Nie wiadomo, czy umowa jest wciąż aktualna, więc jeżeli placówki nie dostanie, będzie mógł wyjść naprzeciw twitterowym wielbicielom i zaangażować się w prezydenckie wybory. 
Nie wiem, po co to piszę. Twitterowo-medialna imba poszukiwań kandydatów na prezydenta wyprowadza mnie nieco z równowagi. 

2. Chciałem w tym miejscu napisać o moim dzisiejszym doświadczeniu związanym z pracą zawodową, ale opiszę to kiedy indziej. To było coś tak idiotycznego, że bez odpowiedniego dystansu nie udałoby mi się opisać tego w zrozumiały sposób. 

3. Pojechałem do Poznania, by odebrać nagrodę. A konkretnie: wyróżnienie w konkursie o nagrodę im. Wojciecha Dolaty za dziennikarstwo, które wyróżnia się szczególną rzetelnością i fachowością.
Jury wyróżniło mnie za tekst o wyprawie do Kijowa i dwa wywiady: z generałem Kraszewskim i Easy Riderem. 
Wiesław Kot wygłosił laudację. Krótką. I to jest zła informacja, bo szczerze mówiąc, wysyłałem teksty na konkurs wyłącznie z myślą o laudacji.
Redaktor Kot nazwał mnie laudacji reportażystą. A ja jestem jednak grafomanem. 




środa, 12 czerwca 2024

11 czerwca 2024


1. No więc zaspałem. Haniebnie. I to jest zła informacja. Obudził mnie telefon od wojewódzkich służb konserwatorskich, które będąc w okolicy, a konkretnie w miejscowym kościele, postanowiły nas nawiedzić. No więc udało mi się w trybie alarmowym zebrać. I wojewódzkie służby konserwatorskie przyjąłem. Wcześniej zamykając w domu pieska. Piesek smutno łypał z okna tarasu, wojewódzkie służby konserwatorskie wezwały do tego, by pieska wypuścić. Piesek wyleciał z domu jak z procy. I zaczął się z wojewódzkimi służbami konserwatorskimi witać. Wszystko było w porządku póki się nie rozochocił tak, że zaczął wojewódzkie służby konserwatorskie podgryzać. Co zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Wojewódzkie służby konserwatorskie, mimo wszystko wykazały się zrozumieniem.

2. Przez pół dnia zajmowałem się pracą zawodową, czyli pisaniem tekstu na podstawie amerykańskich notatek. Udało mi się skończyć. Co jest jakimś sukcesem. W międzyczasie odbyłem tzw. calla, z którego wynika, że 1 października rozpocznę nowy etap w zawodowym życiu. Złą informacją jest, że się nie mogę zdecydować czy to jest zła informacja. 
Byłem w Ołoboku nadać paczkę w paczkomacie. W pobliskim przedszkolu trwała jakaś impreza. W znaczeniu: ulica zastawiona była samochodami, przed budynkiem stał tłumek rodziców, napierdalała muzyka, podrygiwały dzieci i co jakiś czas ktoś wypuszczał na te dzieci dym. Uciekając przed hałasem, usłyszałem że Ruda tańczy jak szalona. 

3. Poszliśmy z pieskiem zupełnie inną niż zwykle trasą. Piesek zasadniczo był grzeczny. Zacząłem słuchać rozmowy: Matczak, Gwiazdowski, Mazurek. Matczak potwornie irytujący. Opowiadający ex cathedra straszne w sumie pierdoły. Choć pierdoły, to może nie jest dobre określenie. Opowiadał o nieistniejącej idealnej rzeczywistości. W stylu „Qu’ils mangent de la brioche!”. Choć tego wcale ponoć nie powiedziała Maria Antonina, tylko napisał Jean-Jacques Rousseau. Najbardziej rozwalająca była teza, że gdybyśmy wszystkich migrantów przyjmowali z otwartymi ramionami, to nie rzucaliby kamieniami i żołnierz by nie zginął. Nawet nie chce mi się tego sobie przypominać. 
Gwiazdowski, nieprzyzwyczajony do formuły, nie dawał odpowiedniego odporu. Ktoś zadzwonił, przerwałem. I jakoś nie chciało mi się później do tej dyskusji wracać. 

A złą informacją jest, że z tak się wszystko poukładało, że nie wypiłem piwa z sąsiadem Tomkiem. A jutro też nie wypiję, bo pojutrze zrywać się będę o świcie. 


