poniedziałek, 22 kwietnia 2024

21 kwietnia 2024


1. Przespałem pół dnia. Właściwie to przedrzemałem, oglądając jednym okiem czwartą serię „24 godzin”. I to jest zła informacja, bo miałem iść na mecz „Cracovii”. Trzydzieści lat temu zdarzało mi się chodzić na drugie połowy meczów, bo wpuszczali za darmo. Teraz się już tak nie da. 

2. Zjadłem późne śniadanie w „Żonglerce”. Bardzo porządną kanapkę z krewetkami. Pojeździłem tramwajem. Odkryłem przy okazji, że po niegdysiejszej drukarni, gdzie drukowano gazety, w których w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych pracowałem, została wyłącznie dziura w ziemi, którą za chwilę wypełnią fundamenty jakichś pewnie bloków. 
Widziałem też wieczorne, grupowe wyjście, by zagłosować w wyborach. No i zaprowadzono mnie do tajskiej restauracji przy Dolnych Młynów. Ponoć wybitnej, ale nic nie zjadłem bo nie miałem czasu. I to jest zła informacja. 

3. Obserwowałem wieczór wyborczy u kandydata Gibały. Exit polls, mimo iż przegrane, dostarczyły sali wiele radości. Później zaczęły spływać wyniki z komisji, które tę radość podtrzymywały. Aż przyszło w końcu 90% i się okazało, że nic z tego nie będzie.
Prawda jest taka, że kandydat Gibała osiągnął gigantyczny sukces. W pierwszej turze dostał prawie osiemdziesiąt tysięcy, w drugie o czterdzieści tysięcy więcej. Do zwycięstwa brakło mu z pięć tysięcy (istnieje szansa, że odebrała mu je pani Wassermann). Mało brakowało. Patrząc na siły i środki zaangażowane przez kontrkandydata, można mieć wątpliwości, czy wybory były równe. Ale taki mamy klimat. 
Cóż, w każdym razie, wygląda na to, że Kraków będzie dalej podążał ścieżką wytyczoną przez profesora Majchrowskiego. I to jest zła informacja.


 

niedziela, 21 kwietnia 2024

20 kwietnia 2024

 


1. Prawie spóźniłem się na samolot. To efekt mojej poprzedniej pracy, gdzie się przyzwyczaiłem, że na lotnisko trzeba przyjechać przed odlotem samolotu. Jakieś boardingi, kolejki do kontroli nie miały znaczenia. Najpierw nie wyglądało to wszystko dobrze, gdyż boltowiec popełniał wszelkie możliwe błędy przy wyborze pasów. Poźniej zrobiło się lepiej, gdyż kolejka do kontroli nie była straszna. Na koniec, bezpośrednio przede mną otwarto nową bramkę. W każdym razie pod gate (jak to nazywają na lotnisku) trafiłem pięć minut przed boardingiem. No i się okazało, że samolot jeszcze nie doleciał. Z tego wszystkiego, wylecieliśmy z godzinę po czasie. 
Złą informacją jest, że nie jest powiedziane, że takie szczęście będę miał za każdym razem, więc powinienem się przyzwyczaić do tego, że na Okęciu powinienem być godzinę przed boardingiem. 

2. Z fascynacją obserwowałem socialową imbę: Duda zjadł pizzę. Imba rzeczona najwięcej mówi o skuteczności Marcina Mastalerka, gdyż udało mu się w społeczeństwie wytworzyć przekonanie, że jeżeli się gdzieś pokazuje, to razem z nim jest głowa państwa. Tym razem tysiące internautów Andrzeja Dudę zobaczyło w Wojtku Kolarskim.

