środa, 30 października 2024

29 października 2024


1. Śniło mi się, że namawiałem Stanowskiego na prowokację, która miała udowodnić, że celebrytów można wynająć do promocji dowolnych rzeczy. Nie trzymał się ten sen logicznie kupy, ale nikt nie obiecywał, że sny będą się trzymać logicznie kupy. Obudziłem się wyspany koło czwartej. Zasnąłem. I zupełnie nieprzytomnym obudził mnie budzik po szóstej. 
Na lotnisku, przed kontrolą, było zadziwiająco pusto. 
Stewardessa przesadziła mnie pod wyjście na skrzydle, gdyż miejsce nie mogło być puste. A na kimś musiała spocząć odpowiedzialność za – w razie czego – torowanie drogi zlęknionym pasażerom. A ja się przez pół lotu zastanawiałem, co by się stało, gdybym się zdecydował sprawdzić, czy wejście działa. 
W autobusie porozmawiałem chwilę z niegdysiejszym generałem, a dziś senatorem. Opowiadał przygodę, jaka mnie – Bogu dzięki – ominęła. Leciał w któryś piątek do Zielonej. Samolot wystartował ze dwie godziny po czasie, dwa razy podchodził w Babimoście i wrócił do Warszawy, gdzie zaproponowano im podróż autobusem. Albo samolot w niedzielę. 
Latanie może dostarczyć emocji. I to jest zła informacja. 

2. Szkolenie z cyberbezpieczeństwa. Nie żebym się czegoś nowego dowiedział, ale utrwalanie zdrowych odruchów ma głęboki sens. Pan mówił, żeby nie podpinać do telefonów obcych urządzeń. W 2019 roku chciałem prądem ratować człowieka z Białego Domu. Odmówił. Federalne przepisy bezpieczeństwa. Na tyle ważne, że pozwolił na to, by mu telefon zmarł, generując w ten sposób spore komplikacje. 
W 2016 roku, na szczycie NATO, powerbankiem ratowałem premiera Włoch. Pożyczyłem. I tyle widziałem. Prawdopodobnie włoskie służby przyjrzały się później, co powerbank ma w środku. 

Na koniec szkolenia, pan ofiarował nam po dwa dongle do potwierdzania tożsamości. Fajne, gdyż a USB-C. Zapytaliśmy, czy na pewno powinniśmy je podłączać do naszych sprzętów. Odpowiedział, że tak, bo są od NASK-u. Ciekawe, czy NASK przyglądał się ich produkcji i trasie, jaką od produkcji do NASK-u pokonały. Niezły to w sumie pomysł na książkę sensacyjną. Ktoś podmienia dostawę sprzętu, który NASK rozdaje podczas szkoleń w polskich instytucjach, na taki, który mu daje możliwość penetracji tych urządzeń? Niemożliwe? Powiedzcie to użytkownikom pagerów z Bliskiego Wschodu. 


3. Kupiłem dwa zamki do drzwi, które jutro mi się przydadzą. Zamki, nie drzwi. 
Zamki wymagały ponownego prześwietlenia na hajmanie, gdyż coś panu z SOL w nich nie pasowało. 
W Krakenie spotkałem Kubę. Ważną postać w jednej z amerykańskich korporacji, która wielki wpływ na nasze życie. Od godziny był w Polsce, wrócił z Chicago, gdzie był na tygodniowych wakacjach. Opowiadał o poziomie przedwyborczego napięcia. 
Mówił też o problemach, jakie UE stwarza jego korporacji. I o tym, jak to odcina nas od nowych technologii. Że zrozumiał to teraz w Stanach, bo zobaczył z o ile bardziej zaawansowanych narzędzi można tam korzystać. 
Opowiadał, że Korporacja chciała trenować swoją sztuczną inteligencję w oparciu o ogólnodostępne w mediach społecznościowych wpisy. Zablokowało to RODO. W znaczeniu GIODO, PUODO, czy jak się on tam nazywa, zastanawia się wciąż, czy to z RODO zgodne, czy nie. W związku z tym, AI słabo sobie radzi po polsku, bo nie ma na czym ćwiczyć. 
Ciekawa to w sumie sytuacja, że coraz częściej krytykują UE nie jakieś skrajne – excusez le mot – zjeby, a wykształceni, bywający w świecie profesjonaliści. I właśnie nie jako wymuszacza postępu, co postępu hamulcowego. Choć raczej hamulcową. 

Muzeum Sztuki Nowoczesnej, od strony Jerozolimskich, wygląda całkiem dobrze. 

Samolot do Zielonej, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, wyleciał i przyleciał zgodnie z rozkładem. 


 

poniedziałek, 28 października 2024

28 października 2024


1. Obudziłem się wcześnie. Miałem spać dalej, ale sobie przypomniałem, że mam jechać na wymianę oleju w audi. Przed wyjazdem szukałem filtra oleju, jednego z tych, które kupiłem hurtem w zeszłym roku. Miałem iść do Stołówki, ale sobie w ostatniej chwili przypomniałem, że włożyłem je za boczek bagażnika. Tak, czy inaczej wyjechałem spóźnionym. Żeby było szybciej przejechałem przez zamkniętą, acz wręcz gotową drogę w remoncie. 
Olej właściwie mógłbym wymienić sam. Gdybym miał kanał. I pomysł, co zrobić ze zużytym. Bo to z osiem litrów. Gorzej było z filtrem powietrza. Jedna ze śrub bardzo nie chciała się odkręcić. 
Złą informacją jest, że potwierdziły się moje podejrzenia, iż przyszła pora na wymianę amortyzatorów. Tanio nie będzie. Muszę pojechać a szarpak, żeby się dowiedzieć, czy czegoś nie będzie trzeba wymienić przy okazji.

