środa, 9 października 2024

8 października 2024




1. Drugie z kolei śniadanie w Żonglerce. Szkoła przemysłowa żeńska, w której dziś mieści się ASP wyglądała porządnie na tle niebieskiego nieba. Nie byłem w stanie do końca ogarnąć na czym polegało spięcie właściciela z jednym ze stałych wydawać by się mogło Żonglerki gościem. Gość coś dzień wcześniej nawywijał. Dziś się próbował z całej sytuacji tłumaczyć. Nie do końca wiem, czy skutecznie. I to jest zła informacja.

2. Generalnie to polecam Żonglerkę. Oczywiście polecam dla właściciela, który zasadniczo nie jest właścicielem, a właściwie ojcem właścicielek. Nie jestem do końca pewien, czy aby moja słabość do rzeczonego właściciela bierze się stąd, że wspominając, sprowadza mnie do licealnych czasów. 

Może tak oczywiście być, choć nawet, gdyby tak było, nie ma to specjalnego znaczenia, gdyż w Żonglerce czuję się bardziej niż dobrze.
Podobnie jak Żonglerkę polecam Zbitą Szybkę przy Zwierzynieckiej. Wymieniono mi tam baterię w komputerze, co zdecydowanie odsuwa czas wymianu komputera na – zupełnie mi niepotrzebny – nowszy.

3. Wieczorem, w Dekafencji spotkałem się z Easy Riderem, nadredaktorem Muchą i tym profesorem od tej książki o Miłoszu, co to jej jeszcze nie ma, ale i tak wszyscy ją chwalą. Profesor, nazywany przez nadredaktora Muchę profesorkiem, fascynował się moimi, odziedziczonymi po prapradziadku poglądami na rozgraniczenie Półwsia Zwierzynieckiego ze Zwierzyńcem i Salwatorem.


W ciągu wieczora całego nagabywany w kwestii barów z paniami w negliżu byłem sześć razy. Nie mogę tego dodać do liczby zaczepek z wczoraj, gdyż wszyscy tę liczbę zapomnieli. I to jest zła informacja. 


 

wtorek, 8 października 2024

7 sierpnia 2024


1. Zjadłem śniadanie w Żonglerce, która powoli przechodzi w tryb jesienno zimowy. Z Syrokomli udałem się w okolice Peweksu przy 18 stycznia. Tak właściwie, to nie ma już ani Peweksu, ani 18 Stycznia. Są w naszych sercach. 
Szedłem zu Fuß. Przez park Jordana. Poprzednio, przez park Jordana szedłem ze trzydzieści lat temu. Albo nawet więcej. Park jest mniejszy niż kiedyś. Postawiono nowe biusty, w – niekiedy – zaskakującej konfiguracji. Generał Andres, spod zmarszczonych brwi, patrzy na poetę Herberta. Ten z kolei skromnie spuszcza wzrok. 
Inny poeta, Kochanowski, ma doklejony nos. Zrobiony z dużo mniej szlachetnego materiału. Na terenie AGH, od strony Czarnowiejskiej obok parowozu stoi wagon. Nie mogę sobie przypomnieć, czy zawsze tak stał. I to jest zła informacja. 

2. Wracając do ciekawostek z ubiegłego weekendu – od naocznego świadka usłyszałem, że jedna z gwiazd bardzo dziś postępowego tygodnika w podstawówce kierowała kołem TPPR. Nie napiszę ani kto, ani co to jest TPPR, bo by to było za bardzo śmieszne. 