Amerykański Kongres przegłosował pomoc dla Ukrainy. 
„Former President Trump's meeting with Polish President Andrzej Duda at Trump Tower included discussion of Russia's war in Ukraine. Duda is «staunchly anti-Russia. So, in terms of a persuasive voice on the Ukraine issue, he might be able to get through to Mr. Trump» on the aid package” – napisało parę dni temu CBS. 
Paweł Kowal ogłosił, że to na pewno efekt tweeta Donalda Tuska. Tego, w którym naobrażał republikanów. To, że Paweł Kowal gada głupoty, to nic nowego. Bardziej interesujący jest entourage w jakim te głupoty opowiada. Otóż w profesor Kowal jest szefem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. I w związku z tym jeździ po świecie. Zdecydowanie bardziej niż poprzednicy. Ale to jakoś można uzasadnić – dawno nie jeździł i musi zobaczyć, jak się świat od poprzedniego razu zmienił. Trudniej uzasadniać, że jeździ po tym świecie ze świtą. Ma swojego fotografa i kamerzystę, którzy wrzucają w Internet obrazki. Na przykład: Kowal czyta gazetę. Kowal i wiewiórki. Kowal przed drzwiami czeka na coś. Za PiS-owskiego reżimu zdarzały się przypadki wojewodów, którzy jeździli z podobnymi ekipami. Różnica jest taka, że oni jeździli wokół komina, a Kowal lata po świecie. Dokumentowanie działalności Kowala nie ma specjalnego sensu, bo jego funkcja nie ma jakiegoś specjalnego znaczenia. Zasięgi postów w których efekty tego dokumentowania widać biorą się raczej z szydery niż zainteresowania. 
Złą informacją jest, że ludziom, którzy drą łacha z tych obrazków pewnie by nie było do śmiechu, gdyby się dowiedzieli ile pieniędzy z ich podatków na to idzie. 

3. Tymczasem w Krakowie. Ja tymczasem jestem w Krakowie. 
Idąc przez rynek zobaczyłem wiec Jaszczura Olszańskiego. Żyłem w przekonaniu, że to wszystko, co robi jest jakimś rodzajem stand-up'u. Jednak było tam parę osób, które sprawiały wrażenie, jakby brały to na poważnie. 
Kiedy przechodziłem mówił akurat, że kiedy przejmie władzę, to stworzy urząd bezpieczeństwa, który będzie weryfikował polskość i niepolaków usuwał z funkcji. Opowiedział też historię o jego znajomym, którego za niedopełnienie formalności Urząd Skarbowy ukarał kwotą 50 tys. zł. Znajomy ubrał białą koszulę, jarmułkę, poszedł do tego Urzędu i urzędniczka, jak tylko go zobaczyła, karę cofnęła. Więcej nie słuchałem. Wolność słowa ma swoje minusy. I to jest zła informacja. 

Później wszedłem do knajpy „Żonglerka”, na rogu Syrokomli i Ujejskiego. Świeżo otwartej przez mojego znajomego z czasów licealnych. Zaczęli się tam pojawiać ludzie, których nie widziałem ze trzydzieści lat. Ciekawe doświadczenie. 

No i z tego wszystkiego zrobiła się szósta rano. 


piątek, 19 kwietnia 2024

19 kwietnia 2024



1. Zimno, ciemno i bezsensu. Chwilę po tym, jak zasnąłem, dłuższą chwilę, bo były ze trzy godziny, obudził mnie telefon. Dzwoniła pani Konserwator. Źle napisaliśmy wniosek o zgodę na prace konserwatorskie. I to jest zła informacja. Znaczy nie tyle to, że spieprzyliśmy, bo po paru godzinach wysłaliśmy poprawiony, a to, że nie zrozumieliśmy, mimo iż wyraźnie nam tłumaczono, jak ten wniosek ma wyglądać.

2. Byłem w mieście. Odebrałem przetoczone tarcze do audi. Kolega mój Janek oświecił mnie, że tarcze dojrzałe nie mają predylekcji do krzywienia, jaką mają nowe. 
Później pojechałem zwiedzić nowy park handlowy, jaki otwarto za Macdonaldem, obok Orlenu. Znaczy pretekstem była konieczność zakupu wkładki i klamki do nowo powstałej bramki. W Bricomarche. Miałem problem komunikacyjny, gdyż nie rozumiałem opisów wkładek. Pani ze sklepu nie rozumiała, czego nie rozumiałem. Ale jakoś w końcu udało nam się dogadać.
Wsadziłem głowę do Juli – nie rozumiem tego sklepu. I tego z RTV i AGD, który ma wrzaskliwą reklamę. Sąsiad Gienek, a właściwie jego żona Jolka kupiła wczoraj tam chiński telewizor 4K w promocji, który zastąpił ich leciwą plazmę. W Juli były drzwi, których właściwie się nie udawało otworzyć, w tym drugim otwierały się tak lekko, że aż trudno je było zatrzymać.
Wróciłem do domu, obejrzeliśmy odcinek „Sugara” (jeszcze gorszy niż poprzedni). Próbowałem pójść na spacer z pieskiem. Nieskutecznie, gdyż kawałek za domem zastrajkował. I to jest zła informacja, gdyż miałem plany związane z jego kupą. Później się dowiemy, czy jest w niej jakieś życie. 
Później spakowałem walizeczkę, pojechałem na lotnisko i wieczornym lotem lecę do Warszawy. 