2. Wojtek Czuchnowski opublikował w Gazecie tekst o bezeceństwach księdza Olszewskiego. Po paru godzinach część tych bezeceństw okazała się bezeceństwami nie być, bądź w ogóle nie być. Część.
Ale ja nie o tym. 
Przerażające jest to, że władza się zmieniła, a prokuratura wciąż działa tak samo. Zmieniły się tylko nazwiska dziennikarzy. 
I to wszystko z całkowitym brakiem poszanowania praw oskarżonych. Oczywiście, dzieje się tak od niepamiętnych czasów. Różnica jest jedna. Otóż dziś ministrem sprawiedliwości, prokuratorem generalnym jest były rzecznik praw obywatelskich. Były na rzecz tych praw działacz. 
Oj, jak on musi cierpieć widząc, co robi. Strasznie wielki musi być cel, dla którego się na to decyduje. 

3. Miał przyjechać pan budowniczy kominków, żeby zakończyć prace. Nie przyjechał, bo się okazało, że mu się skróciła kolejka do lekarza specjalisty. Potem miał przyjechać późnym popołudniem, ale się okazało, że po zmianie czasu prom pływa do szesnastej. 
Zmiana czasu jest bez sensu. 
Najgorszą dziś informacją jest, że muszę jutro być w Warszawie. Zapomniałem o szkoleniu z cyberbezpieczeństwa. A tyle miałem planów…

(Tymczasem wciąż rosną kanie)


 

27 października 2024

 


1. Jedyny pożytek ze zmiany czasu to to, że się wyspałem. Innych nie ma. I to jest zła informacja.

2. Darek, były operator ładowarki w największym na świecie producencie srebra, zawiózł mnie za Leszno, gdzie brat mój, zaocznie, postanowił kupić samochód seicento. Samochód czerwony. Z białym dachem i śladami Małysza na klapie silnika. Do tego z mocno przechodzonym wnętrzem. 
No więc wracałem tym pojazdem. Okazał się być zadziwiająco sprawny. Skręcał, hamował, przyspieszał. (To ostanie, w pewnych granicach) Po stu kilometrach się okazało, że spalił 6,2 litra LPG. 
Ze dwa razy po drodze próbowałem wyprzedzać. Mimo iż te próby były skuteczne, sam proces był bardzo dotkliwy. 
W każdym razie podróż zakończyłem z konstatacją, że muszę codziennie dziękować Bogu, że nie muszę na co dzień jeździć samochodem takim jak seicento. 
Przed Lesznem, przy tzw. wahadełku, czerwone złapało mnie przed drogowskazem na Górzno. Potraktowałem to czerwone jako znak i skręciłem, żeby zobaczyć, jak dziś wygląda pałac, w którym spędziłem parę tygodni, chyba w siódmej klasie. A może szóstej. A może piątej. Choć raczej później. W sanatorium. 
To było drugie sanatorium w moim życiu. Pierwsze było w Szklarskiej Porębie. I chyba lepiej pamiętam to pierwsze. Najwyraźniej było bardziej traumatyczne. 1978. Wtedy miałem lat sześć. Pamiętam jak autobus nas przywiózł koło pierwszej w nocy. Z sanatorium wyszła pielęgniarka. Wyszła i zakrzyknęła: na chuj mi te dzieci. 
W sanatorium w Górznie personel takich słów nie używał. W przeciwieństwie do pensjonariuszy. 


3. Obejrzeliśmy najnowszy odcinek „Pingwina”. Bardzo jest to porządne. Po raz pierwszy dotarło do mnie, że skoro to Gotham, to powinien się pojawić Batman.

Brat mój przyjechał spóźnionym pół godziny pociągiem, by zabrać seicento i dojechać do pracy na ósmą. Złą informacją jest, że seicento nie ma kontrolki ręcznego, więc jechał dobre sto kilometrów z zaciągniętym ręcznym. 


sobota, 26 października 2024

26 października 2024

 


1. Beznadziejny dzień. Nie będę wchodził w szczegóły, bo mi się nie chce. Może jeden. Po szesnastej, użądlił mnie szerszeń. Szerszeń, 26 października. Wlazł mi do nogawki. I walnął mnie pod kolanem. Przeżył. Nie dokonałem na nim zemsty. 

Panowie budowniczowie kominków przez cały dzień kleili małe kwadraciki trawertynu. Robili to z naprawdę dużym zaangażowaniem. W poniedziałek czeka nas jeszcze fugowanie, które ponoć proste nie będzie. 

2. Likwidator Radia Kraków zyskał sławę, o jakiej pewnie nie marzył. O jego decyzji w kwestii zamiany dziennikarzy na AI napisała Associated Press, a za nią CNN.

Prezydent Krakowa, z podejrzanie zaczerwienioną twarzą, tłumaczył się w filmie zamieszczonym na mediach społecznościowych z sytuacji dotyczącej działki jego rodziców, która przypadkowo leży na trasie metra. Tłumaczenie było dość w sumie kuriozalne. To, że – jako urząd – wyłączył się z procedowania decyzji dopiero po paru miesiącach tego procedowania, nie było marnowaniem czasu, bo przez ten czas decyzja była procedowana. 
Szybko odpowiedział mu filmem radny Hoffman, który w bardzo krakowskim entourage, w kilku zdaniach wyjaśnił panu prezydentowi, które przepisy mówią inaczej, niż myśli. 
Kraków będzie reszcie świata dostarczał coraz więcej rozrywki. Jak nie likwidator, to prezydent. Jak nie prezydent, to wiceprezydenci. Szkoda tylko, że ta rozrywka będzie kosztem mieszkańców.

