piątek, 9 sierpnia 2024

7–8 sierpnia 2024





1. Równo dekadę temu opublikowałem pierwsze 3 Negatywy.

https://www.3neg.pl/2014/08/moj-drogi-kolega-grzegorz-kapla-pewnego.html

Sporo się od tego czasu zmieniło. Na przykład, z rodziny naprzeciwko został ojciec, który w międzyczasie był ministrem. Mam wrażenie, że teraz rzadziej wywiesza flagę. 
Negatywy przestały być codzienne. Wpisów, wliczając ten, jest 1241. 


2. Wczoraj obudził mnie naprawiacz skrzyń biegów z Zielonej. Obudził słowami: Rok Suburbana. Pomyślałem, że zadzwonił, by powiedzieć, że Suburban już rok u niego stoi, jednak chodziło mu o rok produkcji. Znaczy, coś zaczął robić. Znaczy, naprawiacz skrzyń biegów z Ursusa, jak zapowiedział, opieprzył naprawiacza skrzyń biegów z Zielonej i przyniosło to skutek. 

Bardzo ładnie rozszedł się na Twitterze wątek, na który przerobiłem poprzednie Negatywy. Tak ładnie, że chwilę po jego wrzuceniu zadzwoniono z zaproszeniem do niedzielnego Mellera. 
Jednej rzeczy nie napisałem: bohater „Millenium” poszedł siedzieć, bo go wystawił informator. Dla sądu nie było to wystarczające usprawiedliwienie. 

Walnąłem się w rezerwacji samolotu. W nazwisku własnym. Literka nie taka. Zdzwoniłem do Lotu, poprawili. Na koniec usłyszałem, że poprawka jest darmowa, ale muszę zapłacić sześćdziesiąt złotych. Konkretnie: sześćdziesiąt cztery z groszami. Ciekawe, co by było, gdyby poprawka była płatna.


3. À propos sądów. Wyrok w pierwszej instancji to nie koniec mojego doświadczenia z wymiarem sprawiedliwości. Nasz szanowny mecenas powiedział, że wpłynęła apelacja.

Wysłuchałem, co Twardoch ma do powiedzenia na temat Powstania. I mam mieszane uczucia. O ile rozumiem go, gdy mówi, że Ślązakom należy się własna historia i własna pamięć, to nie rozumiem, skąd jego przekonanie, że zna się na Powstaniu. Zna się i jest nosicielem jedynej racji. 

środa, 7 sierpnia 2024

6 sierpnia 2024


1. Najbardziej moją osobę zadziwiły głosy, że Stanowski wykazując hipokryzję mediów robi źle. Abstrahując od tego, że wykazanie hipokryzji mediów było skutkiem ubocznym wkręcenia Stonogi, sam pomysł, by głośno mówić, że wykazywanie prawdy jest złe, jest dość odważny. 

Najpierw zebrany wątek Bianki Mikołajewskiej:
„Wczoraj, gdy pojawiło się nagranie z rzekomego kolegium Kanału Zero, rozmawialiśmy z @M_Jaloszewski o tym, że to musi być jakaś ustawka. Niemożliwe żeby 5 lat po kompromitacji T. Machały, który tłumaczył na kolegium WP dlaczego dziennikarze mają nie pisać o M. Sprawiedliwości, ktoś powtórzył to niemal 1:1. Wypowiadając wszystkie te frazy, które tak pięknie nadają się do cytowania. I na dodatek, by to wszystko trafiło akurat w ręce Z. Stonogi. Oboje uznaliśmy, że jeśli to sam K. Stanowski spreparował tę historię, sprawa jest może nawet poważniejsza, niż gdyby nagranie było prawdziwe. Bo to jest już historia o tym, czy w dobie wszechogarniającej dezinformacji, gdy za naszą granicą toczy się wojna, ludzie cieszący się milionami widzów i odsłon, tworzący media informacyjne (a takim jest w części Kanał Zero) mają prawo robić eksperymenty wiarygodności innych mediów i osób publicznych. Zaczynając z innej strony: Nie ma silniejszej broni niż informacja i bardziej bezbronnych ludzi, niż pozbawieni wiarygodnych informacji. Ogromne wysiłki wszelakiej propagandy skupiają się od lat na tym, by niepotwierdzonymi informacjami siać zamęt i niepewność, by ludzie nie wierzyli już nikomu i w nic. Zwłaszcza, by nie ufali mediom i dziennikarzom. Eksperyment KS to kolejna w ostatnim czasie w mediach społecznościowych akcja, która – chcąc, nie chcąc – idzie w tym samym kierunku. Ktoś może powiedzieć: «po co nam zaufanie do mediów i osób publicznych, które publikują fejki nie potwierdzając ich prawdziwości?» I trudno z tym dyskutować. Tyle, że taki eksperyment osłabia wiarygodność WSZYSTKICH dziennikarzy, także tych, którzy codziennie starają się nie dać nabrać rozmaitym manipulatorom, dezinformatorom i fejkotwórcom. Ktoś powie: «może media i dziennikarze czegoś się dzięki temu nauczą i wyjdą z tego mocniejsze, a ludzie dzięki temu zaczną bardziej im wierzyć». Niestety, jak na razie, to tak nie działa.”

Obawiam się, że w Polsce mamy problem ze WSZYSTKIMI dziennikarzami. Któryś raz z kolei powtórzę myśl, którą prawie dekadę temu wygłosił, pracujący wówczas w „Newsweeku” Wojtek Cieśla. Powiedział, że dla połowy czytelników to, co napisze jest prawdą, bo napisze to w „Newsweeku”, a dla drugiej nie jest prawdą, bo napisze to w „Newsweeku”, więc jego praca dziennikarza śledczego traci sens, bo w ten sposób drugorzędnym się staje, czy to, co napisze, jest prawdą, czy nie. 
Otóż nasze gwiazdy dziennikarstwa świetnie się w tej sytuacji odnalazły. Wychodzą naprzeciw potrzebom czytelników. Czytelnicy ich za to kochają. Nie za pisanie prawdy, tylko za wychodzenie im naprzeciw. Efekt jest taki, że jak któryś napisze coś, co nie pasuje kochającym go czytelnikom, kończy się to internetowym linczem. Bo czytelnik nie kocha za rzetelność, wiarygodność, profesjonalizm, tylko za pisanie tego, co czytelnikowi pasuje. 

Pani Bianka napisała, że eksperyment Stanowskiego „osłabia wiarygodność WSZYSTKICH dziennikarzy”. Czy aby na pewno? Mnie się wydaje, że nie osłabia wiarygodności Kanału Zero. Wręcz przeciwnie. Wzmacnia ją. 