3. Tymczasem w Krakowie, Małgorzata Wasermannówna wezwała do niegłosowania na kandydata Gibałę. Zrobiła to używając argumentów ostatecznych. Co ciekawe, chwilę później supporterzy kandydata Miszalskiego mieli gotowe na ten temat grafiki.
Mimo iż powszechną była wiedza o współpracy pani Małgorzaty z profesorem Majchrowskim i jego szeroko rozumianym środowiskiem, oświadczenie wśród jeszcze szerzej rozumianych PiS-owsów wywołało konsternację. Parę miesięcy temu słyszałem w Warszawie legendę, że pani Małgorzata dogadała się z profesorem Majchrowskim i miała być jego kandydatem na stanowisko prezydenta Krakowa. Projektowi ukręcono łeb na samej Nowogrodzkiej, gdyż stwierdzono tam, że to przegięcie. Cóż, pacta sunt servanda, pani Małgorzata najwyraźniej czuje się zobowiązana wobec środowiska Majchrowskiego. W pierwszej turze pilnowała ponoć, żeby kandydat Kmita nie cisnął za bardzo kandydata Kuliga. 
W drugiej turze, według sondaży, różnica pomiędzy poparciem dla obu kandydatów mieści się w statystycznym błędzie, sztaby, a zwłaszcza ten Miszalskiego, w Krakowie bardziej nawet niż Platformę, reprezentującego szeroko rozumiane środowisko profesora Majchrowskiego, angażują wszystkie dostępne środki, w ostatnim dniu kampanii odpalono więc panią Wassermannównę. Cóż, jeżeli wygra kandydat Gibała, pani Małgorzacie po kampanii zostaną tweety Soku z Buraka, który się na nią powołuje. Zresztą zostaną niezależnie od wyniku wyborów. Trudno więc już jej będzie moralizować. 
A może wcale nie?
Choć raczej tak. Dotychczasowi wyborcy pani Małgorzaty przywiązywali wagę do takich spraw. A na innych, nowych, raczej nie ma co liczyć. 
W moim felietonie do „Dziennika Polskiego”, zachwycałem się tym, że w Krakowie można się ponad podziałami dogadać wokół jakiej idei. Powyższa sprawa też jest jakimś na to dowodem, bo też dotyczy zaangażowania w pomysł na przyszłość miasta. Złą informacją jest, że to chyba nie jest najlepsza dla tego miasta przyszłość. 



 

18 kwietnia 2024


 1. Trzeba być niespełna rozumu, żeby od czwartej nad ranem oglądać na Netfliksie przysypiając południowoamerykański serial o porwaniu samolotu, który to serial specjalnym arcydziełem nie był. Chyba. Bo jednak istnieje szansa, że najbardziej interesującą jego część przespałem. Złą informacją jest, że nie rozumiem, co mną powodowało. 


2. Ale to teraz. Rano zajmowałem się ściganiem deadline'ów. I przyjmowaniem panów geodetów. Których praca polega teraz na chodzeniu z kijem, na końcu którego jest grzybek. Generalnie praca geodety byłaby teraz prostsza, gdyby nie gigantyczny przyrost biurokracji. Administracja musi uzasadniać swoje istnienie. I to jest zła informacja. 
Kiedy się już odrobiłem, pojechałem do miasta po nakrętkę i śrubę. Do kosy. Żeby miast głowicy z żyłką, podłączyć trójzębną tarczę, by dokonać spustoszenia wśród odrastających za stołówką śliwek. Pan w Stihlu jak zwykle niepozbawiony poczucia humoru. Kupiłem też głowicę na takie plastikowe nożyki. Działa jak żyłka, ale mniej excusez le mot pierdolenia. 
Głowicy nie sprawdziłem, bo zamontowałem trójzębną tarczę. Tarcza działa. Śliwki będą musiały odrastać w przyszłym roku.
No i jest zimno. I padał grad. Koło południa. W Niemczech ponoć atak prawdziwej zimy. Dobrze im tak. 