3. Zasięgnąłem języka i usłyszałem, że bohaterkami sekstaśm Rubcowa, nie są wcale panie okrzyknięte bohaterkami sekstaśm Rubcowa. Ktoś się idiotycznie w sumie zabawił i bohaterkami sekstaśm Rubcowa okrzyknął panie, których po prostu nie lubił. Inni, którzy ich nie lubili zaczęli to powielać, no i wyszło, jak wyszło. 
Złą informacją jest, że szum, jaki tworzą takie fejkniusy pomaga chować się ludziom, którzy naprawdę są we współpracę z Rubcowem umoczeni. 




25 października 2024


1. Panowie stawiają kominek na parterze. Bardzo to porządnie robią. 
Byłem w mieście i w suburbiach. Odebrałem gotowe okna W Rossmannie kupiłem nie to co trzen kostki do mycia zmywarką. Napisałbym coś więcej, ale nie mam siły, 

2. Czarzasty wrzucił na społecznościówki, że występuje o pozbawienie Macierewicza Orderu Orła Białego. Pan Włodzimierz wraca do czasów swojej młodości, kiedy to starci jego koledzy ścigali Macierewicza. 
Można mieć różny stosunek do działań pana Antoniego, jednak Order Orła Białego dostał za działania w czasach PRL-u. Więc kiedy o odebraniu mu tego odznaczenia występuje człowiek, którego koledzy ścigali pana Antoniego za tamte działania, wygląda słabo. I to, drogie dzieci jest eufemizm, gdyż wygląda to naprawdę źle. 

3. Tak wyszło, że na spacer z pieskiem wyszedłem po zmroku. Szliśmy sobie spokojnie, aż piesek powiedział, że nie będzie po nocy szedł do lasu. Był tak w tym postanowieniu przekonany, że się mu nie sprzeciwiłem.
Bardzo interesująca kolacja Mellera.
Uwaga:
To, że się człowiek nie zgadza z tym, co słyszy, nie znaczy, że to, co słyszy nie jest interesujące. 


 

piątek, 25 października 2024

24 października 2024


1. Linia zmiany daty przechodziła dziś przez rękaw na Okęciu. Wylądowałem gdzieś koło ósmej. Poszedłem do Poloneza. No i siedziałem tam przez dwie godziny. A nawet trzy, gdyż samolot do Krakowa miał godzinę spóźnienia. Najpierw słuchałem Mazurka, który narzekał z profesorem od oceanów. Po raz kolejny padło: że Polska na badania i innowacje wydaje mniej niż Mercedes-Benz Group AG. Warto zaznaczyć, czego Mazurek nie mówi, że Mercedes specjalnie innowacyjny ostatnio raczej nie jest. Później zakopałem się w Twitterze.
Anonimowe słuchanie twitterowych pokoi pozwoliło mi słuchać przynajmniej godzinnej dyskusji Silnych Razem o zdradzie Scheuring-Wielgus. Zdradzie dokonanej poprzez śmieszkowanie z Zalewską. 
Czemuż nie widzę grupy z drugiej strony, w której dissowanoby Zalewską za śmieszkowanie z Scheuring-Wielgus ubraną w proaborcyjny T-shirt?
Podział uczestników: wyznawcy vs wątpiący. Wyznawcy głośniejsi, wątpiących więcej. 
Fascynujące teorie dotyczące gospodarki, bezpieczeństwa, polityki społecznej. Najgorszym złem, jeszcze gorszym, niż składka zdrowotna, jest płaca minimalna, bo przez jej podwyżkę następni w hierarchii, jeżeli podwyżki nie dostaną, to zarabiają za mało. A jak się nie płaci pracownikom ile chcą, to odchodzą, bo nie ma rąk do pracy. Tak ten PiS zniszczył przedsiębiorczość. 
Co się nasłuchałem, to moje.
W końcu zaczęli wpuszczać do samolotu. Podkładam kartę pokładową, to coś buczy i się świeci na czerwono. Odsyłają mnie do lady. Pan patrzy na mnie badawczo i pyta: 
–Przyleciał pan z Zielonej Góry
–Byłoby to trudne, gdyż samolot z Zielonej nie odleciał. Przyleciałem z Poznania.
–To ja muszę zadzwonić.
I dzwoni. Pyta, czy mnie może wpuścić na pokład. Myśle sobie, że to by było naprawdę zajebiste, gdybym teraz do tego samolotu nie wsiadł. Mogę wsiąść. No to wsiadłem. 
W Krakowie piękna pogoda. W znaczeniu: nie ma mgły.

2. W międzyczasie rozeszły się Razemki. Odeszłe napisały piękne oświadczenie, które brzmi śmiesznie, kiedy człowiek sobie przypomni jak obciachową partią stała się Lewica. Gdula. Wieczorek. Odeszłe Razemki albo są oderwane od rzeczywistości, albo zaraz usłyszymy, że biorą na siebie odpowiedzialność za Polskę i zostają co najmniej wiceministrami. 

3. Samolot z Krakowa też się spóźnił. Zacząłem czytać książkę o Miłoszu profesora Kloca. Wcześniej, bezmyślnie załadowałem PDF na Kindla. No i się okazało, że literki są tak małe, że muszę cuda okularami czynić, by coś przeczytać. Cuda te były na tyle męczące, że istnieje spora szansa, iż byłem w stanie przyjąć jedną trzecią tego, co profesor napisał. Pomimo tego uważam, że to bardzo jest dobre. Tak dobre, że można zacząć żałować, że się człowiek, w szkole, nie przykładał do nauki, więc nie wszystko rozumie. 