Tweet Marcina Kędzierskiego:
„Stanowski jest geniuszem mediów społecznościowych. Sęk w tym, że kompromitując «tradycyjne media» wzmacnia procesy, które w ogóle zabijają debatę publiczną. To taki trochę szatański plan – nie zawsze dobro (pokazanie hipokryzji mediów – nikt nie będzie płakać) prowadzi do dobra.”

Ewangelia ma nieco inne zdanie na ten temat, mianowicie i świętego Jana napisane jest: Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.”


2. „Tradycyjne media” i ich pracownicy żyją w przekonaniu, że nie ma odpowiedzialności za słowo. Muszą też mieć jakoś zredefiniowane znaczenie słowa „wiarygodność”. Jeżeli utytułowany dziennikarz, bez najmniejszej próby weryfikacji podaje dalej film, udostępniony przez Zbigniewa Stonogę, człowieka o wiarygodności (w znaczeniu słownikowym) mocno dyskusyjnej, to skąd mam wiedzieć, że jego następny materiał, który będzie opisywał jakieś bardzo ważne sprawy, powstał z zachowaniem warsztatu. Skąd mam wiedzieć, czy ktoś utytułowanego dziennikarza nie wkręcił?

Na początku lat 90. Urbanowe „Nie” wkręciło „Wyborczą”. Doprowadziło do tego, że w „Gazecie” ukazał się materiał śledczy o zmyślonym przez Urbana biznesmenie. Nie pamiętam dokładnie, była wtedy jakaś afera z dowiezieniem weteranów na Monte Cassino, Urban wysyłając faksy do „Wyborczej” doprowadził do tego, że nieżyjąca już autorka (swoją drogą patronka nagrody dla dziennikarzy) połączyła tę aferę z przemytem narkotyków. W każdym razie, po tym jak się teksty ukazały, Urban opisał dokładnie, w jaki sposób „Wyborczą” wkręcał, gdzie powinny się zapalić czerwone lampki. 
Historia ta została wyparta, wiadomo Urban to zło, „Wyborcza” to dobro. 
Gdyby nie została wyparta i gdyby była omawiana przez trzydzieści ostatnich lat, może nasi dziennikarze zachowywaliby się inaczej. 


3. Modna przed laty trylogia Stiega Larssona „Millenium”, zaczyna się od tego, że bohater Mikael Blomkvist wychodzi z więzienia, w którym siedział za to, że napisał tekst, którego prawdziwości nie mógł udowodnić przed sądem. W więzieniu. Nie w Rosji. Nie na Białorusi. W Szwecji. U nas tak nie ma. Może i dobrze, bo wiarygodność naszego wymiaru sprawiedliwości podobna jest do wiarygodności naszych mediów. 


 

wtorek, 6 sierpnia 2024

3–5 sierpnia 2024


1. No więc 2. sierpnia, kiedy obudziła mnie po trzech godzinach snu śmieciarka, dotarło do mnie, że się umówiłem na odbiór Lawiny. Przytomny specjalnie nie byłem, ale dotarło do mnie, że do końca imprezy się alkoholizowalem, na koniec, co prawda winem, ale jednak. Udałem się więc grzecznie na komisariat przy Wilczej, gdzie wydmuchałem nic. Pan policjant popatrzył na mnie, jak na wariata, a powinien pochwalić, za obywatelską odpowiedzialność. Wygląda na to, że wciąż mam stalową wątrobę. 

Po przygodzie przy Szaserów, gdzie z niewiadomych przyczyn nie mogłem znaleźć rejestracji rezonansu, ale nie będę się na ten temat rozpisywał, udałem się do Ursusa, gdzie czekała na mnie Lawina. Pan naprawiacz skrzyń, zalecił przez pierwsze dwa tysiące kilometrów nie przekraczać 100 km/godz i 2500 obrotów. No i podzielił się mądrością. Dlaczego amerykańskie skrzynie wytrzymują w Ameryce 300 tys. km, w Europie 120 tys. km, a w Polsce 80 tys. km? Bo w Stanach nikt nie przekracza 120 km/godz. A w Polsce, jak to w Polsce. 


2. W związku z tym, następnego dnia jechałem do domu starą drogą osiem prawie godzin. Ze dwa razy o mało co nie zasnąłem. Za to spaliłem jakieś śladowe ilości paliwa.

Jechałem słuchając „W pustyni i w puszczy”. Gorsze niż „Trylogia”. Ale w sumie niezłe. 
Opis państwa islamskiego w wersji Mahdiego – ponadczasowy. 
Myślałem o Powstańcach Warszawskich. Oni wszyscy wychowani na Sienkiewiczu. I to nie tylko na „Trylogii”:
„– Słuchaj, Stasiu! Śmiercią nie wolno nikomu szafować, ale jeśli ktoś zagrozi twej ojczyźnie, życiu twej matki, siostry lub życiu kobiety, którą ci oddano w opiekę, to pal mu w łeb, ani pytaj, i nie czyń sobie z tego żadnych wyrzutów.”

W poniedziałek pojechałem do Różanek po meble. I witraż. I zegar. Odwiedziłem Murzynowo. Nazwa wciąż niezmieniona. 
Tankowałem przy wjeździe do Gorzowa. Pan pompiarz widząc meble na pace wszedł w dyskusję na temat zbliżającego się końca świata. Wszystko już nie takie, a będzie jeszcze gorsze. 
Zegar okazał się mieś zagięte coś, na czym wici wahadło. Wygląda na to, że udało mi się ten problem rozwiązać.

3. Wieczorem się okazało, że przyszedł w końcu ten dzień, kiedy Stonoga stał się wiarygodny dla gwiazd naszych głównych mediów. 
O Stonodze nie chce mi się pisać. Z filmem, który wrzucił, od razu było widać, że coś jest nie tak. Też mi się nie chce pisać co. W każdym razie ludzie, którzy się mają za poważnych dziennikarzy poszli w to jak w dym. Żyjemy w czasach, kiedy wiarygodność nie jest specjalnie ceniona. 
Ludzie sobie narobili zrzutów. I pewnie, gdy jedna z drugą gwiazda będą publikować efekty swoich dziennikarskich śledztw, ludzie te zrzuty będą wrzucać. A gwiazdy nie będą rozumieć, o co chodzi. 
Bo to takie gwiazdy. 


 

poniedziałek, 5 sierpnia 2024

31 lipca – 2 sierpnia 2024


 1. 80. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. 

Plac Krasińskich. Prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier, przeprosił. Nic nowego, gdyż w Niemczech główną funkcją prezydenta jest jeżdżenie po świecie i przepraszanie. 

