niedziela, 7 lipca 2024

7 lipca 2024


1. Jak się wybiję z rytmu, to nie mogą zacząć pisać. I to jest zła informacja. Zbiera mi się tylko lista poważnych tematów nad którymi powinienem się pochylić. I im lista dłuższa, tym trudniej się zabrać. Odkreślam więc grubą linią i mam nadzieję, że pretekst do opisania wcześniejszych poważnych tematów jeszcze się pojawi.

2. Obejrzeliśmy wczoraj nowego „Gliniarza z Beverly Hills”. Niby żaden film, a ile dostarczał radości. Takiej z lat osiemdziesiątych. Twórcy „South Parku” genialnie wyjaśnili kiedyś, dlaczego Trump wygrał wybory. Amerykanie tęsknili za czasami Reagana. Za wspomnieniem rozwijającej się gospodarki, za siłą Stanów Zjednoczonych no i za ówczesną popkulturą. No Trump dawał im jakąś obietnicę powrotu do tamtych czasów. 
Teraz Axel Foley szydzi z politycznej poprawności i człowiek czuje się znowu jak wtedy. 
Z rozpędu zaczęliśmy oglądać poprzednie wersje. Były wyraźnie lepsze. Pierwsza i druga. Trzeciej jeszcze nie obejrzeliśmy. 

Coraz bardziej się upodabniam do mieszkańca Midwestu. Mam bejsbolówkę i pick-up'a. Nie mam tylko czerwonego karku i kowbojskich butów. Złą informacją jest, że nie jestem pewien, czy to jest zła informacja. 

3. Krótki spacer z pieskiem. Poszczekali na siebie z koleżanką zza ogrodzenia, doszliśmy do połowy drogi w kierunku Dębniaka, piesek wylazł na rżysko postanowił tam z dziesięć minut posiedzieć, po czym wróciliśmy w kierunku domu. Na drodze siedział zając. Piesek bardzo chciał za nim pobiec. Tak bardzo, że aż mnie ręce bolą.

Wyniki francuskich wyborów przypomniały mi „Uległość”. Nie jestem amatorem literatury erotycznej, ale reszta książki bardzo jest dobra. 


 

środa, 3 lipca 2024

1–2 lipca 2024


1. Ze zdziwieniem przeczytałem entuzjastyczną recenzję „Yellowstone” w „Wyborczej”. Kolejny dowód na postępujący upadek „Gazety” jako krzewiciela idei. 
Kiedyś tak nie było. Kiedyś (naście lat temu) recenzent „Wyborczej” chlastał brzytwą swą „Gran Torino” i „Harry Brown” za propagowanie zwierzęcej przemocy, która nie rozwiąże żadnych problemów. 
Pamiętam te recenzje, bo dzięki nim obejrzałem oba filmy. Z dużą – muszę przyznać – przyjemnością. W mojej wersji konserwatyzmu, dobre jest, kiedy dobro wygrywa ze złem. Proste dobro z prostym złem. 
W „Wyborczej” pojawił się jeszcze jeden fascynujący tekst. Otóż dziennikarka chwaliła się tym, że dzięki uprawianiu seksu z wykładowcą uzyskała bardzo dobrą ocenę. Siedem lat po tym, jak wybuchło #MeToo.
Ktoś kiedyś napisze książkę o upadku „Gazety”. Jest o czym pisać. 

2. Znów prawie pełen samolot. Bilet w cenie kolejowego. 2/3 myta za autostradę. Przed LOT-em wielka przyszłość. 
Z okien (prawych) pociągu z lotniska widać siedzibę Collegium Humanum – to przykład wiedzy bezużytecznej. 

Małgorzata Wassermann wsparła swoim autorytetem kandydaturę Łukasza Kmity na stanowisko małopolskiego marszałka. Poprzedni, wsparty przez nią kandydat został prezydentem Krakowa. Tym razem nie wyszło. Może to znaczyć, że Małgorzata Wassermann skuteczna jest tylko wtedy, gdy popiera kandydatów Platformy Obywatelskiej. 

