wtorek, 6 sierpnia 2024

3–5 sierpnia 2024


1. No więc 2. sierpnia, kiedy obudziła mnie po trzech godzinach snu śmieciarka, dotarło do mnie, że się umówiłem na odbiór Lawiny. Przytomny specjalnie nie byłem, ale dotarło do mnie, że do końca imprezy się alkoholizowalem, na koniec, co prawda winem, ale jednak. Udałem się więc grzecznie na komisariat przy Wilczej, gdzie wydmuchałem nic. Pan policjant popatrzył na mnie, jak na wariata, a powinien pochwalić, za obywatelską odpowiedzialność. Wygląda na to, że wciąż mam stalową wątrobę. 

Po przygodzie przy Szaserów, gdzie z niewiadomych przyczyn nie mogłem znaleźć rejestracji rezonansu, ale nie będę się na ten temat rozpisywał, udałem się do Ursusa, gdzie czekała na mnie Lawina. Pan naprawiacz skrzyń, zalecił przez pierwsze dwa tysiące kilometrów nie przekraczać 100 km/godz i 2500 obrotów. No i podzielił się mądrością. Dlaczego amerykańskie skrzynie wytrzymują w Ameryce 300 tys. km, w Europie 120 tys. km, a w Polsce 80 tys. km? Bo w Stanach nikt nie przekracza 120 km/godz. A w Polsce, jak to w Polsce. 


2. W związku z tym, następnego dnia jechałem do domu starą drogą osiem prawie godzin. Ze dwa razy o mało co nie zasnąłem. Za to spaliłem jakieś śladowe ilości paliwa.

Jechałem słuchając „W pustyni i w puszczy”. Gorsze niż „Trylogia”. Ale w sumie niezłe. 
Opis państwa islamskiego w wersji Mahdiego – ponadczasowy. 
Myślałem o Powstańcach Warszawskich. Oni wszyscy wychowani na Sienkiewiczu. I to nie tylko na „Trylogii”:
„– Słuchaj, Stasiu! Śmiercią nie wolno nikomu szafować, ale jeśli ktoś zagrozi twej ojczyźnie, życiu twej matki, siostry lub życiu kobiety, którą ci oddano w opiekę, to pal mu w łeb, ani pytaj, i nie czyń sobie z tego żadnych wyrzutów.”

W poniedziałek pojechałem do Różanek po meble. I witraż. I zegar. Odwiedziłem Murzynowo. Nazwa wciąż niezmieniona. 
Tankowałem przy wjeździe do Gorzowa. Pan pompiarz widząc meble na pace wszedł w dyskusję na temat zbliżającego się końca świata. Wszystko już nie takie, a będzie jeszcze gorsze. 
Zegar okazał się mieś zagięte coś, na czym wici wahadło. Wygląda na to, że udało mi się ten problem rozwiązać.

3. Wieczorem się okazało, że przyszedł w końcu ten dzień, kiedy Stonoga stał się wiarygodny dla gwiazd naszych głównych mediów. 
O Stonodze nie chce mi się pisać. Z filmem, który wrzucił, od razu było widać, że coś jest nie tak. Też mi się nie chce pisać co. W każdym razie ludzie, którzy się mają za poważnych dziennikarzy poszli w to jak w dym. Żyjemy w czasach, kiedy wiarygodność nie jest specjalnie ceniona. 
Ludzie sobie narobili zrzutów. I pewnie, gdy jedna z drugą gwiazda będą publikować efekty swoich dziennikarskich śledztw, ludzie te zrzuty będą wrzucać. A gwiazdy nie będą rozumieć, o co chodzi. 
Bo to takie gwiazdy. 


 

poniedziałek, 5 sierpnia 2024

31 lipca – 2 sierpnia 2024


 1. 80. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. 

Plac Krasińskich. Prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier, przeprosił. Nic nowego, gdyż w Niemczech główną funkcją prezydenta jest jeżdżenie po świecie i przepraszanie. 

Nikt – mam wrażenie – nie zauważył, że Steinmeier nie mówił o nazistach, mówił o Niemcach. Można to traktować jako ukłon w naszą stronę, ale równie dobrze możemy to mieć gdzieś. Podobnie jak kolejne przeprosiny. Prezydent zauważył, że Warszawa tak bardzo była zniszczona, a jak pięknie została odbudowana. W domyśle: więc o co chodzi z tymi reparacjami.