Nikt – mam wrażenie – nie zauważył, że Steinmeier nie mówił o nazistach, mówił o Niemcach. Można to traktować jako ukłon w naszą stronę, ale równie dobrze możemy to mieć gdzieś. Podobnie jak kolejne przeprosiny. Prezydent zauważył, że Warszawa tak bardzo była zniszczona, a jak pięknie została odbudowana. W domyśle: więc o co chodzi z tymi reparacjami.

Kto nie był na placu Krasińskich małe miał szanse, by się dowiedzieć, że pod koniec przemówienia Steinmeiera część słuchaczy zaczęła krzyczeć: reparacje. Nawet spora część słuchaczy. Okrzyki usłyszeli niemieccy żurnaliści. Ktoś nawet o tym napisał. Ale międzynarodowy skandal jakoś nie wybuchł.

80. rocznica Powstania, a publiczna telewizja nie transmituje. Takie czasy.

Wybory idą. Słychać to było w przemówieniu Rafała Trzaskowskiego. Mówił, jakby to powiedzieć, Dudą. 


2. O tym, jak bardzo wybory idą, mogliśmy się dowiedzieć następnego dnia rano, kiedy pan premier przyjechał do Muzeum i ogłosił, że da 100 milionów na Muzeum rozbudowę. Pokazał tym samym Trzaskowskiemu, że może go skutecznie podgryźć w jego własnym mateczniku. 

Można żartować oczywiście, że rozbudowę konsultować będzie profesor Machcewicz i że chodzi o to, żeby rozszerzyć ekspozycję o część, która pokaże traumatyczne przeżycia Niemców, których przez złych nazistów musieli brać udział w Powstaniu. Ale mi się nie chce. Wolę się zastanawiać, czy te 100 milionów, to te same w części pieniądze, które rok temu obiecał Mateusz Morawiecki. On mówił o 50 milionach, ale wiadomo co z pieniędzmi zrobiła pisowska inflacja. 
A poważnie mówiąc, bez zmiany prawa rząd będzie miał problem z przekazaniem tych pieniędzy. Do 2 października jest jeszcze trochę czasu, więc by można odpowiednią specustawę uchwalić. Bez tego, obawiam się, że Muzeum zobaczy te 100 milionów podobnie, jak zobaczyło 50 od Morawieckiego. 


3. Wybory idą. Miasto zmieniło ustawienie na cmentarzu. Pewnie, by wyczyścić kadry. Żeby Trzaskowski lepiej wyglądał. 
Na cmentarzu pojawił się dawno nie widziany Jacek Kurski. Punktualnie się pojawił.

Śpiewanki. Najgorsze z tych dziesięciu, w których brałem udział. Można odnieść wrażenie, że Muzeum miało ograniczony wpływ na ich kształt. 

Spektakl w Muzeum. Nie oglądałem. Dwie i pół godziny spędziłem w bardzo dobrym towarzystwie. 


środa, 31 lipca 2024

27–30 lipca 2024


1. Obejrzeliśmy nowy film reżysera „Przekrętu”, którego nazwiska zwykle nie mogę sobie przypomnieć. Tego męża Madonny. Nasze siły translatorskie znowu nie dały sobie rady z tłumaczeniem tytułu. Film naprawdę się mojej osobie podobał. Cywilizowana wersja „Inglourious Basterds”. Bardzo cywilizowana, gdyż z dumą informująca, iż oparta jest o fakty. Daruję sobie jęczenie, że taki film powinien powstać o jakiejś naszej historii. Historie podobnie mamy dobre, nie jesteśmy w stanie nikogo nimi zainteresować. I to jest zła informacja.
Skończyliśmy oglądać serial o Rzymie. Tak, gorszy niż ten HBO. Ale mimo wszystko interesujący. 
Jeżeli komuś brakuje wzruszeń, polecamy „Ambulance”.

2. Warszawa. Znaczy, zanim doleciałem, zacząłem słuchać rozmowy dyrektora Ołdakowskiego z gospodarzami Ground Zero. Polecam. W Warszawie się okazało, że Okopową nie jeżdżą tramwaje. 80. rocznica Powstania. W Muzeum spotkanie z Powstańcami. Dziesiąty raz w tym uczestniczę. We wspomnieniach opisać muszę kwestię wieńca z pierwszego razu. Tym razem interesujący byli nieobecni, których pozdrawiam.

3. Warszawa wieczorem. Poznańska bez wody. Kolejny raz. Dwudziesta druag, młot hydrauliczny wytłukiwujący bruk. To przed Krakeno-Beirutem. Zabawne w sumie, w kontekście sąsiadów awanturujących się, w kwestii ulicznych hałasów. 
Tel Aviv zmienił nazwę na P11 (chyba), a mógł na Gaza. Cieniasy. 
W przyjemnym w sumie wieczorze, miałem traumatyczną przerwę w San Escobar. I nie chodzi o Silnego Razem, który postanowił opowiadać mi o tym, jak inwigilowano go Pegasusem.
Pojawił się człowiek, który koniecznie wszystkim chciał stawiać. Później się okazało, że jest maszynistą, który świeżo walnął w samochód na przejeździe. Powtarzał kilka razy, że trzeba patrzeć do końca. 






 

sobota, 27 lipca 2024

26 lipca 2024


1. Nie jestem specjalnym wielbicielem Terlikowskiego, ale nie mam do niego wielkich pretensji, że nie zapytał Giertycha o Polnord. Nic by ciekawego Giertych nie odpowiedział. Zresztą i tak nic ciekawego nie powiedział. Terlikowski pojawił się w kanale Zero. Nie jest to dla mnie jakaś specjalnie wielka wartość dodana. W ogóle miewam ostatnio mieszane uczucia, co do decyzji personalnych Stanowskiego. Zaczęło się od Wiernikowskiej. Poznałem ją ponad dwadzieścia lat temu. Już wtedy zapaliły mi się czerwone lampki. Późniejsza jej aktywność w mediach społecznościowych ugruntowała we mnie przekonanie, że trzymać się trzeba jak najdalej. 
Nie przepadam też za Joanną Pinkwart. Nigdy nic ciekawego od niej nie usłyszałem. Mam wrażenie, że dzięki moim dwóm rozmówcom więcej wiem niż ona, do tego na pewno lepiej wyciągam wnioski. 
Świetna za to jest Maria Stepan.

2. Byłem w Zielonej. W jednym urzędzie. Byłem też w Makro. I podjechałem do naprawiacza skrzyń biegów. Jednak wciąż ściemnia. I to jest zła informacja. Choć z drugiej strony, gdyby szybko zrobił i miałbym naraz zapłacić za Lawinę i Suburbana, to raczej bym nie dał rady. Podjechałem też zobaczyć, jak sąsiad Tomek ze współpracownikami montują carporty. Porządne te carporty. Chciałbym taki mieć. 