Poprzednim razem, gdy byłem w Warszawie, w Zbitej Szybce przy Lesznie przyklejono mi folię na Apple Watch. Folia zaczęła mi schodzić. Pewnie nie bez mojego udziału. Przyszedłem tam znowu. I mówię, że bym chciał, żeby mi przykleili, ale bym chciał jakiś rabat, bo poprzednią przyklejałem u nich. Usłyszałem, że mi przykleją za ocenę na Google. Oceniłem na Google, ale napiszę tu też – bardzo porządna firma. 

Przez cały dzień bombardowały mnie echa (o ile echa mogą bombardować)(chyba nie mogą)(ale skoro nie chce mi się szukać lepszego słowa – muszą) wizyty kanclerza Scholza. Trudno mi się było w tej sytuacji odnaleźć. Kanclerz Scholz jest – proszę wybaczyć bezpośredniość – powszechnie wyśmiewanym w świecie pajacem, z dość ograniczonym, nawet we własnym kraju, poparciem. A my (w znaczeniu Polska) przyjmujemy go, jakby był Angelą Merkel. Nie jest. O dzisiejszej pozycji Niemiec niech świadczy fakt, że demokratyczny prezydent Stanów Zjednoczonych nie odwiedził ich ni razu (G7 się formalnie nie liczy, podobnie jak międzylądowania w Ramstein). A Polskę zdążył odwiedzić razy dwa. Premier Tusk najwyraźniej nie zauważył, że od 2014 roku świat się nieco zmienił. A minister Sikorski wcale go z tego stanu nie chce wyprowadzić. Złośliwiec. 

3. Byłem na Foksal, gdzie usłyszałem, jak dwóch młodych ludzi zastanawia się, po co w Świebodzinie postawiono pomnik Chrystusa. Wymieniłem tam też serię uwag z nadredaktorem Muchą. 
Później byłem na kolacji, na Pradze. Rzut beretem od miejsca, gdzie pracowałem w latach 2009–2013. Złą informacją jest, że nie stanąłem na wysokości zadania polegającego na wpisaniu czegoś błyskotliwego do księgi pamiątkowej mieszkania. I trochę czuję w związku z tym zażenowanie.

A mogłem na przykład wpisać cytat z odkrytego ponownie utworu, który słuchałem ćwierć wieku temu. 
That be coming straight at you from the TV screen

Why is there no news in these newsprint rags?
I don't really care about who MP shagged
But still they keep feeding me foolishness
To go numb up my mind and fight my progress
But I see through yer crew and my mind's on the circuit
Hot to the 2 on some overtime I'm a stand firm with this roots-fi refined

No właśnie. Miałem szanse obejrzeć świeżo obdarzone koncesjami TV Republika i wPolsce.pl
Republika lepsza. 


 

poniedziałek, 1 lipca 2024

30 czerwca 2024


1. Zadziwiająco ciekawe Trzecie Śniadanie Mellera. Trzech historyków. Rzadko ostatnio się zdarzało, żeby goście mieli podobnie sprecyzowane poglądy i umiejętność ich obrony.
Dyskusja o Wołyniu przypomniała mi historię z Żagania. Po T-72 przyjeżdżali Ukraińcy. Mieli na mundurach czerwono-czarne flagi i jakieś postupowskie emblematy. Któryś z naszych żołnierzy powiedział im, że jest kłopot, bo w jednostce służy dużo ludzi, których dziadkowie przyjechali z Wołynia i że te naszywki stawiają ich w mało komfortowej sytuacji. Następnego dnia Ukraińcy przyszli bez naszywek.
Legenda głosi, że decyzję o odsłonięciu lwów na cmentarzu Łyczakowskim wymusili na merze Lwowa żołnierze z Azowa. Że walczył razem z nimi jakiś Polak, że się zgadali, no i postanowili problem rozwiązać. 
Wydaje mi się, że szybciej niż w kwestii wołyńskiej dogadamy się międzypaństwowo, problem zostanie rozwiązany międzyludzko. 
YouTube namówił mnie do wysłuchania Saloniku Ziemkiewicza. Była to jedna strata czasu. 