Kto nie był na placu Krasińskich małe miał szanse, by się dowiedzieć, że pod koniec przemówienia Steinmeiera część słuchaczy zaczęła krzyczeć: reparacje. Nawet spora część słuchaczy. Okrzyki usłyszeli niemieccy żurnaliści. Ktoś nawet o tym napisał. Ale międzynarodowy skandal jakoś nie wybuchł.

80. rocznica Powstania, a publiczna telewizja nie transmituje. Takie czasy.

Wybory idą. Słychać to było w przemówieniu Rafała Trzaskowskiego. Mówił, jakby to powiedzieć, Dudą. 


2. O tym, jak bardzo wybory idą, mogliśmy się dowiedzieć następnego dnia rano, kiedy pan premier przyjechał do Muzeum i ogłosił, że da 100 milionów na Muzeum rozbudowę. Pokazał tym samym Trzaskowskiemu, że może go skutecznie podgryźć w jego własnym mateczniku. 

Można żartować oczywiście, że rozbudowę konsultować będzie profesor Machcewicz i że chodzi o to, żeby rozszerzyć ekspozycję o część, która pokaże traumatyczne przeżycia Niemców, których przez złych nazistów musieli brać udział w Powstaniu. Ale mi się nie chce. Wolę się zastanawiać, czy te 100 milionów, to te same w części pieniądze, które rok temu obiecał Mateusz Morawiecki. On mówił o 50 milionach, ale wiadomo co z pieniędzmi zrobiła pisowska inflacja. 
A poważnie mówiąc, bez zmiany prawa rząd będzie miał problem z przekazaniem tych pieniędzy. Do 2 października jest jeszcze trochę czasu, więc by można odpowiednią specustawę uchwalić. Bez tego, obawiam się, że Muzeum zobaczy te 100 milionów podobnie, jak zobaczyło 50 od Morawieckiego. 


3. Wybory idą. Miasto zmieniło ustawienie na cmentarzu. Pewnie, by wyczyścić kadry. Żeby Trzaskowski lepiej wyglądał. 
Na cmentarzu pojawił się dawno nie widziany Jacek Kurski. Punktualnie się pojawił.

Śpiewanki. Najgorsze z tych dziesięciu, w których brałem udział. Można odnieść wrażenie, że Muzeum miało ograniczony wpływ na ich kształt. 

Spektakl w Muzeum. Nie oglądałem. Dwie i pół godziny spędziłem w bardzo dobrym towarzystwie. 


środa, 31 lipca 2024

27–30 lipca 2024


1. Obejrzeliśmy nowy film reżysera „Przekrętu”, którego nazwiska zwykle nie mogę sobie przypomnieć. Tego męża Madonny. Nasze siły translatorskie znowu nie dały sobie rady z tłumaczeniem tytułu. Film naprawdę się mojej osobie podobał. Cywilizowana wersja „Inglourious Basterds”. Bardzo cywilizowana, gdyż z dumą informująca, iż oparta jest o fakty. Daruję sobie jęczenie, że taki film powinien powstać o jakiejś naszej historii. Historie podobnie mamy dobre, nie jesteśmy w stanie nikogo nimi zainteresować. I to jest zła informacja.
Skończyliśmy oglądać serial o Rzymie. Tak, gorszy niż ten HBO. Ale mimo wszystko interesujący. 
Jeżeli komuś brakuje wzruszeń, polecamy „Ambulance”.

2. Warszawa. Znaczy, zanim doleciałem, zacząłem słuchać rozmowy dyrektora Ołdakowskiego z gospodarzami Ground Zero. Polecam. W Warszawie się okazało, że Okopową nie jeżdżą tramwaje. 80. rocznica Powstania. W Muzeum spotkanie z Powstańcami. Dziesiąty raz w tym uczestniczę. We wspomnieniach opisać muszę kwestię wieńca z pierwszego razu. Tym razem interesujący byli nieobecni, których pozdrawiam.

3. Warszawa wieczorem. Poznańska bez wody. Kolejny raz. Dwudziesta druag, młot hydrauliczny wytłukiwujący bruk. To przed Krakeno-Beirutem. Zabawne w sumie, w kontekście sąsiadów awanturujących się, w kwestii ulicznych hałasów. 
Tel Aviv zmienił nazwę na P11 (chyba), a mógł na Gaza. Cieniasy. 
W przyjemnym w sumie wieczorze, miałem traumatyczną przerwę w San Escobar. I nie chodzi o Silnego Razem, który postanowił opowiadać mi o tym, jak inwigilowano go Pegasusem.
Pojawił się człowiek, który koniecznie wszystkim chciał stawiać. Później się okazało, że jest maszynistą, który świeżo walnął w samochód na przejeździe. Powtarzał kilka razy, że trzeba patrzeć do końca. 