3. Nie oglądałem ceremonii otwarcia igrzysk. Uważam, że masowe imprezy sportowe to zło. Od paru dni oglądamy serial Amazona o Rzymie. Już wtedy sport masowy to było zło, tyle że z tym, iż wtedy tak było, dziś nikt nie dyskutuje. 
Uważam, że masowe imprezy sportowe to zło. Śmieszą mnie ludzie, którzy uważają, że można skutecznie używać sportu do polityki. Nie te czasy. Podobnie zresztą jest z kościołem. Też już politycznie nie działa tak jak kiedyś. 
A o tym, że „Imagine” to komunistyczny manifest wiem od podstawówki, kiedy na angielskim, pan Malita, który później zrobił karierę w amerykańskiej korporacji, postanowił, że będziemy tę piosenkę na polski tłumaczyć.


 

piątek, 26 lipca 2024

24–25 lipca 2024



1. Wracając do „Elegii dla bidoków”. Film wyprodukował Netflix, którego założyciel wpłacił ostatnio worek pieniędzy na kampanię Kamali Harris. Jak to się wszystko ciekawie układa. 

Premier zdymisjonował wiceministra Sługockiego. Moi tutejsi koledzy kręcą nosem, kiedy mówię, że to w sumie porządny facet. No dobrze, niech będzie, że porządny, jak na tutejszą Platformę. Kiedy wybuchła afera gorzowskiego WORD, Sługocki nie próbował wyrzucać ludzi z „Gazety Lubuskiej”, tylko zawiesił w prawach członka Platformy dyrektora WORD-u. 
Sama dymisja jest tak głupia, że właściwie śmieszna. Choć właściwie się nie ma z czego śmiać, po raz kolejny w Stanach wychodzimy na pajaców. 

2. Minister Sikorski powiedział rano w RMF-ie, że Magierowski jest na placówce już sześć lat. A zwyczajowo służba ambasadora trwa lat trzy do czterech. Marek w Waszyngtonie służy od 23 listopada 2021 roku. Sześć lat będzie, jeżeli się zsumuje Waszyngton z Tel Aviwem 
Zawsze mi się wydawało, że limit czterech lat dotyczył konkretnej placówki. Ale jeżeli nie, to dlaczego MSZ, po sześciu latach służby, umawiał się z Markiem na kolejną ambasadę? 
A jak to się wcześniej stało, że ekscelencja Schnepf do Waszyngtonu poleciał prosto z Madrytu? A Marek Prawda służył pod rząd w trzech placówkach? 
Nie trzyma się to wszystko kupy, ale u Radosława Sikorskiego często tak bywa.

3. Marcin Dobski wyciągnął Donaldowi Tuskowi społeczną asystentkę. Urodzoną w Międzyrzeczu Ukrainkę. Rodzice najwyraźniej mieszkali w radzieckim garnizonie, w Kęszycy Leśnej. Przypomniało mi się, że chyba w 1989 roku niosłem zakupy z pekaesu pod bramę garnizonu kobiecie w zaawansowanej ciąży. Istnieje szansa, iż była to matka rzeczonej asystentki. 

W Kęszycy wciąż można obejrzeć pomnik radzieckiego łącznościowca. Barbarzyńcy z IPN-u chcą go zniszczyć, a szkoda, bo to jedna z najbrzydszych rzeźb, jakie widziałem w życiu. 

środa, 24 lipca 2024

23 lipca 2024

1. Pojawił się kolejny argument za tym, żeby Marek Magierowski został do listopada w Waszyngtonie. Właściwie to milion argumentów. Skoro Marek się postanowił w ten sposób zachować, znaczy, że ma analizy prawne. Z kolei twitterowa reakcja ministra Sikorskiego świadczyć może o tym, że te analizy są bardzo dobre. 
Cały dzień się zabierałem do napisania tekstu o aborcji. Mam ten tekst zasadniczo w głowie. Nic z tego nie wyszło i to jest zła informacja. 


2. Za to kosiłem spalinową kosą i ciąłem spalinową piłą. Jutro może coś porąbię. Konkretnie to, co pociąłem. Porozmawiałem chwilę z sąsiadem z naprzeciwka. Opowiadał, jak było tu w 1945. I później. O stryju, który się wysadził, kiedy go otoczyło KBW (ale to na Lubelszczyźnie). O tym, jak rządzili tu rosyjscy żołnierze, o Niemcach (dokładniej Niemkach) które tu po wojnie wciąż mieszkały. Ktoś to wszystko powinien spisać. 

3. Obejrzeliśmy „Elegię dla bidoków”. Drugi raz. Przypomniało mi się, że za pierwszym sprawdzałem, którędy się można jechać z Middletown do New Haven. Zapomniałem o bohaterze filmu. Więc zupełnie go nie wiązałem z J. D. Vancem, którego nazwisko wypłynęło na przykład po idiotycznych tweetach Donalda Tuska. 

Więc drugi raz obejrzeliśmy „Elegię dla bidoków”. No i się zacząłem zastanawiać, czy kiedy J. D. Vance pisał książkę, to już planował, że za osiem, czy dziewięć lat będzie kandydatem na wiceprezydenta. 

 

wtorek, 23 lipca 2024

21–22 lipca 2024


1. Obudził mnie podwarszawski naprawiacz skrzyń biegów. Przekładnia w Lawinie się była spaliła. Cała jest do roboty. Naprawiacz nie wie dlaczego. Mówi, że co się z tymi skrzyniami dzieje takiego, że na starość stają się wrażliwe na temperaturę. On zakłada dodatkowe chłodnice oleju. 
Naprawa będzie kosztować mniej-więcej tyle, co trzy lata temu dałem za Lawinę. I to nie jest dobra informacja. Rozmowa była na koniec taka:
– To co mam robić?
– A mam wyjście? Mam na złom auto oddać?
– Nie, no szkoda, porządny samochód.
– To co się pan pyta? Trzeba robić. 
Lawinę kupiłem za odprawę z Pałacu, naprawię za odprawę z Polska Press. Tak się losy plotą.

2. „Polska nie straciła olbrzymich kwot. Myślę, że będzie to liczone w setkach milionów, być może miliardach złotych, ale na razie nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie” – powiedział w RMF wicepremier Krzysztof Gawkowski. Gdyby nie to, że wszyscy ich mają gdzieś, tego rodzaju oświadczenie spowodowałoby społeczny rumor. Zwłaszcza, że pan wicepremier mówił później, że zapłacą za to zwykli ludzie. Niesamowita jest polska lewica. 