2. Wyglądało na to, że przyjdzie burza. Sugerował to nawet SMS od RCB. Powiało, zrobiło się przez chwilę ciemno, później się zrobiło chłodniej. I tyle. 
Na polach za domem zaczęły się żniwa. Zboża wyglądają jak ten mickiewiczowski suchego przestwór oceanu. Sunący po nich kombajn jest jak statek. Tylko ten pył, który podnosi, ma się do tego obrazka nijak. 

3. Idąc z pieskiem, słuchałem poświęconego tuskowej wersji CPK pokoju na Twitterze. Któryś z mówców przejechał się po projekcie kolei wysokich prędkości. Powiedział, że wydamy miliardy złotych, żeby skrócić przejazd o 10 minut. Z tych miliardów pożytku wielkiego dla Polski nie będzie, bo u nas tak szybkich pociągów się nie robi. Zarobi pewnie znowu Alstom, czy inny Siemens. Zarabiał też będzie przez kolejnych 30 lat, bo pociągi trzeba serwisować, a to tanie nie jest.
Głupie to jest jak kilo gwoździ. Powtórka z Pendolino. 





 

niedziela, 30 czerwca 2024

29 czerwca 2024


1. Po dokładnym śledztwie, piszę „dokładnym”, gdyż nie jestem przekonany, czy powinienem pisać „gruntownym”, bądź „dogłębnym”, zrekonstruowaliśmy sytuację z poprzedniego wieczoru. Otóż piesek drzemał sobie spokojnie w domu, kiedy szop postanowił się do wbić domu w jakimś niecnym celu. Wszedł przez otwarte drwi balkonowe. I wchodząc obudził pieska, który rozpoznał niecny cel i zareagował całą swoją siłą i godnością osobistą. Po konsultacjach z sąsiadami ustaliłem, że szopy to zło. Atakują i koty, i inne stworzenia. Piesek stanął więc w naszej (i kotów) obronie. I chwała mu za to. A szopa nie ma co żałować, bo to zwierzę wredne. Mimo iż ma rączki z przeciwstawnym kciukiem. Gdyby się do domu nie wbił w niecnym celu, to by pewnie żył jeszcze.

2. Pojechałem po nibymasło do Dino. Zatankowałem u lokalnego Węgra. 
Kiedy tankowałem u lokalnego Węgra, człowiek z audi kombi narzekać zaczął na miejscowy przejazd kolejowy. Od niepamiętnych czasów trwa remont torów, pociągi poruszają się w tempie niezbyt wprawnego piechura, na podniesienie szlabanu można więc czekać i kwadrans. Człowiek z audi kombi zastanawiał się, co będzie jak przejechać będzie chcieć karetka. 
Przejazd można objechać wiaduktem. Nadkłada się parę minut. Ale nie kwadrans. Ruszyłem ze stacji, dojechałem do zamkniętego szlabanu. Z przeciwka przyjechała na sygnale karetka i odczekała dziesięć minut, aż pociąg (ekspres do Berlina), w tempie niezbyt wprawnego piechura, przejechał. Szlaban się podniósł, karetka przejechała.
Później pojechałem do Lidla po buraki i inne rzeczy. Później byłem w Bricomarche, gdzie kupiłem olej do kompresora. Później w Rossmannie, po płyn do prania. Później w jeszcze innym sklepie, którego nazwy nie zapamiętałem, gdzie kupiłem szufelkę i zmiotkę. Później w innym Lidlu, po banany. Później odstałem swoje przed przejazdem. Na koniec znów byłem w Dino, tym razem po Aperol. 
Wróciłem do domu. Wlałem olej do kompresora. Wszedł litr, co mnie zdziwiło. Uruchomiłem kompresor. Wystrzeliło najpierw korek od wlewu oleju, później olej. Nie wiem, czy cały litr, ale na pewno sporo. Złą informacją jest, że mi się nie udało znaleźć tego korka. Życie użytkownika kompresora nie jest proste. 

3. Z pieskiem chodzimy teraz przez opłotki. Pojawia się wilczurowata suka, którą piesek olewa, mimo iż ona na pieska szczeka. Jest też pies nieduży kształtu myśliwskiego, z którym się piesek przez furtkę koleguje. 
Poza opłotkami zwiedziliśmy dziś też kawałek lasu. Grzybów nie ma. I to jest zła informacja. 


