1. Ubrany w wyborczą koszulkę dokuśtykałem do lokalu wyborczego, mijając po drodze zerwany baner Prawa i Sprawiedliwości. Kolejki nie było. Panie w komisji nie były mi w stanie wytłumaczyć, co będzie, jeżeli startujący na wójta jedynie wójt, będzie miał przewagę głosów negatywnych. Pytanie teoretyczne, bo trudno sobie taki wynik wyobrazić.
Złą informacją jest, że droga tam mnie wymęczyła, iż wieczorem (późnym) nie poszedłem podejrzeć wyników.
2. No i zasadniczo, cały dzień przeleżałem przed telewizorem oglądając trzecią serię „24 godzin”. Tę z wirusem i Bauerem narkomanem oraz czarnoskórym prezydentem, dla którego ważna jest ustawa o ochronie zdrowia. Ten Obama to wszystko z filmów zrzynał.
No i w przerwach dyskutowałem na fejsie o konflikcie izraelsko-palestyńskim. Nie jest to specjalnie łatwe, gdyż wśród rozmówców jest sporo takich, którzy nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Ludzie mają kłopot z łączeniem kropek. Nawet jeżeli te kropki są w tym samym kolorze. I to generalnie jest zła informacja.
3. Po raz pierwszy od dekady, wieczoru w dzień wyborów nie spędzałem na jakiejś wyborczej imprezie. I jakoś nie cierpię z tego powodu. Zresztą nie ma już imprez 300polityki. Chyba nie ma. Nie było w każdym razie w październiku.
Nad wynikami może się pochylę jutro. O ile będą. W 2014 nie było. Za to później była przedziwna interwencja Policji w PKW. I rozprawa w sądzie. Czas leci. I to jest zła informacja.