3. W związku z rezygnacją prezydenta Bidena, rodzimi specjaliści od wszystkiego ogłosili zwycięstwo Kamali Harris. Cóż, zobaczymy. 
Obejrzeliśmy, właściwie przypadkiem, film „Money Monster”, nazwany przez któregoś z tytanów tytułowania zagranicznych filmów „Zakładnik z Wall Street”. Film jest na HBO (czy jak się tam to teraz nazywa). Jest z 2016 roku. Oglądając go, można zrozumieć dlaczego, Trump wygrał wtedy wybory. 






 

niedziela, 21 lipca 2024

20 lipca 2024

 


1. W poniedziałkowym „Ground Zero”, dyrektor (zdymisjonowany) Dębski wyszedł z propozycją, by się wstrzymać ze ściąganiem z Waszyngtonu Marka Magierowskiego i wysyłaniem tam senatora Klicha. Wstrzymać się do amerykańskich wyborów. Bardzo rozsądnie to uzasadnił. Nie będę się rozpisywał na ten temat, każdy może wysłuchać. 
Ja tam nie jestem ambasadora Magierowskiego specjalnym wielbicielem. Uważam, że cierpi na deficyty lojalności, a głównym jego zajęciem jest autopromocja, i to z niej bardziej, niż jakichś konkretnych sukcesów, wynika jego internetowa sława. Ale to jest moje zdanie, i nie ma ono w tej sytuacji jakiegoś specjalnego znaczenia. Marek jest ambasadorem. Nie przynosi nam za oceanem wstydu, a w Polsce trudno z niego robić jakiegoś chorego z nienawiści PiS-owca. 
Ale tu nie o Marka chodzi. 

Chodzi o senatora Klicha, ponoć sympatycznego człowieka. Jednak ani zawodowego, doświadczonego dyplomatę, ani osobę o jakiejś specjalnie wysokiej pozycji politycznej, za to kogoś, o kim można przeczytać, że był najgorszym ministrem obrony w historii Polski. 

Pan senator Klich, przynajmniej do 6 sierpnia 2025 roku, nie zostanie ambasadorem, będzie chargé d’affaires,tymczasowym kierownikiem placówki. Z punktu widzenia dyplomacji obniżymy w ten sposób rangę naszych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. I to naprawdę ma znaczenie. Kierownik Klich będzie miał utrudnione kontakty z amerykańską administracją. Ucieszy się za to miejscowy KOD, z którym senator Klich tak lubi się fotografować. 

6 sierpnia 2025 roku zaprzysiężony zostanie nowy prezydent Polski. I – jeżeli będzie taka jego wola – mianuje senatora Klicha ambasadorem. Nie jest jednak powiedziane, czy nowa administracja amerykańska będzie chciała ambasadora Klicha przyjąć. Może nie chcieć. 
Obecny polski prezydent – jestem gotów się założyć – nie mianuje senatora Klicha ambasadorem. Pretensje w tej sprawie zgłaszać należy do Aleksandra Kwaśniewskiego – mógł inaczej to wpisać w Konstytucję. Albo do Rafała Trzaskowskiego – mógł wygrać wybory prezydenckie w 2020 roku. 
Pan premier i pan minister spraw zagranicznych słowo „Konstytucja” odmieniali przecież przez wszystkie przypadki, musieli więc sobie zdawać sprawę z tego, jak się to skończy. Jednak się na to zdecydowali. 

2. Jeżdżę ostatnio często do Krakowa, i słyszę tam różne rzeczy. Usłyszałem na przykład historię o profesorze Mazurze. Otóż pan profesor kandydował w wyborach na prezydenta Krakowa. Specjalnie dużego poparcia w sondażach nie miał, jednak popierali go krakowscy celebryci. Pan profesor wycofał się z wyborów jeszcze przed pierwszą turą popierając kandydata Platformy Obywatelskiej Aleksandra Miszalskiego. Nikt nie mógł zrozumieć tej decyzji, gdyż poparcie przekazuje się zwykle po pierwszej turze wyborów. Z punktu widzenia Platformy to było logiczne, z sondaży przed pierwszą turą (niezbyt jak się okazało trafionych – Miszalski zdecydowanie wygrał pierwszą turę), istniało ryzyko, że jej kandydat nie wejdzie do drugiej tury, pozyskanie wyborców profesora Mazura zwiększało prawdopodobieństwo sukcesu.

Usłyszałem, że pana profesora kupiono obietnicą startu w wyborach uzupełniających do Senatu. Ale do tego, by się z obietnicy wywiązać, senator Klich musi oddać mandat. A żeby oddał mandat, pojechać musi do Waszyngtonu. 
Miszalski został prezydentem Krakowa. Wygrał pięcioma tysiącami głosów, każdy więc głos się liczył. Zwłaszcza te od profesora Mazura. Trzeba się teraz panu profesorowi odwdzięczyć. Jak najszybciej, bo kadencja senatu nie jest wcale taka długa. 

3. Jeżeli to jest prawda, znaczy to, że premier Tusk wyżej stawia lokalną politykę niż stosunki polsko-amerykańskie. A czy to jest prawda, dowiemy się, kiedy ogłoszone zostaną w Krakowie wybory uzupełniające do Senatu. 


A jeżeli to nie jest prawda, to naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego Marek Magierowski nie mógłby posiedzieć w Waszyngtonie jeszcze tych paru miesięcy.

sobota, 20 lipca 2024

18–19 lipca 2024


1. Jadąc na lotnisko, słuchałem śniadaniówki na Kanale Zero. Niby nudne. Choć rozbawiła mnie jedna sytuacja. Otóż wczoraj Stanowski przez dwie godziny siedział w samochodzie pod Lidlem i odpowiadał na pytania widzów. Byłem jednym z 300 tys. ludzi, którzy to oglądali. W moim przypadku raczej było to słuchanie, bo w trakcie transmisji zatankowałem audi, kupiłem kółko do taczki, sernik, jabłecznik, dętkę, nawóz do iglaków, i kilkanaście butelek wina, które Lidl sprzedawał w abstrakcyjnie niskiej cenie. Choć właściwie ta cena nie była abstrakcyjnie niska. Raczej zbliżyła się do europejskiego poziomu cen win tanich, lecz pijalnych. Do tego skosiłem kawałek parku. Niezbyt duży, gdyż kosiarka porusza się w tempie żółwim. Powinienem zawieźć ją do naprawiacza, choć raczej zmienić olej, co kilkanaście lat temu na podobne symptomy pomogło. Zwłaszcza, że nie bardzo mam czym ją teraz zawieźć. 

W każdym razie Stanowski odpowiadał na pytania widzów. Powiedział też, że we wrześniu planuje zmiany ramówki. Że część programów spadnie, ale nie powie które, bo najpierw musi to powiedzieć autorom. No i do tego nawiązano w śniadaniówce Kanału Zero. Prowadzący przez chwilę zastanawiali się, czy ich zmiany dotkną, później opowiadali jak wiele daje im praca w Kanale i jakie to jest wspaniałe i w ogóle. 