3. Wieczorem kolegą Arkiem i kolegą Kubą chodziliśmy po mięście. I po Kazimierzu. Po Kazimierzu, gdyż kolega Kuba tam mieszka. I tam go odprowadziliśmy. Gdyż ma na rano do pracy. Kiedy go już odprowadziliśmy, zjedliśmy po zapiekance od Endziora i poszliśmy na Wolnicę do Psa. W Psie siadł koło nas łysy człowiek. Siadł i zaczął monologować: kurwa, suka, kurwa, suka, kurwa, suka, kurwa, suka. I tak jeszcze parę razy. Później się przesiadł. Później się przesiadł jeszcze raz. Później wstał, podszedł do nas i zapytał, gdzie jest kibel. Nie byliśmy natenczas w stanie mu odpowiedzieć, gdyż w to wcielenie Psa odwiedziliśmy po raz pierwszy. Chyba sobie poradził bez naszej pomocy. 
Wracając przez Rynek znów zaczęliśmy być nagabywani przez naganiaczy do barów toples etc. Przypomniało mi się, jak trzydzieści parę lat temu, w pasażu Hetmańskim, bawiłem się brzydko pozwalając zabrać wolne krzesło dziesiątej osobie, która o wolne krzesło pytała. Wymyśliłem, że by można się zabawić w sposób taki, żeby się dać zagonić 153 naganiaczowi, który poleci bar toples, pole dancing, striptiz z pierwszym drinkiem za pół ceny. Pomysł miał dwie wady. Po pierwsze by trzeba było do 153 liczyć, po drugie by trzeba tam pójść. Więc nic z tego raczej nie będzie. 


 

poniedziałek, 7 października 2024

6 października 2024


1. Dwa tygodnie temu minęła druga rocznica śmierci Edwarda Mosberga. Tu LINK do tekstu, który napisałem po jego śmierci. 
Dziś usłyszałem kolejną o nim historię.
Pan Edward zadzwonił do Głowy Państwa, by zaprosić go na Marsz Żywych. Użył argumentu, że może być to jego ostatni Marsz, więc Głowa Państwa nie miał specjalnego wyboru. 
W Oświęcimiu pan Edward występował, jak zwykle, w pasiaku. W pasiakach występowała też jego rodzina. Z różnicą taką, że pasiak pana Edwarda był spłowiały, pasiaki rodziny – nie. 
Głowa Państwa zapytał pana Edwarda, o te pasiaki rodziny. Pan Edward odpowiedział, że kupił materiał na nie. W Niemczech. Bo w Niemczech wciąż ten materiał w magazynach mają.

2. Z koleżeńskiego spotkania, do Krakowa wiózł mnie kolega Grzela. W sumie było nas czterech. Kolega Grzela w pełni sił, choć jednak, po wcześniejszych weekendowych dokonaniach zmarnowany. Gdzieś, przed Kielcami zaczęliśmy z kolegami dwoma, bez kolegi Grzeli, gdyż z jednej strony prowadził, z drugiej był zmarnowany, rozmawiać o polityce i geopolityce. I im bardziej się angażowaliśmy w tę rozmowę, im głośniej się wymienialiśmy argumentami, tym bardziej kolega Grzela był zmarnowany. W końcu poprosił byśmy rozmawiać przestali. I włączył muzykę. Miła pani śpiewała w miły sposób covery. Jednak okazaliśmy się głusi. I na prośbę kolegi Grzeli. I na muzykę. Gdy nas wysadzał, wyglądało na to, że nas nienawidzi. Mamy nadzieję, że przejdzie mu, nim się spotkamy następnym razem.

3. Wieczorem, z kolegą Arkiem, którym wcześniej gnębiliśmy kolegę Grzelę, udaliśmy się do miasta, by kontynuować dyskusje o polityce i geopolityce. Rozmowy zeszły jednak na zupełnie inny temat. Gdy błąkaliśmy się w okolicach krakowskiego Rynku, ciągle zaczepiał nas ktoś, kto chciał wskazać drogę do najbliższego baru ze stripteasem. Potwornie wyprowadzało to z równowagi kolegę Arka. Nie ma się czemu dziwić. W sumie, zaczepiła nas ze dwadzieścia osób. Prezydenta Majchrowskiego już nie ma, a Kraków wciąż taki sam. I to jest zła informacja. 