Samolot do Zielonej też się spoźnił. Ale tylko czterdzieści minut. Parę rzędów za mną siedziała pani, którą miała lecieć wczoraj, ale przez mgłę samolot nie poleciał (więc ja nie mogłem nim lecieć rano), przeraziła ją wizja, że dziś też nie poleci. Jednak poleciał. No i wylądował. Miałem pomysł na błyskotliwą pointę. Ale już nie mam. I to jest zła informacja. 







 

czwartek, 24 października 2024

23 października 2024


1. Zacznijmy od końca. Zbliża się siódma rano, od prawie godziny siedzę na Ławicy w LOT-owskim embraerze i czekam, aż wystartujemy. Kapitan mówił coś o dużym ruchu w Warszawie, że musimy czekać na slot. Cokolwiek to znaczy, poza tym, że zamiast błąkać się po Okęciu, siedzę w nieco przegrzanym samolocie. 

Zaczęło się od tego, że chwilę po dwudziestej drugiej przyszedł mejl z informacją, że samolot z Babimostu nie poleci. Umówiony jestem w Krakowie chwilę przed południem. Samolot z Warszawy startuje po dziesiątej. 
Zadzwoniłem do LOT-u, zaproponowali, żebym leciał inny dzień. Kuszące. Wpadłem na pomysł, że polecę z Poznania. Znaczy, pojadę do Poznania, zostawię auto na parkingu, wrócę do Poznania, wezmę auto z parkingu, wrócę do domu. Niestety się okazało, że nie ma biletów na powrotny lot z Warszawy do Poznania. 
Stanęło na tym, że Bożena odwiezie mnie na Ławicę, na samolot o piątej czterdzieści, a wieczorem przyjedzie po mnie do Babimostu. Na infolinii usłyszałem, że zmiana biletu z samolotu, który nie leci z Babimostu, na samolot, który leci z Ławicy, będzie mnie kosztować jakieś dwieście złotych plus różnica w cenie biletów. Po serii moich protestów, pani z infolinii powiedziała, że jeżeli zgodzi się dział nieregularności (?) to może to się uda zrobić za darmo. Na odpowiedź działu nieregularności (?), czekaliśmy z dwadzieścia minut. Łaskawie się zgodzili, pod warunkiem, że nie będę żądał od LOT-u zwrotu kosztów dojazdu na Ławicę.
Zamiast pisać Negatywy, poszedłem spać. Po trzech (chyba) godzinach wstałem. W mlecznej mgle, m pojechaliśmy do Poznania. Przez tę mgłę ledwo zdążyłem. Ale zdążyłem. No i siedzę od już ponad godziny w samolocie. Jeden pozytyw, że temperatura jest już rozsądniejsza.

W międzyczasie przeczytałem w Gazecie wywiad Sroczyńskiego z Pilitowskim z Court Watch-u. Mówią to, co słyszałem w Pałacu od dawna. 
Czekam w sumie, aż ktoś w końcu powie, że prof. Bodnar nie jest zbyt dobrym prawnikiem. Ale nie tu jest największy problem. Gorsze jest, że z powodów charakterologicznych otacza się jeszcze gorszymi prawnikami. 
O, startujemy. 

2. Skończyłem czytać „Dzieci lwa” nową powieść Mellera. Mam problem z oceną, bo stosunek do tej książki mam bardzo osobisty, co może to przysłaniać jej niedostatki. 
Rzecz dzieje się jakby równolegle, na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i rok temu. Bohater książki (jak i Meller) jest ode mnie starszy o cztery lata. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to było niby dużo, ale nie na tyle, żeby pewne doświadczenia bohatera, nie były moimi doświadczeniami. Jestem więc w stanie ocenić, że książka jest napisana szczerze. I szczerze mówiąc, gdy ją czytałem, docierała do mnie prawda, że powinienem kiedyś napisać coś podobnego, bo pewne sprawy, pewne historie, pewni ludzie z tamtego czasu wciąż we mnie siedzą. 
Wygląda na to, że „Dzieci lwa” to książka autoterapeutyczna, ale napisana tak, że jej wsobność nie przeszkadza. Po prostu nie łapie się wszystkich smaczków. Pewnie nie wszyscy czytelnicy nie wyłapią, komu bohater życzył rozwodu w wolnej Polsce. Ja wiem, choć w sumie od niedawna.
No więc przez tę pokoleniową wspólnotę z bohaterem odpuszczę autorowi idiotyczny w sumie wątek z dzisiejszych czasów, który wygląda, jakby go wymyślił Zygmunt Miłoszewski. 
Miłoszewskiemu nie można odmówić talentu. Problem polega na tym, że nie ma Zygmunt zupełnie wyczucia, jeśli chodzi o dzisiejszą politykę i związane z nią emocje. Jest skażony celebrycką naiwnością. Pamiętam, jak rozmawialiśmy przed premierą jego drugiej książki o prokuratorze Szackim. Był przekonany, że się na niego rzuci polska prawica, bo pisze tam o prawacko-naziolskim antysemityzmie. Nie rzuciła się. Miała to w excusez le mot dupie. Jednak nie każdy konserwatysta jest neonazistą. 
Wątek z dzisiejszych czasów ma podobną skazę. Znam środowisko czarnosecinnych prawicowych mediów i wiem, że by się tak, jak Meller pisze nie zachowały. 
Ale, w sumie, to nie ma specjalnego znaczenia. Polecam lekturę, zwłaszcza ludziom urodzonym przed 1975 rokiem. 