Parking na lotnisku w Babimoście jest płatny. Nie bardzo. Doba kosztuje 16 złotych. Problem polega na tym, że jeżeli się płaci aplikacją, z automatu włączone jest automatyczne przedłużanie abonamentu. Czyli następnego dnia, przed ósmą rano budzi mnie informacja, że naliczono mi opłatę za kolejną dobę parkowania samochodu, który stoi już pod domem. Muszę wtedy szybko wyłączyć automatyczne przedłużanie, bo inaczej, następnego dnia, przed ósmą rano budzi mnie informacja, że naliczono mi opłatę za kolejną dobę parkowania samochodu, który stoi już pod domem.

Tym razem udało mi się wyłączyć automatyczne przedłużanie zawczasu. I jestem z siebie, w związku z tym, dumny. 

Po lotnisku, czymś, co teoretycznie by można nazwać halą odlotów, choć bardziej jest to odlotów sala, przechadzał się oczekując atencji, człowiek w dwóch kapeluszach. Na głowie. Na raz.

Miał szorty, więc musiał być to podróżnik. Później, w kolejce do samolotu, się okazało, że słuchawki Bose QC, które przeszły niejedno, więc musiał być podróżnikiem prawdziwym. Zastanawiałem się przez chwilę nad tym, po co mu dwa kapelusze. Odrzuciłem najprostsze uzasadnienie – że na wypadek, gdyby mu jeden zginął. Miał jeden na drugim, więc zginęłyby mu oba naraz. 

Muszę zapytać kolegi Kapli, który też jest podróżnikiem. Ale on jest z tych, którzy na głowie wiążą chustkę. 

Wielka awaria Microsoftu nie miała wpływu na moje podróżowanie. PLL Lot rulez. 

2. Obejrzałem po drodze dwa odcinki „Akolity”. BĘDĘ SPOJLEROWAŁ. Przedostatni i finałowy. Serial wzbudził swoją LGBT-ością oburzenie wśród wyznawców „Gwiezdnych Wojen”. Dla mnie wątek żeńskiego plemienia czarownic nie był w żaden sposób obrazoburczy. Czarownica to czarownica. Nieokreślona zaimkowo osoba Jedi raczej mnie bawiła. W gwiezdnowojennym uniwersum mogą istnieć człekokształtne obojniackie rasy, bo czemuż by miały nie istnieć. No więc jakoś mnie te powszechnie wyklinane wątki nie oburzyły. Natomiast wielkie wrażenie zrobiła na mnie historia rycerza Sala, który zachował się, jak niemiecki Judendamt, a nawet bardziej szwedzka tego urzędu wersja. No więc mamy kogoś z bardzo popularnym wśród przedstawicieli lewicy przekonaniem, że wie lepiej, co jest dla dzieci lepsze. Wie lepiej niż tych dzieci rodzina. Bo, jak wiadomo, rodzina jest złem z tych najgorszych. Manipuluje więc dzieckiem, by usłyszeć coś, co pasuje do jego wyobrażenia sytuacji, a kiedy to słyszy, zaczyna działać. Jak w tej historii, którą można obejrzeć u Stanowskiego. Podpuszczona nastolatka skarży się na to, że rodzice wywierają na nią presję, by myła naczynia i wychodziła z psem, urząd słyszy, co chce, czyli, że dziecko jest narażone na przemoc, ratują więc i tę nastolatkę i jej siostry. Odbierając je rodzicom. 

W „Akolicie” rzecz kończy się w bardzo radykalny sposób. Prowadzi to do triumfu zła. 

Nie wiem, czy autorkom serialu zależało na tym, bym tak to widział. Ale tak to widzę. 

Swoją drogą, Zakon Jedi nie jest tak do końca negatywnym bohaterem zbiorowym, gdyż rycerz Sol działa wbrew wyraźnemu poleceniu. 

Generalnie polecam Państwu rzeczony serial. 


3. Wciąż nie mogę przejść do porządku z krakowską komunikacją. I korkami, i komunikacją publiczną. Autobus na lotnisko z prawie dwudziestominutowym opóźnieniem. Człowiek się odzwyczaił, że tak być może. 
O krakowskiej wersji strefy relaksu to mi się nawet pisać nie chce. 




 

czwartek, 18 lipca 2024

15–17 lipca 2024


1. Usłyszałem, że gdyby mecenas Giertych zagłosował w piątek jak trzeba, dziś by był ministrem sprawiedliwości. Nie mógł zagłosować. Źli ludzie mający pojęcie o jego interesach mówią, że do sporej ich części potrzebne są dobre kontakty z przedstawicielami watykańskiego establishmentu. Inni źli ludzie mówią, że przedstawiciele watykańskiego establishmentu zabezpieczyli panu mecenasowi swego rodzaju immunitet (popularne słowo) na terenie Włoch, gdzie pan mecenas przebywał, nim uzyskał immunitet (popularne słowo) w Polsce. No więc pan mecenas zagłosował, znaczy, nie zagłosował, więc nie jest ministrem sprawiedliwości. 

Ministrem sprawiedliwości jest wciąż pan profesor Bodnar. Postać tragiczna. Nadaje się na bohatera filmu. Ubóstwiany przez wrażliwe panie z trzeciego sektora specjalista od praw człowieka, który coraz bardziej się staje symbolem łamania praw. Również człowieka. Źli ludzie (inni niż ci wyżej wymieniani) mówią że stało się tak, że nie wiadomo kiedy profesor Bodnar wpadł po uszy. W znaczeniu, zaczął firmować rzeczy, które legalne nie są. I kiedy się władza zmieni, a przecież kiedyś się zmieni, będzie musiał za to odpowiedzieć. Jedyne, co może go przed tym uchronić, to immunitet (popularne słowo) sędziego TSUE. A do tego, że mieć ten immunitet, musi profesor Bodnar tym sędzią zostać. A to, czy ma na to szanse czy nie zależy, w pierwszej kolejności od niemiłościwie nam panującego premiera Donalda Tuska. Niemiłościwie nam panujący premier Donald Tusk korzysta z tej sytuacji. Efekty tego są takie, że gdy profesor Bodnar mówi, że czegoś nie zrobi, że coś się nigdy nie stanie, to później jest wzywany koło pierwszej w nocy, na kwadrans przed oblicze niemiłościwie nam panującego premiera Donalda Tuska i następnie się staje to, co się nigdy nie miało stać. 