 

niedziela, 6 października 2024

5 października 2024

 1. Legenda miejska głosi, że generał Gruba, który, nim został szefem WUSW w Krakowie, kierował takim urzędem w Katowicach, akurat po 13 grudnia 1981 roku, pił tylko raz w roku. Z towarzyszami z lasu, gdyż jako stary bezpieczniak, pić mógł tylko z osobami, do których miał pełne zaufanie. A jak już pił, to pił bardzo, gdyż następną okazję miał mieć dopiero po roku. 


Ja piję niż generał częściej, pale i tak, gdy piję z moimi towarzyszami z lasu, też piję bardzo. Co efektuje trudnymi porankami. I to jest zła informacja. 

Dzień postanowiłem zacząć od piwa bezalkoholowego. Wypiłem jedno. Zacząłem pić drugie. W połowie zdałem sobie sprawę z tego, że jednak nie jest bezalkoholowe. 
W życiu nie ma przypadków, są znaki. 

2. Pośród dyskusji politycznych pojawiła się koncepcja, w jaki sposób rozwiązać problem obozu Prawa i Sprawiedliwości z brakiem odpowiedniego kandydata w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Otóż Andrzej Duda powinien przestać się identyfikować jako mężczyzna. Następnie przeprowadzić sądową procedurę zmiany płci. Z nowym imieniem i nowym peselem byłby nową osobą. Mógłby więc wystartować w wyborach prezydenckich. 
Jedynym minusem tego planu jest to, że istnieje szansa, że przez chwilę, po sądowej procedurze zmiany płci, czyli zniknięciu Andrzeja Dudy, funkcję prezydenta pełnić by mógł Szymon Hołownia. 

3. Prawie nie ma grzybów. I to jest zła informacja. Zwykle były. 







sobota, 5 października 2024

4 października 2024


1. Śniło mi się, że zostałem nauczycielem WF-u. W czasie studniówek. W ramach integrowania się z młodzieżą, zapytałem, kiedy się było trzeba urodzić, żeby mieć studniówkę. Usłyszałem, że w 2000 roku. Znaczy, że śnił mi się rok 2017. Albo 2018. Do końca nie jestem pewien. Później do snu przebił się dzwoniący trzy razy zegar. Obudziwszy się sprawdziłem. Dzwonił razy pięć.A wstać musiałem o szóstej. 
W końcu wstałem. Po drodze na lotnisko, wpadliśmy do gminy, żeby nieskutecznie sprawdzić, czy wysłane w przeddzień dokumenty są ok.

2. W samolocie zacząłem słuchać rozmowy Stanowskiego z sędzią Kapińskim. Mój Boże, przywraca on (sędzia Kapiński) wiarę w polskie sądownictwo.
Gdyby ktoś nie widział, tu link: https://www.youtube.com/watch?v=MRaXoTsw_L8
Czasy mamy excusez le mot pojebane, głosy rozsądku warte są tyle, co ich twórcy ważą. W złocie.

3. Warszawa piękna jak zwykle. Tak w ogóle, to mam nowe okulary. Polecam Aga Optyk, Świebodzin. Mogłem więc przeczytać, że człowiek siedzący przede mną w pociągu z Okęcia, szukał konwersji do AR 15. Nie wyglądał na terrorystę, więc nie zacząłem się zastanawiać kogo o tym poinformować. Jestem rasistą. Mimo iż noszę koszulkę z napisem, iż nie jestem rasistą, gdyż nienawidzę wszystkich w taki sam sposób.
Byłem w Faster Dog, do którego zapraszano jest w najbliższy czwartek.

Nie napiszę, kto przyłożył się do tego, że jestem w miejscu, gdzie jestem, gdyż osoba ta stwierdziła, że to zdementuje.
W każdym razie jestem w rzadko spotykany sposób, wśród ludzi, których zna ponad czterdzieści lat, w co trudno jest uwierzyć. I to jest zła informacja. 