3. Byłem w mieście. Porozmawiałem z przedstawicielem miejscowego samorządu. Mówił, że nie jest dobrze. Zły PiS przyzwyczaił wszystkich do tego, że są pieniądze. A teraz pieniędzy nie ma. I wielu trudno w to uwierzyć.

Podczas wieczornej przekomarzanki z EasyRiderem okazało się, że niesławny projekt ustawy o związkach partnerskich pomija dość ważny dla bezpieczeństwa kobiet aspekt. Otóż chodzi o kwestie ojcostwa i alimentów. Jak napisał EasyRider:

Ciekawostka: wygląda na to, że w aktualnym projekcie ustawy o związkach partnerskich NIE MA domniemania że dziecko urodzone w takim związku pochodzi od mężczyzny-partnera. Konsekwencje będą dość poważne ponieważ oznacza to, że w takim związku (hetero) kobieta, która rozstała się z partnerem, z którym miała dziecko, nie będzie mogła pozwać go o alimenty, tylko będzie musiała wcześniej pozwać o ustalenie ojcostwa (jeśli nie uznał dziecka). Czyli tak jak w konkubinacie i moim zdaniem - bardzo dla kobiet niekorzystnie. Ktoś tu albo założył, że te związki partnerskie będą wyłącznie homo (nie będą, wiemy jak było w innych krajach, hetero z tego też chętnie korzystają), albo miał w dupie kobiety, albo po prostu mamy do czynienia ze standardową jakością polskiej legislacji

Najwyraźniej twórcy projektu bardziej byli zajęci dyskusją nad wpisaniem do projektu obowiązku odtwarzania przez notariusza marszu Mendellsohna, niż problemem zabezpieczenia bezpieczeństwa kobiet i dzieci. 





 

środa, 23 października 2024

22 października 2024

 


1. Przydacz u Mazurka. O Mastalerku, o konferencji berlińskiej, amerykańskich wyborach i wyborach polskich. Prawybory w PiS-ie. Idiotyczny pomysł, gdyż byłby to plebiscyt na największego PiS-owca wśród PiS-owców. A trudno jakoś sobie wyobrazić, że w 2025 roku największy wśród PiS-owców PiS-owiec miał jakieś szanse na dobry wynik w prezydenckich wyborach. Naród jest jednak niewdzięczny, zapomina, jak mu było dobrze, i trzeba sobie z tego zdawać sprawę. 

2. Przez sporą część dnia zajmowałem się pracami polowymi. Zwiozłem meble ogrodowe. Przyciąłem platany (dolne gałęzie), zacząłem robić porządek z konarem topoli, który się urwał podczas poprzednich wiatrów. Wyczyściłem kosisko, wykręciłem oś, na której obracają się jego kółka. I mniej więcej na tyle starczyło mi pary. Co nie jest jakimś wielkim sukcesem. 
Równolegle słuchałem bardzo dobrego odcinka „Ground Zero”. Gościem był dr Szeligowski. Spędziłem z nim kiedyś kilka godzin na LaGuardii. To było większe towarzystwo ludzi z PISM-u. Bardzo interesujące towarzystwo. A sama LaGuardia jest w sumie całkiem przyjemna. 

3. Z pieskiem znaleźliśmy kolekcję sówek-kani. Rosną teraz niezbyt duże. Może im zimno. Człowiek powinien się czegoś nauczyć o tych grzybach. Znajomość grzybologii mogłaby całkowicie zmienić podejście do grzybobrania. 

Przyszedł rachunek za prąd. Wyszło, że w ciągu roku musieliśmy kupić tylko jedną megawatogodzinę. Co jest niezłym wynikiem, bo przecież grzejemy przede wszystkim pompą ciepła. Fotowoltaika na starych zasadach to była bardzo dobra koncepcja.

wtorek, 22 października 2024

21 października 2024

1. Mastalerek u Mazurka. Zastanawiałem się, skąd u niego takie zaangażowanie w waleniu w Przydacza. Wyszło mi, że ma się on za jedynego dysponenta prezydenckim poparciem. I ma jakieś plany z tym związane. Nie będę się wyzłośliwiał i przypominał do czego doprowadziła koncepcja wykorzystania tego poparcia w wyborach do Europarlamentu. Ważne, że plany są. 

I nagle pojawia się potencjalny kandydat na, który w CV ma pracę dla Głowy Państwa. I to rozpoczętą dwa dni chyba po wyborach, jako jeden z pierwszych czterech ludzi w transition team – grupie, która pracowała dla elekta przed zaprzysiężeniem. Później cztery lata w Pałacu, podczas których przygotowywał Bóg wie ile zagranicznych wyjazdów Prezydenta. Jeszcze później, prezydencki minister od spraw zagranicznych. 

Akceptacja Głowy Państwa wobec tego kandydata może się więc wydawać wyborcom oczywista. Mastalerek, nie mogąc modyfikować przydaczowego CV, postanowił więc im wyjaśnić, że tak nie jest, gdyż poparciem dysponuje (w znaczeniu: zarządza) on sam. Wyjaśnia to z taką nerwowością, że działanie jego jest przeciwskuteczne. I powoduje rechot wśród twitterowiczów.
Rechot konkretnie spowodowało zarzucanie Przydaczowi, że ten sam się mianował kandydatem PiS-u. Rechoczący pamiętali, jak to Mastalerek (jaki czas temu), w każdym chyba wywiadzie, mówił o swoim osobistym kandydowaniu. W sposób zdecydowanie bardziej zaangażowany niż kiedykolwiek robiłby to Przydacz.