 

sobota, 29 czerwca 2024

26–28 czerwca 2024


1. Przez wymuszony urlop wybiłem się zupełnie z pisania. I to jest zła informacja, bo niby nic nie robię, a wieczorami jestem tak zmęczony, że mi się nic nie chce. Zwłaszcza pisać. A tyle się przecież dzieje.

2. Nie mogę sobie przypomnieć, w którym roku odwiedziłem Muzeum II Wojny Światowej. To było chwilę po upaństwowieniu Westerplatte. Kiedy wchodziłem z Muzeum, wpadłem na to, co jest nie tak ze słynną wystawą. A jest nie tak. I to bardzo. Otóż twórcy objechali muzea na świecie. I w Polsce. I postanowili te pomysły kopiować. Problem polega na tym, że nie zrozumieli, o co w tych pomysłach chodzi. I jak one, tak naprawdę, działają. Kopiowali, bo im się podobało. 
Skojarzyło mi się to z kopułą mauzoleum Teodoryka w Rawennie. Chłopaki nie potrafili wtedy już budować jak Rzymianie. A chcieli też mieć kopułę. Więc ją sobie wystrugali z wapiennego bloku. I super. W Muzeum Powstania Warszawskiego jest samolot. To my też będziemy mieć.
Wystawa w Muzeum II Wojny Światowej jest zła. I nie chodzi mi o jej idiotyczną koncepcję, tylko o tej koncepcji realizację. 

W międzyczasie Andrzej Duda był w Chinach. Spowodowało to histerię kilku osób. Później Donald Tusk stwierdził, że Duda zrobił dobrze. Histeryzujący zamilkli. A niektórzy nawet pousuwali dowody histerii. Strasznie jest to wszystko głupie.

Premier odwołał Dębskiego. Praworządność została jakiś czas temu zredefiniowana, więc w ramach tej nowej praworządności, w dowolnym momencie, można przerwać regulowaną ustawą kadencję.
Dębski sobie poradzi. Gorzej będzie z polską dyplomacją. Oczywiście nie ma ludzi niezastąpionych, ale zastępowanie dla zastępowania zbyt mądre nie jest. 

Premier ogłosił również, że będzie budował CPK. Przypomina mi się historia, którą dziesięć lat temu tu opisywałem. Panowie, którzy kopali u nas we wsi kanalizację, pracowali wcześniej przy budowie gazoportu. Znaczy, chcieli pracować, a im to uniemożliwiano. Nie mogli tego zrozumieć. Jak można budować w sposób taki, by nie wybudować. 
Krytycy chińskiej wizyty Prezydenta, tu też mogą mieć dysonans poznawczy. Ale chyba raczej mieć dysonansu nie będą, gdyż ten fragment mózgu, który za dysonans poznawczy odpowiada im zanikł. 
Premier prawdopodobnie zakładał, że obiecując CPK, rozwiąże problem, jaki może mu zrobić narastający w społeczeństwie oddolny właściwie ruch poparcia dla inwestycji rozwojowych. 
Pomyślał, że wyjdzie, obieca i będzie załatwione. A tu niekoniecznie. Gdyż nawet w „Rzepie” napisano: „To co jednak otrzymujemy od Donalda Tuska, to nie jest już CPK, ale PDT, czyli Propaganda Dla Tumanów.”

Potem jeszcze słynna posłanka Razem: Matysiak, razem z PiSowcem Horałą ogłosili, że zakładają ruch społeczny „Tak dla rozwoju”. Na Matysiak rzuciła się zębami Anna Maria Żukowska. Niby taka mądra, a taka jednak niemądra. Lewica ponoć się przestraszyła, że Matysiak zakłada partię. Wystarczyło, żeby się do tego ruchu zapisali i już by partii nie było. Razemki (jeżeli są od Lewicy mądrzejsze) pewnie zaraz to zrobią. A Lewica zostanie na wycieraczce u Donalda Tuska. W rządzie, który nie realizuje ich programu. 