 

sobota, 27 lipca 2024

26 lipca 2024


1. Nie jestem specjalnym wielbicielem Terlikowskiego, ale nie mam do niego wielkich pretensji, że nie zapytał Giertycha o Polnord. Nic by ciekawego Giertych nie odpowiedział. Zresztą i tak nic ciekawego nie powiedział. Terlikowski pojawił się w kanale Zero. Nie jest to dla mnie jakaś specjalnie wielka wartość dodana. W ogóle miewam ostatnio mieszane uczucia, co do decyzji personalnych Stanowskiego. Zaczęło się od Wiernikowskiej. Poznałem ją ponad dwadzieścia lat temu. Już wtedy zapaliły mi się czerwone lampki. Późniejsza jej aktywność w mediach społecznościowych ugruntowała we mnie przekonanie, że trzymać się trzeba jak najdalej. 
Nie przepadam też za Joanną Pinkwart. Nigdy nic ciekawego od niej nie usłyszałem. Mam wrażenie, że dzięki moim dwóm rozmówcom więcej wiem niż ona, do tego na pewno lepiej wyciągam wnioski. 
Świetna za to jest Maria Stepan.

2. Byłem w Zielonej. W jednym urzędzie. Byłem też w Makro. I podjechałem do naprawiacza skrzyń biegów. Jednak wciąż ściemnia. I to jest zła informacja. Choć z drugiej strony, gdyby szybko zrobił i miałbym naraz zapłacić za Lawinę i Suburbana, to raczej bym nie dał rady. Podjechałem też zobaczyć, jak sąsiad Tomek ze współpracownikami montują carporty. Porządne te carporty. Chciałbym taki mieć. 

3. Nie oglądałem ceremonii otwarcia igrzysk. Uważam, że masowe imprezy sportowe to zło. Od paru dni oglądamy serial Amazona o Rzymie. Już wtedy sport masowy to było zło, tyle że z tym, iż wtedy tak było, dziś nikt nie dyskutuje. 
Uważam, że masowe imprezy sportowe to zło. Śmieszą mnie ludzie, którzy uważają, że można skutecznie używać sportu do polityki. Nie te czasy. Podobnie zresztą jest z kościołem. Też już politycznie nie działa tak jak kiedyś. 
A o tym, że „Imagine” to komunistyczny manifest wiem od podstawówki, kiedy na angielskim, pan Malita, który później zrobił karierę w amerykańskiej korporacji, postanowił, że będziemy tę piosenkę na polski tłumaczyć.


 

piątek, 26 lipca 2024

24–25 lipca 2024



1. Wracając do „Elegii dla bidoków”. Film wyprodukował Netflix, którego założyciel wpłacił ostatnio worek pieniędzy na kampanię Kamali Harris. Jak to się wszystko ciekawie układa. 

Premier zdymisjonował wiceministra Sługockiego. Moi tutejsi koledzy kręcą nosem, kiedy mówię, że to w sumie porządny facet. No dobrze, niech będzie, że porządny, jak na tutejszą Platformę. Kiedy wybuchła afera gorzowskiego WORD, Sługocki nie próbował wyrzucać ludzi z „Gazety Lubuskiej”, tylko zawiesił w prawach członka Platformy dyrektora WORD-u. 
Sama dymisja jest tak głupia, że właściwie śmieszna. Choć właściwie się nie ma z czego śmiać, po raz kolejny w Stanach wychodzimy na pajaców. 

2. Minister Sikorski powiedział rano w RMF-ie, że Magierowski jest na placówce już sześć lat. A zwyczajowo służba ambasadora trwa lat trzy do czterech. Marek w Waszyngtonie służy od 23 listopada 2021 roku. Sześć lat będzie, jeżeli się zsumuje Waszyngton z Tel Aviwem 
Zawsze mi się wydawało, że limit czterech lat dotyczył konkretnej placówki. Ale jeżeli nie, to dlaczego MSZ, po sześciu latach służby, umawiał się z Markiem na kolejną ambasadę? 
A jak to się wcześniej stało, że ekscelencja Schnepf do Waszyngtonu poleciał prosto z Madrytu? A Marek Prawda służył pod rząd w trzech placówkach? 
Nie trzyma się to wszystko kupy, ale u Radosława Sikorskiego często tak bywa.