Tymczasem Głowa Państwa podpisał ustawę o finansowaniu samorządów. Jak twierdził zaprzyjaźniony funkcjonariusz niemiłosiernie panującej nam władzy, nowy model finansowania doprowadzi powoli do bankructwa tych samorządów, których obywateli jest mniej niż 200 tysięcy. Miejmy nadzieje, że się mylił. 

2. Pojechałem do miasta. Wziąłem udział w spotkaniu z ciekawym człowiekiem. W roli ciekawego człowieka. W pewnym momencie nie mogłem sobie przypomnieć jak się nazywa Narwik. Przypomniałem sobie i powiedziałem. Tobruk. Bardzo to w sumie było zabawne. 

Naszła mnie konstatacja, że jako zawodowy ciekawy człowiek, raczej bym nie zarobił na utrzymanie. 

Jako że już byłem w mieście kupiłem dużo różnych potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy. Muszę się od tego odzwyczaić, bo inwestycja w kominki wyczyściła mnie z pieniędzy. 

Żeby nie było niedomówień – wszystkie nasze wkłady kominkowe spełniają normę Eco Project (czy jak tam ona się nazywa), czyli mają europejskie świadectwo ekokoszerności. Fascynujące jest, że ludzie w Polsce dali sobie wtłoczyć do głów, że kominki to coś złego, a tymczasem UE bardzo lubi spalanie biomasy (czyt. drewna).

3. Sąsiad Tomek budował swoją szopę. Dziś, przy pomocy białorusa ze stuningowanym długą rurą podnośnikiem, ustawiał konstrukcję dachu. Robił to z wielką finezją. A wieczorem swoje dzieło filmował dronem. Wracałem wtedy z pieskiem. Nie wiem, czy są grzyby, gdyż poszliśmy na spacer już po zachodzie słońca. 

Co jakiś czas podczytuję sobie negatywy sprzed dekady. Dziesięć lat temu zacytowałem anegdotę o ministrze Sikorskim (LINKhttps://www.3neg.pl/2014/10/21-pazdziernika-2014.html). Można odnieść wrażenie, że chłop się niespecjalnie od tego czasu zmienił. Zmieniła się za to rzeczywistość. 

Radosław Sikorski musi się codziennie modlić o to, by wybory w Stanach wygrała pani Harris, gdyż w innym przypadku może mieć problem czy to jako minister od zagranicy, czy kandydat na prezydenta. W USA Sikorski znany jest jako mąż publicystki Applebaum. A jako mąż publicystki, która porównuje Trumpa z Hitlerem, będzie miał duży kłopot w kontaktach z administracją Donalda Trumpa.  

poniedziałek, 21 października 2024

20 października 2024


 1. Śniło mi się ileś ważnych rzeczy, z których zapamiętałem to, że nie mam gotówki, żeby zapłacić panom budowniczym kominków. 

Panowie przyjechali, skończyli robotę, chcieli pojechać. Ale żeby mogli pojechać, ja musiałem pojechać do miasta po pieniądze. Zeszło mi chwilę, gdyż bankomaty wciąż wypłacają po 800 zł, a ja musiałem wypłacić wielokrotność tej sumy. I oczywiście bardzo szybko przestałem być pewien co do liczby dokonanych wypłat, liczyłem więc poupychane po kieszeniach banknoty. Wyglądało to dość komediowo. 
Wróciłem, zapłaciłem, panowie budowniczowie kominków pojechali, przyjadą we środę, gdyż namówili nas na to, żeby przebudować kominek na parterze, ten, z którego byłem tak dumny. 

2. Sąsiad Tomek postawił konstrukcję szopy. Stalową rzecz jasna. My, tymczasem znaleźliśmy z pieskiem pół tuzina sówek zwanych kaniami. Grzyby jednak są.

3. Odsłuchałem kolację Mellera. Fajne, tylko trochę nudne. Zamiast Łukasza Warzechy mógłby wystąpić styropianowy awatar. 


niedziela, 20 października 2024

19 października 2024


1. Przez pół nocy i cały dzień, większa połowa mojego geopolitycznego Twittera, w językach narodowych, bądź po angielsku, załamywała ręce w związku z nieobecnością Polski na berlińskim spotkaniu prezydentów, premiera i kanclerza. 
Kolega groupie Radosława Sikorskiego, napisał że to genialny plan ministra, gdyż nieobecni nie biorą odpowiedzialności za to, co się wydarzy. A wiadomo, że wszystko skończy się źle.
Cóż, prawda jest taka, że niemiłosiernie panująca nam władza generalnie nie zajmuje się prowadzeniem polityki zagranicznej. Mamy oczywiście ministra, który wygłasza błyskotliwe, powszechnie oklaskiwane mowy, ale jak się człowiek przyjrzy bliżej, to się okazuje, że zwykle mówi to, co reprezentanci tzw. Starej Europy woleli by nie mówić, ale chcą, by te słowa wybrzmiały. W ten sposób, zaraz się okaże, że to Polska, a nie Francja, czy Niemcy, blokuje wejście Ukrainy do NATO i Unii Europejskiej.

Spora część większej połowy mojego geopolitycznego Twittera to ludzie z Litwy, Czech, Estonii czy Łotwy. Przez lata przyzwyczaili się do tego, że Polska, jako największy kraj w okolicy mówił w imieniu wszystkich. I mówił na tyle głośno, że ten głos był słyszany. Mówił, często rozwalając na przykład pomysły ugadywania się z Ruskim. Wymuszając wysyłanie czołgów, czy budując współzawodnictwo, kto wyśle coś na Ukrainę coś fajniejszego. 
Teraz tego głosu brakuje. Mamy za to pieniądze z KPO. Co prawda pewnie ich zbyt mądrze nie wydamy, ale za to będziemy je musieli spłacać. 