 

wtorek, 11 czerwca 2024

10 czerwca 2024


1. Obudził mnie robot z Orange. I to jest zła informacja. Chciał porozmawiać o jakiejś fakturze. Nie ze mną. Posłuchałem więc Joachima Brudzińskiego. W sumie szkoda, że się dostał, bo brakuje mi jego sposobu odpowiadania na pytania, w tym przypadku Mazurka. 

2. Nie wydarzył się żaden cud, i wyniki wyborów były takie, jak można się było o trzeciej nad ranem domyślać, że będą. Koło południa dotarło do mnie, że stała się jedna bardzo ważna rzecz, która może mieć wpływ na to, co się będzie działo w najbliższym roku. Tak to jest, kiedy mistrz warcabów próbuje grać w szachy. 
Rano się dowiedziałem, że pewien bardzo rozsądny dziennikarz stracił pracę. Pracodawca przestał potrzebować rozsądnych dziennikarzy. I to jest zła informacja, bo rozsądku w mediach już i tak brakuje. 

3. Cały dzień zabierałem się za pisanie tekstu. Wiem, o czym, mam już nawet składowe. Nie napisałem ani słowa. I to jest zła informacja. Za to zaktualizowałem komputer. 
Byliśmy z pieskiem w lesie. Starą trasą. Piesek był bardzo grzeczny. Nie ma grzybów. Albo są małe. Na tyle, że ich o zmierzchu nie zauważyłem. 


 

poniedziałek, 10 czerwca 2024

9 czerwca 2024


 1. Spałem do południa. A dokładniej: do popołudnia. Spałem więc za długo. I od tego spania wszystko mnie boli. I to jest zła informacja. 

2. Obejrzałem komentarz Mazurka na temat samozwańczego kandydata w wyborach prezydenckich. Jaki kraj, taki Underwood. 
Cała Polska (polityczna) oglądała „House of Cards”. Mam jednak wrażenie, że większość bez zrozumienia. Frank Underwood nigdy nie wyleciał z polityki. Był bardzo ważną postacią w Kongresie. Nasz rodzimy Frank rozpoczął karierę polityczną w 2010 roku. Trwała ona do 2015, kiedy wchodząc w konflikt z prezesem PiS, sam się wystawił na out. Do czynnej polityki wrócił dopiero jesienią 2023 roku. Oczywiście, w międzyczasie działał z cienia, miał w polityce swoich ludzi, ale przede wszystkim zajmował się zarabianiem pieniędzy. Frank, w pierwszym odcinku serialu, mówi, co sądzi o ludziach, którzy wolą pieniądze od władzy. 
W sumie nie chce mi się rozpisywać, więc upraszczając: wydaje mi się, że mamy po raz kolejny do czynienia z medialno-politycznym perpetuum mobile. Mamy człowieka, który potrafi na dziennikarzach wywrzeć wrażenie geniusza. Dziennikarze piszą o nim, jako o geniuszu. Dowodów tego geniuszu nie widać, ale tym bardziej dziennikarze o geniuszu piszą, bo gdyby napisali, że z geniuszem kłopot, to by wyszło, że się dali wkręcić. 
A wkręcać się dają nie tylko dziennikarze. I to jest zła informacja. 

3. Zagłosowałem. Nie było nas, głosujących, zbyt wielu. Sąsiedzi stracili zainteresowanie polityką. W poprzednich wyborach było inaczej, mimo iż, żeby zagłosować, trzeba było jechać do Ołoboku. 
Wieczór wyborczy w Kanale Zero bardzo się mojej osobie podobał. Szkoda tylko, że Mazurek musiał iść do domu, bo rano rozmawia z Brudzińskim, bo pomysł obdzwaniania polityków bardzo był interesujący. 
Po late pollach widać, że PiS wcale nie dostał aż tak dużego łomotu, jak się spodziewano. I to jest zła informacja, bo im mniejszy ten łomot, tym mniejsza szansa, że się ogarną. 

Szkoda kolegi Wojtka, po ludzku szkoda, bo z drugiej strony naprawdę nie potrzeba rocket science, żeby przewidzieć, że nic z tego nie będzie. Bo po pierwsze, stratował przeciw partii, na której liście był jedynką. Po drugie niczego specjalnego z tym okręgiem nie miał wspólnego, a to jednak Wielkopolanie. 