3. Marcin Dobski wyciągnął Donaldowi Tuskowi społeczną asystentkę. Urodzoną w Międzyrzeczu Ukrainkę. Rodzice najwyraźniej mieszkali w radzieckim garnizonie, w Kęszycy Leśnej. Przypomniało mi się, że chyba w 1989 roku niosłem zakupy z pekaesu pod bramę garnizonu kobiecie w zaawansowanej ciąży. Istnieje szansa, iż była to matka rzeczonej asystentki. 

W Kęszycy wciąż można obejrzeć pomnik radzieckiego łącznościowca. Barbarzyńcy z IPN-u chcą go zniszczyć, a szkoda, bo to jedna z najbrzydszych rzeźb, jakie widziałem w życiu. 

środa, 24 lipca 2024

23 lipca 2024

1. Pojawił się kolejny argument za tym, żeby Marek Magierowski został do listopada w Waszyngtonie. Właściwie to milion argumentów. Skoro Marek się postanowił w ten sposób zachować, znaczy, że ma analizy prawne. Z kolei twitterowa reakcja ministra Sikorskiego świadczyć może o tym, że te analizy są bardzo dobre. 
Cały dzień się zabierałem do napisania tekstu o aborcji. Mam ten tekst zasadniczo w głowie. Nic z tego nie wyszło i to jest zła informacja. 


2. Za to kosiłem spalinową kosą i ciąłem spalinową piłą. Jutro może coś porąbię. Konkretnie to, co pociąłem. Porozmawiałem chwilę z sąsiadem z naprzeciwka. Opowiadał, jak było tu w 1945. I później. O stryju, który się wysadził, kiedy go otoczyło KBW (ale to na Lubelszczyźnie). O tym, jak rządzili tu rosyjscy żołnierze, o Niemcach (dokładniej Niemkach) które tu po wojnie wciąż mieszkały. Ktoś to wszystko powinien spisać. 

3. Obejrzeliśmy „Elegię dla bidoków”. Drugi raz. Przypomniało mi się, że za pierwszym sprawdzałem, którędy się można jechać z Middletown do New Haven. Zapomniałem o bohaterze filmu. Więc zupełnie go nie wiązałem z J. D. Vancem, którego nazwisko wypłynęło na przykład po idiotycznych tweetach Donalda Tuska. 

Więc drugi raz obejrzeliśmy „Elegię dla bidoków”. No i się zacząłem zastanawiać, czy kiedy J. D. Vance pisał książkę, to już planował, że za osiem, czy dziewięć lat będzie kandydatem na wiceprezydenta. 

 

wtorek, 23 lipca 2024

21–22 lipca 2024


1. Obudził mnie podwarszawski naprawiacz skrzyń biegów. Przekładnia w Lawinie się była spaliła. Cała jest do roboty. Naprawiacz nie wie dlaczego. Mówi, że co się z tymi skrzyniami dzieje takiego, że na starość stają się wrażliwe na temperaturę. On zakłada dodatkowe chłodnice oleju. 
Naprawa będzie kosztować mniej-więcej tyle, co trzy lata temu dałem za Lawinę. I to nie jest dobra informacja. Rozmowa była na koniec taka:
– To co mam robić?
– A mam wyjście? Mam na złom auto oddać?
– Nie, no szkoda, porządny samochód.
– To co się pan pyta? Trzeba robić. 
Lawinę kupiłem za odprawę z Pałacu, naprawię za odprawę z Polska Press. Tak się losy plotą.

2. „Polska nie straciła olbrzymich kwot. Myślę, że będzie to liczone w setkach milionów, być może miliardach złotych, ale na razie nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie” – powiedział w RMF wicepremier Krzysztof Gawkowski. Gdyby nie to, że wszyscy ich mają gdzieś, tego rodzaju oświadczenie spowodowałoby społeczny rumor. Zwłaszcza, że pan wicepremier mówił później, że zapłacą za to zwykli ludzie. Niesamowita jest polska lewica. 

3. W związku z rezygnacją prezydenta Bidena, rodzimi specjaliści od wszystkiego ogłosili zwycięstwo Kamali Harris. Cóż, zobaczymy. 
Obejrzeliśmy, właściwie przypadkiem, film „Money Monster”, nazwany przez któregoś z tytanów tytułowania zagranicznych filmów „Zakładnik z Wall Street”. Film jest na HBO (czy jak się tam to teraz nazywa). Jest z 2016 roku. Oglądając go, można zrozumieć dlaczego, Trump wygrał wtedy wybory.