3. Piesek ukatrupił szopa. Nie wiem, jak to zrobił, bo oglądaliśmy bardzo zły film na Netfliksie (drugą część „Rebel Moon”). W pewniej chwili usłyszeliśmy, że się odbywa w domu dziwna szamotanina. Po czym się okazało, że na dywanie leży szop ze skręconym karkiem. 
Piesek sytuację przeżył emocjonalnie. Ale na koniec wymienił szopa na kość od prosciutto.
Jakoś nie do końca wierzyłem pani behawiorystce, która mówiła, że piesek jednym kłapnięciem może wykończyć, każdego z zaczepiających go na wsi psów (zaczepiają te małe). I że tego nie robi, to jego świadomy wybór i że jest pieskiem o bardzo dobrym charakterze. 




 

środa, 26 czerwca 2024

24–25 czerwca 2024


1. Poniedziałek. W Świebodzinie płaci się za parkowanie. Przekonałem się o tym, znajdując mandat za wycieraczką. Kosztowało mnie to całe 70 złotych, więc raczej zapamiętam. 

Miasto liże rany po poprzednim Burmistrzu. Tym, który wydał grubą dotację z Polskiego Ładu na elektroniczne śmietniki. Na dwóch chyba osiedlach. Wybory przegrał o włos. Jak zauważył kupiec, z którym rozmawiałem na zwanym Rynkiem targu, gdyby nie te śmietniki, to by nie przegrał. Usłyszałem, że co chwilę wychodzą jakieś poukrywane wcześniej kwiatki. Przede wszystkim wydatki bez zabezpieczenia środków. Usłyszałem o kwocie 30 milionów, co przy 150-milionowym budżecie nie jest mało. A ponoć nie jest powiedziane, że to wszystko. 

Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wielką władzę mają wybierani w jednomandatowych okręgach włodarze. I ile ci włodarze mogą głupot narobić. I jak wielkie tych głupot mogą być konsekwencje. 


2. Wtorek. Mało spałem, gdyż musiałem wstać rano, by zdążyć na samolot. I to jest zła informacja. Wyjeżdżając zauważyłem, że nie wziąłem powerbanku. I to też była zła informacja, ale to się okazało dopiero później. Niby czasu było tyle, że bym zdążył po powerbank wrócić, ale tego nie zrobiłem, bo mi się wydawało, że będzie ok. Na lotnisku przestała mi działać aplikacja do opłacania parkingu. Parkomat zaś wziął z karty dwa razy więcej pieniędzy niż powinien. 
Samolot pełen był parlamentarzystów. Jechał senator, pani poseł i dwóch panów posłów. Tylu przynajmniej zauważyłem. Samolot wystartował stosunkowo późno. I to też jest zła informacja. Leciał też dłużej niż zwykle, co również dobrą informacją nie jest. A jak wylądowaliśmy, to przyszedł mejl, że moje następne połączenie jest odwołane. Lot nie miał żadnej interesującej propozycji. Generalnie była dawały szanse na to, bym dotarł do Krakowa przed startem samolotu powrotnego. Pojechałem więc na Zachodnią. Zachodnia w remoncie. Ale do tego można się przyzwyczaić. Zdążyłem na Pendolino. Po drodze do Krakowa rozładował mi się prawie zupełnie telefon. Potem miałem problem z wezwaniem Ubera. Już nie chce mi się o tym pisać. W kazdym razie spóźniłem się prawie dwie godziny. 

3. W przeciwną stronę było łatwiej. Na lotnisko odwiózł mnie ojciec, który bardzo się starał, byśmy się nie spóźnili. Zjedliśmy po drodze zupy w restauracji przy pewnym rondzie. Moja nie była oszałamiająca. Starania ojcowskie doprowadziły do tego, że za kontrolą bezpieczeństwa byłem z półtorej godziny przed czasem. Niechęć do tłumu sprowokowała mnie do skorzystania z tzw. saloniku. No i mam wrażenie, że część klaustrofobiczności Portu Lotniczego imienia Jana Pawła II, wynika z zadziwiających rozmiarów tzw. saloniku. 
Jakoś tak wyszło, że do Warszawy doleciałem na styk. W autobusie do samolotu obejrzałem ostatnie siedem minut meczu z Francją. Nie mogę się więc już szczycić nie oglądaniem ni minuty meczu na Euro. 
W samolocie do Zielonej, tym samym, który przyleciałem z Zielonej nie było parlamentarzystów. Był za to aktor, co to nie pamiętam jak się nazywa. 
Z Bożą pomocą dojechałem do domu. Obejrzeliśmy do końca „The Gentlemen”. Złą informacją jest, że przy ostatnim odcinku zasnąłem i będę go musiał obejrzeć jeszcze raz. 