 

piątek, 4 października 2024

3 października 2024


1. Znowu byłem w Gminie. Pan Wójt tym razem z geopolityki przeszedł na politykę krajową. Konkretnie na kwestie praworządności. Podzielił się ze mną swoim przekonaniem na temat powodów różnych decyzji Głowy Państwa. Mówił to z takim przekonaniem, jakby świadkiem był rozmów pomiędzy Prezesem a Prezydentem. Wybiłem go nieco z tej pewności, przypominając weto do ustawy o Regionalnych Izbach Obrachunkowych. 
Następna rozmowa najwcześniej w czwartek. 

Cała Polska, a przynajmniej ta część, którą algorytm wyświetla mi na tajmlajnie, zajmuje się mieszkaniem państwa Myrchów. Póki nie zaczniemy posłom płacić odpowiednich pieniędzy, tak się będzie co chwilę działo. 
Parę lat temu, były dyrektor biura jednego z posłów (dziś dyplomaty), gdy rozmawialiśmy o kilometrówkach, westchnął, że gdyby nie one, to by nie było z czego zapłacić pracownikom biura. Uważam, że posłów powinno być mniej. Niech ich nawet będzie tylu, co senatorów (a senatorów niech na przykład będzie tylu, ile jest województw), ale płaćmy im tak, jak się płaci europosłom. Robotę mają przecież ważniejszą. 

Nikt mnie też nie namówi to ganienia rządu za kupowanie samochodów. Choć lepszym pomysłem jest wynajem. 


2. Od ponad miesiąca grupa uzbrojonych w trzy koparki (w tym jedną bardzo dużą) panów pogłębia za unijne pieniądze nasze poniemieckie przeciwpożarowe stawki. Panowie najpierw przepompowali wodę ze stawku mniejszego do stawku większego. Wykoparkowali szlam z dna, wypalowali brzegi, wysypali je później kamyczkami rozciągając wcześniej takie coś, co utrudnia im osypywanie. Przepompowali wodę ze stawu większego, do stawu mniejszego i zaczęli w większym robić to samo, co wcześniej robili w mniejszym. W większym trwa to dłużej, niż trwało w mniejszym, co jest jakoś logiczne, gdyż mniejszy jest mniejszy. 
W każdym razie chodzę codziennie popatrzeć, jak panom idzie. Parę dni temu, kiedy wdałem się z jednym z panów w dyskusję o tym, co to jest to szare, co z dna wydłubują (glina), (którą muszą wydłubać, bo mogła stracić swoje gliniane właściwości), piesek postanowił zobaczyć z kim rozmawiam i oparł się przednimi łapami o płot. No i jak się oparł, to płot poleciał. Płot jest z betonowych prefabrykatów. Ma z pięćdziesiąt lat. Kawałek płotu poleciał, ale nie do końca, gdyż zatrzymał go go obrastający winobluszcz. Kupiłem odpowiedniej wielkości trytytki i postanowiłem dziś wracając z Gminy, ten odpadnięty kawałek przyczepić. Podjechałem Lawiną. Przedarłem się przez błoto, które panowie od stawków narobili. Zacząłem przyczepiać. No i się okazało, że się nie da, że odpadnięty kawałek jest zdezintegrowany. A jeszcze, przy próbie przypinania, odpadł ten kawałek zupełnie. Płot więc w tym miejscu zaczął pełnić funkcję wyłącznie symboliczną. A ta nie musi wcale zniechęcić pieska do tego, by zrobił to, co mu się czasem zdarza gdy zauważy otwartą bramę. Pojechałem więc w te pędy do miasta i w Mrówce kupiłem dwa kawałki ogrodzenia z zielonego drutu. Za pomocą kupionych wcześniej tryrytek połączyłem kawałki zielono-drucianego ogrodzenia z ogrodzeniem betonowym. Nie wygląda to najlepiej. Ale działa. W przyszłym roku zarośnie, gdyż winobluszcz pewnie będzie zachwycony. 

