1. Symetrysta Sroczyński zrobił wywiad z badaczem Dumą i opublikował rzeczony wywiad na gazeta.pl. Wywiad niby oczywisty, a jednak robi wrażenie.
Taki kawałek:
„Czyli te 60 tysięcy kwoty wolnej to jest to polityczne złoto?
Nie wiem, czy złoto, ale w każdym razie to jest bardzo dobre. A jeszcze lepsze byłoby combo: wyższa kwota wolna w PIT i niższa składka na NFZ. W dodatku o tyle jest to fajne, że im więcej zarabiasz, tym więcej na tym zyskujesz.
Niby dlaczego to fajne?
Bo która klasa na czymś takim wygrywa? Ta środkowa, która chce się oddzielić od niższej. Pisowcy dawali swoim, nasi też mają dawać swoim. I Platforma to rozumie. Jak przedstawiony został CPK? W taki sposób, że teraz to jest obietnica dla dużych miast. Duże miasta połączymy szybką koleją w sto minut, a nie jakiś Pcim i Rzeszów, jakieś szprychy, którymi PiS chciało swoich wyborców dowozić do Baranowa
Teraz wy dostaniecie szybką kolej, a nie tamci?
Tak. Podobną funkcję pełni zapowiedź likwidacji wolnych niedziel w handlu. Żadna z zainteresowanych stron tak naprawdę przywracania handlu w niedziele nie chce: ani związki zawodowe, ani kasjerki, ani nawet sieci handlowe. Szef Rossmana mówi wprost: „Dziękuję pięknie, do pracujących niedziel tylko dopłacam". Bo nie o handel tutaj chodzi.
To o co?
To jest element szerszego nastroju, żebyśmy tę trzecią klasę w naszym pociągu znowu przesadzili tam, gdzie jej miejsce - do wagonu trzeciej klasy. I wyraźnie ją oddzielili, czyli doprowadzili do sytuacji, kiedy będzie wiadomo, kto ma bilet w pierwszej, kto ma bilet w drugiej, a kto ma bilet w trzeciej klasie. Bo za czasów PiS-u to się zaczęło zacierać. Pierwsza klasa nadal sobie jechała coraz wygodniej, natomiast druga i trzecia zaczęły się ze sobą sklejać, co było powodem ogromnych lęków i napięć w wagonach drugiej klasy.
Nie chodzi o to, żeby móc robić w niedzielę zakupy, tylko żeby te kasjerki z klasy ludowej musiały w niedzielę potulnie siedzieć na kasach?
Chodzi o porządek społeczny. Dobrze to widać po nastrojach wśród nauczycieli, którzy mówią: słuchajcie, jeszcze dwie podwyżki płacy minimalnej i znowu będziemy zarabiać tyle, co kasjerka. Tę skargę mocno słychać w mediach społecznościowych, gdzie krążą różne wersje mema z pensją kasjerki i początkującej nauczycielki. Oni nie tylko są źli, że wciąż za mało zarabiają - to absolutnie rozumiem - ale chodzi też o to, że ktoś z klasy ludowej z samą maturą zarabia za dużo. I to jest opowieść o lękach nie tylko nauczycielskich, ale znacznie szerszych. Widać to po nadmiarowej skali krytyki, jaka spadła na rząd za pomysł ustalenia płacy minimalnej na poziomie 60 procent płacy średniej - czyli dziś byłoby to niemal 4900 zł brutto. Cześć wyborców przejechała się po tym pomyśle z wielką wściekłością, co pokazuje, jak duży to lęk, że doły zbliżą się do mnie, do średniaka. Oni nie widzą w tym szansy na wzrost również swoich wynagrodzeń - na zasadzie, że jak od dołu się popchnie, to w środku też pensja podskoczy - raczej czują się jak w biegu Wings for Life, gdzie ruchoma meta goni cię coraz szybciej, w pewnym momencie cię dogania i kończysz wyścig. Kiedyś ta kasjerka musiała siedzieć w niedzielę przy kasie, bo to ratowało jej budżet, według części klasy średniej dobrze by było, żeby ona nadal musiała tam siedzieć.”
Tu link do całości: https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,31123115,zeby-moje-netto-bylo-brutto-wyborcy-koalicji-chca-wszysto.html
Jak mówi Easy Rider: PiS, z tzw. ofiar transformacji wykreował nową klasę średnią. Stara klasa średnia nie może tego przeżyć. Zdaje sobie sprawę z tego, że nikt więcej jej nie zapłaci, więc by chciała, żeby reszta zarabiała mniej niż ona. A tak się już nie wydarzy. Zbyt wiele się zmieniło.