Film skończyć się może na przykład tak, że niemiłościwie nam panujący premier Donald Tusk na sędziego TSUE wyznacza kogoś innego. Jakiś na przykład autorytet prawniczy. Bezdyskusyjnie prawy autorytet. Może się też skończyć inaczej. Że niemiłościwie nam panujący premier Donald Tusk wyznacza profesora Bodnara, tymczasem europejskie elity mówią, że niekoniecznie. Że jednak wolą kogoś innego, bo niekoniecznie chcą się tłumaczyć przed swoimi mediami z człowieka, który firmował łamanie europejskiego prawa, a to, że Donald Tusk kogoś zaproponował, nie ma specjalnego znaczenia. 

I w finałowej scenie profesor Bodnar zwołuje ubóstwiające go wrażliwe panie z trzeciego sektora, wygłasza tyradę, że zbłądził. Po czym jako prokurator Bodnar przedstawia zarzuty ministrowi Bodnarowi, minister przyznaje się do winy, wrażliwe panie z trzeciego sektora płaczą. Zbliżenie na zasłonięte oczy brązowej Temidy na biurku, napisy, koniec. 

Szekspir by to jednak lepiej napisał. A może już napisał. Znam go wybiórczo i to jest zła informacja. 


2. Przebywający na wakacjach niemiłosiernie nam panujący premier Donald Tusk zaczął tweetować w sprawie immunitetu (popularne słowo). Zanotowałem dwa tweety. 

Pierwszy: „Sceny jak z gangsterskiego filmu. Podejrzany wychodzi z aresztu dzięki prawnym kruczkom, zasłaniając się wątpliwym immunitetem. Na stróży prawa spada lawina krytyki, publiczność jest rozczarowana. W walce z przestępczością zdarzają się i takie momenty. Ale jedenaście zarzutów, w tym udział w zorganizowanej grupie przestępczej, nie znika. To nie jest koniec filmu. Państwo prawa ma same zalety, oprócz jednej: nie jest proste i tak jak w gangsterskich filmach, źli też potrafią to wykorzystać. Ale tylko na krótki czas. Prokuratura dobrze wykonała swoją robotę, gromadząc rzetelne dowody. A więc: co się odwlecze, to nie uciecze.”

I drugi: „PiS powołujący się na niezależne sądy i europejski wymiar sprawiedliwości to prawdziwe świadectwo zmiany i Waszego zwycięstwa. Smakujcie to.”

Po pierwszym odniosłem wrażenie, że panu premierowi (już nie będę powtarzał, że niemiłosiernie nam panującemu) odjeżdża peron. Jak w „Top Secret”. I nie chodzi o to, że goniący w „Top Secret” peron człowiek ubrany jest w niemiecki mundur. Chodzi o odjeżdżający peron. Przez sporą część dnia najpopularniejszym na polskim Twitterze słowem była „Kompromitacja”. Pan premier wielokrotnie udowadniał, że nie ma zbyt wysokiego zdania o poziomie intelektualnym własnych wyborców, nawet gdyby się w tej sprawie nie mylił, ludzie, którzy się naoglądali filmów potrafią rozpoznać wątki komediowe. W tej historii nie chodzi o „prawne kruczki”, tylko o stróży prawa, którzy potykają się o własne nogi. I nie dość, że cię pociesznie wywracają, to jeszcze utrudniają sobie pociągnięcie złoczyńcy do odpowiedzialności. Zanim się pan premier obejrzy, pozytywnym bohaterem będzie adwokat, który to wszystko ogarnia. 

Po drugim odkryłem, że pan premier wierzy, że jego wyborcy głosowali nie za tym, żeby prawa europejskiego nie łamać, tylko, żeby to prawo łamał ktoś inny niż PiS. 

Pan premier miał dziś odebrać poważną nagrodę poważnego brytyjskiego instytutu. „Za przestrzeganie zasad praworządności”. Nie odebrał. Wysłał ministra Sikorskiego. W sumie dobrze to o nim świadczy, bo gdyby się osobiście pojawił, dziennikarze mogliby go pytać o kwestię immunitetu (popularne słowo) i europejskiego prawa. Brytyjscy dziennikarze znani są z dociekliwości. Legenda głosi, że jeden z nich, na konferencji von Brauna o programie Apollo, zapytał, jaka jest gwarancja, że pierwszy człon rakiety Juno 1 nie spadnie na Londyn. A gdyby pytali, gospodarze, czyli Chatham House, mogliby się czuć nieswojo.

Chatham House, Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych, niby poważna instytucja, a cała sytuacja, jak ze skeczu Monty Pythona. 

3. No więc byłem w Warszawie. Odwiedziłem stojącą w kolejce do naprawy Lawinę, dwa poważne urzędy, spotkałem się z przedstawicielem władzy wykonawczej (jednak wyborów na wiosnę raczej nie będzie), podlałem dracenę i wróciłem w Lubuskie (choć Babimost to bardziej jednak Wielkopolska). Kupiłem jeszcze kości pieskowi. Z prosciutto. Bardzo je lubi. Pani od heimanna na lotnisku zdziwiła się te kości widząc. Ale tylko trochę, gdyż nie takie rzeczy ludzie w walizkach wożą. 





 

poniedziałek, 15 lipca 2024

12–14 lipca 2024


1. Miałem pisać wczoraj, ale młodzieniec z AR15 zmienił moje plany. Z AR15 strzelałem. Człowiek, który prowadzi strzelnicę u nas w lesie ma taki karabinek. Raczej nie jest to broń wyborowa. 
Mówią, że kto był w wojsku, w cyrku się nie śmieje. Mnie, muszę przyznać, nic w zamachu i tym, co było później, raczej nie zdziwiło. Nie byłbym więc interesującym komentatorem. Media pisały o „incydencie”, bo nie wiedziały, co się stało. Poważne szybko zaczęły mówić o zamachu, mniej poważne trzymały się incydentu. Opór przed mówieniem, że ktoś strzelał do prezydenta (byłego/kandydata na następnego) Stanów Zjednoczonych jest jakoś zrozumiały. To co robiła Secret Service było logiczne. Nie chce mi się opisywać detali. Opowieść o braku komunikacji pomiędzy Secret Service a lokalną policją – widywałem podobne sytuacje na własne oczy. Największe wrażenie zrobił na mnie film, na którym policyjny snajper, przed strzałem, nie wierzy własnym oczom. 
Widziałem moment, w którym TVN24 przerwał projekcję kolejnego materiału, który udowadniać miał, że Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik są źli. W pół słowa przerwał i zaczął retransmitować CNN. TVP Info nie przerwało powtórki 100 pytań do profesora Bralczyka. 
No i potem wysyp teorii spiskowych, czy wpisów typu tego, Tomasza Lisa, nawiązującego do zamachu w Wilczym Szańcu. Ludzie są excusez le mot popierdoleni. I to jest zła informacja.