3. A tymczasem w Krakowie. Miejscowa „Wyborcza” napisała, że kandydat Platformy w swoim spocie sieje dezinformację. Spot ponoć po paru godzinach zniknął. W spocie artysta kabaretowy Materna, wyrażał wobec kandydata Platformy ubolewanie, że nie może na niego głosować, bo nie jest w Krakowie zameldowany. A to tak wcale nie jest. Wyszło sztabowi kandydata Platformy, że studenci głosować wolą na kandydata Gibałę, więc z użyciem artysty kabaretowego Materny postanowiono im sugerować, że nie mogą. Soją drogą ciekaw jestem jaka jest rozpoznawalność artysty kabaretowego Materny wśród studentów (nie dotyczy studentów uniwersytetów trzeciego wieku). Film nakręcił też Bobek Makłowicz. Profrekwencyjny. Znaczy, żeby głosować. Ale jak się nie wie na kogo, to żeby nie głosować na PiS. Trochę późno, gdyż kandydat Kmita nie wszedł do drugiej tury. 
Ze strony Onetu („Przeglądu Sportowego”) znikł tekst opisujący opisywany przeze mnie tu wczoraj list poparcia klubów sportowych. Znikł zupełnie – błąd 404. Złośliwi mówią, że i tak długo wytrzymał. 
Słuchałem też końcówki debaty w Radio Kraków: 
– Łukaszu, twój brat jest deweloperem. 
– Nie kłam Olku, nie jest.
– Nie kłam Łukaszu, jest. 
– Nie kłam Olku, nie jest, złożył oświadczenie. Firma, o której mówisz też złożyła oświadczenie. 
– Nie kłam Łukaszu jest. 
– Nie kłam Olku, nie jest. Udziały w firmie deweloperskiej były zabezpieczeniem wierzytelności. 
– Nie kłam Łukaszu, jest. 
– Nie kłam Olku nie jest. Mówisz o tym teraz, żebym nie zdążył cię pozwać w trybie wyborczym. Mogłeś to opowiadać wcześniej. Wtedy sąd by się w tej sprawie wypowiedział. 
– Nie kłam Łukaszu, jest. 
I tak dalej.

Jest to jakoś fascynujące. Przy taki dużych zaangażowanych środkach, Platforma robi kampanię: nie głosować, nie głosować na PiS, rodzina Gibałów to deweloperzy. No i wcześniej było, że Gibała pożyczył od ojca setki milionów. 

Swoją drogą podchodząc w ten sposób, to poniedziałkowy przelew z KPO, to też zło, bo to też pożyczka. Naprawdę mają o wyborcach nienajlepsze zdanie. Cóż, części wyborców to najwyraźniej nie przeszkadza. I to jest zła informacja. 


czwartek, 18 kwietnia 2024

17 kwietnia 2024


1. Mazurek pastwił się nad klimatycznym dziewczęciem (jestem niewiele młodszym od Mazurka dziadem, więc też będę ją traktował protekcjonalnie), moja osoba, po raz kolejny zadziwiła się tym, że młodzież nie uważa na lekcjach. Protest obywatelski polega na łamaniu prawa, ale ważniejsze jest to, że się zakłada, iż się za to łamanie będzie pociągniętym do odpowiedzialności. Na tym siła protestu obywatelskiego polega, że protestujący jest gotów za protestowanie wylądować w więzieniu, albo chociaż dostać przez plecy pałką, powąchać gazu etc. Są kraje, gdzie protest obywatelski grozi śmiercią. A są tam ludzie, którzy się na to decydują. No i zwykle nie mają szans na granty. Młodzież nie uważa na lekcjach. I to jest zła informacja. 