 

poniedziałek, 24 czerwca 2024

23 czerwca 2024


1. Osoba, z której istnienia nie zdawałem sobie sprawy napisała na Twitterze:
„Lubię czerwone paski ale te na sukience a nie na świadectwach szkolnych. Zlikwidujmy «czerwone paski» na świadectwach! Są one źródłem frustracji i patologii - chorej rywalizacji, pogoni za stopniami, kucia na pamięć, fałszywego poczucia wartości, wykluczenia itd. Liczę na ministrę @barbaraanowacka w tej sprawie.”
Skomentowałem: „Po likwidacji pasków, zlikwidowałbym świadectwa. A na koniec – edukację.”
Odpowiedziała, dość odważnie jak na klubową koleżankę Romana Giertycha: „Po co, wystarczy, że Twoi ulubieńcy zdemolowali edukację – Anna Zalewska i Przemysław Czarnek.”
Napisałem: „Skoro już jest zdemolowana, tym łatwiej zlikwidować.”
Na co ona: „Patologię należy eliminować a edukację należy zreformować. Zrobimy jedno i drugie.”
Poprosiłem więc: „Może coś więcej opowie Pani o tym, w jaki sposób Pani eliminuje patologię.”
I tyle było z dyskusji, gdyż życzyła mi miłej niedzieli. 
Pewien rodzaj odklejenia, typowy dla osób z Lewicy, od kiedy Tusk zaczął Lewicę pożerać, przechodzi na ludzi z Platformy. O pani Krajewskiej (poseł z Warszawy) najwięcej mówi zdjęcie Marcina Kierwińskiego, które wyświetla się, gdy kliknie się w jej konto. 
Słucham właśnie audiobooka: „Księga urwisów” Niziurskiego. Czytałem to dziecięciem będąc. Autor opisuje jaką sieczkę w głowach dzieci może zrobić zideologizowana szkoła. W tamtym przypadku, poza ideologizowaniem szkoła jeszcze uczy. Dziś najwyraźniej ma wyłącznie ideologizować. 

2. Wracając ze spaceru z pieskiem spotkaliśmy sąsiada rolnika, który na rowerze objeżdżał pola. Opowiedział nam kilka ciekawych rzeczy. Na przykład dlaczego w tym roku nie ma rzepaku, tylko jest zboże. Chodzi o tłuczenie chwastów. Jest chemia na jednoliścienne i wieloliścienne. Jak się sieje zboże, to nie można tłuc chwastów jednoliściennych, bo by się wytłukło zboże. Więc się sieje na przykład rzepak, który jest wieloliścienny Wtedy można wytłuc chwasty jednoliścienne. Ale gdyby się rzepak siało więcej razy, to by się z kolei chwasty wieloliścienne rozpleniły. Sieje się więc jednoliścienne zboże i tłucze chwasty wieloliścienne. Mam nadzieję, że dobrze to powtórzyłem.
Opowiedział też jak idiotycznym pomysłem jest zielonoładowe ugorowanie ziemi. Z powodów ekologicznych idiotyczne. Po ugorowaniu wytłuczenie chwastów będzie wymagało zastosowania gigantycznych ilości herbicydów.
Jeszcze z dziesięć lat na wsi i człowiek będzie wiedział, co to obok rośnie. 

3. Obejrzeliśmy pierwszy odcinek drugiej serii „Rodu Smoka”. Złą informacją jest, że jedyne, co pamiętam z pierwszej serii, to to, że mi się podobał sposób pokazania polityki i ograniczeń ludzi tę politykę uprawiających. A co w tej polityce chodziło – tego ni w ząb nie pamiętam.

Wieczór spędziliśmy u sąsiadów. Spontaniczna uroczystość z okazji dnia ojca. Wydaje mi się, że gdyby nie było dnia ojca, uroczystość odbyłaby się z innego powodu.