2. Kupiłem telewizor. Poprzedni był naprawdę dobry, służył nam ponad dekadę, niestety przestał widzieć sygnał HDMI, a przez inne wejścia dostarczać możemy chyba tylko sygnał z magnetowidu.
Telewizor powystawowy, więc nie było do końca gwarancji, czy działał będzie wystarczająco dobrze. Zwłaszcza że po tym jak kliknąłem zadzwoniła pani ze sklepu, żeby dopytać, czy jestem pewien, że taki chcę kupić.
W poniedziałek przesyłka wyszła ze Śląska. We wtorek rano najpierw dostałem mejla, że nie zostanie dostarczony. Wiadomo DHL. Później dostałem mejla, że zostanie dostarczony. Przyszedł. Sprawny. Znaczy – niepotłuczony. Postanowiłem go powiesić. Okazało się, że śruby do wieszaka w LG są inne niż w Samsungu. Trzeba więc było pojechać do Mrówki.
W Świebodzińskiej Mrówce zakup śrub wymaga wezwania obsługi, gdyż klient nie może obsługiwać elektronicznej wagi, bo by jeszcze zepsuł. Do tego śrub musi być przynajmniej 40 gramów i już. Mniej nie sprzedadzą. Kupiłem. Kiedy ruszałem spod sklepu, doszło do mnie, że mogłem kupić za krótkie. Wróciłem, kupiłem dłuższe.
Tym razem podejrzałem jaki klawisz wciska pani na wadze, następnym razem spróbuję brejknąć rule i się sam obsłużyć.
W domu się okazało, że większość kupionych śrub była za krótka. Ostatnie cztery dały radę. Powiesiłem telewizor. Najpierw po apdejcie systemu przestał rozmawiać z Internetem, później, po przywróceniu ustawień fabrycznych, jakoś się dogadali.
Instalowałem aplikacje. Przyszła kolej na TVN24.go, dowiedziałem się, że o 19:30 Wrona rozmawia z Prezydentem. Inaczej bym pewnie nie zauważył, a tak obejrzałem. Najpierw jak spóźnienie wywala ramówkę. Później jak Prezydent wyjaśnia kwestię wiarygodności ministra Sikorskiego, jak zapomina o odebranym immunitecie posła Wosia i jak Wrona zastępcę szefa kancelarii robi prezydenckim doradcą.
W sumie widziałem już wywiady ciekawsze.
Spóźnienie, jak się później dowiedziałem, wykreował redaktor Rachoń, który nagrywał wcześniej rozmowę na dzień później. I najwyraźniej stwierdził, że ma gdzieś widzów TVN24, co jest o tyle interesujące, że spora część z nich to są jego byli widzowie z TVP Info.
Po wszystkim poszliśmy z pieskiem. Do lasu, gdzie są prawdziwki. Wciąż są. Gigantyczne, tyle że wyżarte w środku przez robactwo. Piesek zasadniczo zapadł w sen zimowy w wersji letniej. Śpi całymi dniami, prawie nie je. Przytomnieje na chwilę wieczorem. Tylko na chwilę. Chyba, że ktoś wtargnie. Na przykład szop.
3. Następnego dnia bladym świtem ruszyłem Lawiną na lotnisko. W Skąpem odkryłem, że coś jest nie tak. To na początku Skąpego. Pod koniec zrozumiałem, że się skrzynia ślizga. I dalej, tym bardziej. Obudziłem Bożenę i poprosiłem, by ruszyła w moim kierunku. Przejechałem rozpędem jakieś dwa kilometry i wylądowałem na poboczu. Przyjechała Bożena. Udało mi się zdążyć na lotnisko. Wyjeżdżanie z marginesem bezpieczeństwa ma sens. Podobnie, jak wykupywanie assistance. O tym, że je wykupiłem, dotarło do mnie po jakiejś godzinie. W każdym razie Lawina jedzie do Warszawy, do warsztatu, w którym skutecznie naprawiono kiedyś skrzynię z Suburbana. Pan z warszawskiego warsztatu obiecał do tego, że wywrze presję na pana mechanika z Zielonej, gdyż go zna i poniekąd kołczuje.
A ja w Krakowie, o którym raczej będę pisał jutro.