Tak, czy inaczej, wygląda na to, że Trump jest bliżej prezydentury, niż był przed zamachem. Tymczasem minister Sikorski ogłasza, że do Waszyngtonu, na szefa placówki jedzie Klich, który zdążył się wykazać, niezbyt wysofistykowaną krytyką Trumpa. Najśmieszniejsze będzie, kiedy się okaże, że jechać musi, żeby zrobić miejsce dla profesora Mazura, któremu może to akurat obiecano za poparcie Aleksandra Miszalskiego w krakowskich wyborach prezydenckich.
Klich dobrego interesu nie robi, bo przed 6 sierpnia przyszłego roku ambasadorem nie zostanie. A prawdopodobnie później też nie, bo nie jest powiedziane, że administracja Trumpa będzie go chciała mieć u siebie. Wymieni się więc senackim mandatem za nic szczególnego.

2. Sejm nie przegłosował tzw. depenalizacji aborcji. Ciekaw jestem ile trzeba jeszcze, by pro-choice-owe dziewczęta zrozumiały, że są robione w konia, a cała opowieść o aborcji służy jedynie nawalance politycznej, a nie poprawie sytuacji kobiet. 

Napiszę, co powtarzam od pewnego czasu: zamiast przygotowywać kolejne ustawy, o których wiadomo, że nie wejdą w życie, można się zająć stosowaniem obowiązującego prawa. Aborcję w Polsce legalnie można przeprowadzić w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia kobiety. Zdrowia. Również psychicznego. Depresja to choroba. Rząd ma wszelkie narzędzia, by ułatwić wykonywanie legalnych zabiegów. Nie robi dlatego, że nie zależy mu na rozwiązaniu problemu, tylko na podgrzewaniu atmosfery. I to jest zła informacja. 

3. Byliśmy na zakupach w Różankach. Właściciel mówił, że z biznesem jest słabo. Kolejny człowiek z okolicy, który mówi to samo. 


 

piątek, 12 lipca 2024

11 lipca 2024


1. Kraków niby sezon, a trochę flauta. Wieczorem pustki w knajpach dla turystów. Zwierzyniecka wciąż rozkopana. Mam wrażenie, że od poprzedniego razu, kiedy nią szedłem, niewiele się zmieniło. Mam wrażenie, że poprzedni jej remont, taki gruntowny, był siedem–osiem lat temu. Przedziwnie to miasto jest zarządzane. Wyobraźmy sobie człowieka, który po poprzednim remoncie inwestuje w biznes przy Zwierzynieckiej. Po remoncie, więc powinien być spokój przez przynajmniej ćwierć wieku. A tu taka niespodzianka. 


2. Zjadłem dobre śniadanie w Żonglerce przy Syrokomli. Szakszukę. Z odpowiednio niezciętymi żółtkami. Usłyszałem dykteryjkę o grupie Słowaków na ciężkim kacu, którzy zamówili śniadania, dostali szakszukę, a później w komentarzu na googlu napisali, że dziesięć dolarów za surowe żółtka to jednak przegięcie. 

Przed czwartą zakończyłem wszystkie obowiązki. Postanowiłem komunikacją miejską udać się na lotnisko. Miałem grubo ponad dwie godziny, co – wydawać się mogło – gwarantowało odpowiedni margines bezpieczeństwa. Jednak spod Biprostalu, pod AGH jechałem godzinę. Korki warszawskie przy korkach krakowskich nie są korkami.

Zdążyłem, bo autobus (drugi, ten który jechał na lotnisko) przyjechał niezupełnie zgodnie z rozkładem. A na kontroli bezpieczeństwa ruch był wyraźnie ograniczony. 

„Żydzi są jak Polacy, tylko bardziej” – Szewacha, potwierdziło się po raz kolejny. Kiedy wylądowaliśmy na Okęciu, zaczęła klaskać wycieczka izraelskich dziewczynek.

Wcześniej samolot wystartował później. Do tego trzymali nas w środku przez dobry kwadrans, z autobusu wysiadłem na dziesięć minut przed planowym odlotem. System jednak zadziałał. Przesunięto boarding. I spokojnie zdążyłem.


3. Odezwał się do mnie Michał Rachoń, zaprotestował przeciwko tezie, że TVN24 przejął widzów TVP Info. Pewnie ma rację. Pamiętam jednak badania na temat tego, co oglądają wyborcy Koalicji Obywatelskiej i PiS-u. Otóż ci pierwsi oglądali tylko TVN24, a ci drudzy TVP Info i TVN24.

Szczyt NATO w Waszyngtonie. Pół internetu ekscytuje się zdjęciami Prezydenta z siłowni. Niektóre memy naprawdę śmieszne. Kiedy je oglądałem, przypomniał mi się dowcip, znaczy mi się nie przypomniał, przypomniała mi się sama jego końcówka. Wyznawcy trzech religii licytowali się, który z bogów jest najmocniejszy. Pierwszych dwóch nie pamiętam. Trzecim był żyd, który szabat znalazł portfel. Jako że był to szabat, to nie mógł się schylić, by ten portfel podnieść. Pomodlił się więc do Pana i ten wkoło żyda zrobił wtorek. 

Ktoś, kto wpadł na sesję z siłowni w „Fakcie”, prawdopodobnie pomodlił się o to, żeby wokół niego i Prezydenta był rok 2009. I w sumie nieważne, czy modlitwa została wysłuchana, czy nie – uwierzył, że jest rok 2009 i że tego rodzaju materiały ocieplają wizerunek. Problem polega na tym, że wokół jest rok 2024 i takie materiały nie ocieplają wizerunku, tylko pozbawiają powagi. Dziś oczywiste jest, że każdy polityk biega, ćwiczy, dba o formę. Jest to tak oczywiste, że jeśli się tym chwali, ludzie, zamiast patrzeć na to dobrze, zaczynają się zastanawiać o co chodzi. 

Mamy rok 2024, Barack Obama nie jest bożyszczem tłumów, raczej kojarzony jest niezbyt szczęśliwym czasem w amerykańskiej polityce. 

Człowiek, który wpadł na ten kuriozalny pomysł, albo wciąż uważa, że jest 2009, albo chodziło mu o coś innego. O to, żeby kilku ludzi przeczytało, że jest najbliższym współpracownikiem prezydenta. Mimo wszystkich klęsk, których ostatnio był sprawcą. 

Smutne to w sumie. Powinny istnieć granice wykorzystywania powagi urzędu do prywaty. Zwłaszcza, gdy interesy urzędu i prywaty stoją w sprzeczności. Ale oczywiście, może nie ma tam złej woli, jest jedynie wiara w to, że mamy 2009 rok.