1. Kawałek „Kawy na ławę”. Z Pałacu Błażej Poboży. I bardzo dobrze. W związku z nowymi doradcami prezydenta jest szansa, że rzadziej w mediach pojawiać się będzie Łukasz Rzepecki. I to nie jest zła informacja, bo jakby się przez lata ten młodzieniec medialnie nie wyrobił, to zwykle nie ma nic interesującego do powiedzenia.
2. Pani minister Mucha dyskutowała ze ze stwierdzeniem terror praworządności. Z dużym zaangażowaniem. Nie zważając na to, że oryginale padło: terror tak zwanej praworządności, co jednak zmienia stan rzeczy na tyle, że perory pani minister były bezprzedmiotowe. Swoją drogą ludzie tak starzy, by pamiętać sukcesy pani Muchy w Ministerstwie Sportu, słysząc o tym, że teraz, jako sekretarz stanu, zajmuje się edukacją, czują pewien niepokój.
Konrad Piasecki (w kontekście odwoływania prokuratora Barskiego) zapytał, czy można tak zabetonować rzeczywistość, by była niezmienialna bez podpisu prezydenta.
Fascynująca jest amnezja konstytucyjna, której epidemia dotyka szerokie grono naszych bliźnich. Taki mamy ustrój, w Konstytucji zapisany, że każda ustawa trafia na biurko Głowy Państwa. I Głowa Państwa robi z tą ustawą, co chce. W znaczeniu podpisuje, albo nie. Po to, żeby tę decyzję podejmować został wybrany. Jeżeli nie podpisze, innymi słowy – zawetuje, Sejm może to weto odrzucić, zapisaną w Konstytucji liczbą głosów. Liczba głosów wynika z decyzji wyborców. W ostatnich wyborach, rządzącej nami koalicja nie poparła wystarczająca do przełamywania prezydenckiego weta liczba wyborców. Innymi słowy: wyborcy nie dali rządowi Donalda Tuska prawa do omijania prezydenta. Robiąc to, rząd łamie Konstytucję.
Mam wrażenie, że piszę, mniej–więcej coś takiego codziennie. I to jest zła informacja, bo to nie jest jakaś, jak mawiają Amerykanie, rocket science i nie trzeba być nawet magistrem prawa, żeby to rozumieć.
Nie wiem, co było później, gdyż zająłem się jedzeniem późnego śniadania. Ale mam podejrzenia graniczące z pewnością, że Konrad nie zapytał pań z rządzącej koalicji (i pana Śmiszka), czy w związku z przekonaniem iż cała Polska ich popiera, planują rozwiązanie Sejmu i wcześniejsze wybory, by uzyskać większość umożliwiającą przełamywanie weta.
3. Cały dzień zszedł mi na niczym konkretnym. Bożena, na spacerze, wymogła, przy moich ostrych protestach spuszczenie pieska ze smyczy. No i wyszło na jej. Znaczy, nie się złego nie stało, a piesek dał się złapać. Nie bez udziału tzw. smaczków. Wydaje się, że piesek się lepiej czuje, gdy idziemy większą grupą.
Wieczorem obejrzeliśmy „Being the Ricardos” Sorkina. Bardzo porządny film. W związku z tym, że u nas nazwisko Ricardo nic nie mówi, jakiś tytan intelektu zmienił tytuł na „Lucy i Deci”. Czyli tytuł, który też nic nie mówi, ale inaczej.
Złą informacją jest, że w przyszłym tygodniu znowu będę musiał jechać do Warszawy.