2. Byłem pod Wolsztynem, u pana, który handluje częściami do audi A8 D2. Po szybę. I hamulce. Kupiłem ostatnią szybę, gdyż już się panu nie opłaca kupować i rozbierać tych samochodów. W Polsce zostały same byle jakie, a w Niemczech kosztują już po osiem tysięcy euro, czego się w życiu nie odzyska sprzedając części. 
Udało mi się dowieźć całą szybę do Hetmanic, do firmy, która szyby wymienia. Nie było to proste, gdyż szyba unieruchamiała nieco moją prawą rękę. 
Dwa lata temu wymieniałem tam szybę w Lawinie. Pamiętałem, że jest ogólnie super, ale coś było nie tak. No więc tak, wszyscy uprzedzająco mili, czysto i porządnie. Ale cały czas, z telewizora, że tak powiem, napierdalało radio Eska. Italo disco. I inne takie. A miałem nadzieję, że przez te godziny coś napiszę. Nie napisałem. Wysłuchałem rozmowy Rymanowskiego. Pani minister zdrowia, zapytana o obiecaną w stu konkretach opiekę dentystyczną w szkołach, odpowiedziała, że niedługo rozpoczną się przeglądy zębów. I rodzice dowiedzą się, czy zęby dzieci są ok i gdzie mogą znaleźć dentystę. Redaktor Rymanowski, ani żaden z wysyłających pytania słuchaczy, nie zapytał jak znaleźć się na liście polecanych stomatologów. Może i dobrze, bo by się mogło okazać, że lista jest już zamknięta.
Szybę wstawiono. Wygląda bardzo profesjonalnie. Za to zaczęło lać. Jak z cebra. A jak dojechałem do Ołoboku, to było biało, gdyż chwilę wcześniej spadł był grad. Na moście, tym w naszą stronę, normalnie było błoto pośniegowe. Złą informacją jest, że w niedzielę ma złapać w nocy mróz. Było już lato. Wczoraj była jesień. Dziś przyszła zima. 

3. Przez tę zimę nie zamontowaliśmy wykonanej przez firmę sąsiada Tomka bramki. I to jest zła informacja, bo specjalnie na tę okazję kupiłem karton piwa.

Tymczasem w Krakowie. Kandydat Miszalski zaprezentował listę poparcia jego osoby podpisaną przez kluby sportowe. Onet napisał, że nie wszystkie podpisane tę listę podpisały, a niektóre podpisały, bo wywarto na nie presję, sugerując, że jeżeli nie podpiszą, to nie będzie ministerialnych pieniędzy. Platforma robi to wszystko, o co oskarżała PiS, tylko bardziej. 










 

środa, 17 kwietnia 2024

16 kwietnia 2024


1. Przyśnił mi się Wojtek Kolarski. Miał czarną zaczeskę, co miało świadczyć o tym, że zaczął kampanię wyborczą do Europarlamentu. Później byłem na Syberii i miałem dokonać zamachu terrorystycznego poprzez ostrzelanie z RPG7 opuszczonego domu handlowego, w którym kręcono „Taniec z gwiazdami”. Kręcono kiedyś. Nie mogłem się zdecydować na to, żeby ten zamach przeprowadzić, bo ciągle ktoś koło budynku przechodził, a mimo iż zamach miał być terrorystyczny, chciałem uniknąć cywilnych ofiar. Stan zawieszenia trwał tak długo, że się obudziłem. I to jest zła informacja, gdyż nie wiem czy się Wojtek do Europarlamentu dostał, ani po co miałem ten dom handlowy z granatnika ostrzelać. 

2. Byliśmy z pieskiem u innego weterynarza. W Międzyrzeczu. Weterynarz miał dłuższą niż ja brodę. Piesek u weterynarza zachowywał stoicki spokój i pozwalał ze sobą robić to wszystko, co brodaty weterynarz chciał. A chciał wiele. 
Wracaliśmy na około. Byliśmy w Gorzycy, Kursku, Kęszycy i Nietoperku. Obok Kurska wciąż stoi most obrotowy. I – sądząc po znaku drogowym A-13 – wciąż może być obrócony. Mosty, które są koło nas są rolkowe. I raczej nie da się ich ruszyć. I to jest zła informacja, bo byśmy się mogli odcinać od ewentualnej, nadchodzącej ze wschodu zarazy.

3. Pan naprawiacz kosiarek zadzwonił. Załadowaliśmy kosiarkę–traktorek na pakę Lawiny, resztki po starej kosiarce-traktorku na przyczepkę. I wróciłem do domu. O ile resztki ze starej kosiarki-traktorka mogły zostać na przyczepce, to nową trzeba było z lawiny jakoś ściągnąć. Różne miałem koncepcje. Stanęło na użyciu najazdów, które dawno temu wyspawał sąsiad Tomek. Udało mi się z nich nie spaść, co jest pewnym sukcesem. 
Skosiłem spory kawałek łąki. Jutro – jeżeli znajdę czas – będę kontynuował. Złą informacją jest, że się grzeje koło pasowe. Istnieje oczywiście szansa, że mu przejdzie. Ale niezbyt duża. 