2. Małgorzata Wassermann opisała, co spotkało ją, gdy szła na mszę na Wawel. Powiedzieć, że to przekracza wszelkie granice, to nic nie powiedzieć. 
Zwłaszcza, że sprawa ma jeszcze jeden aspekt. Otóż krakowscy Platformersi opowiadają, że poparcie Wassermann dla ich kandydata wynikało z umowy, według której jeżeli poprze Miszalskiego, KOD (czy jak się oni tam identyfikują) odpuści Wawel. 
Poparty przez Wassermann Miszalski został prezydentem. KOD (czy jak się oni tam identyfikują) przekracza na Wawelu kolejne granice. 

Swoją drogą, po tym, jak Małgorzata Wassermann opisała, co ją spotkało, ludzie, który wcześniej marzyli, by wystartował Marek Magierowski, piszą na Twitterze, że byłaby świetnym kandydatem PiS w przyszłorocznych wyborach. 
Kiedyś Wassermann startowała w wyborach krakowskich. Weszła do drugiej tury i właściwie przestała prowadzić kampanię. Miała później bardzo dobre stosunki ze zwycięzcą. W przyszłorocznych wyborach stawka jest wyższa. 

3. Przez sporą część dnia panowie budowniczy kominków na nowo stawiali kominek w moim pokoju. Robili to jednak lepiej niż ja. Złą informacją jest, że nie skończyli i jutro też będę musiał wstać bladym świtem, by ich wpuścić.

Mazurek ze Stanowskim nawet śmieszni. Dekret o excusez le mot wpierdolu dla Józefaciuka – śmieszny nawet bardzo. 

Z pieskiem spacerowaliśmy późno, więc grzybów nie widziałem. A przez cały dzień obserwowałem ruch rowerzystów z wiaderkami. Znaczy grzyby są. 




 

sobota, 19 października 2024

18 października 2024


1. Mazurek czynił sprawiedliwość na dwojga imion Żukowskiej. Za Paulinę Matysiak, a konkretnie za to, jak ją traktuje Lewica. 
Po wszystkim nie było co zbierać. Jeżeli każda z uczestniczących w koalicji 15X/13XII partii mówi, że nie może realizować swojego programu, bo koalicjanci, może lepiej by było rozwiązać tę koalicję i ten parlament. Zrobić nowe wybory, może w nowym Sejmie rządząca większość by mogła realizować jakiś program. 
Swoją drogą ciekawe kiedy (i czy w ogóle) dotrze do wyborców niemiłosiernie rządzącej nam władzy fakt, że od jebania PiS-u ani nie spadną ceny energii, nie poprawi się służba zdrowia, nie spadnie inflacja. 

2. Rafał Trzaskowski intensyfikuje swoją prekampanię prezydencką. Na swoje nieszczęście, gdyż im więcej mówi, tym więcej ludzi może go usłyszeć. Bardzo to w sumie zabawne, że w badaniach wychodzi, że Trzaskowski, posiadając generalnie bardzo duże poparcie wśród wyborców Koalicji, najniższe ma w Warszawie. 
Kiedy Trzaskowski ogłosił, że będzie dziś na Śląsku, zaczęto mu wypominać, że nie bywa na sesjach Rady Warszawy i że generalnie ma gdzieś Stolicę. 
Wiceprezydent Kaznowska napisała na Twitterze, że „Pana Prezydenta można spotkać na ulicach naszego miasta, w tramwaju, na obiektach sportowych, wydarzeniach oświatowych, kulturalnych, czy na budowie...” Mogła też napisać, że warszawiacy mogą go też obejrzeć w telewizji, albo na plakatach.

Wysłuchałem „Prawo do niuansu” Kultury Liberalnej z profesorem Dudkiem. Podkast powstaje teraz przy współpracy z Instytutem Myśli Politycznej Narutowicza. Dyskusja miała kilka zabawnych momentów. Na przykład narzekanie prof. Leszczyńskiego, że PiS dawał pieniądze swoim. 

3. Obejrzeliśmy „Napad”. Bożena uważa, że złe, a mojej osobie się podobało. Ciekawe tylko, czy ktoś z niepolskich odbiorców Netfliksa zrozumie podteksty. Na przykład, że źródłem zła był Balcerowicz.

Grzybów dziś nie było. 


 

piątek, 18 października 2024

17 października 2024

 


1. W związku z tym, że się położyłem późno, wstałem też późno, choć, nim sprawdziłem, którą to mamy godzinę, wydawało mi się, że jest wcześnie. Do śniadania słuchaliśmy wczorajszego Kazika i dzisiejszego Sawickiego. Rozmowa z Kazikiem była dziwna. Można było odnieść wrażenie, że Mazurkowi o coś chodziło, miał jakiś plan, ale ten plan Kazik Mazurkowi storpedował. Można się domyślać, na czym ten plan polegał. I jakiego planu był składową. 
Sawicki powiedział, że Trzaskowski nie będzie kandydował w wyborach. Z pełnym przekonaniem to powiedział. Mojej osobie wydaje się tak samo.