3. Dziś grzybów nie było. Były tylko ślady po grzybiarzach. 

 

czwartek, 3 października 2024

2 października 2024

1. Zielonogórska prokuratura ogłosiła wczoraj, że zabiera się za – jakiś czas temu najsłynniejszego Lubuszanina – Łukasza Mejzę. Konkretnie, za jego immunitet. Chodzi o oświadczenia majątkowe. Od razu mi się przypomniała sprawa nowakowego zegarka. Żeby nie zajmować się poważnymi rzeczami, jakie Nowak nawywijał, wzięto się za zegarek. 
Przy odrobinie samozaparcia, można by się przyczepić do oświadczeń majątkowych pewnie z osiemdziesięciu procent ludzi, którzy je składają. Na przykład do niejakiego wiceministra Kiepury, który rano występował dziś u Mazurka. Oświadczył on w oświadczeniu, że jego 150-metrowy dom wart jest 350 tys. złotych. Jak zauważył Mazurek – nie ma domów wartych takich pieniądzy. Inna sprawa, skąd oświadczający ma wiedzieć, ile warta jest jego nieruchomość, jeżeli jej albo właśnie nie kupił, albo nie sprzedaje. 
No więc mam podejrzenia, że Mejze ścigają za oświadczenie, żeby go nie ścigać za coś innego. Na przykład za Lubuskie Bony Wsparcia (czy jak się to tam nie nazywało). Gdyby się za to zabrać, to bu się okazało, że nie tylko Mejza był ich beneficjentem. Urząd Marszałkowski szeroko sypał wtedy kasą. Na projekty, wśród których nauka tańca przez internet nie była jakimś specjalnym ewenementem. 
W każdym razie PiS za Mejzą stanął murem (za mur robił Mariusz Błaszczak). Najwyraźniej zależy im na tym, żeby pozostali przy nich wyłącznie najwierniejsi wyborcy. 

2. Byłem znów w Gminie. Znów rozmawiałem z Wójtem o geopolityce. Tym razem z naciskiem na krajową jej wersję. Tym razem posłużyłem się cytatami z Radka Sikorskiego. 
Usłyszałem kolejną historię o wyżej wzmiankowanym Mejzie. Jak pojechał na zjazd Kół Gospodyń Wiejskich. Zaczepiał tam panie, gwarantując dotacje z fundacji jakiejś spółki Skarbu Państwa. Chyba Enei. Jego asystent miał na miejscu pomagać wypełniać wnioski. Wypłata kilka dni później.
Wszyscy znamy dowcip o sikaniu do basenu z trampoliny. W tym przypadku można odnieść wrażenie, że nie o sikanie chodzi, tylko do tego basenu z trampoliny excusez le mot sranie.
Usłyszałem, że chcą i u nas budować wiatraki. Daleko od wsi. Jeżeli je zbudują, będą występować na zdjęciach, które co dzień na spacerze robię pieskowi. 

3. Wieczorem wierciłem dziury. Miały być dwie, a wyszły cztery. Dziury na kołki, w których umocowane są śruby mocujące stalowy profil, na którym będzie wisieć wyciągarka, która ułatwi mi życie. Istnieje oczywiście szansa, że obciążona wyciągarka urwie się razem z tym profilem i spadnie z wysokości drugiego piętra. I albo mnie życia pozbawi, albo mi życie utrudni. Insz Allah. 

Późniejszym wieczorem piesek porwał pół kilo mielonego mięsa, kupionego specjalnie, by karmić koty. Nie dał sobie tego mięsa odebrać i zeżarł je, sukcesywnie wyciągając z opakowania. Jutro będę musiał jechać kupić następne, które – istnieje spora szansa – też porwie, bo to dzisiejsze było w tym tygodniu drugie.