Ktoś w Dębniaku, na drodze gruntowej wybudował barykadę z kamieni. Niezbyt wysoką, ale zawsze. Czyżby miał być to wyraz solidarności z młodzieżą z Ostatniego Pokolenia?

Dziś nie będzie informacji o tym, co się dzieje w Krakowie. Kampania tam jest na etapie wytykania związków wszystkich ze wszystkimi. 


 

wtorek, 16 kwietnia 2024

15 kwietnia 2024


1. Zapomniałem o tym, że pan Protasiewicz był wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Odpowiedzialnym – jak pisze o sobie na Twitterze – za Partnerstwo Wschodnie. 

Premier z hukiem odwołał pana Protasiewicza z funkcji wicewojewody. Interesujące jest, jak to się stało, że go w ogóle, na to stanowisko, powołał. Bo nie miał zamiaru ułatwiać życia Trzeciej Drodze? 
Swoją drogą, jeżeli się jeszcze jeden podobny przypadek pojawi, będzie można mówić o jakimś wzorze zachowania. Doradcą ministra Kosiniaka jest generał Bieniek. Dobrych parę lat trwało, nim sojusznicy z NATO uwierzyli, że polski oficer nie musi być pijakiem. 
Sprawa pana Protasiewicza może mieć wpływ na drugą turę wyborów prezydenckich we Wrocławiu. Jeżeli Sutryk przegra, Protasiewicz przejmuje mandat poselski, po Sutryka konkurentce. Napisał, co prawda na Twitterze, że nie przejmie, ale co zrobi, wiadomo będzie, gdy to zrobi. 
Napisałem, że sprawa pana Protasiewicza może mieć wpływ na drugą turę wyborów prezydenckich. A to przecież nieprawda. Ludzie nie zastanawiają się jakoś specjalnie, kto jest ich przedstawicielem w Parlamencie. I to jest zła informacja. 

2. Byliśmy w mieście. A wcześniej na poczcie. Na poczcie nie można już kupić patriotycznych książek krakowskiego wydawnictwa „Biały kruk”. Za to, wciąż można kupić kilkanaście rodzajów krzyżówek. Udało mi się w końcu trafić w Aktionie sztucznego airtaga za dwadzieścia parę złotych. W Lidlu selery w promocji. Pod Biedrą namiot z jeszcze większym bałaganem niż w środku, za to wszystko za pół ceny. Kupiłem podnośnik hydrauliczny. Jeszcze nie wiem, po co, ale na pewno coś wymyślę.W znaczeniu: znajdę jakieś warte podniesienia trzy tony. 
Pan naprawiacz kosiarek odebrał założone w końcu na koła opony. Bardzo był z siebie dumny, gdyż terminy męczyguma ma aktualnie miesięczne. Jutro po południu kosiarka powinna być ostatecznie gotowa. Będzie więc koszone. Złą informacją jest, że trawa urosła, więc nie będzie to kaszka z mleczkiem. 

Tymczasem w Krakowie. Była debata kandydatów w Onecie. Odbiłem się po pierwszych trzech pytaniach. Aborcja, kościół, związki partnerskie. A potem się dziwię, że naród nie rozumie, czym się zajmuje samorząd. 
Trollkonto przeprosiło, za wrzucenie fejka o pani Nowak jako wiceprezydent miasta. Kosiniak poparł kandydata Miszalskiego. Jak ktoś zauważył, teraz pora na ministra Kołodziejczaka. 

3. Zmarła profesor Staniszkis. W redakcji „Ozonu” byłem chyba jedynym, poza Robertem Tekielim i korektą, czytelnikiem jej felietonów. Musiałem je jakoś zilustrować, a tego bez przeczytania nie dało się zrobić, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. 
Bardzo byłem z siebie dumny, bo uważałem, że coś z tego, co pani profesor pisała, rozumiałem. A czy rozumiałem, to już zupełnie inna sprawa.