Zadzwonił utytułowany dziennikarz, żeby zapytać, co sądzę o plotkach, że orędzie miało na celu przypomnienie PiS-owi, iż Głowa Państwa może kogoś poprzeć w wyborach. I wywarcie presji, by poważnie potraktowano sugestie Pałacu w kwestii kandydata.
Śliczny pomysł. Jednak nie wróżę mu sukcesu. Nawet, gdyby był prawdziwy. 
Zapytałem utytułowanego dziennikarza, co sądzi o postorędziowym wystąpieniu Premiera, a konkretnie o kaliningradzkiej elektrowni atomowej. Nie oglądał. Mam dziwne wrażenie, że większość sympatyzujących z Premierem dziennikarzy nie oglądała. Cóż innego im pozostało. 

2. Pojechałem do weterynarza po tabletki na drapanie. Złą informacją jest, że nie wiem, jak wytłumaczyć pieskowi ile kosztują. Człowiek to by od razu zrozumiał, że przy takiej cenie muszą działać. 
Wyważyłem koła w Lawinie. Znaczy, wyważał pan męczyguma. Maszyna do wyważania wskazywała mu gdzie ma kleić ciężarki. W konkretnie którym miejscu felgi. Wskazywała dokładny punkt na feldze, a nie tylko miejsce na obwodzie. 
Na koniec usłyszałem, że wibracje przy prędkości poniżej 100 km/godz. to raczej nie od opony, tylko od zawieszenia. No i się niestety okazało, że to najwyraźniej prawda. 

3. Znaleźliśmy z pieskiem rydza. Niestety tylko jednego. 


czwartek, 17 października 2024

16 października 2024


1. Orędzie. W dobrym, starym stylu. Nie podobało mi się zrobienie ze wszystkich MGIMO-wców rosyjskich agentów. Widzę to trochę inaczej. Ja bym powiedział, że wszyscy są bardzo dobrze rozpoznani przez rosyjskie służby. I druga sprawa. Zabrakło mi wymienienia z imienia i nazwiska członków Klubu Ambasadorów (czy jak to się tam nazywa), którzy się podpisali pod oświadczeniem w sprawie granicy, wraz z informacją, na które placówki wysyła ich minister Sikorski. Ale to wszystko bez znaczenia. Głowa Państwa pokazał, że jeżeli chce, może się odezwać i nie da się przejść nad tym, do porządku dziennego.
Jakoś zabawna była ekstaza co poniektórych PiS-owców. Tych samych, którzy przez ostatnie miesiące pozwalali sobie na drobne szyderstwa w kierunku dużego Pałacu. Drobne, albo i większe. 
Złą informacją jest, że jak na dłoni widać, jak bardzo PiS nie ma kandydata na prezydenta. Złą, bo gdyby miało, byłoby inną partią. A gdyby było inną partią – może by było lepiej.

Orędzie podpaliło niemiłosiernie panującego nam premiera. Tak podpaliło, że złamał zasadę. Aleksander Kwaśniewski wpisał do Konstytucji (któż inny by to miał zrobić), że po prezydenckim orędziu nie ma debaty. Po to, żeby jej nie było. Prezydent ma tak niewiele narzędzi, więc te, które ma są w pewien sposób chronione. Premier, a bardziej jego wierny Hołownia, Konstytucji nie złamał, bo Premier przecież nie wystąpił w ramach debaty. Premier, a bardziej jego wierny Hołownia, złamali ducha Konstytucji. A skoro się Premier na to zdecydował, znaczy, że Głowa Państwa trafił go bardzo precyzyjnie. W sam środek ego.
Trafiony Premier nie panował zbytnio nad przekazem. Albo panował, tyle że się odkleił od rzeczywistości. Opowieść o planowanej przez PiS z Dudą elektrowni w Kaliningradzie to było kuriozum przekraczające nawet granice wytyczone przez bajkopisarza Piątka. 
No i oczywiście dwa cytaty. 
Dzisiejszy: „Nikt nie mówi tutaj o zawieszeniu prawa do azylu. To jest nieprawda”. 
I sprzed chwili: „Jednym z elementów strategii migracyjnej będzie czasowe, terytorialne zawieszenie prawa do azylu. I będę się domagał uznania w Europie dla tej decyzji”.
Szkoda gadać.
Tusk zachowuje się, jakby był teflonowy, a nie jest. Ludzie widzą takie rzeczy. Strategia migracyjna, która miała być gejmczendżerem. A jest oprotestowana przez koalicjantów, którzy na każdym kroku podkreślają na co nie ma ich zgody. I do tego jeszcze Komisja Wenecka. I do tego jeszcze Profesor Pingwin. Jak nie idzie, to nie idzie.

2. Byłem w Zielonej. Przypomnieć się w sprawie Suburbana. I kupić trochę mrożonek w Makro. Odrę forsowałem promem. Wody w rzecze wiele, więc prom zasuwa jak mały samochodzik. Muszę wyważyć koła w Lawinie, gdyż przy niewysokich prędkościach dostają denerwującej wibracji. 
Na spacerze z pieskiem znaleźliśmy kolejne kanie. A mówią, że jak są przymrozki – a są – to grzybów nie ma. A są. 

3. Wieczorem oglądałem debatę o migracji w Kanale Zero. Bardzo dobry Przydacz. Kuriozalna – muszę napisać „młoda kobieta”, bo jak napiszę „dziewczynka”, to się narażę na skancelowanie – młoda kobieta z jakiejś tam współpracującej z Grupą Granica fundacji. No i Ochojska, która w pierwszych słowach powiedziała, że co prawda rząd PO jest jak rząd PiS, ale trzeba głosować na PO, bo inaczej PiS wróci do władzy. Warto obejrzeć, bo pewne rzeczy trudno sobie wyobrazić. Ech, mogłem napisać „osoba”. „Młoda kobieta” – może zostać uznane za opresywne.