Cóż, w punkcie drugim wymieniony geniusz, wyprowadził parę osób na manowce. 

niedziela, 9 czerwca 2024

5–8 czerwca 2024


 

1. Środa, w znakomitej swojej części, przeszła mi na pracę zawodową. Efektywny byłem, jak zwykle, gdy się nie wyśpię, czyli wcale. I to jest zła informacja, bo gdyby mi poszło szybciej, to może bym jeszcze pojechał do miasta, a tak kontemplowałem nastrój Falls Church, czyli miejsca, gdzie mieszkali bohaterowie „The Americans”.
Wieczorem zacząłem oglądać „House of Cards”. Pierwszy sezon wciąż bardzo dobry. 


2. Amerykanie mają bardzo piękne stacje kolejowe. Monumentalne wręcz. Waszyngtońską Union Station postawili w taki sposób, by parlamentarzyści mieli blisko na Kapitol. Bliżej niż do Białego Domu. Ich jest w sumie 535, a prezydent jeden. Z kolei pracownicy administracji powinni siedzieć na miejscu, a niekoniecznie jeździć. Parlamentarzyści powinni dzielić czas na stolicę i własne okręgi. Więc podróżowanie winno zajmować jak najmniej czasu. Więc Union Station postawiono obok Kapitolu. 

Kolega Marcin odwiózł mnie na stację zgodnie z zaleceniem, na pół godziny przed odjazdem. Odstałem pół godziny pod tablicą, na której miał się objawić numer bramki prowadzącej na peron, z którego mój pociąg odjeżdżał. Odstałem i nic. Znaczy, po półgodzinie pojawił się komunikat, że pociąg jest spóźniony i im jest przykro. Sprawdziłem na stronie. Była informacja, że się spóźni pół godziny, później pięćdziesiąt minut, później półtorej godziny, później dwie godziny. Następny pociąg, do Bostonu, przez Nowy Jork też się spóźnił. Ale w końcu pojawiła się informacja, że jednak przyjedzie. Panie w kasach, miały wprawę. Wyjęły z kolejki wszystkich z mojego pociągu i obsłużyły w pierwszej kolejności, żeby zdążyli. 
Pociąg jak pociąg. Tyle, że srebrny i w dizajnerskim kształcie. Fotele wygodne, prąd jest. Internet jest. Widoki za oknem, jak to zwykle za oknem pociągu. Syf. Krzaki. Przy miastach, jakieś place niekoniecznie sprawnymi samochodami. Niezbyt piękne Magazyny. Już chyba lepsze widoki są z samochodów. A jeszcze lepsze z samolotów. Cóż, wszystko ma swoją cenę.
Dojechałem. Misza eskortował mnie na peron Long Island Rail Road. Dojechałem na Jamajkę (wyjątkowa akurat tam nie waliło trawą), tam chwilę mi zeszło, nim zrozumiałem drogowskazy do AirTrain. Z tej kolejki jest zdecydowanie lepszy widok.
Na lotnisku zdążyłem nawet nadać bagaż. Bo obsługa wyciągnęła z kolejki lecących do Frankfurtu. 

Rok temu, wracając z tej samej konferencji, piłem piwo na IAD w barze z włoską obsługą. Na JFK bar był identyczny i obsługa była identyczna. Matrix jest jednak niedopracowany. 
Lufthansa nie ma zwyczaju tłumaczyć filmów. I to jest zła informacja. I nie chodzi o to, że na polski. Nawet na angielski, czy niemiecki. Koreańskich na przykład. 
We Frankfurcie wypiłem piwo i zjadłem Pretzel. Picie piwa o szóstej rano byłoby kulturowo usprawiedliwione, gdyby to piwo było którymś z kolei. Ja jednak występowałem w dwóch czasach, czyli ta szósta rownocześnie była północą. Drogę do Warszawy przespałem. Obudziły mnie dopiero oklaski po lądowaniu. Oklaski w samolocie to najwyraźniej nie jest polski pomysł. 

3. Wg informacji na ekranach, na walizkę miałem czekać pół godziny. Czekałem krócej. Przez resztę piątku byłem w organie konstytucyjnym, dwa razy w organie władzy wykonawczej, u szewca, naklejono mi ochronną naklejkę na zegarek (to w okolicach organu konstytucyjnego), wypiłem piwo bezalkoholowe w Krakenie i zjadłem kanapkę w Noli. Kanapka dobra, ale krewetki lepsze. Próbowałem bez kolejki przejść kontrolę bezpieczeństwa. Nieskutecznie, gdyż znalazł się obywatel, który to udaremnił. Doleciałem do Babimostu i chyba tyle. 

W sobotę dochodziłem do siebie. Nie wiem jeszcze, czy skutecznie. I to, że nie wiem, to jest zła informacja.